Moja weekendowa wizyta w Kazimierzu Dolnym okazała się prawdziwym balsamem dla duszy, pozwalając mi oderwać się od zgiełku codzienności i intensywnej pracy w Departamencie. Czekałem na ten wyjazd od kilkunastu dni. Potrzebowałem chwili wytchnienia, resetu, który pozwoliłby mi wrócić do obowiązków z nowym zapałem i świeżym spojrzeniem, lecz nie spodziewałem się, że spotka mnie aż tyle dobrego podczas tego wyjazdu. Ale po kolei.

Centrum miasteczka jak zwykle tętniło życiem, pełne było turystów spacerujących pośród malowniczych kamieniczek i straganów z lokalnymi produktami. Szybko kupiłem kilka pięknych kartek, zaadresowałem, oraz wrzuciłem do skrzynki i pragnąłem uciec od tego gwaru, zatopić się w ciszy i samotności natury. Postanowiłem więc oddać się długiemu, niespiesznemu spacerowi bez konkretnego celu, pozwalając, by moje nogi same mnie poniosły, dokąd zechcą. Chciałem chłonąć otaczające mnie piękno, wsłuchiwać się w szum wiatru i śpiew ptaków, poczuć prawdziwą harmonię z naturą. Wyszedłem z miasteczka w stronę Bochotnicy. Wędrując pośród rozległych malowniczych pól skąpanych w złocistym słońcu, a także wśród gęstych zielonych lasów, oddychałem pełną piersią, czując, jak stres i napięcie opuszczają moje ciało.



Krajobraz wokół mnie zmieniał się z każdą minutą, ukazując coraz to nowe, zachwycające widoki. Nie napotkałem ani jednego turysty, zatem nikt i nic nie przeszkadzało w tym, by całym sobą cieszyć się z tego, gdzie właśnie byłem. W końcu, pośród zielonych wzgórz dotarłem do urokliwej winnicy o intrygującej nazwie – Turkusowe Wzgórze.

Rozejrzałem się po otoczeniu, próbując zorientować się w nowym miejscu. Były tu pysznie wyglądające niedawno zerwane pomidory, przeciery warzywne, różne wina oraz soki. W tym samym czasie usłyszałem "dzień dobry" i zauważyłem zbliżającą się postać. Była to młoda i niezwykle piękna dziewczyna. Jej delikatne rysy twarzy, promienny uśmiech i pełne gracji ruchy natychmiast przykuły moją uwagę. Z wdziękiem i naturalną uprzejmością podeszła, witając mnie bardzo serdecznie. Jak się później okazało, miała na imię Hania. Zaproponowała mi odpoczynek a także orzeźwiającą lampkę wina. Jej troska i gościnność były nad wyraz miłe, zatem od razu się zgodziłem. Mimo że widziałem ją pierwszy raz w życiu, odniosłem wrażenie, jakbyśmy znali się od lat. Rozłożyliśmy się wygodnie na leżakach, odprężając mięśnie i pozwalając, by nasze zmysły w pełni chłonęły otaczający nas urok winnicy. Hania opowiedziała mi o tym miejscu - właścicielem jest Cezary (artystyczna dusza) - którego akurat nie było, a ona opiekuje się winiarnią pod jego nieobecność.


Rozległe połacie soczystej zieleni oraz starannie pielęgnowane winorośle ciągnące się po łagodnych zboczach, tworzyły krajobraz zapierający dech w piersiach. Jednocześnie słońce oświetlało moją twarz, a wiatr delikatnie ją ochładzał. Wdychałem świeże, pachnące latem powietrze, rozkoszując się przepysznym winem oraz towarzystwem i rozmową bardzo uprzejmej Hani. Przyznam szczerze, że na co dzień nie jestem wielkim miłośnikiem wina, jednak trunek, którym zostałem poczęstowany w tej winnicy, przekonał mnie do siebie swoim wyjątkowym smakiem i aromatem. Było to wino o głębokiej, rubinowej barwie, z nutami dojrzałych owoców i subtelnym aromatem dębu. Zdecydowanie należało do najlepszych win, jakie kiedykolwiek miałem okazję degustować.

Moją uwagę przykuł również niewielki, wręcz bajkowy domek, wyróżniający się turkusowymi akcentami. Okiennice, pomalowane w tym radosnym kolorze nadawały mu charakteru i lekkości. Weranda, również ozdobiona turkusowymi elementami, zdawała się zapraszać do odpoczynku i delektowania otaczającym krajobrazem. Na niej stał mały, turkusowy stolik, idealny na poranną kawę czy popołudniową herbatę i ciastko. A wokół mnóstwo pięknych kolorowych kwiatów. Całość prezentowała się bardzo uroczo, tworząc idylliczny obraz sielskiego życia.


Czas płynął nieubłaganie, niemal niezauważalnie. Zaskoczyło mnie, gdy uświadomiłem sobie, że od mojego przybycia minęły już prawie dwie godziny. Wiedziałem, że muszę powoli wracać do miasteczka, choć chętnie zostałbym na dłużej! Z Hanią, z którą nawiązała się między nami nieoczekiwana nić sympatii, przeszliśmy na "ty" i z uśmiechem na twarzy oraz lekkością w sercu pożegnaliśmy się ciepło. Ruszyłem w drogę powrotną do miasteczka, rozmyślając o miło spędzonym czasie i z niecierpliwością wyczekując kolejnego tak udanego relaksu, ale także powrotu do Turkusowego Wzgórza - bowiem takie miejsce jest idealne aby na nowo napełnić się dobrą energią, która jest niezbędna do stawienia czoła kolejnym wymagającym projektom w Departamencie.