niedziela, 28 kwietnia 2019

Święty spokój poszukiwany

Jak wygląda praca instruktora nauki jazdy doskonale wiecie, no może nie ze wszystkimi szczegółami, ale już dość dużo opisałem różnych sytuacji. Życie nie znosi próżni, więc produkuje kolejne historie. Dziś jedna z nich, a bohaterką jest B. - przecudnie uśmiechnięta i zawsze pogodnie nastawiona kursantka o jednym z najpiękniejszych imion. Kilka lat starsza ode mnie, za kierownicą nigdy wcześniej nie siedziała. Na pierwszej jeździe wszystko odbywało się normalnie jak zawsze - bez problemu powtarzała czynności, które pokazując omawiałem (co do czego w aucie, oczywiście na postoju). Najciekawsze rozpoczęło się w drugiej godzinie jazdy...


Próbujemy uruchomić auto. B. już przygotowała się do jazdy, ale zapomniała czym uruchomić pojazd. Chwyciła więc za dźwignię po prawej stronie kierownicy i z uśmiechem na twarzy włączyła - ale nie silnik a wycieraczki. Chcąc opanować sytuację zamiast popchnąć dźwignię w górę (odwrotnie do tego co zrobiła) ona pociągnęła dźwignię w dół. Wycieraczki weszły w najszybszy tryb pracy. Następnie przyciągnęła dźwignię do kierownicy włączając dodatkowo spryskiwacz. Po kilku sekundach pomagam to opanować i tłumaczę, jak i czym uruchomić silnik. Udaje się. Co prawda B. z nieustającym uśmiechem tuż po uruchomieniu ponownie przekręca kluczyk co powoduje przeraźliwy zgrzyt rozrusznika. B. dziwi się i już ma zamiar przekręcić trzeci raz, ale łapię jej rękę (ach, to dotykanie!) i ze stoickim spokojem mówię iż silnik już pracuje. B. - tak cicho? Na pewno silnik chodzi? Tak - odpowiadam i tłumaczę po czym poznać pracujący silnik (obrotomierz i kontrolki).

Po kolejnych kilkunastu sekundach wszystko w tej materii wydaje się być jasne. Próbujemy ruszyć, ale zanim to nastąpi należy wcisnąć sprzęgło. Mimo że już to wcześniej tłumaczyłem, B. zapomniała co to jest owe sprzęgło. B., wciśnij sprzęgło proszę. I co robi B.?  Pyta: a gdzie to jest? Odpowiadam - Po lewej stronie. No i B. znów chwyta dźwignię przy kierownicy - ale tym razem z lewej strony włączając lewy kierunkowskaz (tą dźwignię też już omawiałem, ale mniejsza o to). B. - to jest kierunkowskaz, a sprzęgło jest na dole po lewej stronie, o tam (pokazuję). Wyłącz kierunkowskaz i spróbuj wcisnąć sprzęgło do końca (mój głos brzmi powoli i chyba trochę flegmatycznie, ale staram się aby B. zrozumiała co od niej chcę). B. wyłącza kierunkowskaz popychając dźwignię do góry tak, że włącza się kierunkowskaz prawy. Znów pociąga dźwignię w dół tak mocno, że uruchamia lewy. Następnie to samo do góry aż wreszcie dociera do niej co mówię i zostawia dźwignię w pozycji co to? 
neutralnej (swoją drogą, wytrzymały ten materiał z którego zrobili dźwignię). Ale chwilę po tym nachyla się tak, że całą klatką i biustem przylega do kierownicy próbując lewą ręką sięgnąć do sprzęgła. Nacisk ciała jest tak duży, że uruchamia się sygnał dźwiękowy. Wtedy jej nieustający uśmiech zwraca się ku mnie i w ferworze kilkudziesięciu decybeli pyta

B. usiądź normalnie - mówię. Sygnał dźwiękowy milknie, spojrzenia innych instruktorów i kursantów będących na placu nie. Wszyscy się na nas patrzą, jakby coś się stało.  B. - tak nie uda ci się użyć sprzęgła, ponieważ do tego potrzeba jest twoja lewa noga. B. minę szerokiego uśmiechu zamieniła na niedowierzanie, przynajmniej tak mi się wydawało. Musiałem zamienić się z nią miejscami i objaśnić to dokładniej niż na początku.

