Odchodząc z pracy w ogóle nie pomyślałem, aby przygotować coś słodkiego dla wszystkich moich współpracowników - tak na zakończenie naszej wspólnej pracy. Dopiero Hebius uświadomił głupka - czyli mnie - że powinienem tak zrobić, a na pewno byłoby miło gdybym tak zrobił. W pewnym sensie wyręczył mnie szef który upiekł tort, no ale to on upiekł a nie ja. No trudno - teraz już za późno, poza tym nie mam czasu na takie uprzejmości, choć kto wie, może za jakiś czas gdy będę miał wolne w obecnej pracy?
Tymczasem dziś minął mi pierwszy dzień w nowej pracy. Jest dużo zmian, ale niesamowicie mnie cieszą nowe wyzwania i uczenie się czegoś. Daje mi to poczucie ciągłego rozwoju, możliwości doskonalenia siebie i swoich umiejętności. W dotychczasowej pracy czułem, że osiągnąłem szczyt - byłem o wiele lepszy od innych instruktorów, wiedziałem dużo więcej od nich, miałem wypracowane metody nauki które przynosiły mi sporo satysfakcji podczas szkolenia (a także dużą zdawalność), wiedziałem jak podejść do kursanta aby dawało to efekty, ale... nie miałem z kim porozmawiać na nurtujące mnie kwestie, a szef w ogóle nie doceniał mojego zaangażowania - wszyscy u nas zarabiali tak samo. Słabe.
Tu jest inaczej. Poza tym postanowiłem zakończyć moje dodatkowe prace - więc od dzisiaj mam tylko tę jedną :) A po południu zostałem zaproszony na duuuuże lody, miałem też czas na niespieszny spacer, oraz odpoczynek na moim ukwieconym balkonie ze śpiewającym kosem w tle :))