sobota, 22 listopada 2025

Podsumowanie tygodnia 433

Poniedziałek 

Dzień wolny, ale bynajmniej nie leniwy. Wstaję odrobinę później niż zwykle, ale mam już zaplanowane:
  1. posprzątać w całym mieszkaniu;
  2. zrobić pranie;
  3. zmienić pościel;
  4. pojechać do krawca z problematycznym zamkiem w bluzie;
  5. pouczyć się;
  6. poćwiczyć na basenie;
  7. zrobić wpis na bloga;
Prócz tego, załatwiłem kilka innych spraw, zatem poniedziałek mogę uznać za udany. A wieczór przy muzyce francuskiej.

Wtorek 

W pracy całkiem znośnie, nawet jakby lekko. Po pracy piekę ciasteczka maślane. Będą małym słodkim upominkiem dla dziewczyn -G, R oraz Z, które w czwartek wybierają się w daleką wycieczkę.




Robię tylko dwa wzory, ale całość zajmuje mi sporą część popołudnia. Smakują idealnie. Miałem wybrać się na spacer, ale trochę mnie to  zmęczyło.

Środa

W pracy więcej uwagi niż zwykle, ale na plus, jestem zadowolony. Później trochę roboty w dwóch miejscach. W tym drugim musiałem wykazać się ponadprzeciętną cierpliwością. Cisza i spokój, które witają mnie po przekroczeniu progu mojego mieszkania wieczorem, są bezcenne. Nawet nie włączam radia, upajam się totalną ciszą...

Czwartek 

Bardzo lekki dzień. Nie przepracowałem się, za to pozałatwiałem kilka spraw on-line i przez telefon. 

Po południu zbieram się na wyjazd do dużego miasta. Wieczorem długi spacer, w później cichutko grający jazz i "Mężczyzna, który się uśmiechał" - jako przypomnienie, bo czytałem tę książkę kilka lat temu. "Zamek" Franza Kafki musiałem odłożyć, bo czytanie na telefonie jest męczące.

Piątek

Dzień wolny. Z rana przegląd auta w serwisie Toyoty (1348 zł), gorąca czekolada (gratis) w czasie oczekiwania na autko. Miły i uśmiechnięty doradca serwisowy.


Potem wizyta w dobrej garmażerce (faszerowane udko 5.40 zł, cztery pieczone ziemniaki 2.20 i duża surówka z marchwi 5.70) - bo nie miałem ochoty na jedzenie w knajpie, więc odgrzałem sobie w domu. 

Trochę odpocząłem i poszedłem do fryzjera (40 zł). Potem do aquaparku na 2.5 godzinny relaks w strefie saun (47 zł). Wieczorem sałatka na wynos z kurczakiem i grillowanym ananasem (39 zł) z pobliskiej restauracji. Sade z płyty winylowej na starych, ale porządnych i dużych głośnikach. Na noc podróż, ale przestał padać śnieg, więc jest tylko mokro i prawie pusto.

A w planach na weekend praca (sobota) i koncert jazzowy (niedziela). 

poniedziałek, 17 listopada 2025

Węszyć jak pies

Już od pewnego czasu chodzi za mną temat, z którym chciałbym się tu "rozprawić" na dobre i - w miarę możliwości nie wracać w tak obszernej formie, no chyba że pojawią się jakieś nowe wątki... Mianowicie - kontrola. Departament, w którym pracuję obraca znacznymi środkami finansowymi, moja praca również sprowadza się do kwestii finansowych w znacznej mierze, to też szczególnie znajduję się w centrum uwagi kontrolerów różnej maści - od naszych (wewnętrznych), poprzez ukrytych (incognito) aż po zespół kontrolerów z działu stojącego ponad naszym Departamentem. 

Jednostka w której pracuję, właśnie przeszła kolejną całościową (kompleksową) kontrolę, którą przeprowadzał taki właśnie zespół. Panowie w czerni przyjechali, poprosili o wszelkie dokumenty z wybranego przez siebie dnia sprzed około miesiąca. Czyli wnioski, protokoły, moje decyzje oraz wszystkie notatki służbowe, dziennik wejść/wyjść, rejestr użycia aut służbowych i nagrania z kamer - czyli wszystko. Mają do tego prawo, wiedzą nawet ile razy i jak długo przebywałem tego dnia w toalecie. 

