sobota, 31 marca 2018

Podsumowanie tygodnia 25

Poniedziałek

Nie, nie dopuszczam krzyku. Musiałem zakończyć jazdę wcześniej. Tak gdzieś w połowie. Policzyłem mu tylko pół godziny. Echa jeszcze przez kilka dni. Ściskający żołądek również. Ze mną nigdy więcej.

Wtorek

Miało być już cieplej, a jak wyglądam przez okno to znowu biało. Najchętniej rzuciłbym to wszystko w...
(i całe auto przykryte grubą warstwą śniegu)


Środa

Prócz wykładu nie robię nic innego. Przerażająca pustka, cisza. Nie umiem tak. Nie chcę. Ten dzień należy szybko zapomnieć.

Czwartek

Dobrze, zamiast marudzić trzeba się wziąć za siebie. Przeżyłem środę, w perspektywie święta - masakra. Ściągam rozporządzenia i coś jeszcze - daje mi to odrobinę lepszego nastroju.

Piątek

Niby policji ma być więcej na drogach (akcja święta), a jak wyjeżdżam z kursantami za miasto (droga krajowa/ekspresówka) to nadal bidnie. Chyba można by się na tej drodze zabić i pewnie nikt by nie zauważył...

czwartek, 29 marca 2018

Tankowanie

Będąc ostatnio w trasie zatrzymuję się na Orlenie, aby zatankować, wyjść do toalety oraz rozprostować kości. Tuż po podjechaniu pod dystrybutor od razu podchodzi człowiek w czerwonym, firmowym uniformie. Niezbyt już młody, pomyślałem że idzie do kogoś i po prostu przechodzi obok mnie, ale gdy tylko wysiadłem z auta pyta czy może pomóc zatankować?! Osłupiałem. A idź Ty w cholerę - pomyślałem bardzo zaskoczony i chyba odpędziłem go samym wyrazem twarzy... Czy ja wyglądam na totalnego durnia? Myślałem, że podchodzą tylko do kobiet, albo wcale...

Kiedyś również w trasie, musiałem zatankować gaz LPG. A jak wiemy, z tym bywa różnie - bo od pewnego czasu jest samoobsługa (nie wszędzie, choć ja raczej korzystam z dużych stacji), ale sam "proces" podłączania pistoletu lekko się różni, i... wiecie co, nie mogłem sobie poradzić z zatankowaniem. Byłem gotów jechać gdzie indziej, aby tylko nikogo nie prosić o pomoc, ale...koleżanka którą akurat wiozłem powiedziała że ona pójdzie po kogoś z obsługi...a jak to kończyła mówić to już prawie wchodziła do budynku.

Przyszedł facet, spojrzał na mnie (taaaa) i podłączył pistolet tankujący zwalniając mnie z tego całkowicie. Darował sobie komentarz, jego mina mówiła wszystko. Na szczęście to koleżanka płaciła, więc zaoszczędziłem sobie wstydu przy kasie... :( (od tamtej pory nie wjeżdżam na tę stację)

Natomiast coś, co mnie ostatnio irytuje podczas tankowania to... fakt, że na Circle K (dawny Statoil) nawet jak tankuję co do grosza - to podczas odkładania pistoletu na miejsce, potrafi czasem wskoczyć dodatkowe 2-3 grosze. Jeśli tego nie zauważę, to przy kasie jestem z lekka zaskoczony (nie, nikt nie chce tych groszy, ale po prostu widokiem na paragonie jestem zaskoczony). Co innego na Orlenie, tam nigdy nie miałem takiej sytuacji, a jestem tam stałym bywalcem co 2-3 dni...


wtorek, 27 marca 2018

...jak dwa jabłka na czereśni...

...nasza podróż cały czas trwa, rozpoczęła się już jakiś czas temu...

...mimo nocy, doskonale wiemy gdzie jechać. Mamy cel, widzimy go doskonale. W zasadzie, jest on tylko dla nas. Odnaleźliśmy go, nikt ani nic nie zepsuje tej podróży, jest ona niezniszczalna. Auta, które przejeżdżają obok nas wydają się być tak blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki przez szybę. A jednocześnie tak daleko - ich pasażerowie nie mają pojęcia kim jesteśmy, skąd i dokąd jedziemy. Nic o nas nie wiedzą. Żyją w zupełnie innym świecie niż my, jakbyśmy byli podobni tylko z wyglądu... Czasem niektórzy próbują zajrzeć, zobaczyć nasze wnętrza, wyczytać cokolwiek z mimiki twarzy, ale...jest raczej ciemno i wszelkie ich próby kończą się fiaskiem...

...psy, które do tej pory nigdy nie jechały w aucie, leżą na tylnej kanapie bardzo spokojnie i tylko co jakiś czas spoglądają mi w lusterko wsteczne.  Podnoszą wysoko swoje kudłate, ale mądre łby i... zaglądają prosto w oczy, Widzę je doskonale - jakby czegoś szukały, albo na coś czekały. Robią to po kolei, a czasem wszystkie razem. Ich wzrok jest skupiony tak bardzo... Jestem. I ten ktoś obok również. Wszyscy w komplecie, bezpieczni - nieniepokojeni. Psy znów kładą się wygodnie, a my...

...jedziemy w swoim tempie, niespiesznie. Mimo dużej ilości zakrętów staram się prowadzić jak najlepiej potrafię niwelując przechyły nadwozia. Choć jestem skupiony na drodze, otoczeniu i innych pojazdach, moje myśli są blisko. Nie potrafię ich określić, ale na pewno wywołują poczucie lepszej chwili, dobrze wykonanego zadania, jestem...zadowolony... Dają mi poczucie siły, niezależności, ale także odpowiedzialności. Tylko, dlaczego pojawiły się dopiero teraz...


...wydaje mi się, że światła w aucie działają dwa - trzy razy lepiej niż zwykle, bo każdy zakręt jest oświetlony jakby tuż przed nami był...dzień. Jednak w aucie dalej półmrok, ale może to lepiej? Mój wzrok w ogóle się nie męczy, kręgosłup nie boli, delektujemy się wszystkim, co jest wewnątrz pojazdu, a ciszy nie przerywają ani psiaki, ani my. Słychać delikatny szum powietrza opływającego karoserię i tyle...

...z tym, że mimo ciszy my co jakiś czas rozmawiamy. O wszystkim. Nasze dusze rozumieją się bez słów wypowiedzianych, nie wchodzą sobie w zdanie, nie przerywają, nie zamęczają nawzajem, nie zadają niechcianych pytań bo... i tak znają odpowiedź... porozumiewają się w języku tylko zrozumiałym dla nich samych...i przede wszystkim - słuchają... dialogi przemykają w obie strony niczym delikatne arpeggio wykonywane na harfie, a my...

...w idealnej harmonii jedziemy dalej i dalej...

niedziela, 25 marca 2018

Mina (wybuchowa)

Który to już? Nie mam pojęcia, zrobiłem ich naprawdę dużo. Przepisy nakładają obowiązek przeprowadzenia egzaminu wewnętrznego z części praktycznej jak i teoretycznej. Bardziej lubię ten pierwszy, choć wiąże się z większym ryzykiem (może właśnie dlatego?).

