sobota, 27 lutego 2021

Podsumowanie tygodnia 176

Poniedziałek

Wciąż sporo ludzi odwołuje jazdy. Już widzę, że ten miesiąc będzie sporo słabszy niż poprzedni, ale powoli kończąca się zima może spowoduje że ludzie nie będą tak często odwoływać jazd.

Wtorek

Na mieście mnóstwo ubytków w nawierzchni. Dodatkowo pojawiły się deformacje, które są tak znaczne, że w Swifcie niejednokrotnie zaczepiam o nie zderzakiem. Ciekawe kiedy uszkodzę koło?

Środa

Dzień urlopu (niespodziewanego).

Czwartek

Mam kursanta, który wciąż nie panuje nad podstawowymi czynnościami, ale w końcu muszę z nim wyjechać poza miasto. Ustawiam mu limit prędkości na 60 km/h i przynajmniej gdy łapie pobocze to nie wciąga nas do rowu.

Piątek

Ostatni dzień jazdy w przyłbicy, od poniedziałku tylko w masce... :(

sobota, 20 lutego 2021

Podsumowanie tygodnia 175

Poniedziałek

Zaczynam pierwsze jazdy z nowymi kursantami. Część z nich bardzo fajna, miła, część średnio. Uwagę przykuwa niezbyt młody już (z 1984 roku) kursant. Jest wyraźnie przestraszony, ma dość specyficzny wygląd i nawet na wykładach zachowywał się inaczej niż reszta. Zwykle siedział z tyłu, gdy z mógł tam podpiąć smartfona do gniazdka (oczywiście nie pytając o zgodę), co jakiś czas podnosił głowę spoglądając na mnie i próbował włączać się do ćwiczeń, jakie prowadziłem. Niestety, zwykle jego odpowiedzi nie były zbyt trafne. Ad rem - widząc sytuację nie próbowałem nawet wyjechać dalej, gdyż wiązałoby się to ze zbyt dużym zagrożeniem.

Wtorek

Ponad 90 godzin - tyle ma już jedna z kursantek, która wciąż uczy się jeździć. Miała jeden egzamin, ale nie udało się go zdać. Myślę że w tym tygodniu przebije setkę.

Środa

Mróz i śnieg nie odpuszczają, prawdziwa zima! :) Na moim balkonie zrobiła się zaspa śnieżna, ale nie zamierzam jej ruszać :D Zima w lesie jest piękna, a tuż przed wejściem do mojej klatki schodowej jest tak:


Czwartek

Wciąż czekam na wyznaczenie terminu egzaminu praktycznego dla kandydatów na egzaminatora. Zaglądam na strony ministerstwa, ale na razie nic nie ma.

Piątek

Kursant z poniedziałku (w ciągu tygodnia miał kilka jazd) radzi sobie coraz lepiej, ale... No cóż - jazda z nim to zupełnie inny level, emocje gwarantowane! 

Potrafi nagle skręcić kierownicą w dowolną stronę, co nawet przy prędkości 30 km/h (nie pozwalam mu szybciej) doprowadza do wzrostu mojego ciśnienia. Dziś postanowił na prostej drodze wjechać w dużą kupę odgarniętego śniegu na prawym poboczu. Po prostu gwałtownie skręcił w prawo. Swift momentalnie wpadł w poślizg (z rana wciąż ślisko), a ja rzuciłem się na kierownicę w akcie ratowania sytuacji. Pas zablokował moje ciało dodając ból i brak swobody ruchu, a kursant - jak to ma w zwyczaju - z całej siły trzymał kierownicę wprost na zaspę. Udało mi się tylko nieznacznie przekręcić kierownicą, oraz wcisnąć sprzęgło oraz hamulec. Sprzęgło było nieodzowne, ponieważ kursant wcisnął gaz do podłogi. Szczęśliwie auta z tyłu - które były w trakcie wyprzedzania nas - zrezygnowały i wyhamowały, a my prawym przodem walnęliśmy w śnieg.

