Dzień egzaminacyjny, od samego rana mam umówione trzy osoby, które właśnie kończą zajęcia praktyczne - a to oznacza że powinny mieć przeprowadzony egzamin wewnętrzny - właśnie z jazdy.
Godzina 7.00
Kursant przychodzi punktualnie, jedziemy na plac aby rozpocząć egzamin. Oczywiście on prowadzi, nie chcę zabierać jego czasu jazdy. Po dotarciu na miejsce, zadania na placu wykonuje bezbłędnie - aż miło będzie pojeździć z takim po mieście - pomyślałem. I faktycznie, początek jest całkiem niezły, ale po około 8 minutach zbliżamy się do skrzyżowania, przed którym jest znaczne rozszerzenie jezdni i dość długie przejście dla pieszych. Z lewej strony z przeciwka nadjeżdża rejsowy autobus która zasłania panią zbliżającą się do przejścia dla pieszych.
Oczywiście ja ją zauważam i od razu się domyślam - za chwilę chyba będzie koniec egzaminu. Nie mylę się - kursant wjeżdża na przejście w momencie, gdy kobieta postawiła drugi lub trzeci krok na przejściu. Naturalnie - nie powinna była wchodzić, wszak wspomniany autobus zasłonił jej możliwość obserwacji drogi, no ale weszła - także mój egzaminowany jej nie zauważył. Negatywny.
Godzina 11.00
Standardowo - najpierw jedziemy na plac. Tam kursant ma sprawdzić poziom płynu hamulcowego oraz światła przeciwmgłowe tylne. Tym razem chyba nawet nie wyjedziemy na miasto - najpierw kursant ma problem aby otworzyć pokrywę silnika (zapomniał w którym miejscu należy ją odblokować - najpierw wewnątrz auta, a gdy już to znalazł to na zewnątrz), a gdy się to już udaje myli płyn hamulcowy z chłodzącym. Powtarzamy zadanie i tym razem błąd. Negatywny.
15.00
Ostatni egzamin i dobrze, bo już lekko zmęczony jestem. Kursantka prowadzi auto w stronę placu. Tu sprawdza płyn do spryskiwaczy oraz światła awaryjne, następnie wykonuje jazdę "po łuku". Ostatnie zadanie na placu to ruszanie na wzniesieniu. Niewielkie nachylenie, ale lekko zaśnieżone - nie tak aby się nie dało wyjechać, no ale nie jest suchy asfalt. Pierwsza próba - gaśnie jej auto. Druga - to samo. Negatywny.
Z moich obserwacji wynika że tylko chłopak z 7.00 ma szansę na zdanie, reszta nie. Chłopak z 11 powinien wziąć się do nauki, poczytać skoro wciąż nie wie jak się otwiera silnik, no i przede wszystkim - patrzeć na znaki. Mimo negatywnych ze wszystkimi jeździłem kilkanaście minut po mieście i zauważyłem że tylko ten z rana w miarę patrzył na znaki. Dziewczyna to już w ogóle na pamięć. Widać to tak bardzo, że gdyby podeszła do praktycznego w WORD, skompromitowałaby się tylko.
Czy gdzieś przeoczyłem, czy temu kursantowi z godziny 7:00 nie dałeś drugiej szansy?
OdpowiedzUsuńNigdy nie daję drugiej szansy :P
UsuńKolejne już wynurzenia, z których wyłania się obraz jakże inny od dotychczas wytworzonego. Azaliż poczciwa Pszczółka byłaby bezwzględnym Szerszeniem? Czy to nowa maska, czy zdjęcie starej? ;-D
UsuńAle ja Ci już tłumaczyłem że tracę przy bliższym poznaniu, więc to naprawdę nic nowego :D
UsuńNo i dobrze.
OdpowiedzUsuńWiedziałem że się ucieszysz.
UsuńCzasem jak tak czytam co piszesz to się uśmiecham do swoich wspomnień z kursu...
OdpowiedzUsuńCzasem warto dać drugą szansę ;) ja na egzaminie wewnętrznym z trójki ruszyłam (fakt auto nie zgasło) i niby coś tam ze sprzegłem miałam nie po drodze ;) dwa dni później egzamin państwowy zdany pozytywnie ;)
Wiem że warto, tak tylko odpisałem trochę celowo - że jestem taki drań :P
UsuńTy- drań? No proszę Cię i kto w to uwierzy? :P
UsuńOj tam, nie wchodźmy w szczegóły - niech zostanie drań i prostak co nie daje drugiej szansy i nie słucha innych :D
UsuńZapomniałeś jeszcze o: ...i traci przy bliższym poznaniu. :-P
UsuńNie chciałem się powtarzać - potraktowałem to jako oczywistość :D
UsuńTak tracisz, że po siedmiu latach przerwy od blogów, nadal o Tobie pamiętałam :P
UsuńFajnie :)
Usuń