środa, 28 stycznia 2009

Nowości ...

A wśród nich skrócenie czasu egzaminu - ale tylko pod warunkiem zaliczenia wszystkich zadań. Dziś jest tak, że egzamin na kategorię B musi trwać co najmniej 40 minut (oczywiście, gdy kursant nie popełni błędu powodującego przerwanie egzaminu). Być może niebawem egzamin będzie mógł być zakończony po upływie 25 minut ... Znacząco skróci to czas oczekiwania na egzamin, gdyż w niektórych miastach kolejki są olbrzymie. Wiadomo także, że stres bardzo nasila się po 20 minutach jazdy.

Z kolei zadanie sprawdzenia urządzeń bezpośrednio wpływających na bezpieczeństwo jazdy (zad. nr 2) obarczone jest limitem czasu - 5 minut. Pamiętam jak dziś, gdy jakiś czas temu na egzaminie jedna osoba nie potrafiła otworzyć pokrywy silnika i trwało to dość długo zanim sobie poradziła. Jeśli zminy wejdą w życie, egzaminator będzie ze stoperem stał obok kursanta ...

Na placu nie będzie można najechać na linie ograniczające pas ruchu. Dziś jest mowa o nieprzejeżdżaniu. A więc nieco trudniej, ale czy to aż tak ważny szczegół ?

No i definitywnie - przy niezastosowaniu się do znaku B-20 (STOP) kursant otrzymuje wynik negatywny. W ogóle - egzaminator będzie zobowiązany do informowania na bieżąco o wszystkich popełnionych błędach. Dziś bywa z tym różnie - czasem informują przy końcu egzaminu, a czasem tuż po błędzie.

Nie są to wszystkie proponowane nowości, ale wg mnie jedne z naistotniejszych.
Zmiany w egzaminowaniu miałyby obowiązywać od lutego, ale obecnie wydaje się to wątpliwe ...

piątek, 16 stycznia 2009

Punkt widzenia.

Krótka historia:
17 godzina jazdy. Pierwsze 1o godzin z innym instruktorem. Początki u mnie to nauka ruszania, dotarcie się do pojazdu i do tego okropnego instruktora - czyli mnie. Starego zrzędę, co nic mu nie pasuje. Na 14 godzinie zacząłem pytać o znaki, gdyż kursant w ogóle ich nie widzi, skręca gdzie popadnie, ustawia auto byle jak. Czekam nadal. Może to stres ? Może ma inne obowiązki i nie może się skupić na jeździe ? Wciąż nie krzyczę, tylko tłumaczę i tłumaczę. Na 16 godzinie kursant nie widzi znaków, nie zatrzymuje się "na znakiem STOP". Po jeździe piętnuję zachowanie kursanta i stawiam warunki co do przyszłych jazd (m.in odpytywanie o mijane znaki) . On godzi się bez najmniejszego sprzeciwu.

Dziś:
Dojeżdżamy do skrzyżowania, kolejny znak STOP przed nami. I co ? Zwalniamy do 7 km/h (w Toyocie licznik jest cyfrowy). Pytam więc, czemu (znów) nie stanął ? A on twierdzi, że przecież się zatrzymał ! Ręce mi opadły i przez dłuższą chwilę myślałem, co i jak dalej mu tłumaczyć ...
Nie podarowałem (jako stara wredota) i pojechaliśmy jeszcze raz przez to samo skrzyżowanie. No, tym razem zrobił zatrzymanie pojazdu.

Jedziemy dalej, minęliśmy znak "zakaz zatrzymywania" - więc pytam jaki znak przed chwilą stał ? Kursant nie wie. Za kilka metrów dalej jest parking, więc stajemy tam a on idzie zobaczyć co takiego nie zauważył. W sumie, na całej godzinie kilka takich sytuacji. On wyraźnie poddenerwowany (tak - wiem - wszystko przeze mnie), nerwy buzują coraz bardziej.

Kilka chwil później, rusza wprost pod nadjeżdżający pojazd. Gdy po moim hamowaniu pytam "co jest ?" odpowiada, że to wina kierującego z przeciwka, gdyż "nie włączył kierunkowskazu przecież !". Faktycznie - powinien włączyć kierunkowskaz, ale czy to zaraz oznacza że można bezkrytycznie jechać pomimo tego że sytuacja nie jest jasna i klarowna ? Czy można tak robić mając 17 godzinę jazdy i być po zaliczonych wykładach ?

Z kolei, po 10 minutach jazdy wjeżdżamy na największe skrzyżowanie w mieście. Dość spore natężenie ruchu, ale tragedii nie ma. Sąsiedni pas sprawnie porusza się do przodu, my stoimy. Gdy już jest tak wielka luka, że 5 aut zdążyłoby przejechać (wg mnie oczywiście) jemu gaśnie silnik. Z tyłu spiętrzył się rząd pojazdów, my stoimy nadal. Znów luka - i znów gaśnie auto. Nerwy sięgają zenitu. Po uruchomieniu auta przytrzymuję sprzęgło i zjeżdżamy ze skrzyżowania, ale od razu na parking.