Wszyscy stanęli, także ci z przeciwka - bowiem nasze auto blokowało przejazd w każdym kierunku. Gdy wyjechałem z zaspy obejrzałem szkody w pojeździe, ale auto całe. Ucisk w klatce piersiowej towarzyszył mi co najmniej przez godzinę. Postraszyłem kursanta, że naskarżę na niego w biurze jeśli wciąż będzie to robił - wszak to nie pierwsza jego fantazja.

czwartek, 18 lutego 2021

Z nudów

Takie czasy, że wystarczy zadzwonić do firmy, powiedzieć że ma się "dziwne przeziębienie" i skutkuje to natychmiastowym odwołaniem wszystkich jazd danej osoby. W ciągu ostatnich dwóch tygodni co najmniej kilka osób w ten sposób zrezygnowało z jazd właśnie w przysłowiowej ostatniej chwili. Podejrzewamy, że powody są inne: niektórym się nie chce jeździć, innym przeszkadza śnieg na drodze. I tylko jeden facet otwarcie przyznał, że jest "wypity" - zadzwonił na godzinę przed jazdą. Oczywiście szef wkurzony, bo auto stoi i nie zarabia.

A ja? No cóż - dobrze że w tym trudnym momencie udaje mi się dywersyfikować zajęcia i na szczęście nie mam powodów do zmartwień, choć gdyby nie to byłoby ciężko. Nie mam kredytów, nałogów ani alimentów. W tym czasie posprzątałam w mieszkaniu (ale tu jest dużo roboty!) i porobiłem zaległe - choć nie wszystkie - zajęcia domowe. 

I trochę obfotografowałem fikusa od Darka. Ten rośnie jak na drożdżach (fikus, nie Darek) i wypuszcza młode pędy. Trochę mu gorąco przy kaloryferze i chyba dlatego stracił kilka liści, odsunąłem go nieco dalej i zmniejszyłem grzanie i na razie jest ok. 

Ciągle rośnie w górę i jakoś szkoda mi go przycinać - mam spory dylemat ale jak dojdzie do sufitu to nie ma rady! Jeszcze kilkanaście dni temu nowa gałązka była w skali mikro, teraz już pojawiły się spore liście! Uwielbiam obserwować jak ten fikus się rozwija - chociaż rozumiem że dla wielu byłoby to niesamowicie nudne. 

Poniżej dwa zdjęcia tego samego miejsca:

Jak co środę podlewam go - a Darek przypomina mi o tym sms-em od momentu wizyty w Kętrzynie (kilka lat temu). Na wiosnę dodam mu trochę nawozu, tylko muszę uważać bo często udaje mi się dać tyle dobroci, że kwiatek umiera z nadmiaru witaminek!

Tymczasem znajomi podsunęli mi kolejną książkę - chyba po to abym nie czytał już o prostytutkach...

wtorek, 16 lutego 2021

Niby

Niby znajoma chce się zapisać na egzamin praktyczny, ale od kilku jazd sygnalizuję jej że powinna podszkolić się i poprawić te rzeczy, o których "trąbię". Ona swoje, ja swoje - ale jakoś bierze te godziny dodatkowe i jeździ. Zadecydowaliśmy, że dziś zrobię jej egzamin wewnętrzny i jeśli go zda, będzie mogła podejść do egzaminu państwowego. A więc zaczynamy.

1) Na placu manewrowym wylosowała sprawdzenie poziomu oleju oraz światła cofania. Po otwarciu pokrywy silnika nie wydobyła z siebie ani słowa* przez 5 minut - czyli przez czas przewidziany na realizację tego zadania. Dałem jej drugą szansę (kolejne 5 minut) ale znowu to samo. Wynik egzaminu negatywny, ale to dopiero początek...

* przed egzaminem pytałem czy chce przypomnieć sobie to zadanie. Odpowiedziała że nie, bo dzisiaj sobie o tym czytała!

2) Na mieście. Ja mówię w prawo - ona jedzie prosto. Ja mówię w lewo - ona zawraca. Gdy ja chcę zawrócić ona jedzie w prawo. No nijak nie mogę się wstrzelić w jej zamiary! Ona zawsze robi co innego niż ja chcę.

3) Znak stop. Trzeba się zatrzymać - o tym uczą już w przedszkolu, ale moja niby znajoma ani myśli to uczynić - gdy ja gwałtownie zatrzymuję pojazd ona wyskakuje do mnie z pretensjami "przecież się zatrzymałam". A podczas wcześniejszych jazd: "przecież było pusto". Skąd bierze się jej bezmyślność, by nie określić tego dosadniej? Przez ponad 30 godzin tłumaczyłem, ona ćwiczyła pod moim okiem, a wcześniej były wykłady na których też dużo się o tym mówiło, w dodatku ona twierdzi że cały czas czyta książkę z zasadami ruchu drogowego...

