Który to już? Nie mam pojęcia, zrobiłem ich naprawdę dużo. Przepisy nakładają obowiązek przeprowadzenia egzaminu wewnętrznego z części praktycznej jak i teoretycznej. Bardziej lubię ten pierwszy, choć wiąże się z większym ryzykiem (może właśnie dlatego?).
Oczywiście jadę na plac, bo dopiero stamtąd mogę zrobić wszystko tak jak należy. Egzamin wewnętrzny z jazdy polega na tym samym, co egzamin państwowy z jednym, małym wyjątkiem. Mianowicie, nawet wtedy gdy osoba popełni błąd skutkujący wynikiem negatywnym, sam egzamin należy przeprowadzić do końca. A więc zrobić wszystkie wymagane zadania mimo tego, że ktoś np dwukrotnie przekroczył prędkość.
Jeśli natomiast zachowanie osoby szkolonej zagraża bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogoweg, egzamin wewnętrzny przerywa się. Ile to razy już musiałem przerywać...ile się nasłuchałem...
Z moich obserwacji wynika, że najczęściej instruktorzy nie robią egzaminów. A szkoda, bo wyłączenie radia, skupienie się na zadaniach i stworzenie atmosfery, którą za chwilę będzie miał kursant - jest dla niego samego bardzo ważnym i potrzebnym doświadczeniem. Tak jak ostatnio, gdy kolega podesłał mi swoją kursantkę. Gdy wydawałem jej polecenia, zdziwiona powiedziała mi że mnie nie rozumie, bo jej dotychczasowy nauczyciel mówił inaczej. No i ta cisza... u mnie bez radia, a wcześniej instruktor prawie sam śpiewał w trakcie jazdy. I podkręcanie głośności bardziej niż piano - raczej nie sprzyja koncentracji. Raz, że prawie trzeba krzyczeć żeby kursant usłyszał gdzie chcę jechać, a dwa - że to przecież nie sala koncertowa... (choć szkoda...)
I dodam tylko, że nie przeprowadzałem jej egzaminu. Po prostu miała końcówkę kursu ze mną. Musnął mnie jej komentarz na końcu - chciałaby wszystkie pozostałe wyjeździć u mnie. A kolega...nie wiem czy mógłby znienawidzić mnie jeszcze bardziej... I pewnie nie podeśle żadnej innej, no chyba że takiej/takiego - z ładunkiem wybuchowym, swoistą "miną", którą wysadzi w odpowiednim momencie...już chyba nie może się doczekać...
„I pewnie nie podeśle żadnej innej, no chyba że takiej/takiego - z ładunkiem wybuchowym, swoistą "miną", którą wysadzi w odpowiednim momencie...już chyba nie może się doczekać...” Moje pytanie brzmi - dlaczego tak sądzisz ?
OdpowiedzUsuńBo jak się dowie że już z nim nie chce, to będzie wściekły...
UsuńCóż, to cena bycia świetnym. :-))
OdpowiedzUsuńAż mam ochotę zakląć...
UsuńSamotność na szczycie ;)
OdpowiedzUsuńTrafne, dzięki...
UsuńJeśli kiedyś zdecyduję się robić prawko, to mam nadzieję, że będę mógł uczyć się u Ciebie ;)
UsuńJaka, kurwa, samotność?
UsuńCzarny, wiem że (...)
UsuńAcrobat - jest mnóstwo lepszych instruktorów ode mnie, radzę dobrze wybrać :)
A skąd wiesz, że kolega już cię nienawidził?
OdpowiedzUsuńŚlepy by zauważył...
UsuńSkoro i tak nienawidzi, to nie ma się co przejmować, ze znowu mu podpadłeś.
UsuńStaram się nie przejmować, ale nie zawsze mi się udaje.
UsuńNo jak jesteś dobry to co się dziwisz :)
OdpowiedzUsuńBez przesady, są lepsi.
UsuńDzień dobry. Myślę, że taka próba generalna jest bardzo, bardzo ważna. I pełni rolę wzmacniającą. :-).
OdpowiedzUsuńTak, jest wymagana więc nikt łaski nie robi :)
UsuńKtoś powiedział, że"Nie dorastamy do naszych oczekiwań, ale do poziomu naszych przygotowań" i to jest myśl mi bliska. Może to i staromodne i niepopularne, ale jednak przekonuję się, że w moim życiu się sprawdza. Pozdrawiam, dobrego weekendu.
OdpowiedzUsuń