poniedziałek, 17 listopada 2025

Węszyć jak pies

Już od pewnego czasu chodzi za mną temat, z którym chciałbym się tu "rozprawić" na dobre i - w miarę możliwości nie wracać w tak obszernej formie, no chyba że pojawią się jakieś nowe wątki... Mianowicie - kontrola. Departament, w którym pracuję obraca znacznymi środkami finansowymi, moja praca również sprowadza się do kwestii finansowych w znacznej mierze, to też szczególnie znajduję się w centrum uwagi kontrolerów różnej maści - od naszych (wewnętrznych), poprzez ukrytych (incognito) aż po zespół kontrolerów z działu stojącego ponad naszym Departamentem. 

Jednostka w której pracuję, właśnie przeszła kolejną całościową (kompleksową) kontrolę, którą przeprowadzał taki właśnie zespół. Panowie w czerni przyjechali, poprosili o wszelkie dokumenty z wybranego przez siebie dnia sprzed około miesiąca. Czyli wnioski, protokoły, moje decyzje oraz wszystkie notatki służbowe, dziennik wejść/wyjść, rejestr użycia aut służbowych i nagrania z kamer - czyli wszystko. Mają do tego prawo, wiedzą nawet ile razy i jak długo przebywałem tego dnia w toalecie. 

W porównaniu do współpracowników mój protokół pokontrolny nie jest straszny. Ot, znaleziono kilka niedociągnięć, drobnych braków formalnych, które nie miały wpływu na stan finansów. Czyli jest ok. To, że coś w protokole będzie wiedziałem już wcześniej, gdyż dotarły do mnie informacje "i tak coś będziesz miał źle"* - i właśnie o tym chciałbym dziś nieco więcej.

Kontrola - to najczęściej proces sprawdzania, czy stan faktyczny zgadza się z wymaganym. Ale... nie tylko, ponieważ kontrola może być narzędziem służącym do różnych podłych celów. Jeśli ma się managera, którego celem jest wywołanie niepokoju (pisząc bardzo łagodnie), czy chęć podporządkowania sobie, to kontrola może być sposobem do zrealizowania tych planów. Naturalnie, manager nie robi tego samodzielnie, on ma swoich ludzi - zespół wewnętrznych kontrolerów, którym wskazuje jakie cele mają być osiągnięte. 

  1. represje. Można tak powodować efekty kontroli, w której każda interpretacja pracownika będzie podważona przez kontrolującego. Przykład z kolorami podawałem dwa wpisy temu. To, że coś jest białe przez kontrolera widziane jest jako czarne. W uzasadnieniu wpisuje się niemające żadnego sensownego wyjaśnienia teorie, że akurat w tej konkretnej sytuacji ma być "tak i tak" - oczywiście wskazując na "błąd" pracownika. Cel - zdyskredytowanie go, obniżenie jego wartości pracy, pozbawienie premii.
  2. zastraszanie. Nigdy nie wiadomo, co tym razem zostanie wymyślone. Przykład z kilku dni temu - mimo że wciąż trwała kontrola kompleksowa, na tablicy ogłoszeń pojawiła się informacja iż "wstępne wyniki kontroli są druzgocące". Jak się okazało, takie nie były. Absurdalne, bezsensowne - tak, ale w żadnym razie druzgocące. No chyba że opisujemy tu pracę kontrolerów, ale nie o tym. W związku z tym ciąg dalszy informacji - "planowane jest natychmiastowe wszczęcie procedury sprawdzającej wdrożenie rozwiązań naprawczych mających na celu zapobieżenie uchybieniom w przyszłości". Czyli jedna kontrola się jeszcze nie skończyła, a już w trybie natychmiastowym wprowadzana jest kolejna. Cel - zastraszenie, niepewność oraz wzbudzanie ciągłego niepokoju.
  3. podporządkowanie. "Odpowiednio" sformułowany wniosek pokontrolny może zawierać mnóstwo uchybień, które jednoznacznie prowadzą do wszczęcia "postępowania służbowego", a za tym kryje się cała machina której jedynym celem jest dobicie jednostki. Zatem należy napisać wyjaśnienie do sprawy, potem uzasadnić to, powołać się na podstawę prawną, normy i etykę - a i tak wszystko na darmo, ponieważ - "w tej konkretnej sprawie należało postąpić inaczej" - brzmi ocena kontrolerów. I koniec. Emocje psychiczne gwarantowane, do tego postępowanie to również rozmowa bezpośrednia (i to nie jedna) z zespołem kontrolerów  oraz managerem. Cel - ogłupienie, doprowadzenie do zamętu oraz skrajnych emocji.
To tylko niektóre elementy, wykorzystywane podczas "kontroli". Zderzyłem się z nimi kilkukrotnie, co szczególnie na początku nie pozostawało bez wpływu na komfort pracy. Nauczyłem się już trochę:
  • jeśli tylko mogę, unikam słuchania rozmów na ten temat;
  • nie należy się  przejmować wynikami kontroli, ponieważ i tak efekty będą takie, jakie chce mieć manager;
  • dziś dana rzecz jest biała, jutro ta sama może być już czarna;
Wciąż przede mną sporo pracy:
  • nie ufać nikomu, bez wyjątków;
  • nawet ktoś, kto wydaje się godny zaufania - patrz wyżej;
  • mówić jak najmniej, a najlepiej wcale;
  • być ostrożnym w wyciąganiu wniosków, bo taka sama sprawa u kolegi obok może być oceniona dobrze, u mnie może być jako "źle";
  • nie szukać logiki - patrz wyżej;
  • trzymać się jak najdalej od wszystkiego związanego z pracą;
Oczywiście, pracownik nie musi się zgadzać z wynikiem kontroli, nie musi niczego podpisywać, może mieć własne zdanie. Ma prawa, z których może skorzystać - przynajmniej teoretycznie. Są też inne metody o których nie chcę tu pisać, choć przy obecnych możliwościach technicznych metody te niejednokrotnie doprowadziły do pozytywnych rozwiązań. W oddziałach znajdujących się w innych miastach jest różnie - czasem lepiej, czasem podobnie - nie ma reguły, wszystko zależy od "góry". 

