Zima trwa, czasem rano nie mogę postawić tablicy "L" na dachu, bo ten jest cały oblodzony. Ku zdziwieniu sąsiadów (odśnieżających swoje auta) biorę w dłoń skrobaczkę i zdzieram lód z dachu, by w ogóle magnes trzymał się blachy. Ale nie skrobię po lakierze, ponieważ mam naklejoną grubą warstwę przezroczystej folii (czego nie wiedzą sąsiedzi) ;-)
Na jednej z jazd kursant raczej zorientowany w technice motoryzacyjnej (jak twierdzi, jeździ różnymi pojazdami w okół domu, ma wyjeżdżone około 12 godzin) dostał polecenie zawrócenia. Oczywiście wybrałem drogę mniej uczęszczaną - a co za tym idzie - mniej odśnieżoną. A dokładniej - wcale. Tyle, co auta rozjeździły śnieg. No, ale do rzeczy - kursant postanawia się zatrzymać maksymalnie na poboczu nie zważając na sporą zaspę znajdującą się po prawej stronie - on jakby nigdy nic centralnie w nią wjeżdża (może myśli że kieruje czołgiem?). Ponieważ to nauka jazdy, postanawiam dać mu wolną rękę i nie interweniować, choć z trudem ukrywam moje zdziwienie jego decyzją.
Jak można się było domyśleć, po 2-3 metrach auto grzęźnie w śniegu i żadne elektroniczne systemy, czy nowe opony zimowe nie pomagają. Ani w przód, ani w tył - auto nie chce ruszyć. W zasadzie, byłbym w szoku gdyby auto dalej w ten głęboki śnieg wjechało.
I co robi kursant? Jest zdziwiony że auto stanęło. Zaczyna nerwowo kręcić kierownicą (podczas postoju), auto ani drgnie.
- No i co teraz? - pyta kursant
- A po co tu wjechałeś? - odpowiadam
- Chciałem zawrócić.
- W tej zaspie?!?
-... [konsternacja]
Pomogło cofnięcie po tych samych śladach, oczywiście bez jakiegokolwiek kręcenia kierownicą. Było trudno, ale można było z tego jeszcze wybrnąć. Mam nadzieję, że kursant zapamięta dzisiejszą lekcję, a jutro celowo pojadę w to samo miejsce i sprawdzę jak zechce zawrócić...
Wymyślił nowy sposób zawracania "na zaspę" ;) instrukcja: 1 wjechać w zaspę tak daleko aż auto nie da rady dalej 2 wyrazić swoje zdziwienie 3 zebrać opiernicz od instruktora 4 z pomogą instruktora wyjechać z zaspy 5 zawrócić w miejscu w które można wjechać
OdpowiedzUsuń:D
O tak! Dokładnie tak! Tylko opiernicz nie był aż tak wyrazisty jakby się wydawało... :P
UsuńHaha :D Za nic ochrzaniasz więc w tym przypadku ostro pewnie było :D
OdpowiedzUsuńGościu nie myśli zapewne :D
Kursantom trzeba pomagać a nie opierniczać ich. Zła metoda panie instruktorze. Dobry instruktor to spokojny instruktor, który nie opiernicza ale pomaga wytłumaczyć. Ani nie wygania z L za głupoty
O jam :P nie można cały czas tylko głaskać po główce :P
UsuńKto skasował mój komentarz?
OdpowiedzUsuńAngina no właśnie trzeba, bo to nic dobrego nie wróży.
Mój instruktor prowadzi mnie od marca... 3 kat kończę i z nim jeżdże...
Jest ideałem :)
Nie rozumiem ludzi którzy przekładają negatywne emocje na kursanta ani krzyczą na niego. Co bardziej wysadzają za błędy z L bo oni się nie muszą uczyć, a kursant musi i tym traci swój czas i pieniądze
Cóż niektórzy mineli się z powołaniem
Automat zakwalifikował go jako spam :P
UsuńA ja wiem z własnego doświadczenia że czasami opierdziel się przydaje ale oczywiście nie mówię tu o darciu mordy :P Mój instruktor rzadko mnie chwalił, częściej mówił co mu się nie podoba a mimo to uwielbiam tego człowieka :D Z tym chwaleniem to dlatego że jak kiedyś mnie pochwalił po jeździe to na następnej było strasznie dużo błędów i wtedy oznajmił mi że mnie więcej nie pochwali i tak zostało już do końca :D
Usuńno i jak ??? poprawił się nazajutrz ? :D
OdpowiedzUsuńa nam dziś padł akumulator przy -12 stopniach i trza było nowy kupić
UsuńTak, poprawił się - zawrócił na tej ulicy ale wybrał sobie inne - lepsze miejsce :)
UsuńNo to teraz z nowym akumulatorem żadne mrozy Wam nie straszne!
A mi się dzisiaj przytrafiło.. Zmieniać koło w zaspie! To dopiero przeżycie ;) Czuję, że weszłam na wyższy poziom drogowego "wtajemniczenia" :P
OdpowiedzUsuńSwoją drogą - mamy w naszym pięknym kraju samych "dżentelmenów" - ponad godzinę siłowałam się z zapieczonymi śrubami (niestety nie miałam pod ręką coca coli :P), a żaden z szanownych kolegów kierowców nawet nie zapytał czy aby nie potrzebuję pomocy.. A rzecz działa się przy dość ruchliwej drodze.. Cóż, może gdybym była długonogą blondynką.. ;)
Tak, ludzie zwykle się nie zatrzymują - bo ich to nie dotyczy, więc jadą dalej nie pomagając innej osobie.
UsuńW tym kraju to norma niestety....
OdpowiedzUsuńW moim dawnym mieście dziewczyny wracały z pasterki i wpadły w poślizg, auto "koziołkowało" i do rowu wpadło. Ludzie z pasterki wracali i nikt się im nie pomógł.
Im nic się nie stało naszczęście ale auto do kasacji
E tam, nie generalizuj :P
UsuńNie generalizuje bo same mówiły a auto widziałam a raczej jego zdjęcia
OdpowiedzUsuń