Oczywiście jadę na plac, bo dopiero stamtąd mogę zrobić wszystko tak jak należy. Egzamin wewnętrzny z jazdy polega na tym samym, co egzamin państwowy z jednym, małym wyjątkiem. Mianowicie, nawet wtedy gdy osoba popełni błąd skutkujący wynikiem negatywnym, sam egzamin należy przeprowadzić do końca. A więc zrobić wszystkie wymagane zadania mimo tego, że ktoś np dwukrotnie przekroczył prędkość.

Jeśli natomiast zachowanie osoby szkolonej zagraża bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogoweg, egzamin wewnętrzny przerywa się. Ile to razy już musiałem przerywać...ile się nasłuchałem...


Z moich obserwacji wynika, że najczęściej instruktorzy nie robią egzaminów. A szkoda, bo wyłączenie radia, skupienie się na zadaniach i stworzenie atmosfery, którą za chwilę będzie miał kursant - jest dla niego samego bardzo ważnym i potrzebnym doświadczeniem. Tak jak ostatnio, gdy kolega podesłał mi swoją kursantkę. Gdy wydawałem jej polecenia, zdziwiona powiedziała mi że mnie nie rozumie, bo jej dotychczasowy nauczyciel mówił inaczej. No i ta cisza... u mnie bez radia, a wcześniej instruktor prawie sam śpiewał w trakcie jazdy. I podkręcanie głośności bardziej niż piano - raczej nie sprzyja koncentracji. Raz, że prawie trzeba krzyczeć żeby kursant usłyszał gdzie chcę jechać, a dwa - że to przecież nie sala koncertowa... (choć szkoda...)

I dodam tylko, że nie przeprowadzałem jej egzaminu. Po prostu miała końcówkę kursu ze mną. Musnął mnie jej komentarz na końcu - chciałaby wszystkie pozostałe wyjeździć u mnie. A kolega...nie wiem czy mógłby znienawidzić mnie jeszcze bardziej... I pewnie nie podeśle żadnej innej, no chyba że takiej/takiego - z ładunkiem wybuchowym, swoistą "miną", którą wysadzi w odpowiednim momencie...już chyba nie może się doczekać...

sobota, 24 marca 2018

Podsumowanie tygodnia 24

Poniedziałek

Kilka egzaminów wewnętrznych, nie mam ani chwili wytchnienia...

Wtorek

Po pracy zamiast do domu, na myjnię. Odkurzanie, sprzątanie wewnątrz i mycie. Lubię mieć czyste auto. Ale dlaczego wracam dopiero przed 21...

Środa

Szukam ubezpieczenia dla mojego auta. Tzn szukam oszczędności, dlatego dzwonię po agentach i pytam gdzie taniej...

Czwartek

Lepiej pominąć...

A wieczorem - znów - zamiast do domu, robię przegląd rejestracyjny auta. 162 zł i nieco ponad pół godziny w stacji kontroli pojazdów.

Piątek

Niestety wciąż echa z czwartkowych wydarzeń w pracy...

405 zł za samo OC - mniej więcej tyle co rok temu... ale i tak sporo...


piątek, 23 marca 2018

Mówię do ciebie cicho

Rafał Wojaczek

Mówię do ciebie tak cicho jakbym świecił
I kwitną gwiazdy na łące mojej krwi
Stoi mi w oczach gwiazda twojej krwi
Mówię tak cicho aż mój cień jest biały

Jestem chłodną wyspą dla twojego ciała
które upada w noc gorącą kroplą
Mówię do ciebie tak cicho jak przez sen
płonie twój pot na mojej skórze

Mówię do ciebie tak cicho jak ptak
o świcie słońce upuszcza w twoje oczy
Mówię do ciebie tak cicho
Jak łza rzeźbi zmarszczkę

Mówię tak cicho
jak ty do mnie



I na dziś tyle, dziękuję dobrej duszy za podesłanie wiersza...


czwartek, 22 marca 2018

Spokój

Wczorajszy dzień - zwykły, normalny, nawet fajny. Pracuję z A - jest miła, nie mówi zbyt dużo i słucha mnie uważnie. Może mnie nawet lubi? Nie muszę otwierać okna, a nawet wręcz przeciwnie - używa delikatnych perfum, całkiem ładne. Ma męża, jest bezpieczna i nie musi szukać chłopa, więc i ja mam spokój. Nie robi mi żadnych podtekstów. Ma także końcówkę jazd, czyli daję jej wycisk maksymalny. Bo dlaczego niby miałoby być inaczej? :)

Na największym skrzyżowaniu w mieście (raptem dwie jezdnie po trzy pasy...) rozkraczamy się na samym środku, gdy A zdławiła silnik przy próbie ruszenia. Oczywiście nie odzywam się, niech radzi sama - w końcu to prawie ostatnie jazdy. Pomogę jej, gdy będzie krytycznie - czyli jeszcze nie teraz... Jak zaczną w nas jechać, trzeba będzie ratować... ale jeszcze nie teraz. Widzę, że stresuje się bardzo, ale dzielnie walczy. Uruchamia silnik, ale ten znów gaśnie. Znów szybko uruchomiła i... ze skaczącą od stresu nogą na sprzęgle małymi skokami udało jej się zjechać ze skrzyżowania (część kierowców wyrozumiale poczekała, część nas ominęła, niektórzy trąbili, nawet panowie z radiowozu nie robili problemu), a po dłuższej chwili niespodziewanie zaczyna dialog:

A - Tomek, co bierzesz na uspokojenie?
ja - nie odpowiadam jej, myślę czy to pytanie retoryczne, czy co? (jak zwykle mało mówię)
A - ale na prawdę - co bierzesz? (nie daje za wygraną i dopytuje po dłuższej chwili)
ja - pytasz poważnie? 
A - jeszcze nie spotkałam tak opanowanego człowieka (jej głos spoważniał, dobrze że nie muszę uciekać - ale mówiłem - ma chłopa),
ja - no co Ty, ja to już nerwus się robię na stare lata...
A - nie ogarniam Cię w ogóle 
ja - wystarczy że jazdę ogarniasz...

Po pół godzinie wracamy na to samo skrzyżowanie, pojazd znów gaśnie jej na samym środku... chyba jednak powinienem zacząć coś brać...

A tęsknię za tym...





wtorek, 20 marca 2018

Fasolka

Poranna impreza w drugiej pracy - tym razem nikt mnie nie zaskakuje. Wymykam się godzinę wcześniej niż zwykle (będę musiał odrobić, więc nie ma powodów do nadmiernego szczęścia). Wracając z imprezy jadę po śliskiej drodze, wpadam na szalony pomysł i... mało co nie rozbijam swojego auta (durny to ma szczęście...). Dziś jest jeszcze bardziej ślisko niż wczoraj (stwierdzam po fakcie).

główna ulica w mieście wieczorową porą nadal lodowa...

