wtorek, 2 września 2025

Rowerem po drodze

Postanowiłem, że będę tu wracał do tematów, które pojawiały się jakiś czas temu. Zatem wpisy będą dotyczyły zagadnień związanych z ruchem drogowym, bezpieczeństwem na drodze oraz - w zależności od potrzeb - różnych statystyk. Dziś - o zasadach poruszania się rowerzystów.

Co prawda niebawem letni sezon się kończy, ale nie znaczy to że rowerzyści znikną z dróg. Przypomnę dzisiaj, co stanowi prawo w kontekście poruszania się rowerzystów po drogach, lecz niektóre elementy celowo pominę, bo wg mnie nie są one najważniejsze.

1) rowerzysta - czyli osoba jadąca na rowerze (także elektrycznym) powinna poruszać się po drodze dla rowerów,  lub pasie ruchu dla rowerów. Istnieje możliwość poruszania się po drodze dla pieszych i rowerów z tym, że wtedy należy zachować szczególną ostrożność oraz ustępować pierwszeństwa pieszym;

2) jeśli nie ma infrastruktury powyżej wymienionej, rowerzysta może poruszać się po jezdni (jeden za drugim, bo dwóch rowerzystów może jechać obok siebie tylko, gdy nie utrudnia poruszania się innym uczestnikom oraz nie zagraża bezpieczeństwu);

3) ogólnie istnieje zakaz poruszania się po drodze dla pieszych (dalej określam to jako chodnik), ale istnieją tu pewne wyjątki:

  • opiekowanie się osobą do 10. roku życia na rowerze;
  • dopuszczalna prędkość na drodze jest podniesiona powyżej 50 km/h, a szerokość chodnika wynosi co najmniej 2m (brakuje infrastruktury o której pisałem w pkt 1);
  • są trudne warunki atmosferyczne - śnieg, silny wiatr, ulewa, mgła, gołoledź;
Wyjątki powyżej zezwalają na jazdę po chodniku (przy spełnieniu co najmniej jednego warunku), ale tylko z zachowaniem szczególnej ostrożności, z prędkością zbliżoną do pieszego oraz ustępowania mu pierwszeństwa oraz nie utrudniania jego ruchu. Zatem rowerzysta NIE MOŻE jechać po chodniku kiedy tylko mu się podoba, ale jedynie gdy są określone warunki. I - jeśli już porusza się po chodniku - ma jechać z prędkością zbliżoną do prędkości pieszego, czyli w przedziale 5-8 km/h.

4) w przypadku przejeżdżania przez jezdnię, może to zrobić na przejeździe rowerowym, a nigdy na przejściu dla pieszych. Jeśli jest np. droga dla rowerów oraz skrzyżowanie, na którym oznakowanie wskazuje na obecność tylko przejścia dla pieszych, rowerzysta obowiązany jest zejść z roweru i przeprowadzić go na zasadach określonych dla pieszych. Nie wolno przejeżdżać rowerem po przejściu dla pieszych - podkreślam ponownie;

5) oczywiście gdy jest przejazd dla rowerzystów, można jechać z tym, że rowerzysta nie ma pierwszeństwa podczas takiego przejeżdżania gdy znajduje się poza przejazdem (np. zbliża się do przejazdu dla rowerzystów), a nabywa pierwszeństwo dopiero BĘDĄC na przejeździe. Abstrahując zasadność takiego prawa należy mieć na uwadze, że jest dużo wypadków z udziałem rowerzystów, z winy różnych uczestników ruchu;

6) szczególnie należy uważać podczas przejeżdżania przez przejazd dla rowerzystów w sytuacji, w której pojazd samochodowy skręca w drogę po której porusza się rowerzysta. Często w takich miejscach dochodzi do niebezpiecznych sytuacji, które mogą skończyć się nieciekawie;

7) kierującemu rowerem także zabrania się korzystania podczas jazdy z telefonu wymagającego trzymania słuchawki lub mikrofonu w ręku. Mandat za takie wykroczenie wynosi aż 500 zł oraz przypisanych jest 12 punktów karnych (w przypadku rowerzysty bez punktów karnych).

Jest mnóstwo antagonizmów w relacjach drogowych między rowerzystami i kierującymi innymi pojazdami. Brak wzajemnego szacunku oraz zrozumienia, że droga jest dobrem wspólnym prowadzi do wielu nieporozumień oraz oskarżeń, a czasem nawet rękoczynów. Kilka tygodni temu było głośno o tym, że niedaleko Wilanowa ktoś porozrzucał pinezki. Słyszy się i widzi, że na drogach dla rowerów rozbijane są butelki. Wiadomo że czasem to tylko akt wandalizmu, ale często podłożem jest celowe działanie na szkodę rowerzystów. Ci nie są bez winy, tak jak i inni kierujący. Jeśli nie zaczniemy szanować siebie nawzajem, nie pomyślimy że każdy ma swoje prawa i obowiązki to do niczego dobrego nie dojdziemy.