W porównaniu do współpracowników mój protokół pokontrolny nie jest straszny. Ot, znaleziono kilka niedociągnięć, drobnych braków formalnych, które nie miały wpływu na stan finansów. Czyli jest ok. To, że coś w protokole będzie wiedziałem już wcześniej, gdyż dotarły do mnie informacje "i tak coś będziesz miał źle"* - i właśnie o tym chciałbym dziś nieco więcej.

Kontrola - to najczęściej proces sprawdzania, czy stan faktyczny zgadza się z wymaganym. Ale... nie tylko, ponieważ kontrola może być narzędziem służącym do różnych podłych celów. Jeśli ma się managera, którego celem jest wywołanie niepokoju (pisząc bardzo łagodnie), czy chęć podporządkowania sobie, to kontrola może być sposobem do zrealizowania tych planów. Naturalnie, manager nie robi tego samodzielnie, on ma swoich ludzi - zespół wewnętrznych kontrolerów, którym wskazuje jakie cele mają być osiągnięte. 

  1. represje. Można tak powodować efekty kontroli, w której każda interpretacja pracownika będzie podważona przez kontrolującego. Przykład z kolorami podawałem dwa wpisy temu. To, że coś jest białe przez kontrolera widziane jest jako czarne. W uzasadnieniu wpisuje się niemające żadnego sensownego wyjaśnienia teorie, że akurat w tej konkretnej sytuacji ma być "tak i tak" - oczywiście wskazując na "błąd" pracownika. Cel - zdyskredytowanie go, obniżenie jego wartości pracy, pozbawienie premii.
  2. zastraszanie. Nigdy nie wiadomo, co tym razem zostanie wymyślone. Przykład z kilku dni temu - mimo że wciąż trwała kontrola kompleksowa, na tablicy ogłoszeń pojawiła się informacja iż "wstępne wyniki kontroli są druzgocące". Jak się okazało, takie nie były. Absurdalne, bezsensowne - tak, ale w żadnym razie druzgocące. No chyba że opisujemy tu pracę kontrolerów, ale nie o tym. W związku z tym ciąg dalszy informacji - "planowane jest natychmiastowe wszczęcie procedury sprawdzającej wdrożenie rozwiązań naprawczych mających na celu zapobieżenie uchybieniom w przyszłości". Czyli jedna kontrola się jeszcze nie skończyła, a już w trybie natychmiastowym wprowadzana jest kolejna. Cel - zastraszenie, niepewność oraz wzbudzanie ciągłego niepokoju.
  3. podporządkowanie. "Odpowiednio" sformułowany wniosek pokontrolny może zawierać mnóstwo uchybień, które jednoznacznie prowadzą do wszczęcia "postępowania służbowego", a za tym kryje się cała machina której jedynym celem jest dobicie jednostki. Zatem należy napisać wyjaśnienie do sprawy, potem uzasadnić to, powołać się na podstawę prawną, normy i etykę - a i tak wszystko na darmo, ponieważ - "w tej konkretnej sprawie należało postąpić inaczej" - brzmi ocena kontrolerów. I koniec. Emocje psychiczne gwarantowane, do tego postępowanie to również rozmowa bezpośrednia (i to nie jedna) z zespołem kontrolerów  oraz managerem. Cel - ogłupienie, doprowadzenie do zamętu oraz skrajnych emocji.
To tylko niektóre elementy, wykorzystywane podczas "kontroli". Zderzyłem się z nimi kilkukrotnie, co szczególnie na początku nie pozostawało bez wpływu na komfort pracy. Nauczyłem się już trochę:
  • jeśli tylko mogę, unikam słuchania rozmów na ten temat;
  • nie należy się  przejmować wynikami kontroli, ponieważ i tak efekty będą takie, jakie chce mieć manager;
  • dziś dana rzecz jest biała, jutro ta sama może być już czarna;
Wciąż przede mną sporo pracy:
  • nie ufać nikomu, bez wyjątków;
  • nawet ktoś, kto wydaje się godny zaufania - patrz wyżej;
  • mówić jak najmniej, a najlepiej wcale;
  • być ostrożnym w wyciąganiu wniosków, bo taka sama sprawa u kolegi obok może być oceniona dobrze, u mnie może być jako "źle";
  • nie szukać logiki - patrz wyżej;
  • trzymać się jak najdalej od wszystkiego związanego z pracą;
Oczywiście, pracownik nie musi się zgadzać z wynikiem kontroli, nie musi niczego podpisywać, może mieć własne zdanie. Ma prawa, z których może skorzystać - przynajmniej teoretycznie. Są też inne metody o których nie chcę tu pisać, choć przy obecnych możliwościach technicznych metody te niejednokrotnie doprowadziły do pozytywnych rozwiązań. W oddziałach znajdujących się w innych miastach jest różnie - czasem lepiej, czasem podobnie - nie ma reguły, wszystko zależy od "góry". 