Po południu jazdy, ale wcześniej telefon od szefowej. Pyta, jak współpracuje mi się z nową sekretarką. Jestem tak zaskoczony, że odpowiadam w zwolnionym tempie, wtedy pyta czy u mnie wszystko ok... Znów odpowiadam jakieś bzdury, więc dostaję zaproszenie do... kościoła! I tu nagle odżywam szybko ripostując, że to nie mój kierunek ale dziękuję za troskę... (mimo wszystko miło)


Na jazdach dwa razy zakopujemy się w śniegu (na głównych ulicach), widzę sporo stłuczek. Wszystkie bez mojego udziału...

Tymczasem wieczorem robię fasolkę. Na szczęście zmiękła trochę podczas gotowania, co prawda trochę zbyt gęsta wyszła (za dużo kiełbasy?, za mało pomidorów?), w każdym razie - lepsza niż poprzednio. Dodałem mnóstwo majeranku, pieprzu, kilka listków laurowych, ziele angielskie i zrobiłem nawet małą zasmażkę (wiem, zaciąganie mąką jest passe)...


No i talerzyk zbyt głęboki, a zamiast natki z pietruszki przydałaby się inna zielenina (niestety w sklepie nie było dużego wyboru).

poniedziałek, 19 marca 2018

Zima...

Śnieg i lód - tego dziś na moich jazdach było najwięcej. Wyobrażacie sobie jazdę z adeptem za kierownicą w takich warunkach? Dziś mówię do kursantki żeby hamowała, a ona wciska mi gaz do końca... Ciężko było, ale na szczęście nic się nie stało.

Gdzieś w okolicy południa podążam akurat za egzaminem (czysty przypadek), droga jest węższa niż zwykle, po prawej stronie brudne zaspy śniegu i błota po-śniegowego, a tuż obok chodnik i przejście. No i oczywiście piesi. Jeden z nich przykucnął (nie wiem po co, może aby poprawić sznurówki?), a przejeżdżający egzamin obficie ochlapał biedaka!


Ponieważ jechałem jakieś 100m za nimi, to doskonale widziałem, kiedy ów biedak podniósł się a ciemne, mokre i brudne po-śniegowe "coś" dosłownie po nim spływało...

Wystarczyło, żeby egzamin nie jechał tak blisko błota, ale... stało się. Oczywiście pojechali dalej, z tego powodu nie można wystawić wyniku negatywnego. Podobnie, gdyby podczas egzaminu ochlapać kałużą wody - nie grozi za to ani mandat, ani jakikolwiek błąd (nie ma podstawy prawnej). Więc uważajcie lepiej...

Oczywiście, gdyby przy okazji doszło do zagrożenia bezpieczeństwa, wtedy skutkiem mógłby być mandat, czy wynik negatywny. A tak bez tego - to co najwyżej na drodze sądowej...

*** ***

Jutro robię fasolkę po bretońsku. Już kiedyś próbowałem, tym razem daję sobie podejście drugie. Będą podsmażone kabanosy, pomidory (z puszki, bez przesady żebym sam to już robił...) i dużo majeranku. Już namoczyłem pięknego jasia (24h mu daję, mam nadzieję że wystarczy...), a jutro wyjątkowo kończę już o 19.00! Tak wczesnej pory nie mogłem nie wykorzystać na zrobienie czegoś... no i serdecznie zapraszam wszystkich chętnych około 21.00 na degustację. Tylko proszę się wpisać na listę, żebym pomieścił w moim małym M...


sobota, 17 marca 2018

Duch

... udało się znaleźć przetarty szlak, choć buty i tak już mokre to jednak pewniej można stawiać kroki, które - jak nie moje - pędzą do przodu. Wzdłuż ścieżki biegnie międzynarodowy szlak, co chwilę słyszę szum mijających pojazdów. Mój Duch podpowiada, że nie jest to najlepsze miejsce na spacer, ale szybko kontruję. Nie ma tu żadnych ludzi i jest w miarę odśnieżone, a że szumi, a że stopy mokre... lepsze to niż tłok i wrzask. I maska może w końcu odpocząć...


Czego mi brakuje prócz piątej klepki? Nie wiem, ale ciągła praca (najmniej 10 godzin) to mało. Nie mówię o ilości, brakuje mi... czegoś innego. Zawsze marzyłem żeby zrobić uprawnienia egzaminatora, ale na marzeniach się skończyło. Nie wiem co mnie w tym kręci, może to że mogę o czymś decydować, że egzamin na egzaminatora zdaje tak niewiele osób... Wciąż jednak pojawia się myśl - dojeżdżanie do stolicy, te wszystkie koszty - czy ja to udźwignę? Z drugiej strony, duszę się nie wyjeżdżając nigdzie ponad 10 km od biura firmy.

...mijam kolejne drogowskazy które odliczają kilometry do większych miast, ale nie widzę tam mojego celu. Usilnie szukam, wpatruję się w tablice, ale nic. Szukam choćby małej czcionki, krótkiej strzałki, czegokolwiek... Mój Duch przyspiesza, przez co znów muszę interweniować. Możemy biec, ale jednak wolałbym iść niespiesznie. Już tych biegów w pracy mi starczy. Co kilka sekund przejeżdża kolejny samochód, każdy ma jakieś cele, zajęcia, potrzeby. A gdzie są moje? Idę wciąż do przodu, ale jak długo jeszcze?



No i sam wyjazd. Podróż, świeże powietrze, wyzwania, ludzie którzy mnie nie znają, mnóstwo nauki, praktyki, egzaminy... aż oczy mi się zaświeciły. Tak, chyba jeszcze mógłbym to w życiu zrobić. W czerwcu 2011 w Toruniu zdawałem ostatni poważny egzamin, jeździliśmy, mnóstwo się działo, czułem się dowartościowany - przynajmniej pod względem pracy. Ale od tamtego czasu nie wydarzyło się zbyt wiele...

...chyba czas już wracać. Stopy niosą dalej jakby nie moje, o dziwo kręgosłup nawet zamilkł. Idź dalej, idź dalej i nie zawracaj, nie oglądaj się za siebie, idź tam gdzie oczy niosą. Wyprostuj swą skrzywioną posturę, podnieś głowę i do przodu! Duch jednak znów się odzywa - czas wracać, obejrzyj się czy kogoś nie masz za plecami, załóż ją, przecież leży idealnie! (znów walczę ze sobą...) 

Gdy robiliśmy kurs na instruktora doskonalenia techniki jazdy, byliśmy i w Bydgoszczy i w Toruniu, rozmawialiśmy, pomagaliśmy sobie nawzajem. Nawet relacje z szefem były lepsze niż dobre. Nigdy nie zapomnę jego propozycji w hotelu (nadal zaskakuje mnie to niezmiernie). Dziś zostały dokumenty, uprawnienia - martwe, nic nie dające, bez emocji, bez ludzi. Wystarczy podbić je raz na pięć lat i znów nic ode mnie nie chcą. Tak jak ludzie - prócz tych z pracy nikt nic ode mnie nie chce. Czuję się niepotrzebny, zbędny.