4) Tak w ogóle, to niby znajoma nie umie zbyt wiele. Np jak już dojedzie do skrzyżowania, to nie bardzo wie kto jedzie a kto powinien stać. Często jest tak, że ona dojeżdża i ma pierwszeństwo, ale hamuje bo widzi inny pojazd. Tak, wiem - to przecież olbrzymia jej zaleta że w ogóle widzi... i w zasadzie to nie powinienem się czepiać :P 

5) Parkowanie prostopadłe (pod marketem, bo wszędzie indziej można się zakopać choć śnieg nie padał już od kilku dni). Po zaparkowaniu wydaję polecenie wyjazdu, na co ona reaguje włączeniem pierwszego biegu i wyjechaniem do przodu. Moje zdumienie rośnie i rośnie, ale nie idę na łatwiznę - pytam ją jakie obowiązują kryteria do tego parkowania, ale uświadamiam sobie szybko że wyraz kryteria jest poza jej świadomością więc szybko zmieniam go na "zasady". Ona odpowiada że musi być włączony kierunkowskaz i tyle. Gdy informuję ją że powinna wyjechać tyłem chyba nie robi to na niej żadnego wrażenia - tyłem czy przodem, a jaka to różnica?

6) Długi i prosty odcinek (przynajmniej nie ma problemu z zasadami pierwszeństwa). Sęk w tym, że cały czas jedziemy lewym pasem ruchu. Przez chwilę łudzę się, że wyprzedzające pojazdy z prawej strony dadzą jej do myślenia, ale nie ma tak. Gdy zatrzymujemy się i pytam co mogło być źle ona nie ma pojęcia.

Ponadto w trakcie jazdy było wiele innych błędów i nieporozumień, włącznie z jej próbą podniesienia głosu. Tylko z uwagi na niby znajomość nie zakończyłem tej jazdy wcześniej, ale jeszcze teraz siedzi to wszystko we mnie, bo nie rozumiem jak można się tak zachować, jak można w takim stanie mieć ochotę na podchodzenie do egzaminu. Niby znajoma na koniec jazd dostała ode mnie kilka ostrzejszych słów oraz krótkie podsumowanie jej "umiejętności", na co ona tłumaczyła że tak ją nauczyłem, oraz że ma jakieś tam swoje problemy. 

I bądź dobry oraz idź ludziom na rękę - a potem taka osoba psuje cały dobry klimat szkolenia. Żałuję że miałem z nią szkolenie, gdybym wiedział w jaki sposób się to skończy już dawno przerzuciłbym ją do kogo innego. 

Z plusów - w te wszystkie śnieżyce mam pięknie odśnieżony plac przy garażu - nie wiedziałem że w cenie wynajmu będą takie usługi! No i mrozy i śnieg nie straszny mojej hybrydzie :)

niedziela, 14 lutego 2021

Różane maślane

Od pewnego czasu chodziły za mną kruche maślane ciasteczka z różą. 


Postanowiłem je zrobić - wciąż pamiętając porażkę z sernikiem. Konfiturę różaną dostałem od Renaty :) 


Składniki jak zwykle dla kruchych ciastek: mąka, masło i cukier puder. Staram się robić cieńsze ciasto, ale trochę trudno się później wycina kółka i te dziurki wewnątrz.


Dużo czasu zajmuje przygotowanie pierwszej blachy, bo potem już idzie jakoś lepiej. Piekę w mniejszej temperaturze niż zalecają w przepisach, ale uważam że lepiej wolniej i nieco dłużej. Przecież mi się nie spieszy :)


Czekam aż wystygną i wtedy nakładam odrobinę konfitury na środek ciasteczka, po czym delikatnie przykładam drugą część.


Pozostało tylko przyprószyć cukrem pudrem i gotowe - smakują wyśmienicie!



Z herbatą są przepyszne i bardzo szybko znikają! Pracochłonne, ale warto :) 

sobota, 13 lutego 2021

Podsumowanie tygodnia 174

Poniedziałek

Śnieżyca już od niedzieli. W moim miasteczku w ogóle nie widzę służb, które odpowiedzialne są za utrzymanie przejezdności na ulicach. Z trudem dojeżdżam spod mieszkania do firmy, na większości głównych skrzyżowań po prostu jadę z rozpędu - ponieważ zatrzymanie oznaczałoby kłopoty i utknięcie w kupie śniegu.