Zatem życzę Wam bezpiecznych dróg - niezależnie od środka komunikacji.

sobota, 30 sierpnia 2025

Podsumowanie tygodnia 411

Poniedziałek 

Od pewnego czasu poniedziałki mnie nie dołują. Są, więc trzeba zaakceptować że to początek tygodnia pracy.

Wtorek 

W pracy całkiem nieźle. Po pracy zaglądam do skrzynki, a ten kartka pocztowa z Bieszczad :)


Środa

Dziwny dzień (uprzedzam - ten długi wpis można pominąć). W pracy trzech trudnych klientów, ale oddychałem powoli i było całkiem nieźle. Ogólnie mam teraz trochę więcej pracy niż zwykle, bo zarządzam nowym projektem. Po pracy basen, czyli wysiłek podczas pływania, a potem relaks w saunie i miła, krótka rozmowa z nieznajomym tamże. Ale po wyjściu z aquaparku nastrój zmienił się o 180 stopni.

Wchodząc do mieszkania zajrzałem do skrzynki, a tam kartka w kopercie - bez nadawcy. Uśmiechnąłem się lekko i idąc na trzecie piętro pomyślałem "ktoś lubi mnie bardziej, niż ja sam siebie". Zupełnie się nie spodziewałem tym bardziej, że kilka dni temu dostałem od tej osoby kartkę. Podczas czytania dedykacji i oglądania obrazków (nietypowa kartka złożona z trzech stron), miałem wrażenie że czas na moment się zatrzymał. Mój dziwny nastrój zmieszał się z zaskoczeniem i radością, ale nie potrafiłem dostrzec co grało pierwsze skrzypce.


Po szybkim obiedzie położyłem się na moment, ale jakiś głos powiedział mi "wstań i idź na spacer, świeci słońce, wykorzystaj to, wyjdź do ludzi, zrób coś ze sobą". Szybko zmieniłem rozciągniętą ze starości koszulkę, założyłem ładniejsze spodenki i wyszedłem natychmiast. Słońce oświetlało moją twarz bardzo dokładnie, bo celowo wybrałem drogę w kierunku zachodu. Musiałem mrużyć oczy, ale z łatwością dostrzegłem kobietę idącą z przeciwka. Znam ją z widzenia, jest dość charakterystyczna, zwykle widuję ją gdy wracam z pracy. Zawsze świetnie wygląda i wyróżnia się wśród spacerowiczów zadbaniem oraz dbałością o szczegóły. Kojarzy mi się z urodą Włoszki.  Biało-różowa bluzka z krótkim rękawem, czarna falowana również krótka spódniczka (ale jeszcze nie mini), piękna twarz, czarne długie włosy. Zdaje się, że rozmawiała przez telefon (przez słuchawki), a mój delikatny uśmiech zignorowała lub nie zauważyła. Za to jej cocker spaniel, którego prowadziła na smyczy zainteresował się mną o wiele bardziej (fajnie byłoby mieć takiego psa, swoją drogą). Pomyślałem, że pewnie znowu zrobiłem z siebie idiotę uśmiechając się do obcej osoby. Trudno. Łapałem słońce i serotoninę, bo ewidentnie miałem ich zbyt mało.

Znajdowałem się w dość dziwnym stanie, bo niby dzień był udany, nic złego się nie wydarzyło, doświadczyłem sporo miłych rzeczy, ale coś było nie tak. Podczas spaceru zacząłem czuć suchość w gardle i rzadki u mnie ból szyi/kręgosłupa. Mimo że szedłem powoli, ciężko było mi się zrelaksować. Każdy kolejny metr drogi wydawał się być coraz dłuższy i trudniejszy. A każda następna minuta przypominała walkę z samym sobą. Miałem ochotę położyć się, w nadziei na zmniejszenie bólu karku, ale zadecydowałem że nie poddam się tak łatwo. Szedłem więc dalej. Postanowiłem, że ciało nie będzie mi dyktować co mam robić. Z tym, że to nie ciało było winne, tylko umysł. Podczas stawiania kroków czułem, jak każdy mięsień w okolicy karku ruszał się razem z nogami, tylko w przeciwnym kierunku. Miałem wrażenie, jakby połączenia nóg, rąk i praktyczne całego ciała się rozkręciły i poluzowały niczym w starym, rozklekotanym rowerze.

To tak, jakby odczuwać dyskomfort w komforcie, mieć a jednocześnie nie mieć, chcieć a jednocześnie nie. Skąd ten stan, zastanawiałem się ciągle spacerując mimo dużego bólu. Znam go, mam już co najmniej rudymentarną wiedzę skąd się bierze. Gdzieś tam z tyłu głowy ledwie majaczył mi ten powód - chwilowy brak akceptacji samego siebie, dyskomfort z własnym ciałem - ale nie mogłem go wyciągnąć na scenę i rozliczyć. Próbowałem chwycić go obiema rękami, ale te wydawały się być śliskie jakby były naoliwione. A im więcej wysiłku w to wkładałem, tym było gorzej. Chodziłem tak aż do zachodu słońca, a gdy wyczerpany wróciłem do domu, ból oraz suchość w gardle powoli ustępowały. 