Gdy B. już załapała o co chodzi ze sprzęgłem, przyszedł czas na biegi. O, to już czarna magia! B. nijak nie mogła włączyć pierwszego biegu, choć pozostałe jako tako wchodziły. Jednak podobny problem był z biegiem wstecznym. B. zamiast odchylić dźwignię w moją stronę, co rusz włączała jakikolwiek inny bieg. Machała bezwiednie lewarkiem w każdą stronę zupełnie mnie nie słuchając, ale nigdy w stronę biegu wstecznego. Gdyby ktoś z Was się zastanawiał, czy ten element już omawiałem na pierwszej godzinie - tak, i wydawało mi się że zrobiłem to bardzo dokładnie. Gdy już nieco opanowałem sytuację w stopniu pozwalającym odetchnąć (B. o mało nie wyrwała dźwigni), zbliżał się koniec jazdy a ja musiałem wracać pod ośrodek po kolejną osobę.

C.d.n.

sobota, 27 kwietnia 2019

Podsumowanie tygodnia 81

Poniedziałek

święto

Wtorek

Po świętach na ulicach mały armagedon, na kilku skrzyżowaniach nasi genialni kierowcy lekko nie wyrobili się ;-)



Środa

Chyba sobie kupię bukiecik tulipanów do domu. Jeszcze się waham :P

Czwartek

Na umówiony wcześniej egzamin wewnętrzny przychodzi miniówa. Miała mieć z kim innym, ale kolega na urlopie więc trafiła do mnie (akurat inna osoba nie przyszła do mnie na jazdę). Po placu manewrowym, oblewam ją na pierwszym skrzyżowaniu z sygnalizacją, ponieważ próbuje wjechać na czerwonym. Nie wzruszają mnie jej łzy i przedszkolne tłumaczenia.

Piątek

Małe przykrości w pracy, ale staram się o nich nie myśleć. Niestety kursanci nie tylko nie są wdzięczni za trud i pracę włożoną w ich przygotowanie do jazdy, ale wręcz mają pretensje gdy wymagam czegoś konkretnego od nich. Najbardziej rozbawiła mnie jedna z kursantek, która ma prawie zerowe pojęcia n/t jazdy i przepisów, ale postanowiła się trochę pokłócić. W tym sensie, że ona ma rację. Ubaw mam po pachy! :)

niedziela, 21 kwietnia 2019

Kilka dni temu...

Od samego rana w mojej głowie kłębi się myśl - tyle godzin, niech to w miarę bezproblemowo zleci... I początek z wielkim zapałem do pracy - kursantka która non stop myli kierunki. Zawsze gdy powiedziałem "w prawo" ona włączyła lewy kierunkowskaz. Oczywiście natychmiast ją poprawiam i zwracam uwagę, ona szybko zmienia kierunkowskaz na właściwą stronę i jedziemy dalej. No dobrze, ale żeby tak za każdym razem mylić kierunki?! (do końca dnia u każdego sprawdzam dokładniej niż zwykle czy włącza prawidłowy kierunkowskaz).

Następnie gość, który na każdej jeździe zajada jakieś landrynki. Przegryza je, czuję jakąś miętową nutę roztaczającą się wokół niego, aż dyskretnie zerkam co on tam wyciąga z kieszeni na kolejnym skrzyżowaniu z czerwonym światłem. Halls - mocno miętowe - chyba strong czy jakoś tak. Dodatkowo często używa słów "proszę" i "dziękuję". Już samo to powoduje że postrzegam go inaczej niż innych. Na koniec jazdy częstuję go czekoladowym cukierkiem (akurat kilka sekund wcześniej zdążył pogryźć kolejnego hallsa) - pochłania go szybciej niż te landrynki. Na następną jazdę wezmę krówki.

