Piątek (mimo że nie 13.) nie należał do spokojnych dni. Rozpocząłem go od pewnego egzaminu, który do końca dnia zdeterminował nastrój. Przejdźmy do rzeczy - aby było łatwiej opisać i zrozumieć, narysowałem coś, co wydarzyło się na jednej z bardzo spokojnych ulic miasta.
A więc, jedziemy z prędkością około 45 km/h drogą dwukierunkową, pobocza zasypane śniegiem tak, że krawężników nie widać. Ogólnie, nawierzchnia czarna mokra, przyczepność nie najgorsza.
Po lewej stronie zaparkowane pojazdy i tylko co kilka z nich, jest luka pozwalająca omijającym je pojazdom na wyjazd. I oto, nagle - osoba ubiegająca się o pozytywny wynik wewnętrznego (po ponad 30 godzinach jazd) - zobaczywszy pojazd jadący z przeciwka (który już prawie stanął by ustąpić nam pierwszeństwa) skręca w ową lukę ! Prędkość 45 km/h (mniej więcej), auto gwałtownie się pochyla, słychać lekki pisk opon a ja nie zdążam nawet spojrzeć w lusterko !
Będąc już za linią rozdzielającą pasy staram się przejąć sterowanie nad pojazdem łapiąc za kierownicę najpierw jedną ręką a następnie drugą. Jednocześnie, zaczynam hamować. Auto wpada na chodnik przez niską fałdę śniegu - na szczęście nie ma tam żadnych pieszych, po czym staram się powrócić na jezdnię (pierwsze czerwone kółko). Słyszę jakiś dziwny dźwięk (oprócz terkotania ABS-u oczywiście), auto będąc lewą stroną na śniegu w ogóle nie hamuje i chyba podłoga zaczepiła o wyższą, ubitą warstwę śniegu nad krawężnikiem ! Jakimś cudem postanawiam gwałtownie skręcić w prawo i wrócić na jezdnię, gdyż na wyhamowanie auta przed stojącym pojazdem nie ma mowy.
Dosłownie "o gazetę" mijam stojący samochód (drugie czerwone kółko), tor pojazdu staje się bardziej stabilny i ostatecznie stajemy - tuż obok zielonego auta z rysunku.
Fajnie, kursantka postanowiła, że przepuści auto jadące z przeciwka i że wjedzie w lukę pomiędzy pojazdami. Ciekawe doświadczenie. Tyle, że pojazd z przeciwka już stawał, a pomysł wjechania w tę lukę z jej prędkością był - delikatnie ujmując - nieodpowiedni. Oczywiście, wynik negatywny. Kursantka nie została dopuszczona do egzaminu państwowego.
Ciekawe, czy trafi mi się na kolejny egzamin wewnętrzny ?
sobota, 27 lutego 2010
środa, 24 lutego 2010
Tańczący policjant
Może zamiast omawiania gestów policjanta, lepiej włączyć
kursantom taki oto filmik na wykładach ?
Ten poniżej jest najlepszy:
poniedziałek, 22 lutego 2010
Rowerowo
Dziś o proponowanych zmianach w ruchu rowerów, które w zasadzie już dawno powinny być przyjęte przez Sejm.
Po pierwsze, w końcu mają zostać uregulowane prawa dotyczące tworzenia tzw śluz rowerowych. To obszar, gdzie na skrzyżowaniu rowerzyści oczekują na zmianę świateł przed samochodami, dzięki czemu przed nimi mogą wjechać na skrzyżowanie i je opuścić. Ponadto dzięki śluzie rowerowej, większość znajdujących się w danej chwili samochodów i rowerów, porusza się z podobnymi szybkościami. Oczywiście, wielu kierowcom pojazdów samochodowych się to nie podoba, powstają napięcia, kłótnie i przepychanki. Kierowcy czterech kółek uważają się za tych "lepszych", spychając rowerzystę najlepiej na chodnik, albo najlepiej gdzieś dalej (do rowu ?). A rowerzysta to pełnoprawny uczestnik ruchu drogowego ! Ba, nie tylko pełnoprawny ale jakże bardzo ekologiczny ! Zero emisji spalin !
