Zmieszany, zniesmaczony i rozczarowany. Tak opuściłem w sobotę autoryzowany salon Toyoty. Sprzedawca okazał się totalnie zaskoczony, gdy usłyszał że chcę kupić Toyotę Yaris w najdroższej wersji - czyli za prawie 90 000 zł. Wydawało mi się nawet, jakby podświadomie zniechęcał mnie do wydania u nich pieniędzy. No po prostu jestem w szoku!
Poza tym, nie znał odpowiedzi na żadne pytanie które mu zadałem. A było tak: zadaję mu pytanie a on bez słowa klika w klawiaturę komputera i znika na minutę lub dwie bez słowa wyjaśnień. Nie wiem więc czy się na mnie obraził, czy jak, no ale siedzę na przeciwko i czekam. Po kilku chwilach jego odpowiedź najczęściej "nie wiem, nie mogę znaleźć". Miałem wrażenie, jakbym był natrętnym i przeszkadzającym klientem, który najlepiej gdyby sobie już poszedł.
Praktycznie nie dowiedziałem się niczego, a byłem gotowy aby wpłacić zaliczkę i podpisać umowę, ale ten sprzedawca nie miał na to w ogóle ochoty. W pewnym momencie miałem ochotę po prostu wyjść, ale pojawiały się też inne myśli - w jaki sposób mógłbym zmienić sprzedawcę na innego. Ostatecznie postanowiłem grzecznie nie zadawać innych (trudniejszych) pytań i po prostu pożegnałem się. Więcej dowiedziałem się z folderów i filmów na YouTube. Tak jak kiedyś pisałem - nawiązałem kontakt z innym salonem Toyoty i być może właśnie tam dokonam zakupu.
Tymczasem napisałem maila z treścią moich rozczarowań do dziełu marketingu tego salonu oraz do centrali Toyoty. Kiedy kupowałem w tym samym miejscu auto w 2008 roku i potem w 2015 wyglądało to zupełnie inaczej...
Źródło zdjęcia: toyotanews.ue