Poniedziałek
Nic nie zwiastowało tego, co będzie się działo we wtorek. No może tylko jeden sms, który podniósł mi ciśnienie. Oj bardzo... ale ciąg dalszy we wtorek - wtedy będzie jeszcze gorzej.
Wtorek
Dwie sprawy.
1) W pracy burza ze mną w roli głównej. Z samego rana zostałem wezwany do głównego managera - plus taki że kilka minut wcześniej kolega z okienka obok powiedział mi co się szykuje i idąc "na dywanik" już wiedziałem o co chodzi. Ale nie mogłem się spodziewać tego co usłyszałem. Jeszcze kilka dni wcześniej główny manager chwalił moją pracę, a dzisiaj miałem myśli że czas zbierać swoje rzeczy z szafek i pakować się do domu.
Te kontrole, które miałem poprzednio to nic w porównaniu do tego. Do końca tygodnia czuję dziwny ból karku - myślę że to efekt stresujących i wyczerpujących sytuacji w pracy (i poza). Wiem - pomyślicie że nie warto pracować w takich warunkach, ale tu jest o wiele lepiej niż w nauce jazdy...
2) Po pracy ciąg dalszy tematu z sms-a dnia poprzedniego. O dziwo w nocy z poniedziałku na wtorek poukładałem sobie ten temat w głowie i powtarzałem same mądre rzeczy. A może ta trudna sytuacja z pracy spowodowała że ten problem wydawał się być o wiele mniejszy? Mam nadzieję że to ostatnia część tej nonsensownej historii.
Środa
Z samego rana do głównego managera. Dziś już spokojnym głosem, zupełnie w innej tonacji. Okazało się że sprawa nie wygląda aż tak tragicznie jak to zostało nakreślone (wypalone?) wczoraj. Mało tego - całkiem możliwe że wszystko to rozejdzie się po kościach i nie będzie żadnej sprawy (okaże się w poniedziałek).
Czwartek
Ból karku utrzymuje się nadal, choć w pracy wszystko wróciło do normy - mam dość sporo czasu dla siebie. Wieczorem robię ciasto z jabłkami.
Piątek
Po pracy wyjeżdżam do dużego miasta. Spróbuję odciąć się od tego wszystkiego co miało miejsce w tygodniu, tylko wciąż nie umiem tego robić...