Kolejna osoba to dwie ostatnie godziny jazdy, a więc egzamin wewnętrzny. Już na poprzednich jazdach wspomniałem, że potrzebne będą kolejne godziny ponieważ są jeszcze błędy, ale tak czy siak próbujemy z tym egzaminem wewnętrznym. Początek jakoś tam idzie, ale gdy po 10 minutach na mieście dojeżdżamy do rowerzysty i zakrętu, kursantka podejmuje decyzję o tym aby go nie wyprzedzać (prawidłowo). Niestety podczas zwalniania wzrok skupia na dźwigni zmiany biegów, w efekcie czego pojazd kieruje wprost na krawężnik. Interweniuję robiąc unik kierownicą w ostatnich milisekundach, a po chwili zjeżdżamy na pobocze z wynikiem negatywnym. Pytam ją - po co tam zerknęłaś? Jej odpowiedź - bo biegi mi się zgubiły. Nie odpowiedziałem jej nic, tylko pomyślałem - jak to zgubiły? Ma 31 godzinę jazdy i zgubiła biegi? Przecież nic się z nimi nie zmieniło!

Koniec dnia z przytupem. Druga godzina jazdy starszej pani (lubią mnie, czy jak?) która nigdy nie jeździła. Na kurs wysłał ją mąż. Oczywiście sam nic jej nie nauczył, bo na kursie cię nauczą (dzięki :P). Pojechałem z nią na plac samemu kierując, bo przeczuwałem co się święci... Pani nie miała pojęcia po co jest kierownica, a tak abstrakcyjne sprawy jak sprzęgło, czy biegi to już wykraczają poza naszą galaktykę. Zajęliśmy się więc kierownicą. Jak wytłumaczyć że gdy chce się skręcić w prawo to trzeba kręcić kierownicą w prawo, a gdy chce w lewo to kręcić w lewo? No cóż, nawet gdy rysowałem to na pustej kartce w kalendarzu to pani nie rozumiała. 200% swojej uwagi skupiała tylko na kręceniu, ale nijak to nie wychodziło. Jako pracę domową najchętniej zadałbym jej zabawę resorakami - żeby wyrobiła sobie tą umiejętność, albo chociaż niech pojeździ na rowerze. Oczywiście nie powiedziałem jej tego.

Półtorej godziny na placu tłumaczyłem co i jak, a potem próbowaliśmy wyjechać z niego. Nie na miasto - bo ona tam zginęłaby w ciągu minuty, a ja dostałbym zawału. Pierwsza próba:


Kieruje na prawą stronę (niebieska strzałka), wprost na ogrodzenie (ja hamuję, ona nie ogarnia hamulca). Druga próba:

Tym razem kieruje na ogrodzenie z lewej strony (hamuję). Trzecie podejście:

I już myślałem że się uda, bo jakoś "wcelowała" w kierunku wyjazdu, ale nieoczekiwanie w trakcie wyjeżdżania wcisnęła sprzęgło. Po co?! - tym bardziej że to obca galaktyka i mówiłem aby po ruszeniu nic nie dotykała :P Auto się zatrzymało, po czym ona puściła sprzęgło - silnik szarpnął nadwoziem i zgasł. Z placu nie wyjechaliśmy.

Następne jazdy po świętach. Melisa nie pomaga.

sobota, 20 kwietnia 2019

Podsumowanie tygodnia 80

Poniedziałek

Robi się coraz cieplej. Widzę to także po tym, że kursanci intensywniej się pocą. Wszelkie elementy które dotykają brudzą się szybciej, więc nie wystarczy już pod koniec dnia przetrzeć kierownicę i inne przyrządy mokrą chusteczką - teraz muszę to robić także w środku dnia. W sumie to najlepiej było po każdym kursancie, ale nie mam na to aż tyle czasu.