Ostatnio rozmawiałem z pewnym kolegą,, który stwierdził wręcz że czuje się dyskryminowany z powodu tego, że jeździ rowerem. Coś w tym jest i doskonale go rozumiem, gdyż w porze nie-zimowej sam chętnie pedałuję. I mimo że nie jeżdżę aż tak często, to przy prawie każdej przejażdżce doświadczałem średnio miłych gestów od "czterokołowców i ich odlotowych kierowców".Czy to się kiedyś zmieni ? Z agresją w stosunku do rowerzystów spotykam się już na etapie kursantów, czyli przyszłych kierowców. Dla nich rowerzysta to wróg, problem, margines - którego - w ich mniemaniu - należy się pozbyć za wszelką cenę. Oczywiście, poświęcam temu zagadnieniu sporo czasu prostując myślenie i ucząc wzajemnego partnerstwa i szacunku.
Po drugie, proponowane zmiany mają dotyczyć kwestii pierwszeństwa w takiej oto sytuacji: rowerzysta jedzie wzdłuż drogi głównej ścieżką rowerową. Pojazd jadący obok skręca w prawo i ... w obecnym kształcie przepisów jedzie pierwszy - tj. rowerzysta powinien się zatrzymać i przepuścić pojazd ! Totalny absurd ! Ten przepis (obecny) jest niezgodny z ratyfikowaną przez stronę Polską Konwencją Wiedeńską ! I przykład dyskryminacji - wszak pieszy w takiej sytuacji ma pierwszeństwo, a rowerzysta nie ! Bo jest gorszy ? Bo ma dwa kółka a nie cztery ? Mało tego, pieszy ma pierwszeństwo nawet wtedy, gdy nie ma wyodrębnionego przejścia dla pieszych !! W testach dla kandydatów na kierowców, zadań z pieszymi jest sporo, rowerzyści są traktowani niczym konieczne zło. Dobrze, że egzaminatorzy poważnie podchodzą do tego tematu i każde nieprawidłowe, niebezpieczne zachowanie kierujących w stosunku do rowerzystów kończy egzamin z literką N na karcie zdającego.
Zapaść Polski w przepisach dotyczących rowerzystów jest porażająca. Dobrze, że w końcu pojawiła się ten projekt nowelizacji kodeksu drogowego, lepiej późno niż wcale. Te i inne kwestie dotyczącego tematu w linkach poniżej.
Zdjęcia - śluzy rowerowe.
Pełny projekt zmian
Pełny projekt zmian
Źródła- www.rowery.org.pl, www.rowerowytorun.com.pl, www.masakrytyczna.org
niedziela, 21 lutego 2010
Początki.
Ostatnio na pierwszą jazdę przyszedł młody chłopak. Wsiadł, powiedziałem kilka zdań co i jak i ... zaczęliśmy jeździć. Po krótkiej chwili stwierdziłem, że jeździ jakby był na 25. godzinie a nie na dwóch pierwszych ! Przepuszczał pieszych, a przy przystankach autobusowych zwracał baczną uwagę na autobusy. Technicznie zdarzały mu się błędy, ale jeśli chodzi o bezpieczeństwo to naprawdę nieźle. Ogólnie, dwie godziny minęły bardzo szybko.
Na kolejnych dwóch godzinach zauważyłem coś nietypowego u kursantów. Przede wszystkim - ten kandydat na kierowcę widział prawie tyle co ja ! Tzn nie tylko zwracał uwagę na 10 metrów przed przodem pojazdu, patrzył też w lusterka, obserwował otoczenie drogi, ale nawet poznawał znajomych i sąsiadów przejeżdżających obok nas !
I jeszcze jedno. Otóż - kursant zwracał uwagę na to, co robią ... moje nogi ! Już tłumaczę o co chodzi. Ponieważ, siedzenie przez parę godzin na fotelu instruktora nie jest zbyt zdrowe, za to jest monotonne - czasem siedzę na jednej "połówce" czterech liter, czasem na drugiej, czasem jeszcze inaczej. W każdym razie - zawsze mam taką "pozycję" która zapewni mi możliwość szybkiego użycia hamulca i kierownicy a także jest w miarę "wygodna" (choć to słowo jest na wyrost). No i właśnie - przed jednym ze skrzyżowań (na którym mieliśmy pierwszeństwo) zmieniałem swoją "pozycję", co kursant odczytał tak, że będę za niego hamował. Zdjął więc nogę z gazu i sam delikatnie (na szczęście tylko delikatnie) przyhamował. Nie skomentowałem tego, bo byłem ciekaw czy on faktycznie patrzy co ja robię czy to może zbieg okoliczności ?