Jest 7.00, zaczynam pierwszą jazdę - czyli będę miał do czynienia z osobą, która nigdy w życiu nie miała styczności z kierowaniem. Pięknie. Później również pierwsza jazda, a na drogach jeszcze gorzej niż z rana. Nawet ci kursanci, którzy mają już kilka godzin za sobą nie są w stanie nawet w minimalnym stopniu poradzić sobie w takich warunkach. Jeżdżę więc tylko po głównych drogach - bowiem wjechanie gdziekolwiek indziej oznacza zakopanie auta. No i oczywiście zero parkowania - bo niby gdzie i z kim? Maksymalna prędkość to 25 km/h i drugi bieg. Ciężarówki miały problem z wjechaniem nawet na małe wzniesienia, co jeszcze bardziej potęgowało zatory i chaos.

Podczas tego dnia tylko raz potrzebowałem pomocy w wypychaniu - jakieś trzy przypadkowe osoby (bo przecież nie książę kursant) dołożyły swoich sił, ja za kierownicą i udało się.

Główna droga w miasteczku
Wtorek

Stan dróg niezbyt się zmienił. Tzn, już nie pada, ale to co zostało na jezdni oczywiście sobie tam leży. Wciąż zjechanie do centrum lub na osiedla oznacza ryzyko zakopania, dodatkowo co chwilę różne miejsca na drogach blokują ci, którzy ugrzęźli. Więcej dziś stoję niż jeżdżę. Za to parkowanie robię przy obiektach handlowych (tylko one mają odśnieżone miejsca parkingowe).

Środa

Na jazdę przychodzi dziewczyna, z którą rozbiłem się w ubiegłym tygodniu. Wszystko co jej nie wychodzi kwituje stresem. Znów mnie nie słucha i realizuje swoje niemądre decyzje. Nie lubię mieć z nią jazd.

Czwartek

Krótki dzień pracy, zaczynam później a kończę jak zwykle - czyli mam sporo czasu dla siebie.

Piątek

Wyjeżdżam w trasę. Droga średnio utrzymana, ale jakoś powoli da się jechać. Tak sobie myślę, że gdyby popadało więcej to możliwe że moje miasteczko byłoby odcięte od świata :D

czwartek, 11 lutego 2021

Widoczność

W te śnieżyce bardzo źle jeździło się Swiftem. Wszystko przez gromadzący się lód na piórach wycieraczek. Niestety podczas normalnego ich położenia spoczywają w takim miejscu, gdzie nie ma szans dotrzeć ciepłe powietrze nadmuchu przedniej szyby. Leżą sporo niżej, gdzie wszystko co spłynie z ciepłej szyby momentalnie zamarza. Nic nie daje ustawienie maksymalnej prędkości nadmuchu na przednią szybę, podobnie ustawienie najbardziej gorącego powietrza (to drugie skutkuje co najwyżej chęcią rozebrania się prawie do naga). 

Zatem w te śnieżne dni jestem zmuszony do regularnego zatrzymywania pojazdu w bezpiecznym miejscu, ubierania się i wyjścia aby skrobaczką usunąć lód, ponieważ przez szybę widać stopniowo coraz mniej. Nic nie pomaga zatrzymanie wycieraczek nieco wyżej niż zwykle spoczywają - tak jak na zdjęciu poniżej i powyżej. Niby teoretycznie podgrzeją się od ciepłego powietrza kierowanego intensywnie na szybę, ale na podszybiu mnóstwo lodu i trzeba stanąć i mechanicznie usuwać lód.

Szkoda, że auto nie ma podgrzewanej przedniej szyby.

sobota, 6 lutego 2021

Podsumowanie tygodnia 173

Poniedziałek

Ja pracuję w jakiejś dziwnej firmie. Dziś z samego rana szef - w ogóle o to nie pytany - powiedział, że od tego roku będę miał jeszcze lepsze warunki urlopu. Już wcześniej mi mówił że będzie lepiej, ale nie o tym że będzie aż tak dobrze. 

Wtorek

Mróz trzyma. Albo zimno bardzo, albo śniegiem sypie - no prawdziwa zima w tym roku. No i niezła kolizja, ale o tym już napisałem.

Środa

Pracę kończę późnym wieczorem. Środy są jednak długie i męczące.