Wtorek

Wyjeżdżam do dużego miasta. Kursantki się cieszą chwaląc kurs na lewo i prawo - dobrze, dla mnie to kolejna reklama :) A wieczorem basen. Plus taki, że ratownicy mnie już tak nie krępują, a nawet poszczególni kojarzą i jakoś tak swobodniej. A minus to ludzie, którzy susząc się nie odwieszają suszarki na miejsce tylko zostawiają ją dyndającą na spiralnej rurze. No jak tak można nie szanować sprzętu?

Środa

Zapewne pamiętacie belferkę? Świat nie znosi próżni - na jej miejsce przyszły trzy (3!) kolejne osoby, które charakterem i "zaangażowaniem" dokładnie przypominają belferkę. Och, jak cudownie!

Czwartek

Zadziwiająco dobrze się czuję jak na czwartek - zwykle bywam już zmęczony i z utęsknieniem czekam na weekend kiedy to nie będę musiał siedzieć tyle w aucie.

Piątek

Ruch jak diabli. Do tego coraz więcej rowerzystów i dzieciaków na skuterach. Za to wiosna na całego, 20 stopni i pełne słońce.


środa, 17 kwietnia 2019

Metody szkolenia

Kursanci, którzy szkolą się u kilku instruktorów często dostają różniące się instrukcje, wskazówki, a czasem nawet polecenia i interpretacje. Z jednej strony to dobrze, bo mając przekrój różnych zdań mogą (a w zasadzie to mogliby, gdyby tylko chcieli) porównać stanowiska, przygotować się lepiej do egzaminu. Z drugiej strony mogą mieć trochę mętlik w głowie, ale to tylko wtedy gdy nie potrafią z tego skorzystać.

Jednym z przykładów innego uczenia jest jazda po łuku. Kolega, który często ma tych samych kursantów co ja, uczy ich jeździć na tyczki. To znaczy, że cofając robią obrót kierownicą w odpowiednim momencie - przy określonej tyczce. Robią to jak automaty w ogóle nie patrząc co dzieje się z tyłu ani to, gdzie jedzie auto. Po prostu taki kursant przy np drugiej tyczce robi 3/4 obrotu kierownicą, a przy piątej tyczce prostuje koła. Dla mnie takie podejście do zadania jest nie do przyjęcia. Przed wszystkim taki sposób nauki w ogóle nie uczy jazdy to tyłu, a jedynie mechanicznego wykonywania skrętu w myśl jakiejś zasady (beznadziejnej wg mnie). Jakie pojęcie na temat cofania będzie miała osoba tak szkolona?

Drugi przykład to parkowanie. Są tacy, którzy uczą parkowania w następujący sposób: jeśli  parkujesz prostopadle (na egzaminie zawsze przodem) to pełny skręt kierownicą trzeba wykonać w momencie gdy lusterko będzie na wysokości krawędzi końca pojazdu za którym się parkuje. Oczywiście twórczość instruktorów jest różna. Kiedyś pamiętam jak poprosiłem o zaparkowanie nie swojego kursanta, który stwierdził że "nie da się". Zdziwiony spytałem dlaczego, odpowiedział że zawsze skręcał mając połowę szyby pasażera na wysokości znaku firmowego pojazdu za którym miał zaparkować. A to pech, bo w tym momencie auto miało urwany (skradziony?) emblemat. Szok i niedowierzanie że tak może zrobić pełnoletnia osoba? Też, ale że aż tak źle można uczyć?!

Trzeci i już ostatni przykład - ruszanie. Dojeżdżając do skrzyżowania na którym trzeba się zatrzymać kursanci nie bacząc na cokolwiek "wbijają" (dosłownie) jedynkę w trakcie jazdy mając na liczniku nawet około 40 km/h. Następnie stojąc (na przykład na czerwonym świetle) trzymają jednocześnie hamulec i sprzęgło, ale to drugie podnoszą mniej więcej do połowy. Cały silnik i pojazd się telepie chcąc już ruszać, ale kursant trzyma hamulec bo przecież jest czerwone. Po zmianie nadawanego sygnału wystarczy puścić hamulec i auto rusza. Normalnie jak automat. Genialne, prawda?