Można zrezygnować. Z uśmiechem pod nosem kontempluję tę możliwość. Trzymam ją niczym zawór ostateczny, po który sięgnąć mogę w każdej chwili. Prócz korzyści finansowych tkwię w tym nadal, ponieważ w pewnym sensie testuję sam siebie. Ile jestem w stanie wytrzymać, co musi się stać aby przekroczyło to moją niewidzialną granicę tolerancji tych sytuacji, czy takie doświadczenie może przydać się w obecnych czasach? Widzę frustrację i załamania współpracowników, ich problemy które próbują rozwiązać np. alkoholem. Analizuję i obserwuję to, co tu dzieje się będąc jakby w samym centrum mrowiska. Każdy, kto przechodzi obok takiego złożonego organizmu widzi, że wszystko jest tu uporządkowane, logiczne, mające konkretny cel i harmonię. Mrówki uwijają się jak w ukropie tworząc system umożliwiający życie i rozwój. Dokładnie jak z Departamentem - z pozoru to świetna, lekka i dobrze płatna robota, ale jak się spojrzy z innej strony to widać pewne niedogodności. Na ile one przeszkadzają i czy równoważą się z plusami - częściowo jedynie mogę napisać.


* swoją drogą, piękne i motywujące do pracy stwierdzenie, nieprawda? Nie rozumiem, dlaczego kadra zarządzająca robi wszystko, aby uprzykrzyć pracę zespołowi ludzi, dzięki którym mają swoje posady a cały Departament jakoś tam funkcjonuje?

Kilkanaście tygodni temu, manager (m) nieopatrznie nie wyłączył mikrofonu podczas briefingu on-line, mówiący do kontrolera (k):

m - zacznij węszyć, masz być jak pies ku*wa!
k - ale co, kontrolować wszystko?
m - no ku*wa a co mówię?!
k - no dobrze
m - nie wracaj mi tu bez efektów!
m - masz znaleźć nieprawidłowości!

I coś miłego na koniec. Mój grudnik w zbyt małej doniczce znów rozkwitł 😀



A ktoś dociekliwy zauważy nawet panoszącego się w tle fikusa z Kętrzyna!

sobota, 15 listopada 2025

Podsumowanie tygodnia 422

Poniedziałek 

Olewam. To znaczy robię swoje, ale odliczam czas do końca. Zamykam oczy, staram się nie słuchać.... wpadłem w labirynt, podczas którego lekko się uśmiecham i czuję, że powoli zbliżam się do wyjścia. 

Wtorek 

Dzień wolny. Dużo jazdy, sporo atrakcji.

Środa 

W pracy dalszy ciąg olewki. Choć to chyba złe określenie, po prostu nie przyjmuję się, bo nie mam wpływu. Z labiryntu wylazłem i to o własnych siłach, jeszcze takich labiryntów mnóstwo przede mną, bo jestem w trakcie kompleksowej kontroli. Dzieje się - to jakby nic nie powiedzieć.

Po pracy idę na koncert jazzowego tria. Fortepian, kontrabas i perkusja. Dziadki 70+, ale piękne emocje! Później niespodziewana rozmowa. I jeszcze jedna. Miło.

Czwartek 

Moi współpracownicy dostają absurdalne wnioski pokontrolne, ciekawe kiedy będą dla mnie. Na razie muszę poczekać na swoją kolej, bo kontrolerzy mają pełne ręce roboty.

Tymczasem po pracy znowu koncert, ogólnie całkiem fajny, choć trochę długo - 2.5 godziny.

Piątek 

W pracy szybko minął mi czas. Później pizza i mus z białej czekolady na mieście, oraz kolejny koncert. Tym razem w domu kultury. Rozrywka na miłym poziomie.