Więc przeprowadziłem eksperyment ruszając się przed skrzyżowaniem i siedząc zupełnie nieruchomo - i wyszło na to że kursant ma bardzo podzielną uwagę, zwraca uwagę na wszystko :)
Na kolejnych dwóch godzinach zauważyłem coś nietypowego u kursantów. Przede wszystkim - ten kandydat na kierowcę widział prawie tyle co ja ! Tzn nie tylko zwracał uwagę na 10 metrów przed przodem pojazdu, patrzył też w lusterka, obserwował otoczenie drogi, ale nawet poznawał znajomych i sąsiadów przejeżdżających obok nas !
I jeszcze jedno. Otóż - kursant zwracał uwagę na to, co robią ... moje nogi ! Już tłumaczę o co chodzi. Ponieważ, siedzenie przez parę godzin na fotelu instruktora nie jest zbyt zdrowe, za to jest monotonne - czasem siedzę na jednej "połówce" czterech liter, czasem na drugiej, czasem jeszcze inaczej. W każdym razie - zawsze mam taką "pozycję" która zapewni mi możliwość szybkiego użycia hamulca i kierownicy a także jest w miarę "wygodna" (choć to słowo jest na wyrost). No i właśnie - przed jednym ze skrzyżowań (na którym mieliśmy pierwszeństwo) zmieniałem swoją "pozycję", co kursant odczytał tak, że będę za niego hamował. Zdjął więc nogę z gazu i sam delikatnie (na szczęście tylko delikatnie) przyhamował. Nie skomentowałem tego, bo byłem ciekaw czy on faktycznie patrzy co ja robię czy to może zbieg okoliczności ?
Więc przeprowadziłem eksperyment ruszając się przed skrzyżowaniem i siedząc zupełnie nieruchomo - i wyszło na to że kursant ma bardzo podzielną uwagę, zwraca uwagę na wszystko :)
czwartek, 18 lutego 2010
Złamanie ? Oby nie !
Ostatnio obserwowałem dość zabawną sytuację. Otóż, do zaparkowanego w śniegu Opla Corsy wsiada starszy mężczyzna. Oczywiście, nie bawi się w odśnieżanie, tylko męczy wycieraczki (po bokach nic nie widzi, całe auto pokrywa gruba warstwa śniegu). Po krótkiej chwili rozgrzewania (?) silnika skręca maksymalnie koła, wrzuca wsteczny i dodaje tyle gazu, że słychać tylko wysoki jęk jednostki napędowej ! Oczywiście, auto ani myśli ruszyć ! I w sumie dobrze - toż to chyba najgorsza rzecz jaką można zrobić wyjeżdżając w ten sposób. Myślami jestem po stronie bezdusznej - wydawałoby się - maszyny i obserwuję nadal.
Facet kręci kołami w miejscu, silnik co chwilę wyje, co zaczyna przypominać dźwięk
"zarzynania" żywej istoty. Po około minutowej torturze Corsy kierowca wychodzi z auta, nogą odgarnia śnieg spod kół, po czym łokciem przeciera boczną szybę ze śniegu i wsiada ponownie. Tym razem technika ruszania jest identyczna, z tym że auto już nieco drgnęło, a po chwili powoli zaczęło się "wynurzać" z miejsca parkingowego na drogę (silnik non stop wyje). Corsa dojeżdża tylnym prawym kołem do zaspy która kompletnie przykryła krawężnik, ale kierowca nadal walczy ! Co on robi ? - myślę - przecież no co jak co, ale w taką zaspę to w życiu nie wjedzie ! Tymczasem na zablokowanej drodze przez tego świetnego kierowcę stoją już trzy auta które czekają aż ... No właśnie - aż panu przybędzie nieco więcej rozumu i nie będzie za wszelką cenę chciał cofać w zaspę, tylko ruszy do przodu wyjeżdżając ostatecznie z miejsca parkingowego. Po kilku dłuższych chwilach nastąpił owy przypływ geniuszu ! Pan włączył w końcu jedynkę i chciał ruszyć, ale znów skręcił koła maksymalnie, co w głębokim śniegu nie jest rozsądnym rozwiązaniem. Co najfajniejsze - znów wcisnął gaz do końca (jak się domyślam z dźwięków silnika) i stał tak chyba z pół minuty !
