5 minut jazdy autem od centrum zatłoczonego Kazimierza i znajduję się w mało znanym, ale pięknym i cichym wąwozie o nazwie Kwaskowa Góra. Zaparkowałem przy ulicy o tej samej nazwie i po niecałych stu metrach już spacerowałem po wąwozie.
Od samego początku przywitała mnie gęstwina krzewów i drzew, które prawie wcale nie przepuszczają promieni słońca. Mimo bardzo ciepłego wrześniowego popołudnia, w wąwozie panował chłód.
Na pierwszych metrach ułożono betonowe płyty. Gdyby ktoś bardzo chciał, to nawet cały wąwóz (liczący ponad 2 km) dałoby się przejechać autem, tylko po co? Najfajniej jest niespiesznie spacerować.
Wspinając się coraz wyżej pokonywałem kolejne zakręty. Brzegi wąwozu momentami były bardzo wysokie, co dodatkowo potęgowało siłę drzew i krzewów na których co chwilę przysiadywał jakiś ptak. Nie wszystkie udało mi się zobaczyć, bowiem w tej gęstwinie więcej było słychać niż widać.
Im wyżej tym więcej wiatru. Na szczycie Kwaskowej Góry szum wiatru był już całkiem spory - niczym w trakcie burzy. Tu burzy nie było, a słońce pojawiało się w wąwozie tylko w niektórych miejscach.
Następnie wąwóz lekko opada, brzegi czasem maleją by tuż za zakrętem znowu wzbić się w górę. Co jakiś czas pojawiają się jakby drogi dojazdowe do pól, bo po jednej i drugiej stronie najczęściej znajdują się właśnie pola. I sady pełne jabłoni.
Zero turystów pieszo. W czasie ponad godzinnej wędrówki spotkałem jedynie czworo rowerzystów. A warto wspomnieć, że nieopodal znajduje się wąwóz Korzeniowy Dół - to tam "pielgrzymują" turyści, którym znudzi się już centrum Kazimierza. Trudno tam o jakikolwiek spokój i kontemplację przyrodą.