...idę dalej. Duch gotuje się w każdej części ciała, jest czerwony do granic możliwości i stale podpowiada co powinienem zrobić. Targa mą duszą na prawo i lewo. Męczy i nurtuje coraz bardziej. A ja pomimo powoli zachodzącego słońca nadal nie myślę o powrocie. Nie patrzę też za siebie, bo przecież tam nikogo nie ma (nie ma?). 


Odezwałem się ostatnio do kilku osób z fb, maila. Nikt nie odpisał. Do takiej jednej osoby dodatkowo przypadkiem ostatnio wysłałem "kciuk do góry" (jak zwykle omsknął mi się palec) i... wtedy łaskawie otrzymałem jedno zdanie. Na odczepnego, zupełnie nie zachęcające do jakiegokolwiek kontaktu. Było to na pewno ostatnie zdanie, bowiem nie zamierzam się więcej tak wygłupiać i zaczepiać. Narzucać. Przeszkadzać. Nachodzić. Zanudzać. Upraszać? Przylepiać się? Zajmować czas? O nie, to zupełnie nie w moim stylu. Nigdy więcej. Sam nie rozumiem tej chwili słabości.

...Duch zadrwił. Obejrzałem się nerwowo raz, potem drugi. Po chwili robiłem to już regularnie, szukałem cieni których nie było, zdarzeń które były - ale tak dawno, że powinny dawno wyparować z pamięci. Ale one mają się całkiem nieźle i właśnie o sobie przypominają... Duch triumfuje, a mój krok przyspiesza. Idę już w drugim kierunku, zawróciłem potulnie.

Ucieszyłem się nawet ostatnio, gdy ktoś zaczepił mnie i poprosił o rozmowę. Jakież było moje zaskoczenie, gdy kilka godzin później okazało się że osoba ta zupełnie o tym zapomniała i tak naprawdę...zaczepiła mnie tylko tak "po prostu" - nie licząc na cokolwiek. A więc i rozmowę. Odszedłem więc zdecydowanie i prędko nie wrócę... Ale jestem naiwny... I głupi. Nie odzywam się do tej osoby już ponad tydzień, choć widzę zaczepki.

...zdyszany wracam czym prędzej do punktu wyjścia. Sprawdzam jeszcze, czy leży idealnie. Jak zwykle - leży jak ulał. Spoglądam w lustro, nauczyłem się szybko wracać do rzeczywistości - mimo wszystko... Jestem gotowy stawić czoła kolejnym nudnym zadaniom, nie okazywać napięcia, uczuć, jestem gotowy wyminąć się z innymi ludźmi na ulicy. I znów wracam do od zawsze utartego schematu nie okazując niczego podejrzanego...

Podsumowanie tygodnia 23

Poniedziałek

Jeszcze nie zdaję sobie sprawy, że ten tydzień będzie aż tak długi...

Wtorek

Moje śmiesznie niskie wynagrodzenie jednak będzie odrobinkę wyższe. Mimo wszystko, to dobra wiadomość.

Środa

Wraca Euzebiusz. Ponieważ to jego ostatnia jazda (uff), robię mu egzamin wewnętrzny. Oczywiście oblewa na samym początku. Jest bardziej bezwzględny, jeszcze bardziej wierzy w swoje słowo, bardziej bezczelny. Znów neguje moje uwagi. Bardziej niż kiedyś. I jak zwykle ani "dzień dobry" ani "do widzenia". Skąd biorą się tacy ludzie?

Czwartek

Rozhisteryzowana 20-stka. Po każdym błędzie poddaje się i jeździ beznadziejnie. A że błędów mnóstwo, więc... (niestety wzięła sporo godzin)

Piątek

Powrót zimy. Adi dobrze mówił, żeby nie wywalać buciorów i czapki... Na mieście paraliż, stojące TIR-y blokują przejazd, ani wyhamować, ani ruszyć... kiedy będzie wiosna?


...

czwartek, 15 marca 2018

Egzamin wewnętrzny

Prócz zajęć praktycznych z jazdy i wykładów do moich obowiązków należy przeprowadzanie egzaminów wewnętrznych (bądź uczestniczenie w nich). O tych teoretycznych nie ma co pisać, no chyba że to jak jakiś czas temu przyszła młoda dziewczyna i ...


... po zdjęciu długiego płaszcza okazało się, że ma na sobie bardzo krótką mini (w takie mrozy jak ostatnio - nie ogarniam, ale trudno...) i dość duży dekolt. Nie powiem, była bardzo ładna, lekko falowane blond włosy, nieprzesadny makijaż - ale teraz większość ludzi dba o siebie. Do rzeczy - założyłem dla niej konto na portalu, wpisałem jej młody PESEL (one się już zaczynają od 00 - dziecko jak nic!) i uruchomiłem aplikację oraz wyjaśniłem jak to działa. Ponieważ miałem już gotową herbatę, usiadłem na swoim miejscu i w ciszy zacząłem ją pić oraz uzupełniać jakąś tam dokumentację.

Ale widzę kątem oka, że ona co chwilę zerka na mnie, nie wiem czy czegoś nie rozumie czy moje podnoszenie szklanki jej przeszkadza... po chwili pytam czy wszystko jest ok. A ona że nie. Bo nie odpowiedziała jeszcze na ani jedno pytanie gdyż... nie uczyła się w ogóle, a jej koledzy (robiący kursy w innych ośrodkach - jak się okazało po chwili) po prostu podpisywali gotowe papiery a testy zdawał ktoś za nich!

Wstaję nie lekko zdumiony, ale nie podchodzę bliżej, a ona właśnie w tym momencie robi jakąś taką dziwną minkę i pyta czy nie da się tego jakoś załatwić?! Moje zdumienie miesza się z niedowierzaniem, ale odpowiadam grzecznie, że musi się w biurze umówić na drugi egzamin, że on jest bezpłatny i żeby się w ogóle nie stresowała (ta dzisiejsza młodzież non stop się denerwuje) i żeby jednak się pouczyła, to wtedy zda... A ona mi mówi że myślała że to ja za nią zdam a ona tylko podpisze!!!

Ręce mi opadły, nogi miałem jak z waty i pewnie wtedy to ja zrobiłem jakąś głupią minę... A może liczyła, że będzie miała egzamin z młodym i przystojnym instruktorem... a tu takie zaskoczenie...

Ja rozumiem, że w tej branży ośrodki robią mega przekręty, ale żeby zdawać wewnętrzną teorię za kursanta?!? Przecież dla samych kursantów to tylko gorzej, w dodatku ktoś z biura/instruktor musi siedzieć i ten egzamin robić przy komputerze... Po co tak kombinować?!? Jaki jest tego sens?!?

środa, 14 marca 2018

Szept

...18 lat, klasa mundurowa, odpowiedzialny, opanowany...

Nic tego nie zapowiadało, moja gruboskórność, prostactwo i zamyślenie w robocie nie zauważyły niczego, co wskazywałoby na taki dalszy bieg wydarzeń...

