Olewam. To znaczy robię swoje, ale odliczam czas do końca. Zamykam oczy, staram się nie słuchać.... wpadłem w labirynt, podczas którego lekko się uśmiecham i czuję, że powoli zbliżam się do wyjścia.
Wtorek
Dzień wolny. Dużo jazdy, sporo atrakcji.
Środa
W pracy dalszy ciąg olewki. Choć to chyba złe określenie, po prostu nie przyjmuję się, bo nie mam wpływu. Z labiryntu wylazłem i to o własnych siłach, jeszcze takich labiryntów mnóstwo przede mną, bo jestem w trakcie kompleksowej kontroli. Dzieje się - to jakby nic nie powiedzieć.
Po pracy idę na koncert jazzowego tria. Fortepian, kontrabas i perkusja. Dziadki 70+, ale piękne emocje! Później niespodziewana rozmowa. I jeszcze jedna. Miło.
Czwartek
Moi współpracownicy dostają absurdalne wnioski pokontrolne, ciekawe kiedy będą dla mnie. Na razie muszę poczekać na swoją kolej, bo kontrolerzy mają pełne ręce roboty.
Tymczasem po pracy znowu koncert, ogólnie całkiem fajny, choć trochę długo - 2.5 godziny.
Piątek
W pracy szybko minął mi czas. Później pizza i mus z białej czekolady na mieście, oraz kolejny koncert. Tym razem w domu kultury. Rozrywka na miłym poziomie.

Ano, koncerty są zazwyczaj fajne :)
OdpowiedzUsuńOlewanie też się czasami przydaje, jak widać ;)
Spokojnego weekendu!
Chyba że tagi się na muzykę, która nie odpowiada, bo czasem się tak może zdarzyć 😁
UsuńDzięki, miłej soboty 👍
Apetyczny ten deser, równie miłego weekendu 😉
OdpowiedzUsuńjotka
Dzięki, pozdrawiam 😃
UsuńCzasami trzeba zostawić sprawy takimi jakimi są i próbować relaksu :) Ostatnio mam podobnie.
OdpowiedzUsuń