Poniedziałek
Mimo wszystko z pewnym uśmiechem wracam do pracy po ponad tygodniowej przerwie. Co się zmieniło, jakie nowości w biurze, może jakieś kolejne awantury? Na pewno dużo się działo, a mam się o tym przekonywać stopniowo - niemalże codziennie.
1) I tak najpierw dowiaduję się że mojej pracy znów przyglądał się dział kontroli. W protokole znalazła się jedna rzecz, co do której mają zastrzeżenia. Zostałem wezwany celem poinformowania mnie o zaistniałej sytuacji a przede wszystkim - abym zmienił taktykę postępowania w identycznych rozstrzygnięciach. Naturalnie nikt nie miał zamiaru słuchać moich wyjaśnień (nie trudziłem się nawet wiedząc już o tym).
2) W obliczu drożejącego wszystkiego dookoła zostaliśmy zobligowania do oszczędzania energii. Wg wyliczeń samego najwyższego powinniśmy w tym roku zmniejszyć zużycie energii elektrycznej o co najmniej 10%. Zatem kolejna wytyczna - odchodząc na dłużej od komputera mam go wyłączać. Ciekawe co to znaczy "na dłużej" oraz, czy ktoś przemyślał czy takie wyłączanie i włączanie nie przyczyni się do zwiększenia poboru energii?
3) Prawdopodobnie jeszcze w tym kwartale czeka mnie duże szkolenie. Znów kilka oddziałów firmy miałoby wspólne szkolenie. Na razie nie wiadomo czy odbywałoby się ono w systemie on-line czy podczas wyjazdu.
4) Firma sprzątająca zbuntowała się i nie zamierza wykonywać swojej pracy. Dział administracji ma problem, ponieważ nikt nie chce podjąć się sprzątania za tak małe wynagrodzenie. Efektów można się domyśleć a w toaletach nawet poczuć.
Wtorek
W ramach zaplanowanego zmniejszenia zużycia energii techniczni wymieniają źródła światła na led-owe. Niestety, najpierw kupili żarówki z innym gwintem, a potem okazało się że wybrali kolor "biały ciepły", a miał być "biały zimny". A dlaczego akurat zimny a nie ciepły? Ponieważ szef naszego działu gdzieś tam przeczytał, że efektywność pracy jest większa przy oświetleniu "białym zimnym". Co ciekawe, na nowe żarówki wydano ponad tysiąc złotych. Mam nadzieję że szybo zwróci się taka inwestycja.
Po pracy jadę na sauny :)
Środa
Ciepły, piękny dzień. Co prawda z rana lekki przymrozek, ale po południu spokojnie mógłbym wracać do domu na hulajnodze.
Czwartek
Bardzo spokojny dzień. Niezwykle mało pracy, obijam się od ścian i wykonuję najmniej ważne obowiązki, a więc praktycznie zero stresu. Ale jeszcze przed końcem pracy niespodziewanie zostaję powołany do specjalnego zespołu zajmującego się nieco innymi sprawami. Słyszałem o tej możliwości już z samego rana, nawet przemknęło mi przez głowę "to byłoby nobilitujące, ale raczej nieosiągalne dla mnie" i udało się! Nie to, żebym wykiwał starszych kolegów (mają wieloletnie doświadczenia), bo po prostu tak zadecydował mój bezpośredni przełożony. Zauważyłem, że niezbyt spodobało się to moim współpracownikom, ale to nie mój problem. Zespół został ustanowiony, zrobił to co miał zrobić i został rozwiązany, ale było fajnie! Ciekawe co będzie dalej, ja lubię wyzwania a i monotonii mniej :)
Po południu robię pieczone faworki, ale nie jestem zachwycony. Ciasto kleiło się do rąk (a nie powinno), więc dodawałem kolejne porcje mąki. Po upieczeniu smak jest nijaki - taki właśnie mączny, słaby. Ledwo zjadliwe. Z jakimś dobrym dżemem lub czekoladą zjem, bo nie wyrzucę.
Za to podpłomyk (też robiłem pierwszy raz) wyszedł super - choć może tak nie wygląda.
Piątek
Po wczorajszym dniu czuję się pewniej. Współpracownicy w półsłówkach komentują kąśliwie tą sytuację, ale udaję że to nie do mnie i się nie odzywam :)