Można zrezygnować. Z uśmiechem pod nosem kontempluję tę możliwość. Trzymam ją niczym zawór ostateczny, po który sięgnąć mogę w każdej chwili. Prócz korzyści finansowych tkwię w tym nadal, ponieważ w pewnym sensie testuję sam siebie. Ile jestem w stanie wytrzymać, co musi się stać aby przekroczyło to moją niewidzialną granicę tolerancji tych sytuacji, czy takie doświadczenie może przydać się w obecnych czasach? Widzę frustrację i załamania współpracowników, ich problemy które próbują rozwiązać np. alkoholem. Analizuję i obserwuję to, co tu dzieje się będąc jakby w samym centrum mrowiska. Każdy, kto przechodzi obok takiego złożonego organizmu widzi, że wszystko jest tu uporządkowane, logiczne, mające konkretny cel i harmonię. Mrówki uwijają się jak w ukropie tworząc system umożliwiający życie i rozwój. Dokładnie jak z Departamentem - z pozoru to świetna, lekka i dobrze płatna robota, ale jak się spojrzy z innej strony to widać pewne niedogodności. Na ile one przeszkadzają i czy równoważą się z plusami - częściowo jedynie mogę napisać.


* swoją drogą, piękne i motywujące do pracy stwierdzenie, nieprawda? Nie rozumiem, dlaczego kadra zarządzająca robi wszystko, aby uprzykrzyć pracę zespołowi ludzi, dzięki którym mają swoje posady a cały Departament jakoś tam funkcjonuje?

Kilkanaście tygodni temu, manager (m) nieopatrznie nie wyłączył mikrofonu podczas briefingu on-line, mówiący do kontrolera (k):

m - zacznij węszyć, masz być jak pies ku*wa!
k - ale co, kontrolować wszystko?
m - no ku*wa a co mówię?!
k - no dobrze
m - nie wracaj mi tu bez efektów!
m - masz znaleźć nieprawidłowości!

I coś miłego na koniec. Mój grudnik w zbyt małej doniczce znów rozkwitł 😀



A ktoś dociekliwy zauważy nawet panoszącego się w tle fikusa z Kętrzyna!

sobota, 15 listopada 2025

Podsumowanie tygodnia 422

Poniedziałek 

Olewam. To znaczy robię swoje, ale odliczam czas do końca. Zamykam oczy, staram się nie słuchać.... wpadłem w labirynt, podczas którego lekko się uśmiecham i czuję, że powoli zbliżam się do wyjścia. 

Wtorek 

Dzień wolny. Dużo jazdy, sporo atrakcji.

Środa 

W pracy dalszy ciąg olewki. Choć to chyba złe określenie, po prostu nie przyjmuję się, bo nie mam wpływu. Z labiryntu wylazłem i to o własnych siłach, jeszcze takich labiryntów mnóstwo przede mną, bo jestem w trakcie kompleksowej kontroli. Dzieje się - to jakby nic nie powiedzieć.