Przez pierwsze pół godziny A jeździ całkiem nieźle (czyli jak zawsze), ale po tym czasie z każdą minutą popełnia kolejne gafy. Takie, o które w ogóle bym go nie posądzał. Po równej godzinie prosi o zrobienie przerwy. Jestem bardzo zaskoczony, ale oczywiście zatrzymujemy się na jednym z parkingów. A wysiada, zdejmuje bluzę i po kilku oddechach na świeżym powietrzu kontynuujemy.

Delikatne zerknięcie na jniego wprawia mnie w zakłopotanie. Zaczerwieniona twarz natychmiast każe mi się zastanowić -  czy nie jest "pod wpływem"? Nie wyczuwam woni alkoholu, ale to mogą być narkotyki... A może jest niewyspany... Pytam, go czy wszystko jest ok, ale nie dostaję odpowiedzi... (swoją drogą, co za durne pytanie, no pewnie że NIE JEST OK... no, ale uprzedzałem o gruboskórności i prostactwie...) Po kilku minutach A znów prosi o przerwę.

Wtedy już nawet ślepy zauważyłby ocean łez szalejący na twarzy. No i jak mam się teraz zachować - myśl człowieku prosty, zrób coś! W pierwszej chwili zapytałem czy źle się czuje (w kontekście pogotowia ratunkowego, jakiegoś lekarza), a po chwili - znów bezsensownie - "co się stało". A tylko lekko potrząsnął głową w cokolwiek oznaczającym geście "nie", a ja zrozumiałem że należy dać mu chwilę spokoju.

Byłem wstrząśnięty - choć to chyba mało powiedziane... Pamiętam jak niedawno sam miałem różne takie... i jedyne czego mi potrzeba to spokoju. Wszelkie zadawanie pytań, próby pocieszania - działają wręcz odwrotnie do zamierzeń drugiej strony... Milcz. Żadnych pytań, snucia domysłów i teorii!!! Nic!!! Z czasem wszystko się wyjaśni (albo i nie), ale to NIE JEST DOBRY MOMENT. Więc postanowiłem dać mu to samo... Starałem się nie przeszkadzać, jak najbardziej usunąć oraz nic nie mówić. Adekwatne dla grubej skóry. I jakie proste!

Po kilku dłuższych chwilach zapytał ile ma czasu do końca. Miał 25 minut. Chyba opanował trochę ten ocean, a ja zastanawiałem się jak go zapytać co się dzieje...bo to że ma problem(y), to już wiadomo. Znów zaczął jechać, a ja nadal nie potrafiłem mu pomóc - choć zacząłem już próbować. Zwróciłem uwagę na jakąś tam sytuację drogową którą mieliśmy i przekabaciłem to na stwierdzenie "jak to w życiu bywa..." Po chwili kursant sam z siebie zaczął mówić. Robił to tak cicho (nawet ciszej niż ja czasem mówię), że musiałem wstrzymać oddech aby zrozumieć co drugie słowo...

[...]

Powiedziałem mu, że jestem słaby w takich rozmowach, bo ja rzadko z kimś rozmawiam na takie tematy, ale jeśli tylko zechce, to może mówić, ja wysłucham. I że z czasem wszystko rozwiąże się pozytywnie (taaa, sam by chciał w to wierzyć, autopsja). Kolejną jazdę ma jutro (czyli dzisiaj), postaram się być pomocny, na ile tylko umiem (bez narzucania się).

*** *** ***

To jest pierwszy raz, kiedy ktoś w aucie rozpłakał się nie przeze mnie. Bo do tej pory to ja byłem sprawcą mniejszych lub większych oceanów - podsumowując (nie)dokonania z jazdy, czy oceniając szansę na powodzenie egzaminacyjne.

Czas zbierać się do pracy, miłej środy! (Hebiusie, podlewamy!)

wtorek, 13 marca 2018

Telefon

Wczoraj z samego rana dostaję telefon od szefa. Informuje mnie (nie powiem, robi to dość subtelnie jak na faceta młodszego ode mnie), że ktoś przed chwilą zadzwonił ze skargą. Na mnie oczywiście. Miałem wymusić pierwszeństwo na jakimś tam rondzie. No i że ten ktoś ledwo wyhamował, bo inaczej skasowałby nam (firmie) auto.


Szef spytał czy kojarzę i od razu dodał, żeby się za bardzo nie przejmować. No przecież ja mam tak słabą pamięć, ale akurat pamiętałbym aż tak niebezpieczną sytuację jak wymuszenie na rondzie. Z drugiej strony, ja co chwilę się ocieram o mniejsze lub większe wymuszenia - no ale to jest nauka jazdy, tak? A nie kurs szydełkowania...

Odpowiedziałem szefowi że nic takiego nie pamiętam, ale że w sumie jest to możliwe. Jeszcze raz powiedział abym się nie przejmował (choć w głosie wyczułem ostrzeżenie "uważaj, dopiero odebraliśmy to auto z naprawy... nie chcemy więcej kolizji...") i tyle.

Swoją drogą, nigdy nie pisałem ale... mój szef robiąc kurs na instruktora nauki jazdy miał praktyki ... u mnie w aucie. Ja chyba już z 8 lat pracowałem, gdy na jednych z takich obserwacji poprosiłem go, aby spróbował wytłumaczyć kursantce co ma wiedzieć n/t jednego z zadań. Wtedy jeszcze nie szef - wszystko pokręcił, a ja stałem z oczami wielkości monety. Zrównałem go z ziemią, odesłałem do książek i rozporządzeń. A kursantce sam wytłumaczyłem.

Ciekawe, czy on to jeszcze pamięta...

Tymczasem za godzinę będę w... i już mnie w brzuchu ściska z tego powodu :((

poniedziałek, 12 marca 2018

Euzebiusz

... pewnie doskonale go pamiętacie i wiecie, że wciąż ze mną pracuje. Przyszedł także na piątkowe zajęcia, kiedy byłem bliżej czerwonego pola niż zwykle. Oczywiście, nadal wsiadając do auta wykonuje mega dziwne ruchy, nadal nie pamięta co ma ustawić w jakiej kolejności, ale... zaczął dobrze jeździć. A ponad to, chyba stał się cud...

Jestem wobec niego totalnie neutralny (wobec każdego kursanta tak jest, ale u niego to już 0 emocji jakichkolwiek, przybieram chyba postać mumii...), ale dziś jego zachowanie było inne. Grzeczny, powiedział nawet "dzień dobry". Jeździmy, idzie mu nadzwyczaj dobrze. Wyłączyłem radio, cisza przerywana jedynie szmerem pracy silnika oraz cykającymi kierunkowskazami. Dla mnie to jak koncertowa muzyka. Jednak muszę otworzyć okno, brakuje mi powietrza (nie z powodu zapachu, jest ok), ale po chwili kręci mi się w głowie...

