sobota, 1 listopada 2025

Podsumowanie tygodnia 420

Poniedziałek 

Rozpakowuję walizkę, ogarniam pranie i porządkuję przywiezione rzeczy z Grecji. Wieczorem małe upominki dostaje mój gość, który wydaje się być zadowolony z mojego wyboru.

Wtorek 

Niby wolne ale jestem w pracy, ponieważ muszę się uczyć, niebawem napiszę o tym więcej.

Środa

Wyjazd do dużego miasta (sauny, kolacja na mieście).  Na drogach ciasno, w saunarium luźniej. Pierwszy raz używam nowy peeling, który dostałem na imieniny jakiś czas temu. Ma subtelny malinowy zapach, a po użyciu cała łaźnia parowa wypełnia się tym aromatem. 

Czwartek

Wciąż w dużym mieście. Po śniadaniu długi spacer w lesie. Chodzę z książką szukając fajnych kadrów fotograficznych. W pewnym momencie czuję, że ktoś/coś mnie obserwuje. Zamieram i wyostrzam zmysły. Spoglądam w prawo na drzewo jakieś 5 metrów ode mnie, a tam taki widok:


Patrzymy na siebie na tyle długo, że spokojnie robię serię zdjęć i powoli odchodzę. Uwielbiam wiewiórki! 


Potem obiad nad wodą, małe zakupy i znowu sauny. Wieczorem ruch na drogach jeszcze większy. Dwie niebezpieczne sytuacje, które podnoszą mi ciśnienie - trochę cudem unikam zderzenia.

Piątek 

Mimo doświadczenia znów robię sobie problem(y). Powtarzałem sobie tyle razy "nie ufaj", "nie uzewnętrzniaj", "milcz". No i doigrałem się. Ale, znając moje szczęście rozejdzie się to po kościach z tym, że wolałbym mieć więcej spokoju i unikać wszelkich zawirowań. 

środa, 29 października 2025

Daj zaczarować się

W drugą sobotę października mój ciężki i zachmurzony dzień w Departamencie przeplatał się z promykami słońca - czyli wiadomościami od Hani - uroczej dziewczyny z Turkusowego Wzgórza

Właśnie wtedy miało miejsce święto winobrania - cześć 2. Kilkadziesiąt dni temu opisywałem pierwszą część w której brałem udział, niestety, z przyczyn już wiadomych nie mogłem uczestniczyć w drugiej. Dlatego Hania od wczesnych godzin porannych przekazywała mi szczegółowe relacje dotyczące panującego nastroju w winnicy. 

Ale nie tylko to. Mój wcześniejszy wpis został uroczyście umieszczony na bramie wjazdowej do Turkusowego Wzgórza. Przedtem został wydrukowany i oprawiony w wielkim formacie tak, aby zachował na długo swój walor czytelności:


Bardzo miło zrobiło mi się tym bardziej, że z tego wydarzenia Hania także wysłała pełną dokumentację fotograficzno-filmową. Mimo bardzo wysokiej jakości wydruku , będzie on zdejmowany na czas niepogody, aby posłużył jak najdłużej. 


Zdecydowanie rekomenduję odnalezienie tego wyjątkowego miejsca, ponieważ jest ono warte każdej chwili poświęconej na jego odkrycie. Można tam swobodnie spacerować po malowniczych terenach, zrelaksować się w atmosferze wolnej od wszechobecnej komercji i poczuć uroczy klimat kameralnej winnicy. Ale nie tylko, bowiem odwiedzający mają okazję doświadczyć niezwykłej gościnności Hani i Cezarego. Wiadomo, że ciepły sezon się właśnie kończy, ale za jakiś czas pierwsze wiosenne spacery i wyjazdy - dla mnie Turkusowe Wzgórze jest jednym z najważniejszych miejsc na mapie.


Daj zaczarować się (Z. Sośnicka, tekst M. Dutkiewicz):

Na nudę i lęk
Na życie za ciasne
Na lata we mgle
Ja jestem lekarstwem
Taką mam misję
I myślę, że mam spore szanse
Chodź, ze mną chodź
Daj rękę, jakbyś szedł na tańce
[...]

