Dajmy na to słowo "zatrzymanie". Cóż to takiego znaczy? Wydaje mi się, że dla większości moich drogich kursantów to słowo może oznaczać zwolnienie, lekkie przyhamowanie, może nawet prawie unieruchomienie pojazdu. Tylko, czy oni byli na wykładzie, na którym doskonale omówiono znaczenie tego słowa? Czy oni na pewno mają skończone 18 lat i rozumieją tak arcytrudne słowo? Wątpię.
Bo już rozróżnić "zatrzymanie" od "postoju" to wręcz kosmos. Jedni robią dziwne miny gdy pytam o te pojęcia np w kontekście mijanych znaków, drudzy bez jakiejkolwiek nieśmiałości mówią że to jest to samo, a trzeci "nie wiem" i robią naprawdę wiele, aby ich ten wątek nie dotknął.
Chyba nie muszę dodawać, ile trudności sprawiają osobom szkolonym takie wyrazy jak "kryteria", "akomodacja", czy "dezaktywacja". Coraz częściej mam wrażenie, że pracuję z przedszkolakami, albo z ludźmi do których nie mówię w znanym im języku. Tak jak dziś, gdy na 12 godzinie jazdy chłopak próbuje przejechać na czerwonym, a gdy wyhamowuję mu pojazd to stoi bez względu na to, że światło zmieniło się po chwili na zielone. I co z tego że ma zielone? On nie ma pojęcia co oznacza czerwone, a co zielone. A żółte - to już zupełne abstrakcja...
Więc, gdy spotkacie eLki coraz częściej stojące na poboczu, to pewnie oznacza że za kierownicą siedzi "mistrz", któremu wydaje się że wszystko już umie - a instruktor mu jedynie przeszkadza...
To nie tyko przyszli kierowcy tak mają, zielone, czerwone, zatrzymanie. Dzisiaj rano jadę sobie rano rowerkiem, mała uliczka, jednokierunkowa, odchodząca od głównej drogi, czerwone światło. Ja się zatrzymałem (wiem, używam tego trudnego słowa ;), bo widzę, że ktoś z głównej zaraz będzie w nią wjeżdżał, a poza tym, to światło dla pieszych i rowerzystów było czerwone. Tak stoję i patrzę, przyjemny poranek. Widzę jak jakiś wysoki blondyn, wlepiony w swój telefon komórkowy przechodzi przez jezdnię, nie bacząc na czerwone światło, na nadjeżdżający samochód. Wcale mu się nie śpieszy. Samochód trąbi, blondyn podnosi głowę zdziwiony, że ktoś mu przeszkadza i nie zmieniając szybkości kończy przechodzenie na drugą stronę jezdni. Ja takich pieszych "owce" nazywam, choć "baran" też by pasowało ;) Ciekawe, czy on ma prawo jazdy :P
OdpowiedzUsuńOwca brzmi mniej wulgarnie niż baran. Może mieć prawko, ale przecież bycie "w sieci" jest ważniejsze...
UsuńSzczęśliwyś, Tomku, że do tej pory oszczędzone Ci było zderzenie się z tym elementem rzeczywistości, który jest codziennością w mojej pracy już od ładnych parunastu lat. Ubóstwo językowe i wynikająca zeń rozległa nieznajomość słów - dla nas dość oczywistych, jest (będzie) koszmarem dla każdego uczącego.
OdpowiedzUsuńAberku, to nie tak że było mi oszczędzone. Widziałem to już nie raz, ale od jakichś dwóch-trzech lat to się bardzo nasiliło...
Usuńa ja jestem świeżo po drogowych niespodziankach w Portugalii i jestem szczęśliwa, że u nas przynajmniej kierunkowskazów się używa bo tam nie.
OdpowiedzUsuńSpołeczeństwo nam durnieje. Widzą to nauczyciele, widzą urzędnicy, czemu Ty miałbyś tego nie widzieć ... niestety ..
Dziś słyszałem że w Portugalii temperatura dochodzi do 50 stopni Celsjusza, od razu pomyślałem o waszych wakacjach :)
Usuńna naszych wakacjach w porównaniu z tym Dubajem w Polsce to było wręcz zimno. Rano i wieczorami 17 stopni w dzień 25 i wiaterek ;)
UsuńCzyli optymalnie chyba?
Usuńdla Łukasza mega idealnie a ja się przeziębiłam i byłam tam chora :D
UsuńWłaśnie czytam :)
UsuńSzczerze mówiąc musiałem sprawdzić słowo "akomodacja". Możliwe że kiedyś obiło mi się o uszy:D.
OdpowiedzUsuńTakie oglupiale spoleczenstwo jest idealne dla politykow, latwiej nim rzadzic… moze dlatego nie zwalczamy tego, a jeszcze bardziej nadmuchujemy. Takie na przyklad auta samojezdzace. Jak sie ktos przyzwyczai, to do normalnego nie wsiadzie. Jak sie do szajsfonow kompletnie przyzwyczaja, to do ksiazki juz nigdy nie zajrza..
OdpowiedzUsuńOj marudze, wiem, ale ja ze starej generacji :))))