Raczej krótka rozmowa z szefem, pracy nadal brak. Wyjeżdżam z domu na dłużej, bo nie zamierzam sam siedzieć. Tydzień rozpoczynam od długiego spaceru w nowym miejscu, robiąc około 12 km. Ponieważ to dość spore miasto, mijam mnóstwo autobusów, prawie wszystkie puste. Ulice/chodniki również:
Wtorek
Poranny spacer, 6.5 km. Poza tym książka, trochę nauki, obiad a wieczorem zakupy. M.in. 0.2 l spirytusu i woda destylowana - sam zrobię płyn dezynfekujący.
Środa
Około 10 wybieram się na spacer robiąc ponad 12 km. Bez kijków, co najbardziej odczuł mój kręgosłup. Oczywiście wybieram miejsca, w których nie ma ludzi. Szczęśliwie do lasu mam około kilometr, więc korzystam ile się da.
Idę drogą prawie polną, po której w ciągu dziesięciu minut przejedzie średnio jedno auto. Potem droga przechodzi w piękny wąwóz. Co ciekawe, można przejść po prostu drogą, środkiem (czyli górą) lub wąwozem po prawej stronie. Super!
Czwartek
Spacer znów bez kijków, ale za to ponad 8 km. Potem robię tartę z jabłkami. Pierwszy raz, więc nie za bardzo się udała. Zamiast pudru dodałem cukru brązowego kryształ, co spowodowało przyciemnienie ciasta (takie lekkie zabrązowienie za którym nie przepadam), ponadto okazało się że nie mam tu wałka do ciasta. Efekt wizualnie średni, ale smak niezły:
Po południu dzwoni jeden z współpracowników - z tej firmy w której są ciągłe kłótnie. Ma do mnie sprawę - prosi o wykonaniu małego projektu. Zdziwiony po chwili odpowiadam, że nie mam pojęcia jaki jest mój "status" w firmie, bo najprawdopodobniej już tam nie pracuję, a na pewno za nic mi nie zapłacą, więc delikatnie odpowiadam iż to raczej nie jest dobry pomysł. Współpracownik wyraża ubolewanie i na tym kończymy.
Piątek
Godzinny spacer, niecałe 3.5 km, podczas którego odbieram telefon od managera z mojej drugiej pracy (nie nauki jazdy, tej samej z której wczoraj dzwonił współpracownik). Od momentu epidemii do tej pory się do mnie nie odezwali aż do dzisiaj. Manager informuje, że rozwiązujemy umowę ponieważ nie będę im już potrzebny (tłumaczy, że nie będzie miał środków na opłacenie ZUS-u).
Poległem na tym "Człowieku nietoperzu". Na szczęście egzemplarz był z biblioteki.
OdpowiedzUsuńSam spacerujesz?
Ja powoli kończę. Początek słaby, środek w miarę ale końcówka znowu słaba.
UsuńTak, najczęściej sam chodzę.
Nie przebrnąłem przez początek.
UsuńA do wątku gejowskiego dotarłeś?
UsuńNie wiem, czy mogę... Ale pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńZwłaszcza w tych trudnych czasach się przyda, dzięki!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPhi, manager co nie ma na zus! Jeszcze na klęczkach do Ciebie wrócą! ;-))
OdpowiedzUsuńWątpię w jego tłumaczenia, bo: ZUS z mojego wynagrodzenia byłby minimalny (jeśli w ogóle jest), poza tym manager i tak dostaje pieniądze na mnie - więc teraz po prostu wyda je na co innego.
UsuńPiekne spacerowe widoki! Ja tez wyjezdzam na lono przyrody, ale nie pieszo, tylko rowerem. Czesto nie musze, bo mam na szczescie ogrod i mase pracy w nim!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Basiu, a możecie wychodzić z domu?
Usuń