Ostatecznie udało mu się wyjechać, przy pomocy siły mięśni kierowców którzy czekali na wolną drogę z obu stron (uliczka osiedlowa znacznie się zwężała po tych wszystkich opadach śniegu). Naturalnie, nawet po wyjechaniu kierowca nie odpuszczał gazu ani na moment. Jakimś cudem jechało prosto, bo gdyby choć trochę zjechało zapewne uderzyłoby w auta zaparkowane przy prawej i lewej stronie drogi.
Biedny samochód ...
A teraz coś w nawiązaniu do tematu. Rano wyjechałem z kursantką (około 25 godziny) spod ośrodka i właśnie lewą ręką przyciszałem radio, kiedy ona naglę wcisnęła hamulec ! Na prostym odcinku drogi, przy prędkości około 18 km/h chciała zmienić z jedynki na dwójkę, pomyliła hamulec ze sprzęgłem, a ciężar mojego ciała oparł się na lewej dłoni, a następnie na palcu który - delikatnie mówiąc - wygiął się nienaturalnie :/ Zawyłem z bólu i drugą ręką oparłem dalszej sile bezwładności nagle hamowanej masy ciała nieco ratując sytuację. Stanęliśmy, auto zgasło. Dobrze, że nikt za nami nie jechał, bo to byłoby dopiero nieszczęście.
Przyznaję, w duchu przekląłem używając niecenzuralnych słów w - zdaje się - całym zdaniu n/t jej jazdy. Jak można popełniać taki błąd przy tej ilości godzin ? Na koniec jej jazdy, powstrzymałem się od komentarza. Wszystkie pozostałe godziny tego dnia spędziłem na chuchaniu i dmuchaniu poturbowanego palca, który nie wygląda ciekawie. Dobrze, ze boli już trochę mniej. Mam nadzieję że nie złamało się w nim nic ... Pierwszy raz miałem taką sytuację, i byłbym w stanie jej zapobiec (tzn moim obrażeniom ciała) gdybym akurat w tym momencie nie ściszał radia, a ręce trzymał jak zawsze przy sobie. No cóż - ryzyko jest zawsze ... Istnieje jeszcze możliwość zapinania pasa bezpieczeństwa, ale z reguły robię to poza miastem. Czas chyba na przemyślenie takiej opcji, przynajmniej przy tych mniej pewnych kursantach.
PS. gdybym tak zrobił swojemu instruktorowi kilkanaście lat temu na kursie, chyba by mnie zabił ...
Facet kręci kołami w miejscu, silnik co chwilę wyje, co zaczyna przypominać dźwięk
"zarzynania" żywej istoty. Po około minutowej torturze Corsy kierowca wychodzi z auta, nogą odgarnia śnieg spod kół, po czym łokciem przeciera boczną szybę ze śniegu i wsiada ponownie. Tym razem technika ruszania jest identyczna, z tym że auto już nieco drgnęło, a po chwili powoli zaczęło się "wynurzać" z miejsca parkingowego na drogę (silnik non stop wyje). Corsa dojeżdża tylnym prawym kołem do zaspy która kompletnie przykryła krawężnik, ale kierowca nadal walczy ! Co on robi ? - myślę - przecież no co jak co, ale w taką zaspę to w życiu nie wjedzie ! Tymczasem na zablokowanej drodze przez tego świetnego kierowcę stoją już trzy auta które czekają aż ... No właśnie - aż panu przybędzie nieco więcej rozumu i nie będzie za wszelką cenę chciał cofać w zaspę, tylko ruszy do przodu wyjeżdżając ostatecznie z miejsca parkingowego. Po kilku dłuższych chwilach nastąpił owy przypływ geniuszu ! Pan włączył w końcu jedynkę i chciał ruszyć, ale znów skręcił koła maksymalnie, co w głębokim śniegu nie jest rozsądnym rozwiązaniem. Co najfajniejsze - znów wcisnął gaz do końca (jak się domyślam z dźwięków silnika) i stał tak chyba z pół minuty !
Ostatecznie udało mu się wyjechać, przy pomocy siły mięśni kierowców którzy czekali na wolną drogę z obu stron (uliczka osiedlowa znacznie się zwężała po tych wszystkich opadach śniegu). Naturalnie, nawet po wyjechaniu kierowca nie odpuszczał gazu ani na moment. Jakimś cudem jechało prosto, bo gdyby choć trochę zjechało zapewne uderzyłoby w auta zaparkowane przy prawej i lewej stronie drogi.