Daj zaczarować się
Daję Ci wiarę
Spal to, co w Tobie jest
Małe i szare
Daj zaczarować się
W słodkiej godzinie
Nie działaj sobie wbrew
Ze mną nie zginiesz
[...]

Nie jest przypadkiem, że ten piękny utwór można czasem tam usłyszeć... Haniu i Cezary - dziękuję Wam i do zobaczenia niebawem!

sobota, 25 października 2025

Podsumowanie tygodnia 419

Poniedziałek 

Po śniadaniu wybieram się do stolicy wyspy Rodos. Autobus początkowo pusty szybko się zapełnia tak, że w połowie trasy nie zabiera już nikogo a chętnych wielu. 


Miasto przyjemne i ładne w centrum -  wiadomo że bardzo komercyjne. Jeden niecały dzień to zbyt mało na zobaczenie choćby połowy ciekawych miejsc, zatem resztę zostawiam na inny raz.




Wtorek 

Wycieczka na Simi z oczywiście polskim biurem podróży. Przewodniczka Ania sympatycznie opowiada historię wyspy oraz inne ciekawe rzeczy. Organizacja wycieczki wzorowa.





Środa

Początkowo mam plan wybrać się na jedną z najpiękniejszych plaż na wyspie, ale ciemne chmury zwiastują deszcz (podobnie jak prognoza pogody). Więc zostawiam utensylia w pokoju i z książką* idę nad morze tuż przy hotelu, by w razie potrzeby szybko wrócić pod dach. Okazuje się jednak że mimo dużego zachmurzenia nie spada ani kropla deszczu, a po południu chmury rozstępują się.



A powyżej wschód słońca - widok z pokoju.

Czwartek 

Tsambika - jedna z najpiękniejszych plaż na Rodos. Z hotelu podjeżdżam autobusem, powrót nogami przez wysoką górę i klasztor z którego rozpościera się przepiękny widok. Wymagające podejście z dzikimi kozami a pod koniec 300 schodów w górę.





Piątek

Wieczorem czas wyjazdu. Ogólnie hotel bardzo przyjemny, ze świetnym wyżywieniem oraz ofertą sportowo-rekreacyjną. Lot mam dopiero po południu, więc korzystam do końca. Myślę, że wrócę tu za jakiś czas.



* okazała się być bardzo słaba. W sumie nie pamiętam jak ją nabyłem. Po kilkunastu stronach nie wytrzymałem i idąc na obiad pozostawiłem dla chętnych w bibliotece. Wracając z obiadu zerknąłem czy wciąż tam jest, ale już jej nie było! Albo ja się nie znam na literaturze albo ktoś był zdesperowany.

poniedziałek, 20 października 2025

Greckie wakacje

Odpoczywam. Świetnie się bawię, hotel codziennie zapewnia inne wrażenia rozrywkowe. Trochę zwiedzam. Czasem wypiję zbyt dużo, ale jestem na urlopie - wszystko mi wolno! Próbuję nowych smaków, zachwycam się ilością zieleni oraz tutejszymi zapachami. 


Pogoda na Rodos jest w sam raz. W dzień przeważnie słonecznie i bardzo ciepło ale bez męczących upałów. Wieczór nieco chłodniejszy. Czasem odrobinę popada, ale nie trwa to dłużej niż 5 minut i jest to delikatna mżawka. 


Wszędzie słychać Polaków. Na plaży, w sklepie, w autobusie, na ulicy - wszędzie rozmowy odbywają się w ojczystym języku. Czuję się trochę tak, jakbym był w kraju, ale to nie przeszkadza. Jest też sporo Niemców.


Mimo drugiej połowy października w ogóle nie widać, aby sezon tu dobiegał końca. Wszyscy korzystają z pogody i odpoczywają oraz zwiedzają, a samoloty lądują co kilka minut. Myślałem, że ruch turystyczny będzie już zdecydowanie mniejszy, ale to nawet fajnie, bo widać że tu wciąż wszystko żyje. 