Euzebiusz o coś mnie pyta, ale słyszę jak przez mgłę. O co mu chodziło? Proszę o powtórzenie i przepraszam że nie usłyszałem. On powtarza, lecz ja nadal słyszę jedynie bełkot, proszę go o zjechanie na parking. Mam ochotę wykąpać się w zimnej, wręcz lodowatej wodzie. Próbuję szerzej otworzyć oczy i skupić się na nim. Jestem przecież w pracy. Biorę kalendarz pod pretekstem narysowania czegoś, o co zapewne chciał zapytać... Co on właściwie ode mnie chciał? Euzebiusz sam powtarza trzeci raz już to samo pytanie, a ja w końcu go słyszę i odpowiadam.

Po chwili Euzebiusz wyciąga duży notatnik i zaczyna. Zadaje naprawdę mądre pytania, słucha i notuje. Ba, zapytał o kwestię przejścia dla pieszych - tę o której już czytaliście w poprzednim wpisie, a która to była iskrą w naszych relacjach. Tłumaczę najlepiej jak potrafię, on słucha w skupieniu i co chwilę mówi "teraz rozumiem". W pewnym momencie zastanawiam się, czy on przypadkiem nie rozpoznaje moich myśli... tłumacząc dalej część mojej pustej głowy stara się analizować, czy on jest w stanie wiedzieć co myślę, co czuję...

Po kilku minutach (znów podparłem się doświadczeniem, przepisami, przykładami) Euzebiusz mówi "ma pan rację". Zamurowało mnie, zamilkłem aby upewnić się czy ja to słyszę, czy mi się tylko wydaje, a on jakby domyślając się (?) powtórzył. Pojechaliśmy dalej...

sobota, 10 marca 2018

Podsumowanie tygodnia 22

Poniedziałek

Czy mogę już wywalić zimowe buciory i beznadziejną czapkę?

Wtorek

Improwizacja, o której pisałem. A potem jazda do późnego wieczora (czyli praca od rana do nocy - jak co dzień)...

Środa

Wyjazd do dużego miasta. Dzieciaki są w zupełnie innym świecie, raczej się nie rozumiemy choć mówimy w tym samym języku. Może dlatego że nie rozmawiamy o niczym innym jak przepisy. Wystarczy.

Młodzi cieszą się, ja tylko trochę. Dobrze, że mają radość.


Czwartek

Tym razem przygotowuję się do roboty i ... lipa. Tzn nie było źle, ale nie było idealnie. Jestem na siebie zły i zawiedziony.

Piątek

Jadę do szpitala, to nic że północ. Nie, nic mi się nie stało. Pomagam komuś, mniejsza o to. Chcąc zagłuszyć myśli podkręcam radio, a tam...

[...] nie domykajmy drzwi, zostawmy uchylone usta
może nadejdą sny, zapełni się godzina pusta
nie domykajmy drzwi, może niebieski motyl wleci
czekajmy na ten świt, może nadzieja nas oświeci
nie domykajmy drzwi, zawróćmy porzucone słowa
może zaczniemy żyć od nowa, może zaczniemy żyć...[...]

czwartek, 8 marca 2018

Spotkania z policją

Czy widzieliście już raport NIK na temat stanu pojazdów używanych przez Policję? Ciekawy jest też fakt, że zdarzało się im użytkować pojazdy, które nie miały obowiązkowych badań technicznych - czyli coś, za co policjanci zatrzymują dowody rejestracyjne "normalnym" kierowcom. A także fakt, jak wiele kolizji powodują sami policjanci. Raport można przeczytać m.in. tu.


Moje spotkania z policją dotyczą przede wszystkim obsługi kolizji. Oczywiście nie zawsze wzywamy policjantów, ale czasem się zdarza (zwłaszcza gdy ktoś jest agresywny). Za to codziennie mijam jeżdżące po mieście radiowozy. Oto co wynika z moich obserwacji:
  • często jestem wyprzedzany bezpośrednio na przejściu dla pieszych. I to nie tylko przez radiowóz np prewencji. Ci z ruchu drogowego także nie widzą w tym nic złego;
  • w ogóle nie reagują na wiele wykroczeń. Parkowanie to coś, co w moim pięknym miasteczku jest dozwolone pod każdą postacią. Spokojnie można zaparkować na zakazie zatrzymywania, czy zablokować zupełnie chodnik. Zatoczki autobusowe, skrzyżowania - panuje pełna dowolność;
  • jak jest akcja "pasy" to sprawdzają czy ludzie zapinają, jak akcja "prędkość" to stoją z radarem, jak akcja "eLka" to zatrzymują nauki jazdy. I nic poza tym;
  • żeby zostać zatrzymanym do kontroli trzeba przejechać na czerwonym świetle, lub znacznie przekroczyć prędkość - wystarczy nie wyróżniać się z tłumu, a ryzyko kontroli spada prawie do zera;
  • w ciągu ponad piętnastu lat pracy kontroli drogowych miałem tylko 2 - a prócz weekendów jest w aucie po 8-10 godzin;
  • raz mi się zdarzyło być "strąbionym" przez patrol motocyklowy, gdy na jednym skrzyżowaniu mojemu kursantowi zgasł silnik (oczywiście kursant tak się zestresował, że musiałem sam ruszyć);
Pierwsza kontrola (pisałem o niej dawno temu) - jechałem sobie z kursantem i dwiema osobami z tyłu (które podwoziłem w umówione miejsce). Patrol który minąłem na wiejskiej drodze zapewne bacznie obserwował, bo gdy za pół godziny wracałem postanowili zatrzymać. Nie muszę dodawać, że pan wybiegł z "lizakiem" w ostatniej chwili omal nie rzucając się nam pod maskę? Udało nam się go nie rozjechać, ale stanęliśmy w niezbyt dobrym miejscu. Przejąłem kontrolę nad autem gdyż kursantka wydawała się sparaliżowana. I wiecie co? Policjant zapytał mnie, czemu w jadąc w tamtą stronę miałem dwie osoby na tylnej kanapie! 

Wtedy jeszcze (jakieś 13 lat temu) obowiązywały inne przepisy niż dziś, ale i tak mogłem mieć tylu na pokładzie. Pan oczywiście powątpiewał, więc wyjąłem rozporządzenie i pokazałem. Ponadto, nie bardzo orientował się jakie dokumenty może chcieć ode mnie. Wziął więc standard - prawko, dowód rejestracyjny i ubezpieczenie. Mógł dodatkowo kartę kursanta, jego dowód osobisty oraz moją legitymację. 

Nie sprawdzał stanu technicznego i po kilku minutach pojechaliśmy dalej...

Obecnie - zapewne po kontroli NIK, w "moim" word trwają intensywne szkolenia dla policjantów. Widziałem że mają zajęcia teoretyczne z egzaminatorami oraz uczą się jeździć po placu. Lepiej późno niż wcale...

wtorek, 6 marca 2018

Improwizacja

Wtorek, jak zawsze wybieram się do drugiej pracy. Z samego rana przypominam sobie - o ku*wa, zapomniałem opracować dwa nowe projekty, który dostałem już tydzień temu... Tym bardziej zestresowany zebrałem się szybko i o 9.00 byłem już przy stanowisku.