Biedny samochód ...
A teraz coś w nawiązaniu do tematu. Rano wyjechałem z kursantką (około 25 godziny) spod ośrodka i właśnie lewą ręką przyciszałem radio, kiedy ona naglę wcisnęła hamulec ! Na prostym odcinku drogi, przy prędkości około 18 km/h chciała zmienić z jedynki na dwójkę, pomyliła hamulec ze sprzęgłem, a ciężar mojego ciała oparł się na lewej dłoni, a następnie na palcu który - delikatnie mówiąc - wygiął się nienaturalnie :/ Zawyłem z bólu i drugą ręką oparłem dalszej sile bezwładności nagle hamowanej masy ciała nieco ratując sytuację. Stanęliśmy, auto zgasło. Dobrze, że nikt za nami nie jechał, bo to byłoby dopiero nieszczęście.
Przyznaję, w duchu przekląłem używając niecenzuralnych słów w - zdaje się - całym zdaniu n/t jej jazdy. Jak można popełniać taki błąd przy tej ilości godzin ? Na koniec jej jazdy, powstrzymałem się od komentarza. Wszystkie pozostałe godziny tego dnia spędziłem na chuchaniu i dmuchaniu poturbowanego palca, który nie wygląda ciekawie. Dobrze, ze boli już trochę mniej. Mam nadzieję że nie złamało się w nim nic ... Pierwszy raz miałem taką sytuację, i byłbym w stanie jej zapobiec (tzn moim obrażeniom ciała) gdybym akurat w tym momencie nie ściszał radia, a ręce trzymał jak zawsze przy sobie. No cóż - ryzyko jest zawsze ... Istnieje jeszcze możliwość zapinania pasa bezpieczeństwa, ale z reguły robię to poza miastem. Czas chyba na przemyślenie takiej opcji, przynajmniej przy tych mniej pewnych kursantach.
PS. gdybym tak zrobił swojemu instruktorowi kilkanaście lat temu na kursie, chyba by mnie zabił ...
wtorek, 9 lutego 2010
Krótka powtórka
Dzisiejszy dzień rozpoczynały dwa egzaminy wewnętrzne.
Pierwszy już o 8 rano (jeszcze lekko spałem :P), kiedy do auta podeszła młoda, szczupła dziewczyna. Raczej nie było ciepło, a to co od razu rzuciło mi się w oczy to jej skąpe ubranie - no - ale nie o tym miałem pisać - więc zaczynamy. Wylosowała sprawdzenie płynu chłodzącego i światła drogowe, następnie przygotowywała się do jazdy. Krótko po ruszeniu (poprosiłem o wjazd na tzw "łuk" jak już się przygotuje) wrzasnąłem szorstkie "STOP" i po chwili - "powtórzenie zadania". Zauważyłem jej większe zdenerwowanie niż przed chwilą - i po chwili zaczęła gorączkowo czegoś szukać. Rozglądała się, jej wzrok intensywnie pracował, ale chyba mózg już nie. Czerwona kontrolka na środku deski rozdzielczej jasno i konkretnie wskazująca na NIEZAMKNIĘTE DRZWI świeciła wprost na nią. Ale - kursantka znów uruchomiła auto dając znak, że jest gotowa do jazdy. "JEŚLI WSZYSTKO W PORZĄDKU PROSZĘ JECHAĆ" - mój tembr głosu nadal musiał być nieco wrzaskliwy z uwagi na fakt, że szyba była zamknięta - inaczej nic by nie usłyszała. Więc ruszyła, po czym ja znów "STOP". I to był koniec - nie zamknęła drzwi (tylne prawe były niedomknięte, co widać było także z zewnątrz pojazdu - no ale trzeba by go obejść by to zauważyć). Wynik - negatywny. Czas egzaminu 8 minut.