Dla niego na dziś to koniec, choć czas jeszcze się nie skończył. Coś trzeba zmienić. Może instruktora ? Może zacząć słuchać ? Może czas zacząć myśleć ? Na razie jesteśmy umówieni dalej. To już 18 godzina będzie. Zapewne interesująca, gdyż ja tego tak nie zostawię. Albo jego jazda zacznie się "kleić", albo coś/kogoś zmienimy :) A możliwości są spore.

niedziela, 4 stycznia 2009

Ale jazda [egzamin]

Mimo iż już rok 2009, ja wrócę jeszcze na momencik w ostatni dzień poprzedniego roku, kiedy to poszedłem na egzamin z jedną z moich kursantek.

Tak w ogóle, bardzo mi się nie chciało tego dnia pracować i praktycznie na ten dzień zaplanowałem sobie tylko i wyłącznie szybki egzamin, potem ostatnie zakupy i oczekiwanie w miłym gronie na godzinę "0" ... Czekając na egzamin, jak zawsze widzieliśmy sporo zdenerwowanych, niepewnych ludzi, a ich strach i obawy były bardzo zaraźliwe. Na szczęście nie dla mojej klientki, do której jakby nie wiele docierało złego - i bardzo dobrze. Po co się stresować na zapas ? Mam wrażenie, że byłem tarczą która chroniła przed tym właśnie. Wspólnie stawiliśmy się przy sprawdzaniu obecności, na naszym przykładzie koordynator omówił co potrzeba by instruktor brał udział w egzaminie. Uśmiech od czasu do czasu, mrugnięcie okiem - czas na oczekiwanie na egzamin zleciał zaskakująco szybko pomimo tego, że Magda ma nazwisko zaczynające się na jedną z ostatnich liter alfabetu.

Gdy przyszedł nasz czas, koordynator zabrał kilka innych osób. Idąc korytarzem na plac manewrowy zastanawiam, się do kogo trafimy ... Poprzednim razem nie udało się zdać, gdyż w ostatnim momencie Magda postanowiła wyprzedzić rowerzystę (pisałem chyba o tym ?). Szkoda tylko, ze było to na torach kolejowych, zaczepiliśmy wtedy też o podwójną ciągłą i przejście dla pieszych. No, ale czekamy przy autach i - wszystko wiadomo: auto nr 1 - czyli egzaminator pan Xxx. O cholera ! Jeden z najbardziej wymagających egzaminatorów. Pomyślałem, że znów egzamin będzie do tyłu ...

Pierwsze zadanie bez problemu, drugie - czyli łuk także. Idąc na wzniesienie, egzaminator pyta: - Lepiej się czuje w obecności instruktora ? - Tak, ponadto - to już dziewiąte podejście - mówię ... I faktycznie - było to już dziewiąte podejście Magdy. Po wzniesieniu start czas i rozpoczynamy.

Oczywiście nie zapominam zapiąć pasów i sprawdzam czy światła włączone są prawidłowo. Wszystko ok, a pierwsze metry są pokonywane pewnie i prawidłowo. W ostatnich jazdach przypominam kursantce, by w razie możliwości używała czwartego biegu. Wiem, że egzaminatorzy lubią ten zabieg i Magda się do tego stosuje. Pierwsze zawracanie na "światłach" - jest zielone, a ona hamuje ! Na szczęście, to było tylko chwilowe zwolnienie, a zielone świeci nadal. Mimo dość dużego ruchu okazje się, ze nikogo akurat nie ma i bezproblemowo wykonujemy polecenie egzaminatora. Kolejne kilometry - bez zmian. Coraz bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że za dziewiątym razem może się udać ... ;-)

Czas płynie bardzo powoli i po około 20 minutach zastanawiam się kiedy będziemy kończyć ? Ale to przecież dopiero połowa. Wjeżdżamy na obrzeża miasta i powoli zbliżamy się do skrzyżowania, w którym dosłownie dzień wcześniej zmieniono organizację ruchu. Serce zaczyna mi bić coraz szybciej, bo egzaminator właśnie wybrał drogę na to "nowe" skrzyżowanie ! Dojeżdżamy, a tam pełno aut - wg nowych przepisów trzeba ustąpić tym z prawej strony. Są oczywiście ogromne znaki, ale kto patrzy na znaki ? Magda popatrzyła, ustąpiła i pojechała dalej. Ufff.

35 minuta, jedziemy już do WORD-u, czuję, że jest coraz więcej stresu. Przy próbie zmiany z trójki na czwórkę słyszę głośny zgrzyt. Za moment ponownie. Co jest ? Nie wcisnęła sprzęgła ? Egzaminator "zasyczał", Magda przeprosiła. (jak się później okazało - była to próba włączenia biegu wstecznego - w Toyocie Yaris zdarza się to stosunkowo często) Jedziemy dalej. Parkowanie i zawracanie na tej samej ulicy. Około 2 km do "fabryki kierowców" (jak mawiają egzaminatorzy), stres jej nie opuszcza. Dojeżdżamy na miejsce i wynik - pozytywny :) Po omówieniu i gratulacjach widzimy kolejne osoby, które czekają na swoją kolej. Wrócić za kierownicą u pana Xxx jest dużym osiągnięciem. Po wyjściu z auta, Magda wpada mi w ramiona, w tle słychać brawa - chyba nikt już nie wątpi że ten egzamin jest "zaliczony" :)

Udany ostatni dzień roku 2008, zwłaszcza dla zdającej ;-)