Czwartek

Pracuję z kursantem, który nie wie jak ustawić lusterka zewnętrzne. Twierdzi, że nigdy ich nie ustawiał, a do tej pory wyjeździł 20 godzin. Oczywiście takie sprawy jak regulacja kierownicy to dla niego kosmos - nie wiedział nawet że jest taka możliwość. W takim razie jak instruktor wytłumaczył mu te podstawowe kwestie?

Piątek

Wciąż ślisko - nocny przymrozek zmroził mokrą wcześniej drogę i zrobiło się prawie lodowisko.

czwartek, 4 lutego 2021

Spokojnie...

Wtorkowy dzień - jak zwykle zaczynam od 7.00. Na drogach wiadomo - śnieg, lód, koleiny i ogólnie - ślisko - ale w końcu zima - więc normalka. Kilka minut po dziewiątej, już z drugą kursantką jadę sobie nieco mniej niż 40 km/h i nic nie zwiastuje tego, co wydarzy się za chwilę. 

Prosty odcinek drogi, z przeciwka nadjeżdża kolejny pojazd - nie zwracam zbytnio uwagi, wszak co chwila ktoś jedzie z przeciwka. Auto jest przed nami jakieś 50 - 60 metrów i dostrzegam jego nietypowe zachowanie - auto przodem sunie w stronę pobocza i dość głębokiego rowu po swojej stronie. Widocznie kierowca musiał wpaść w poślizg, skupiam swoją uwagę tylko na nim i mówię jakby z automatu do kursantki: "zwolnij". Dostrzegam wtedy, że jest to leciwe Audi 80 koloru szarego (srebrnego?). Początkowo jego dziwny tor jazdy nie niepokoi mnie aż tak, jak to co dzieje się po chwili. Kierowca próbuje ratować się przed wjechaniem do rowu i odbija kierownicą na drugą stronę - czyli wprost na nas. 

Dzieli nas kilkanaście metrów, Audi jedzie na pewno szybciej niż my i doskonale widzę jego atrapę chłodnicy, reflektory, stary poniszczony zderzak - to wszystko kieruje się dokładnie na nas! Na hamowanie jest już zbyt późno, poza tym nie chciałbym się zmierzyć z tym autem w czołowym zderzeniu, więc błyskawicznie chwytam kierownicę i skręcam na pobocze - puste i nawet lekko odśnieżone. Ułamek sekundy później słyszę gwałtowny huk uderzenia z boku (od strony środka jezdni, czyli od kursantki), oraz czuję że obracamy się pod wpływem potężnej siły. Audi spycha nas jeszcze bardziej na pobocze, gdzie prawą stroną zaczepiam o zamarzniętą lodową zaspę -tył pojazdu jest  dosłownie kilka centymetrów od ogrodzenia prywatnej posesji (z mojej strony nie było rowu ani krawężnika). 

Nie wiem co się dzieje za mną, nie wiem co z Audi - ponieważ jadąc bokiem mam zamiar już tylko natychmiast zatrzymać pojazd i w ogóle nie mam czasu na lusterko. Na ile mogłem przejąłem kierowanie autem, choć to bardziej siła uderzenia pchała auto niż ja nim kierowałem. Gdy udało się już zatrzymać natychmiast włączyłem światła awaryjne i spytałem przerażonej kursantki czy coś jej się stało. Odpowiedziała że nie, ale dla mnie nie była to jeszcze wystarczająca odpowiedź.

Widzę, że silnik nadal pracuje więc natychmiast go wyłączam i próbuję wyjść, ale drzwi blokuje zaspa - napieram z większą siłą mając coś dziwnego w świadomości - mianowicie to, że drzwi się uszkodzą gdy będę je tak traktował. Otwierając je nieznacznie wydostaję się i każę kursantce zostać i się nie ruszać. Ta jest przerażona i pyta mnie "czy to moja wina?" Odpowiadam że nie i jeszcze raz wydaję polecenie - nie wysiadaj z pojazdu!

Gdy już wyszedłem widzę trzech facetów idących w moją stronę oraz kilka zatrzymanych pojazdów, w tym jeden w rowie. Pytają czy wszystko ok, ale ja od razu pytam który z nich kierował Audi. Starszy gość mówi że on, na co ja od razu żądam od niego prawa jazdy. W sumie to nie wiem czemu tak zareagowałem, może sądziłem że tak na drodze mógł się zachować tylko ktoś nie posiadający uprawnień? Facet podaje mi swoje prawo jazdy, oddaję mu go i dopiero teraz widzę, że praktycznie nie mam boku pojazdu z lewej strony. Audi uderzyło w okolicy przedniego koła, prześliznęło się przez drzwi przednie, tylne, następnie zahaczyło o błotnik z tyłu a następnie wpadło do rowu. 