Drugi egzamin już o 10 (czułem się już znacznie lepiej :P), tym razem do pojazdu także podeszła kobieta - jeszcze wyższa niż ta poprzednia, ale ubrana już adekwatnie do pory roku. Po wylosowaniu elementów do omówienia wsiadła do auta i ... siedziała ! Lekko zaskoczony mówię - wylosowała pani coś, co trzeba sprawdzić, czas jest odmierzany. Czekając na nią podszedłem na przód auta, na placu akurat poranny ruch, koledzy dokonują czynności sprawdzające podstawowe elementy ze swoimi kursantami, ogólnie zrobiło się bardzo cicho (to rzadkość, na tym placu prawie zawsze nieprzyjemnie wieje wiatr) tymczasem kursantka podeszła do mnie i ... stanęła obok ! No cóż - pomyślałem - za chwilę skończy się jej czas (5 minut). Zerknąłem na zegarek - pozostało około 2 minut, kiedy ona spytała - jak sprawdzić światła hamowania ? - Rany, przecież jej nie podpowiem ! Wsiadła do auta, wcisnęła coś (domyślam się że hamulec) i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem - który nie wiem co mówił ... i spytała - świecą ? A gdzie powinny świecić ? - odparłem. Z tyłu - stwierdziła. Podszedłem - oczywiście działały, co jej oznajmiłem. To jedno ma z głowy, jeszcze sprawdzenie płynu hamulcowego. Podniosła pokrywę silnika ( nie dokładnie zabezpieczyła ją podpórką, nawet lekki podmuch wiatru spowodowałby jej samoczynne zamknięcie - zauważywszy to podszedłem bliżej by jakby co łapać pokrywę - licho nie śpi i jeszcze coś sobie przytrzaśnie. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło - gdyż wiatru po prostu nie było) i wskazała zbiornik z płynem hamulcowym. I tylko tyle. W ostatnich sekundach spytałem - czy chce pani coś dodać ? Nie - półgłosem odpowiedziała. No to powtarzamy zadanie - odpowiedziałem. Samo wskazanie zbiornika nie wystarczy, należałby jeszcze określić w jaki sposób możemy zmierzyć jego stan (później kursantka twierdziła że trzeba odkręcić korek) i przede wszystkim - jaki stan jest obecnie (prawidłowy czy nie). Przy powtórce zadania staliśmy przy silniku, gdyż chyba nie wiedziała na czym polegał jej błąd. Po 5 minutach wynik negatywny.
Oczywiście, po obu egzaminach (mimo że negatywne) jeździłem dalej. I nawet gdyby pokonały te pierwsze (wg mnie banalnie proste) zadania, obie nie zaliczyłyby pozytywnie jazdy. Wymuszanie pierwszeństwa, jazda po krawężnikach, kilkukrotne nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu będącemu na przejściu, brak kierunkowskazów, a czasami wręcz ekstremalnie gwałtowne hamowanie (musiałem bardzo uważać by mieć cały bagażnik).
Resztę dnia spędziłem na wykładzie z zasad prowadzenia pojazdu w warunkach radykalnie obniżonej przyczepności kół do podłoża, po czym akurat miałem okazję to sprawdzić w praktyce. Kursant, Yaris na nowiutkich oponach zimowych i droga licząca 50 km. Cała zaśnieżona, z bardzo wyślizganymi koleinami. Droga była tak wąska, że co chwilę trzeba było zjeżdżać na pobocze, gdyż inaczej nie było możliwości bezpiecznego wymijania. Owy dystans pokonaliśmy w ... godzinę i trzydzieści minut !
Kompletnie wyczerpany tym dniem, wróciłem po zajęciach do domu. Uwielbiam tą (tę ? - popraw mnie Walpurg) pracę !
Pierwszy już o 8 rano (jeszcze lekko spałem :P), kiedy do auta podeszła młoda, szczupła dziewczyna. Raczej nie było ciepło, a to co od razu rzuciło mi się w oczy to jej skąpe ubranie - no - ale nie o tym miałem pisać - więc zaczynamy. Wylosowała sprawdzenie płynu chłodzącego i światła drogowe, następnie przygotowywała się do jazdy. Krótko po ruszeniu (poprosiłem o wjazd na tzw "łuk" jak już się przygotuje) wrzasnąłem szorstkie "STOP" i po chwili - "powtórzenie zadania". Zauważyłem jej większe zdenerwowanie niż przed chwilą - i po chwili zaczęła gorączkowo czegoś szukać. Rozglądała się, jej wzrok intensywnie pracował, ale chyba mózg już nie. Czerwona kontrolka na środku deski rozdzielczej jasno i konkretnie wskazująca na NIEZAMKNIĘTE DRZWI świeciła wprost na nią. Ale - kursantka znów uruchomiła auto dając znak, że jest gotowa do jazdy. "JEŚLI WSZYSTKO W PORZĄDKU PROSZĘ JECHAĆ" - mój tembr głosu nadal musiał być nieco wrzaskliwy z uwagi na fakt, że szyba była zamknięta - inaczej nic by nie usłyszała. Więc ruszyła, po czym ja znów "STOP". I to był koniec - nie zamknęła drzwi (tylne prawe były niedomknięte, co widać było także z zewnątrz pojazdu - no ale trzeba by go obejść by to zauważyć). Wynik - negatywny. Czas egzaminu 8 minut.