Bardzo mi się tu podoba, już wiem że za jakiś czas wrócę, ale na razie wciąż korzystam z miejscowych uroków! Żadne zdjęcia ani opisy nie oddadzą tego klimatu, dlatego trzeba tu przyjechać samemu - jeśli ktoś lubi. 

sobota, 18 października 2025

Podsumowanie tygodnia 418

Poniedziałek 

W pracy średnio. Później krótka (13 minut) wizyta u dentystki: "zrobię z pana pięknego chłopaka". To się nie uda - pomyślałem, ale nie mogłem powiedzieć bo w ustach miałem już jakieś narzędzia... Wciąż zadziwia mnie jej sposób komunikacji, ale pozytywnie.

Wtorek 

W pracy burza, ale spływa to po mnie. Mianowicie, jeden z klientów dość gwałtownie reaguje na zespół decyzji które wobec niego podejmuję. Mimo jego agresji oraz dramaturgii jestem z siebie dumny, bo nie dałem się wytrącić z równowagi. A wyglądało to mniej więcej tak - on szedł coraz bardziej w prawo, a  ja w lewo! (albo na odwrót, bez znaczenia - w każdym razie koń by się uśmiał).

Środa

Szukam pozytywów tego dnia, ale nie jest łatwo. Psuję sprawy, których teoretycznie nie można zepsuć. Przeżyłem, to już całkiem sporo.

Czwartek 

Dużo pracy (a także histeryczna klientka. Nic nie zdradzało jej wybuchowego charakteru do pewnego momentu), brak czasu na rzeczy które chciałem zrobić dla siebie. Ale mimo trudów pracy mam satysfakcję - tego dnia nic nie zepsułem, a możliwości aż nadto.

Piątek 

Na pewien czas sprawy zawodowe zostawię daleko od siebie. Warszawa żegna mnie porządnym deszczem. Lot bardzo fajny, także ze względu na ciekawą "obsługę".

Na miejsce docieram przy zachodzie słońca. Jest ciepło (23 stopnie) i przyjemnie. Sprawny transfer do hotelu, szybkie zameldowanie i pyszna kolacja. Potem krótki spacer nad morze ale tylko na chwilę, bo już ciemno. Tymczasem przy barze trwa impreza z międzynarodowymi przebojami na żywo. 

wtorek, 14 października 2025

Zamość i okolice

Wycieczki, kto ich nie lubi? Dla mnie to ważna odskocznia od codzienności, a już sama jazda autem daje mnóstwo frajdy.

Kilkanaście dni temu wybrałem się w okolice Zamościa. Lubię te strony. Zamość działa na mnie kojąco, odprężająco i jakby uspokajająco. Lubię pochodzić po centrum miasteczka, ale jak już funduję sobie taki wyjazd - to obowiązkowym punktem jest Ogród Zoologiczny. 


Niestety dzień już coraz krótszy, zatem musiałem darować sobie inne atrakcje - Krasnobród czy Zwierzyniec, albo mój ulubiony Roztoczański Park Narodowy - bardzo żałuję. Odwiedziłem jeszcze Rezerwat Szum - korzystając z pięknego słonecznego popołudnia. Spacer wśród cichego szmeru rzeki Szum to coś wspaniałego.

Niestety, bez noclegu trzeba było wracać do domu, bo powoli już się ściemniało. Wracając wstąpiłem na kolację i wczesno-nocny spacer perłą renesansu. 



Lubię te okolice, czuję się tu dobrze. Z daleka od domu, ale wciąż tak jakby u siebie. Tylko trzeba mieć więcej czasu, lub rezerwować nocleg aby zobaczyć te piękne miejsca. A Wy drodzy czytelnicy, macie swoje ulubione miejsca, które chętnie odwiedzacie?

sobota, 11 października 2025

Podsumowanie tygodnia 417

Poniedziałek

Szukam parkingu niedaleko lotniska. Nie mam Lamborghini (jak niektórzy autorzy książki), ale chciałbym Toyotę pozostawić w bezpiecznym miejscu. Do tej pory korzystałem z parkingu pod hotelem Vienna House, ale na stronie rezerwacyjnej miejsce to jest niedostępne. Nie poddaję się i dzwonię do nich. Okazuje się, że zerwali umowę z pośrednikiem i teraz można zarezerwować parking bezpośrednio u nich, a przy okazji w bardziej atrakcyjnych cenach. Ucieszony zamawiam prawie 8 dni postoju "rzut beretem" od Okęcia.