Atmosfera bardziej nerwowa niż zwykle także po drugiej stronie - współpracownicy już zastanawiają się, co zrobić aby dostać większy poklask niż reszta. Oczywiście odbija się to na mnie, ponieważ zajmują mi coraz więcej czasu. A wiecie, że mój grafik codziennie wypełniony po brzegi i nawet głupie 20 minut powoduje że albo rezygnuję z obiadu (a niech tam, przynajmniej mój opasły brzuch się zmniejszy), albo po prostu z jednej pracy do drugiej zasuwam jak mały motorek.


No i siedzę przy stanowisku pracy. Przychodzą pierwsze panie, które od razu rzucają hasło - robimy projekt z ubiegłego tygodnia, dostałeś to Tomku już wcześniej, prawda? No pewnie że dostałem - myślę sobie - ale zapomniałem o nim na śmierć...

I żebym chociaż popatrzył w internecie na przykłady, albo cokolwiek! Zielony jak trawa na wiosnę zaczynam więc improwizować. Rany, co ja nawyprawiałem! A jakie tam były łączniki! Momentami za dużo, za mało, nie na temat w ogóle, czasem się to wszystko zjeżdżało jakoś do kupy... ale panie zdawały się nie zauważać mojej kompromitującej wpadki. Niewątpliwym plusem jest to, że to ja jestem ekspertem w tej dziedzinie, a nie one. Więc dla uspokojenia moich rozkołatanych nerwów rzuciłem jeszcze publicznie kilka branżowych określeń których oczywiście nikt nie zrozumiał.

I o to chodziło... przyznaję, było to skrajnie nieprofesjonalne...a projekt opracował się. Sam.

Jak zdać egzamin (1)

Dla wszystkich moich Czytelników napiszę dziś o zadaniach egzaminacyjnych. Ćwiczę to z kursantami codziennie, zapraszam do lektury. Na placu manewrowym egzamin na kategorię B zawiera trzy zadania:

1) przygotowanie do jazdy, sprawdzenie stanu technicznego podstawowych elementów pojazdu odpowiedzialnych za bezpieczeństwo jazdy;

2) ruszenie z miejsca oraz jazda pasem ruchu do przodu i tyłu;

3) ruszenie z miejsca do przodu na wzniesieniu;

Teraz napiszę więcej na temat pierwszego zadania, ponieważ mnóstwo osób nie wie co i jak należy zrobić. Po sprawdzeniu tożsamości rozpoczynamy. Podczas tego zadania należy sprawdzić wybrane elementy z dwóch grup:

1) płyn hamulcowy, chłodzący, do spryskiwaczy, sprawdzenie poziomu oleju oraz sygnał dźwiękowy - jeden losowo wybrany element;

2) światła pozycyjne, mijania, drogowe, przeciwmgłowe tylne, kierunkowskazy, awaryjne, cofania oraz hamowania stop - jeden losowo wybrany element;

Losowania dokonuje egzaminator, który używa w tym celu urządzenia komputerowego (czasem zamiast komputera losuje się ze specjalnych kart z przypisanymi elementami). Czas: 5 minut.

Obowiązkiem osoby zdającej jest zaprezentowanie, że potrafi sprawdzić wylosowane elementy (w przypadku płynów co najmniej wskazać gdzie i przy użyciu jakich przyrządów lub wskaźników sprawdza się poziom). Podczas sprawdzania świateł cofania lub hamowania stop istnieje możliwość poproszenia egzaminatora o pomoc w potwierdzeniu ich działania (nie jest konieczne, ale jakoś sprawdzić je trzeba).

Następnie osoba egzaminowana przystępuje do przygotowania się do jazdy - ustawia właściwie fotel - odległość od sprzęgła/hamulca - noga po wciśnięciu sprzęgła powinna być lekko ugięta w kolanie, regulacja oparcia - tak, aby całe plecy stykały się z oparciem, a przy chwyceniu kierownicy w pozycji 14.45 lub 13.50 ręce w łokciach powinny być lekko ugięte, a przy chwycie kierownicy w jej górnym położeniu plecy nie mogą odrywać się od oparcia, reguluje lusterka - w prawym i lewym powinno być widoczny obszar - prawy lub odpowiednio lewy za pojazdem oraz bok pojazdu - (uwaga lusterka powinny być ustawione jak do ruchu drogowego - tzn nie mogą być ustawione zbyt nisko!), ustawienie lusterka wewnętrznego - tak, aby był widoczny obraz przez tylną szybę, zagłówek - głowa powinna być blisko zagłówka na jego wysokości, zapina pasy bezpieczeństwa (uwaga, pas nie może być "skręcony", powinien dość mocno przylegać do ciała), sprawdza czy drzwi pojazdu są zamknięte - w nowszych auta wystarczy spojrzeć czy na desce rozdzielczej nie świeci się odpowiednia kontrolka. Prócz tego można wyregulować sobie fotel na wysokość oraz ustawić kierownicę (regulacja bliżej/dalej, niżej/wyżej). Jeśli ktoś tego nie zrobi, nic się nie stanie.

Uff, dużo tego? To całe pierwsze zadanie. Gdyby ktoś wykonał je nieprawidłowo, ma prawo do powtórzenia zadania. I tu ważna uwaga - w trakcie drugiej próby ocenie podlegają wyłącznie te elementy zadania, które zostały wykonane nieprawidłowo lub nie zostały wykonane wcale! Tzn, jeśli za pierwszym razem kursant pomylił światła, a za drugiem razem wskazał je prawidłowo ale np pomylił płyny eksploatacyjne, egzamin trwa dalej a zadanie jest zaliczone.

Najczęściej kursanci oraz zdający mylą poszczególne elementy, niektórzy próbują otwierać zbiorniki, lub nie potrafią włączyć odpowiednich świateł. Innym częstym błędem jest to, że przygotowując się do jazdy najpierw regulują lusterka, a pod koniec czynności ustawiają fotel. Bez sensu. Albo ustawiają lusterka w dół tak, aby było widać linie na placu. Nie jest to prawidłowe, więc trzeba pamiętać o wszystkim - wtedy zadanie pierwsze będzie zaliczone! :)

poniedziałek, 5 marca 2018

Krok w przód

Zapukałem do sąsiada wczoraj wieczorem... Po dłuższej chwili rozległ się dźwięk otwieranego zamka i w drzwiach, ale nieco głębiej w korytarzu stanęli oboje - starszy pan oraz jego córka. Przeprosiłem że przeszkadzam i zapytałem, czy w te mrozy nie potrzebują jakiejś pomocy. Że może trzeba zakupy zrobić, albo coś cięższego przenieść, a może wyrzucić śmieci, albo gdzieś podjechać autem...


Podczas mojego wywodu starszy pan, który stał jakby w półmroku lekko się uśmiechnął, a jego córka która była przy drzwiach również chyba była mile zaskoczona. Na wszystkie moje pytania odpowiedziała "nie" lub "dziękuję, nie". Pożegnałem się więc i wróciłem do siebie.