Drugi egzamin już o 10 (czułem się już znacznie lepiej :P), tym razem do pojazdu także podeszła kobieta - jeszcze wyższa niż ta poprzednia, ale ubrana już adekwatnie do pory roku. Po wylosowaniu elementów do omówienia wsiadła do auta i ... siedziała ! Lekko zaskoczony mówię - wylosowała pani coś, co trzeba sprawdzić, czas jest odmierzany. Czekając na nią podszedłem na przód auta, na placu akurat poranny ruch, koledzy dokonują czynności sprawdzające podstawowe elementy ze swoimi kursantami, ogólnie zrobiło się bardzo cicho (to rzadkość, na tym placu prawie zawsze nieprzyjemnie wieje wiatr) tymczasem kursantka podeszła do mnie i ... stanęła obok ! No cóż - pomyślałem - za chwilę skończy się jej czas (5 minut). Zerknąłem na zegarek - pozostało około 2 minut, kiedy ona spytała - jak sprawdzić światła hamowania ? - Rany, przecież jej nie podpowiem ! Wsiadła do auta, wcisnęła coś (domyślam się że hamulec) i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem - który nie wiem co mówił ... i spytała - świecą ? A gdzie powinny świecić ? - odparłem. Z tyłu - stwierdziła. Podszedłem - oczywiście działały, co jej oznajmiłem. To jedno ma z głowy, jeszcze sprawdzenie płynu hamulcowego. Podniosła pokrywę silnika ( nie dokładnie zabezpieczyła ją podpórką, nawet lekki podmuch wiatru spowodowałby jej samoczynne zamknięcie - zauważywszy to podszedłem bliżej by jakby co łapać pokrywę - licho nie śpi i jeszcze coś sobie przytrzaśnie. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło - gdyż wiatru po prostu nie było) i wskazała zbiornik z płynem hamulcowym. I tylko tyle. W ostatnich sekundach spytałem - czy chce pani coś dodać ? Nie - półgłosem odpowiedziała. No to powtarzamy zadanie - odpowiedziałem. Samo wskazanie zbiornika nie wystarczy, należałby jeszcze określić w jaki sposób możemy zmierzyć jego stan (później kursantka twierdziła że trzeba odkręcić korek) i przede wszystkim - jaki stan jest obecnie (prawidłowy czy nie). Przy powtórce zadania staliśmy przy silniku, gdyż chyba nie wiedziała na czym polegał jej błąd. Po 5 minutach wynik negatywny.
Oczywiście, po obu egzaminach (mimo że negatywne) jeździłem dalej. I nawet gdyby pokonały te pierwsze (wg mnie banalnie proste) zadania, obie nie zaliczyłyby pozytywnie jazdy. Wymuszanie pierwszeństwa, jazda po krawężnikach, kilkukrotne nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu będącemu na przejściu, brak kierunkowskazów, a czasami wręcz ekstremalnie gwałtowne hamowanie (musiałem bardzo uważać by mieć cały bagażnik).
Resztę dnia spędziłem na wykładzie z zasad prowadzenia pojazdu w warunkach radykalnie obniżonej przyczepności kół do podłoża, po czym akurat miałem okazję to sprawdzić w praktyce. Kursant, Yaris na nowiutkich oponach zimowych i droga licząca 50 km. Cała zaśnieżona, z bardzo wyślizganymi koleinami. Droga była tak wąska, że co chwilę trzeba było zjeżdżać na pobocze, gdyż inaczej nie było możliwości bezpiecznego wymijania. Owy dystans pokonaliśmy w ... godzinę i trzydzieści minut !