Wcześniej dostaję bardzo przyjemne filmiki od Hani - z Turkusowego Wzgórza. Z relacją tego, co się tam obecnie dzieje oraz pozdrowieniami, zaproszeniem oraz mnóstwem miłych słów - na które szczególnie jestem łasy. Oglądam je kilka razy, za każdym razem emocjonują bardzo! Haniu - dziękuję!

Wtorek

Główny manager wzywa mnie z samego rana do siebie. Nie muszę pukać, bo drzwi są otwarte. Choć pewnie i tak by nie usłyszał - są one bardzo grube i w dodatku obite jakimś miękkim (zapewne wygłuszającym) materiałem. Zaprasza mnie machnięciem ręki, ale nie odrywa się od pracy przy laptopie. Nieśmiało siadam w jego eleganckim gabinecie (zawsze wybieram środkowe miejsce przy długim stole) i czekam, co tym razem zechce ode mnie. Czuję, że mięśnie zwarły szyki. Kątem oka dostrzegam trzy lub cztery duże monitory po prawej stronie, na którym ma podgląd całego budynku, a nawet parkingów. Wreszcie podnosi głowę zza komputera i zadaje mi kilka nieistotnych pytań, ale to chyba tylko imitacja wstępu, bo po chwili chwali moją działalność, rzetelność i zaangażowanie. Streszcza to w jednym krótkim zdaniu, ale na koniec dodaje że niebawem zauważę to na koncie. Dotarło to do mnie kilkanaście minut później. Wychodzę z niedowierzaniem i co najmniej do południa analizuję czy to wydarzyło się naprawdę.

Wieczorem  postanawiam sprawić sobie nagrodę i kupić coś fajnego. Zamawiam online. Nieźle - wydaję coś, czego jeszcze nie dostałem - czy to jest racjonalne? Nie wiem, ale czy musi być?

W nocy nie śpię. Księżyc mocno oświetla mój pokój, a ja dość długo przyglądam mu się stojąc przy oknie. Jest bardziej niebieski niż zwykle, ale wciąż magiczny. Na parkingu zupełna cisza, ale ja myślami jestem zupełnie gdzie indziej. Po kilkudziesięciu minutach lekko drętwieję i opadam na łóżko, ale wciąż nie mogę zasnąć. Włączam internetowe radio jazzowe tak cicho, jak to tylko możliwe i próbuję skupić się na akordach, przestać myśleć... Staram się odprężyć, wsłuchać w poszczególne dźwięki i barwę instrumentów. 

Środa 

Zasnąłem dopiero nad ranem, czyli dokładnie wtedy gdy trzeba było już wstawać. W pracy podpieram się czym mogę, potem jadę na chałturę - ale tylko na godzinę. Przyjemną, choć wolałbym zdrzemnąć się w domu.

Po dotarciu do domu idę do koleżanki celem podlania kwiatów i sprawdzenia, czy nie ma dla niej żadnej korespondencji. Przy okazji zalewam zamrażarkę, bo okazuje się róża chińska miała nadmiar wody w podstawce. Normalnie miałbym szansę to zauważyć, ale koleżanka ma totalny busz - roślin jest tak dużo że nie wiem co w czym rośnie. Żywe wymieszane ze sztucznymi. Masakra. Na szczęście żadnego zwarcia nie zrobiłem. Pozostaję u niej przez kilkanaście minut, aby upewnić się że nic już się nie leje oraz przewietrzyć mieszkanie.