Tak patrząc na te i inne metody (kręcenie kierownicą na postoju, sprawdzanie świateł nie wyłączając ich po sprawdzeniu, nauka ruszania na wzniesieniu na zakazie zatrzymywania, puszczanie kierownicy itp itd) współczuję tym kandydatom na kierowców. Wiem, że oni chętnie przyjmują takie właśnie wskazówki, ponieważ nie wymagają one ani myślenia, ani przewidywania, ani szanowania sprzętu ani żadnej innej wyższej formy życia. Nie rozumiem intencji instruktorów i wkurza mnie jak bardzo partaczą obciążając swój zawód. Natomiast gdy przychodzi do mnie taki kursant od kogoś, bacznie obserwuję czy jest to ktoś kto zechce przyjąć moje rady, czy ma je w nosie. Najczęściej to drugie. Gdy spokojnie mówię, tłumaczę i opowiadam dlaczego lepiej tak a nie inaczej, najczęściej słyszę odpowiedź że tak jest mu wygodniej, że się przyzwyczaił i że nie zamierza niczego zmieniać. Nic na siłę, nawet mnie to rozśmiesza w pewnych momentach. Na przykład wtedy, gdy jedziemy na skrzyżowanie lub inne miejsce, gdzie pseudo metody które poznał nie przydadzą się, lub przy ich pomocy nie da się wykonać konkretnego zadania. Niektórzy wtedy rozumieją o czy mówię, inni nie.

Ostatnio nawet oberwało mi się za to, że też nie uczę kręcenia kierownicą w miejscu. Mój "kolega" z pracy zarzucił mi, że próbuję rzeczy niestworzonych - np nauczyć parkowania równoległego inaczej niż on, czy właśnie tego że nie powinno się kręcić kierownicą na postoju - oczywiście olałem kolegę marudzącego. I nijak nie chciał przyjąć argumentów dlaczego tego nie należy robić. Był tak samo oporny, jak kursanci. Czasem czuję zażenowanie pracując z nim w jednej firmie.


niedziela, 14 kwietnia 2019

Zarobki egzaminatora

Ile zarabia egzaminator pracując w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego? Spieszę z wyjaśnieniami. Kwestia zarobków nie jest tajna, ponieważ reguluje ją rozporządzenie ministra transportu z 11 października 2017 r. Najważniejszą kwestią jest to jakie uprawnienia ma egzaminator - to znaczy na jakie kategorie może egzaminować. Wiadomo, że zaczyna od jednej (kategoria B), a dopiero po trzech latach może ubiegać się o kolejne. Im więcej ma uprawnień (kat. B, C, D, A) tym więcej zarabia. Wiele zależy także od dyrektora WORD-u, ponieważ wspomniane wcześniej rozporządzenie zawiera tzw. widełki. A także na ile kategorii jest zatrudniony (może mieć np wszystkie uprawnienia, ale być zatrudniony tylko na jedną) i na jaką część etatu. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze kwestie dodatków, m.in. za funkcję koordynatora czy egzaminatora nadzorującego.

Przykładowo, egzaminator tuż po zdaniu egzaminów i zatrudnieniu na pełnym etacie będzie zarabiał od około 2500 zł do nawet 3550 zł (netto). A ten mający wszystkie kategorie i np funkcję nadzorującego około 6900 zł. Czy to wystarczająco? Zarobki od tych kilku lat się nie zmieniły, pewne pole manewru ma dyrektor. Dodam jeszcze, że na wszelkie dodatkowe zajęcia które wykonuje egzaminator musi mieć zgodę dyrektora. Wg mnie najniższa stawka jest zdecydowanie niewystarczająca - w stosunku do pracy jaką wykonuje, odpowiedzialności a przede wszystkim wymagań stawianych egzaminatorom.


sobota, 13 kwietnia 2019

Podsumowanie tygodnia 79

Poniedziałek

Telefon, który niefortunnie trzymam w dłoni wypada mi i roztrzaskuje się na placu manewrowym. Nic już z niego nie da się zrobić, naprawa nieopłacalna. Rozglądam się za nowym tymczasowo korzystając ze starego dziadka.