Kompletnie wyczerpany tym dniem, wróciłem po zajęciach do domu. Uwielbiam tą (tę ? - popraw mnie Walpurg) pracę !
czwartek, 4 lutego 2010
Cccciężarówka
Wczorajszy dzień był inny niż wcześniejsze. Był zdecydowanie lepszy i fajniejszy ! Dlaczego ? Bo w końcu jeździłem ciężarówką ! Ale po kolei.
Jeździłem z kursantem, który miał dwie ostatnie godziny kursowe. Na mieście nieźle sobie radził, parkowanie i zawracanie bez zarzutu. Natomiast - gdy pojechaliśmy na plac okazało się że na 3 razy jazdy po łuku nie udało mu się jeden raz. Więc - trzeba jeszcze troszkę dopracować to zadanie. Ale - postanowiłem nic mu już nie podpowiadać, wszak następnego dnia miał mieć egzamin. I oto przyjechał kolega ciężarówką, a jego kursanta wciąż nie było. Ja po prostu nie mogłem z tego nie skorzystać ! Spytałem czy mogę (oczywiście się zgodził) i poczciwym MAN-em na którym niedawno sam się uczyłem - zacząłem jazdę po łuku !
Wcześniej instruktor wsiadł obok - normalnie poczułem się jak na kursie ! O mało co, a zapomniałbym o hamulcu awaryjnym ! Bardzo mnie to speszyło i wytrąciło z ogólnej radości. Ale - nic to ! Ruszyłem (wcześniej się upewniwszy co odpowiedniego przełożenia skrzyni) do przodu po łuku. Do tyłu - też udało się znakomicie. Parkowanie prostopadłe przodem i ... równoległe tyłem - ale tu musiałem użyć korekty, ponieważ zbyt głęboko wprowadziłem tył ciężarówki. I niestety po chwili przybył spóźniony kursant na C, więc musiałem (z żalem) ustąpić mu miejsca.
To fantastyczne wrażenia - wie tylko ten kto jechał takim wielkim autem ! Dziś też miałem taką okazję, gdybym wcześniej przyjechał na plac - a tak lipa :((
Tymczasem mój kursant poćwiczył jazdę po łuku (w czasie gdy ja spoglądałem na niego z góry) i dziś poszedł na egzamin. Wynik ? Chyba oczywisty ? (ale jestem nieskromny - nie wiem skąd to mi się bierze :P)
I w ten sposób, dzień mógłby się zawsze zaczynać !
Jeździłem z kursantem, który miał dwie ostatnie godziny kursowe. Na mieście nieźle sobie radził, parkowanie i zawracanie bez zarzutu. Natomiast - gdy pojechaliśmy na plac okazało się że na 3 razy jazdy po łuku nie udało mu się jeden raz. Więc - trzeba jeszcze troszkę dopracować to zadanie. Ale - postanowiłem nic mu już nie podpowiadać, wszak następnego dnia miał mieć egzamin. I oto przyjechał kolega ciężarówką, a jego kursanta wciąż nie było. Ja po prostu nie mogłem z tego nie skorzystać ! Spytałem czy mogę (oczywiście się zgodził) i poczciwym MAN-em na którym niedawno sam się uczyłem - zacząłem jazdę po łuku !
Wcześniej instruktor wsiadł obok - normalnie poczułem się jak na kursie ! O mało co, a zapomniałbym o hamulcu awaryjnym ! Bardzo mnie to speszyło i wytrąciło z ogólnej radości. Ale - nic to ! Ruszyłem (wcześniej się upewniwszy co odpowiedniego przełożenia skrzyni) do przodu po łuku. Do tyłu - też udało się znakomicie. Parkowanie prostopadłe przodem i ... równoległe tyłem - ale tu musiałem użyć korekty, ponieważ zbyt głęboko wprowadziłem tył ciężarówki. I niestety po chwili przybył spóźniony kursant na C, więc musiałem (z żalem) ustąpić mu miejsca.
To fantastyczne wrażenia - wie tylko ten kto jechał takim wielkim autem ! Dziś też miałem taką okazję, gdybym wcześniej przyjechał na plac - a tak lipa :((
Tymczasem mój kursant poćwiczył jazdę po łuku (w czasie gdy ja spoglądałem na niego z góry) i dziś poszedł na egzamin. Wynik ? Chyba oczywisty ? (ale jestem nieskromny - nie wiem skąd to mi się bierze :P)
I w ten sposób, dzień mógłby się zawsze zaczynać !