Po pracy idę na koncert jazzowego tria. Fortepian, kontrabas i perkusja. Dziadki 70+, ale piękne emocje! Później niespodziewana rozmowa. I jeszcze jedna. Miło.

Czwartek 

Moi współpracownicy dostają absurdalne wnioski pokontrolne, ciekawe kiedy będą dla mnie. Na razie muszę poczekać na swoją kolej, bo kontrolerzy mają pełne ręce roboty.

Tymczasem po pracy znowu koncert, ogólnie całkiem fajny, choć trochę długo - 2.5 godziny.

Piątek 

W pracy szybko minął mi czas. Później pizza i mus z białej czekolady na mieście, oraz kolejny koncert. Tym razem w domu kultury. Rozrywka na miłym poziomie. 

wtorek, 11 listopada 2025

Niezwykły dzień w Kazimierzu

Długi weekend pracując w Departamencie? Absolutnie nie! To znaczy zależy dla kogo, bo kadra zarządzająca oczywiście miała wolne, ale pracownicy nie, zatem mój "długi weekend" ograniczył się do niedzieli, ponieważ w sobotę i poniedziałek byłem w pracy. Ale, kilka dni temu odezwała się Hania - ta urocza dziewczyna z Turkusowego Wzgórza z propozycją wspólnego śniadania w Kazimierzu Dolnym. Spotkanie, rozmowa, wspólne jedzenie - głupstwem byłoby odmówić, zatem w niedzielę z samego rana popędziłem do Kazimierza.

Hania zapobiegliwie pojawiła się wcześniej w umówionym miejscu przeczuwając, że natłok turystów spowodować może brak wolnych stolików. Ale ja też wyjechałem wcześniej, bo sam przejazd przez miasteczko oraz zaparkowanie w tak gorącym okresie to nielada sztuka. 

Nie wiem jak Wy to widzicie, ale dla mnie wspólne jedzenie to jeden z ważniejszych elementów spotkań i interakcji, który sprzyja budowaniu relacji oraz wzmacnia poczucie wspólnoty z ludźmi, których darzymy szacunkiem i zaufaniem. To właśnie przy stole, w atmosferze relaksu i dzielenia się jedzeniem często rodzą się najcenniejsze wspomnienia, a więzi umacniają się. 

Zamówiliśmy tradycyjne śniadanie (jajecznica, szynka, żółty ser, sałatka oraz pasta z twarogiem) oraz zieloną herbatę i oddaliśmy się długiej rozmowie. 

Hania to energetyczna i przebojowa dziewczyna z przepięknym uśmiechem. Jej otwartość sprawia, że można z nią swobodnie rozmawiać na absolutnie każdy temat, od codziennych spraw po głębokie filozoficzne rozważania, zawsze znajdując w niej uważnego i zaangażowanego słuchacza. Jest bardzo kulturalną i ciekawą osobą, przy której nuda nie ma żadnych szans.

Najedzeni postanowiliśmy wybrać się w okolice winnicy. Na Kazimierskim Rynku chmury szczelnie zasłoniły niebo, ale na szczęście wbrew prognozom pogody nie padał deszcz.

Śmiejąc się, żartując i rozmawiając na różne tematy dotarliśmy do winnicy, która o tej porze roku wyglądała inaczej - po letnim sezonie wydawała się, jakby odpoczywała w głębokim śnie nabierając sił do kolejnego wydania owoców, oraz przyjęcia gości.

Wracając do miasteczka inną drogą wstąpiliśmy do Galerii z przepięknymi obrazami. Jej właścicielka Klara (poznałem ją podczas winobrania) zaprosiła nas na herbatę. Miałem okazję zobaczyć miejsce pracy artystki, porozmawiać z domownikami oraz odpocząć w bardzo miłej (oraz jazzowej) atmosferze. 

Aż żal było wychodzić, ale za oknem zaczęło się ściemniać, do miasteczka prawie godzinny spacer, a przecież ja musiałem jeszcze wrócić do domu, zatem skierowaliśmy się w stronę Kazimierza. Tam z trudem znaleźliśmy wolny stolik u Dziwisza, bo mieliśmy - na koniec naszego spotkania - chęć na gorącą czekoladę.

Nawet nie wiem kiedy minął ten wspaniały dzień, a ja mam ochotę na kolejne spotkania z Hanią! Udało mi się zrelaksować, odpocząć oraz zapomnieć o pracy przynajmniej na ten jeden dzień.