Czwartek

Piękny słoneczny dzień, korzystam w miarę, ale główny punkt dnia to trudne ćwiczenia w ramach których przygotowuję się do zmiany stanowiska pracy. 

Piątek 

W pracy dużo roboty. Nie bardzo mam czas nawet na śniadanie. Po pracy basen+sauna (i znowu miła krótka rozmowa z tym samym nieznajomym), potem weekendowy Gość, zatem krótka wycieczka rowerowa, kolacja nad wodą i długie rozmowy na balkonie przy herbacie i cieście śliwkowym. Zrobiłem dzień wcześniej, wyjątkowo dobre mi wyszło - to chyba idealny moment na śliwki - te są prosto z sadu.


Jak zwykle na maślanym spodzie, trochę bardziej przypomina tartę niż zwykłe ciastko. Cynamon + śliwki to chyba nawet lepsze połączenie niż z jabłkami. W ramach dbania o siebie dodałem mniej cukru niż zwykle. Jak ktoś ma ochotę, to niech szybko przyjeżdża, jeszcze coś tam zostało 👍

wtorek, 26 sierpnia 2025

Z kawą w roli głównej

Kiedy biorę nową książkę do ręki, zaczynam chyba jak większość - od oglądania okładki (także z tyłu).  Wiadomo, najczęściej przód się już gdzieś widziało - skoro jest zainteresowanie książką - ale tył - tu można spotkać nie tylko interesujący opis, ale także ciekawe zdjęcie. Tak też jest w przypadku mojej ostatniej lektury - Dobre i złe dni - Tomasza Majchrzaka. 

Następnie, zanim zacznę czytać, przeglądam spis treści - by mieć mniej więcej pojęcie co mnie czeka i tu... widzę rozdział Kawa i neurobiologia. O kawie...serio? - pomyślałem. A co ma kawa do traumy? I co tam miałoby ciekawego być? - tym razem cicho powiedziałem do siebie i pomyślałem, że to pewnie będzie dla mnie najmniej interesujący rozdział, bo kawy nie lubię i nie piję, za to bardzo lubię jej zapach - ale na tym koniec sympatii do niej.

Gdy w końcu doszedłem do rozdziału o kawie, wciąż miałem sceptyczne myśli na ten temat, ale... już po pierwszych zdaniach zaczął mnie ten rozdział coraz bardziej interesować. Czy kawa faktycznie może coś zmienić w głowie? Czy po jej wypiciu można poczuć się lepiej/inaczej? A jeśli tak, to w jaki sposób się to odbywa? Czy druga, trzecia i kolejna kawa mogą mieć taki sam wpływ jak pierwsza? A może ich efekt będzie jeszcze mocniejszy? Wreszcie, dlaczego po wypiciu kawy po południu lub później najczęściej ludzie mają problemy ze snem? Jak to wszystko działa? 

Z całej książki najbardziej do tej pory podobały mi się  podrozdziały o mrówkach, wiewiórkach oraz o pamięci i odżywianiu. Ale teraz na podium wysuwa się rozdział o kawie - i to pomimo tego, że naprawdę jej nie lubię! 

Autor opowiada o niej tak ciekawie, że trudno było się oderwać od czytania tego rozdziału (mimo większej ilości stron). Z każdą przeczytaną stroną "wchodziłem" w temat coraz głębiej. Dowiedziałem się m.in. o różnych receptorach oraz możliwościach ich "cumowania", o tym co aktywuje lub blokuje kofeina, o odwadze po jej wypiciu, a nawet o Ksantypie - żonie Sokratesa! A także o wpływie kawy na choroby Alzheimera czy Parkinsona, lub objawach oraz skutkach gwałtownego zaprzestania jej konsumpcji.

Tomasz Majchrzak prowadzi czytelnika po świecie umysłu w nieszablonowy a nawet eksperymentalny sposób - także w tym ciekawym i zaskakującym rozdziale. Bo kto by pomyślał, że kawa może być aż tak istotnym elementem dnia? Dokonać tak znaczącej metamorfozy? Autor opisuje więcej niż tylko rudymentarne zasady związane z działaniem kofeiny. Rozdział jest okraszony dużą ilością przykładów pomagających zrozumieć zawiłe procesy zachodzące w mózgu. To od teraz bez wątpienia jeden z moich ulubionych rozdziałów. A może zacznę lubić i pić kawę? Nie spodziewałbym się tego, że kiedyś mógłbym to powiedzieć! Jestem ciekaw, jaki wpływ miałaby kawa na mnie i mój stan psycho-fizyczny.

Link do bloga Autora książki.