Dobrze, że jest z nim córka. Na pewno opiekuje się nim jak trzeba.

niedziela, 4 marca 2018

NIEoczywistość

Piętro niżej mieszka starszy pan. Czasem (bardzo rzadko) widzę, jak odwiedza go córka (chyba), ale ostatnio w ogóle jej nie dostrzegłem. Nie mam z nim prawie żadnego kontaktu, choć gdy wprowadzałem się do tego mieszkania kilkanaście lat temu, pan był w lepszym stanie. Widywałem go na spacerach przy bloku, a nawet spotykałem na mieście. Ba, potrafił nawet zająć się przyblokowym ogródkiem. Trochę zdziwiło mnie, że ze wszystkich mieszkańców akurat on (i to z wyższego piętra) zajmuje się plewieniem i doglądaniem kwiatków - prawdopodobnie szukał zajęcia?

Zawsze bardzo kulturalny, przepuszczał mnie i na schodach i w wejściu - może obawiał się stratowania - wszak nie chcąc się spóźnić prawie zawsze biegłem a nie szedłem. Po kurtuazyjnym "dzień dobry" z rana, widywałem go wieczorem. Ja wracałem z pracy, a on przesiadywał na zacienionym balkonie. Zawsze z gazetą (a może to była krzyżówka lub książka?) i czymś do picia, oraz cichutko grającym radiem.

Na przestrzeni tych lat nie raz zdarzyło się, że właśnie u niego odbierałem przesyłki. Tak, ponieważ całymi dniami jestem poza domem, kurierzy właśnie u niego - piętro niżej - pozostawiali przesyłki. Co ciekawe, nawet nie musiałem do niego specjalnie zachodzić - zawsze gdy wieczorem wracałem do domu on czekał już z lekko uchylonymi drzwiami, paczką i uśmiechem.

Dziś zastanawiam się, czy on niczego nie potrzebuje, szczególnie w te mrozy? Z tego co pamiętam córka zawsze przychodziła (co jak co, ale zapamiętałbym auto), więc może trzeba go gdzieś zawieźć? Może jakieś zakupy, a może coś cięższego przestawić/przynieść? Tylko... jak mam się za to zabrać żeby nie wziął mnie za durnia? Stanę w drzwiach i zapytam czy nie chce aby mu coś pomóc, on stwierdzi jednym krótkim "nie", no i co? Odwrócę się i tyle? Zagadam o pogodzie? Przecież to kompletnie bez sensu, poza tym ciężko nawiązać mi jakąkolwiek konwersację face to face z kimś zupełnie obcym...

To wszystko chyba głupie... czasem sobie tłumaczę - idź, zapytaj, zrobisz dobry uczynek, może ktoś się lepiej poczuje wiedząc że może liczyć na kogoś, po prostu pogadaj, nie bądź obojętny, pomóż, nie jesteś stary - masz siłę, odważ się, kiedy jak nie teraz?

Ale zaraz potem - nie rób z siebie durnia, nie narzucaj się (i tak robisz to ciągle innym), przecież ma córkę (chyba), nie przeszkadzaj innym, zajmij się sobą, nie wtrącaj się, on na pewno nic nie zechce, daj spokój, głupi jesteś...

sobota, 3 marca 2018

Podsumowanie tygodnia 21

Poniedziałek

Patrzę, a nie widzę. Staram się otworzyć szerzej oczy, ale nie pomaga. Znów szukam...

Wtorek

Za kierownicą A - niezbyt już młoda, ale fajna kursantka:

- [ja] o rany, trochę niebezpiecznie przejechałaś obok tego auta z lewej...
- [ona] przepraszam, niechcący...
- chyba muszę pomyśleć o wykupieniu jakiegoś ubezpieczenia na stare lata
- to jeszcze nie masz?


Środa

Euzebiusz powrócił. Po tym, jak nie zrobiłem z nim tej jednej lekcji miał jazdę z kimś innym, ale potem (czyli dzisiaj) znów wrócił do mnie. Czemu? Bo go nie skreśliłem definitywnie. Jeździ i próbuje się uczyć. Słabo mu idzie, ale będziemy próbować nadal.

Czwartek

Wtorek minął, jeszcze tylko czwartek z rana i już. Aż strach pomyśleć co będzie w przyszłym tygodniu :(

Piątek

Dostaję kolejne zastępcze auto (poprzednie miało kolizję, pisałem ostatnio). Nie wiem, jak można dać tak brudne auto, które wewnątrz przypominało chlew a nie wnętrze. Zanim rozpocząłem musiałem zdezynfekować kierownicę i inne przyrządy, potem umyć szyby. Później okazało się, że hamulec od strony instruktora ledwo działa. No jak jeszcze rozbiję drugie auto zastępcze to już wszystko będzie w temacie...

*** *** ***

Tymczasem kończąc wątek zmiany pracy. Po kilku dniach od wypowiedzenia szef poprosił mnie o poprowadzenie jeszcze jednej grupy wykładowej. Po rozmowach w nowej firmie zgodziłem się, więc rozstaliśmy się bardzo w porządku.

piątek, 2 marca 2018

Prezydent i separator

Pewnie słyszeliście o wpadce kierowcy prezydenckiej limuzyny w Krakowie? Najechał on na separator, który oddzielał pasy ruchu od torowiska tramwajowego, wskutek czego auto zatrzymało się na środku drogi.

U mnie jest tak, że gdy kursant na początkowych jazdach nie potrafi wyczuć odległości od krawężników (separatorów u nas nie ma, co nie znaczy że zapraszam prezydenta...) to czasem pozwalam mu na niego najechać. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie spowoduje to najmniejszego nawet zagrożenia czy możliwości uszkodzenia pojazdu. A niech sobie poczuje jak to jest, gdy czegoś nie zauważy czy źle obliczy (odległość).

rmf24.pl
Kursantowi, który ma już nieco jazd na swoim koncie, absolutnie zabraniam jazdy po krawężnikach, a jak tylko czegoś takiego próbuje ma ode mnie porządny raban! Ale kierowca BOR-u? (a w zasadzie SOP - Służby Ochrony Państwa).

Może w imię poprawy bytności powinienem zanieść do nich CV i zapytać, czy nie potrzebują instruktora obok takiego kierowcy? W razie czego łapałbym za kierownicę, a gdyby zamontowali mi dodatkowy hamulec mógłbym próbować zapobiec różnego rodzaju wypadkom, które dość często zdarzają się kierowcom ochrony prezydenta (nie wspominając o ministrach...). A wciskanie hamulca i łapanie kierownicy mam opanowane perfekt! Serio!

Nie mówię zbyt dużo, nie przeszkadzałbym zbytnio, ale przy okazji mógłbym przypomnieć kierowcy o obowiązujących przepisach. Świetny pomysł? ;-)

A teraz muszę już lecieć, u nas dziś -19 stopni z rana, trzeba odśnieżyć auto. A wczoraj wieczorem było tak:'


Miłego dnia!