Widząc to wracam do kursantki i pytam znowu - czy wszystko jest ok. I wciąż każę jej zostać w aucie, a jeśli koniecznie będzie chciała wysiąść to tylko przez moje drzwi - raz że w szoku wpadnie komuś pod samochód od środka jezdni, a dwa że te drzwi to już chyba ledwo się trzymają. Telefon do szefa żeby poinformować o sytuacji, a w tym samym czasie ktoś podchodzi i mówi że ma nagrane całe zdarzenie - gość jechał za nami i miał kamerę. Każę mu chwilę poczekać, bo muszę powiedzieć szefowi co się stało. Szef przez telefon decyduje o wezwaniu policji, o czym informuję sprawcę zdarzenia. 

Natychmiast dzwonię na 112 - rozmowa wydaje mi się trwać wieczność. Dyspozytor najpierw nie może znaleźć miejsca zdarzenia (tak to jest jak się z małej miejscowości dzwoni na centralę 112), następnie wypytuje o szczegóły, o numery rejestracyjne aut itp itd. "Informuję policję, proszę czekać na przyjazd" - ufff - w końcu. Biorę namiary do świadka (tego z kamerą) i proszę, by na wszelki wypadek zabezpieczył fragment wideo z uderzenia. Gość zgadza się, a ja pozwalam mu jechać dalej. Policja dociera w ciągu około 10-ciu minut, w ciągu których znów wracam do kursantki oraz odbieram kilka telefonów od szefa - wypytuje mnie czy mam kompletną dokumentację (kartę kursanta, swoje dokumenty) - oczywiście że mam - przecież to normalne. Informuje mnie także, że już wysyła do mnie kolegę który będzie do dyspozycji gdybym coś potrzebował, oraz że zamyka na chwilę biuro i sam do mnie jedzie.

Wcale mnie nie zdziwiło, że policjant nie wiedział jakie dokumenty może wziąć ode mnie. Najpierw dałem mu legitymację instruktora - mam wrażenie że widział ją pierwszy raz, obejrzał i oddał a ja bez jego słowa dałem mu już to co chciał - czyli swoje prawo jazdy. Zdziwiło mnie natomiast, że nikt mnie nie spytał co się w zasadzie stało i jak do tego doszło. Opowiadał o tym jedynie gość z Audi - przy czym akcentował wyrazy typu "było ślisko", "nie posypana droga", "nie odśnieżona droga", "jechałem powoli". Ja tymczasem stałem spokojnie obok - bardzo spokojnie i nic nie mówiłem. 

Zdziwiło mnie także, że nikt nie sprawdzał nas pod kątem alkoholu. W pewnym momencie policjant poprosił abym podszedł z kursantką (ta wciąż siedziała w aucie jak jej kazałem). Poszedłem więc po nią i wziąłem jej kartę szkolenia - naiwnie sądząc że może stróże prawa zechcą choć pobieżnie rzucić okiem na dokumentację. Oczywiście chcieli tylko jej numer PESEL - niestety nie miała żadnego dokumentu tożsamości (a tyle razy ją prosiłem by wzięła dowód osobisty na jazdę) - no ale miałem kartę z której ochoczo podyktowałem policjantowi ten numer. 

Po kilkunastu minutach kierującemu Audi zaproponowali mandat (najniższy z możliwych 220 zł), a mnie dali kartkę z numerem ubezpieczenia oraz informacją, że notatka z kolizji będzie na komendzie w ciągu dwóch-trzech dni oraz powiedzieli że to wszystko - że mogę jechać. I dopiero teraz sobie tak pomyślałem - niby jak miałbym jechać tak rozwalonym autem? Ciekawe, czy oni zatrzymali w ogóle dowód rejestracyjny (teraz robi się to on-line), bo mnie nie poinformowali ani słowem.

W tzw. międzyczasie przyjechało nawet dwóch kolegów (jeden z nich zabrał moją kursantkę do domu), oraz szef. Godzinę później miałem już drugie auto - na którym oczywiście pracowałem do wieczora :)

Dodam jeszcze, że podczas tego całego zdarzenia sprawca był niezwykle ugodowy i zgadzał się praktycznie na wszystko co chciałem. Najwyraźniej zdawał sobie sprawę z sytuacji, a tuż po zderzeniu zapytał nawet czy nic nam się nie stało - szczególnie kursantce która była "na linii ognia".