Wtorek

Trudny dzień - pracuję z samymi myślącymi inaczej, lub wcale. Zużywam mnóstwo cierpliwości. A wieczorem basen, uff.

Środa

Dzień praktyk. Na kursie sporo kandydatów na instruktorów, a ja nie wiem czemu większość pcha się do mnie. Nie odmawiam, może dlatego?

Czwartek

Praktyk ciąg dalszy. Nie biorę więcej niż jednego kandydata do auta, bo jest dość ciasno. Wymieniają się co mniej więcej dwie godziny.

Piątek

A to taka mała zapowiedź majowych tulipanów. Poza tym z samego rana śnieg (!), gdzie ta wiosna?

autor zdjęcia: cudARTeńka

wtorek, 9 kwietnia 2019

Odmienność

Na kursie pojawiła się młoda dziewczyna. S - przyjmijmy że tak rozpoczyna się jej imię. Jest miła, uśmiechnięta i ma jakąś łatwość w nawiązywaniu kontaktów którą posiada - radzi sobie świetnie! Dopiero zaczyna, ma początkowe jazdy ale już nieźle rokuje. Po czym to poznaję? Po pierwsze słucha mnie - na pierwszej jeździe nie wychodziło jej ruszanie, a po 4 godzinach robi to lepiej niż większość kursantów pod koniec kursu. Tak - ponieważ nie szarpie autem, nie gazuje niepotrzebnie, wyczuwa sprzęgło - i po prostu robi to dobrze.

Po drugie - już zaczyna dostrzegać gabaryty pojazdu i stara się nie jeździć po krawężnikach. Myśli o tym, mimo tego że już nie podpowiadam na ten temat ani słowa. Skręcając ma świadomość że tył zacieśnia skręt zostawiając nieco miejsca właśnie na tył.

Po trzecie - na placu mogę sobie wysiąść i rozprostować (stare) kości. Ona panuje nad autem, nie szaleje, jedzie bardzo powoli ale płynnie, uważa patrząc w lusterka i jeśli coś jest nie tak po prostu się zatrzymuje.

Wciąż popełnia różne błędy, ale są one do wyeliminowania w czasie późniejszym - choć jak widzę jej progres to wiem, że zrobimy to wcześniej niż zwykle u innych. Zauważam także, że mój stosunek do tych którym w ogóle nie zależy obojętnieje. W końcu... :)


niedziela, 7 kwietnia 2019

Kurs dla ... (5)

Po kolejnych zajęciach, jestem coraz bardziej zniesmaczony. Wciąż nie żal mi tych kilku tysięcy wydanych na kurs, ale sądziłem że będzie to inaczej wyglądało.

Abstrahując od tego, zastanawiam się teraz nad tym czym różni się pojazd specjalny od pojazdu używanego do celów specjalnych, intensywnie uczę się kodów i subkodów ograniczających, oraz studiuję wszystkie znaki - bardziej szczegółowo niż zwykle. I cieszę się, że pogłębiając wiedzę i znajomości przepisów dochodzę do tego sam.


A ile zarabia egzaminator? Napiszę o tym dokładniej za tydzień. Dziś jeszcze o kwestii autobusów na obszarze zabudowanym.

Autobus - to pojazd samochodowy konstrukcyjnie przeznaczony do przewozu więcej niż 9 osób łącznie z kierowcą. Zatem to także wszelkiej maści tzw. busy - oby tylko miały możliwość przewożenia więcej niż 9 osób. Podczas zbliżania się do przystanku autobusowego i trolejbusowego w obszarze zabudowanym należy zmniejszyć prędkość a w razie potrzeby zatrzymać pojazd, aby umożliwić włączenie się do ruchu autobusowi lub trolejbusowi.