Z dzisiejszej perspektywy cieszę się, że zrobiłem ucieczkę na pobocze i wybrałem zderzenie boczne a nie czołowe. Przy tej prędkości nie skończyłoby się ono dobrze dla nas, wszak Suzuki to konstrukcyjnie bardzo miękki i słabo chroniący pojazd. Urazy kończyn dolnych byłyby "gwarantowane", tym bardziej że po mojej stronie jest dodatkowy hamulec i sprzęgło - które na pewno przesunęłyby się w głąb pojazdu. Uciekając na pobocze liczyłem, że Audi uderzy bardziej w tylne drzwi - co dla nas w ogóle nie byłoby już zagrożeniem. Tak się jednak nie stało. Gdy później auto było już na lawecie zauważyłem, że po stronie kursantki było trochę rozbitego szkła oraz odłamki naszego lakieru. Było naprawdę blisko...

Auto ma uszkodzony cały bok - nie widać tego dokładnie na zdjęciach, ale są tam dziury na wylot, do tego pęknięty jest dach oraz wgniecenia z prawej strony (uderzenia w zaspę) i kwalifikuje się do szkody całkowitej. Uważajcie na siebie!

poniedziałek, 1 lutego 2021

Chmurka...

Korzystając z wolnego dnia (wczorajszego) pomyślałem, że spróbuję zrobić sernik. Taki na kruchym i czekoladowym spodzie, oraz z lukrem i skórką pomarańczową na górze. Zależało mi, aby sernik był wysoki (czyli aby nie opadł) oraz aby był "napuszony" - czyli taki aksamitnie lekki i delikatny, oraz przepyszny ma się rozumieć.

Najpierw zająłem się ciastem - masło, mąka, odrobina kakao i troszkę cukru. Wyrobiłem i wyłożyłem nim spód, a następnie schowałem do lodówki - tak było w przepisie, który znalazłem w internecie (miał bardzo dużo pozytywnych komentarzy). Nieznaczna ilość ciasta mi pozostała, więc postanowiłem ją zamrozić i użyć jako "kruszonka" jakiejś niewielkiej części sernika.

Ser gotowy - tzw. wiaderko President (słabe, jakieś rzadkie i takie jakościowo bez szału - nie polecam) wymieszałem z wcześniej utartym masłem, cukrem (bardzo niewielka ilość) i czterema żółtkami. Dodałem pół opakowania 100 gramowego skórki pomarańczowej, a następnie ubitą na sztywno pianę z białek (czterech). W przepisie było napisane, że właśnie te białka spowodują aksamitną lekkość sernika, że będzie on jak "chmurka"... Postanowiłem dodać jeszcze trochę mascaropne - była to moja własna inwencja.

Wymieszałem wszystko delikatnie i wyłożyłem na wcześniej przygotowane ciasto, starłem zamrożony kawałek na niewielkiej części sernika i wstawiłem do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika. Wszystko wyglądało pięknie - sernik rósł i powoli zaczynał się złocić, w mieszkaniu unosił się piękny zapach pieczonego ciasta - normalnie nic nie zwiastowało tego, co miało się wydarzyć...

Sernik rósł, aż postanowiłem że już czas wyłączyć grzanie. W przepisie napisali, aby delikatnie uchylić drzwiczki tak aby sernik nie opadł tylko bardzo wolno się ostudził - tak też zrobiłem. I poszedłem na długi spacer, jak wróciłem byłem w szoku...


Wszystko opadło, baaaardzo! Sernik był już całkowicie zimny - mając średnio dobry humor postanowiłem kontynuować i zrobić lukier... Dodałem zbyt dużo cukru, a potem zbyt grubą warstwę położyłem na sernik - wszystko zastygło i zrobiło się bardzo twarde oraz tak słodkie, że po jednym kawałku (całkiem małym) mdliło nawet mnie - prawdziwego wielbiciela słodkości!

Nie mówiąc już o tym, że w ogóle nie dało się tego ukroić. Massssakra!!! Porażka!!! Ależ mnie to zdenerwowało, nigdy więcej nie będę tego robił - nigdy! Smak jeszcze jakiś tam jest, ale wygląd wręcz odrażający! Jakbym wyciągnął ten sernik z jakiegoś kosza na śmieci... do chmurki mu daleko...