Pojazdy takie sygnalizując włączonym kierunkowskazem chęć wyjechania z zatoki lub zmieniając pas ruchu mogą wyjechać dopiero po upewnieniu się, że nie spowodują zagrożenia bezpieczeństwa ruchu. Jak dla mnie proste i oczywiste, mam nadzieję że dla Was także :)

sobota, 6 kwietnia 2019

Podsumowanie tygodnia 78

Poniedziałek

Do wyjazdu na Majorkę pozostało już tylko 173 dni - zleci baaaardzo szybko, ale jeszcze się nie pakuję :D

Wtorek

Konflikt w firmie zakończył się niezłym kompromisem. No tak można pracować :)

Środa

Na poranną jazdę (8.00) kursantka spóźnia się całe 40 minut. Mam więc czas na śniadanie i herbatę w firmie.

Czwartek

Przeprawiam się z kolejnymi kursantami, którym się wydaje że wiedzą więcej ode mnie.

Piątek

Ale fajny dzień - wszystkie cztery osoby które wysłałem na egzamin zdały! Przyłożyły się, skupiły i wynik pozytywny, to będzie miły weekend :)


wtorek, 2 kwietnia 2019

Szósty zmysł

Jakże zabawna może być praca instruktora, nie uwierzycie! Na jazdę przychodzi B. - kursant od kolegi. Ma kilka godzin i przez pewien czas będzie pracował ze mną. B. jest wyjątkowy pod każdym względem. Nienaganne ubranie, trafnie dobrane kolory, markowy zegarek, piękne oprawki okularów - wymuskany w każdym względzie. Kulturalny, zabawny, żartowniś no i ewenement - inteligentny. Szybko łapie to co od niego wymagam (a przyznaję że jest to co innego niż jego poprzedni instruktor), nie spiera się choć prosi o argumenty i uzasadnienia - już samym tym zaskarbił sobie u mnie dużo sympatii.

B. dużo mówi i tego chyba oczekuje ode mnie (choć tu trafia na ścianę). Nie tylko dobrze wygląda, ale także dba o siebie - regularnie biega, chodzi na basen i gra w piłkę. Do tego zdrowo się odżywia (m.in codziennie na śniadanie jada orzechy - nie pytajcie z czym i jak bo nie pytałem o to :P) i pije tylko niegazowaną wysoko zmineralizowaną. Jest jedynakiem - jeśli jeszcze tego nie zauważyliście z opisu. Na kurs zapisała go mama. Także ona umawia mu kolejne godziny jazd - zna cały rozkład poszczególnych dni i tak ustala godziny, aby B. przypadkiem nie musiał rezygnować z szerokiego wachlarza godzin dodatkowych wszelkiej maści.

B. jest wyjątkowy - podkreślam raz jeszcze. Objawia się to także jego oczekiwaniem na informację zwrotną co do poprawności zadań które sumiennie wykonuje. Na przykład - parkujemy skośnie. Omawiam mu kryteria (w celu przypomnienia, albowiem B. uczestniczył we wszystkich wykładach naturalnie), po czym on po prostu parkuje. Po zaparkowaniu wyjeżdżamy i wtedy B. pyta: "jak było?". Jeśli odpowiem jednym słowem "poprawnie", "właściwie", "dobrze" B. jest zawiedziony, rozczarowany! Ale gdy odpowiem tak: "B. zaparkowałeś fenomenalnieeeee!", lub "no po prostu genialnie, sam bym tego lepiej nie zrobił" B. jest zachwycony, jakby dostał jakiejś wewnętrznej energii do działania, albo może i do życia?

Ja także szybko się uczę, więc gdy tylko B. zrobi jakieś zadanie poprawnie wychwalam go tak, jakby był geniuszem. Po jednym z parkowań (i moich pochwałach) B. stwierdził z zachwytem - "no pięknie, chyba mam szósty zmysł!". Pomyślałem sobie, że może nawet i siódmy, co tam szósty!