Czwartek

Z rana trochę problemów. Po wszystkim mam nieco pretensji do siebie, ale z każdą taką sytuacją nabywam doświadczenia. Ogólnie, słabo się czuję z różnych powodów, choć wiem że sam się nakręcam w spiralę gorszego samopoczucia. Na szczęście mam sporo roboty.

Po pracy basen i sauna oraz chwila miłej rozmowy. Ciut lepiej.

Piątek

Przed południem na konto wpływa bonus obiecany przez głównego managera. Znów zostałem wyróżniony bardziej niż inni. Powinienem się cieszyć, ale prawie wcale to na mnie nie działa. Po południu odbieram swoje zamówienie - dawno kupowałem coś sobie, bo chyba nie potrzebuję - ale niech już będzie.


Nie, to nie jest moje zamówienie. Ale wrzucam zdjęcie kolorowego obuwia, które przykuło moją uwagę będąc niedawno na wyjeździe. W Polsce takich rzeczy nie widuję, choć faktycznie - nie chodzę po damskich sklepach.

wtorek, 7 października 2025

Zatrzymanie na autostradzie

W dzisiejszym wpisie chciałbym przypomnieć zasady dotyczące sytuacji awaryjnych związanych z zatrzymaniem oraz postojem na drogach ekspresowych oraz autostradach. W mediach co jakiś czas słyszy się o wypadkach związanych z tymi kwestiami, dlatego warto przypomnieć jak to jest.

Czy można zatrzymać pojazd na tzw. drogach szybkiego ruchu?

  1. ogólnie obowiązuje zakaz zatrzymywania oraz postoju na autostradzie oraz drodze ekspresowej w innym miejscu niż wyznaczone w tym celu - czyli chodzi tu o parking, ponieważ na takich drogach w każdym innym miejscu jest to bardzo niebezpieczne;
  2. jeżeli doszło już do unieruchomienia pojazdu (lub przyczepy) kierujący pojazdem jest obowiązany usunąć pojazd z jezdni oraz ostrzec innych uczestników ruchu drogowego - zatem należy zjechać na tzw. pas awaryjny, pas zieleni - lub po prostu najbardziej w prawo jak się tylko da - aby zminimalizować ewentualne sytuacje niebezpieczne oraz ostrzegać - we właściwy sposób oczywiście;


Jak należy sygnalizować postój?

  1. najpierw należy włączyć światła awaryjne - będą one jednoznacznie dawały informację, że stało się coś nietypowego oraz to, że pojazd wysyłający takie sygnały nie porusza się - co szczególnie istotne przy dużych prędkościach innych pojazdów. Jeśli pojazd nie jest wyposażony w takie światła (praktycznie jedynie bardzo stare pojazdy nie będą miały takiego oświetlenia) należy włączyć światła pozycyjne (nie postojowe), choć te - w ciągu dnia będą bardzo mało widoczne;
  2. należy umieścić trójkąt ostrzegawczy za pojazdem, w odległości 100m - na poboczu, pasie awaryjnym lub tam gdzie pojazd został unieruchomiony (ciężarówki lub autobusu nie da się "przepchnąć" na pobocze w razie potrzeby. Istotne jest, aby podczas rozstawiania trójkąta zachowa ostrożność, gdyż to jedna z bardziej niebezpiecznych sytuacji drogowych. Rozłożony trójkąt należy przenieść 100 metrów za pojazdem niosąc go przed sobą "jak obraz", aby był jak najwcześniej widoczny dla innych;
Czy coś jeszcze?

  1. trójkąt ostrzegawczy jest wyposażeniem obowiązkowym, dobrze byłoby gdyby znajdował się w miejscu łatwo dostępnym, a nie na przykład na dnie bagażnika wypełnionego wakacyjnym ekwipunkiem, kiedy w sytuacji awaryjnej oraz bardzo stresującej, będzie wymagał poświęcenia zbyt dużej ilości czasu;
  2. dobrze byłoby mieć na sobie kamizelkę odblaskową (nie jest obowiązkowym wyposażeniem), gdyż chodzi o widoczność -> zdrowie i życie;
  3. jeśli to możliwe, pasażerowie pojazdu powinni znaleźć się poza ogrodzeniem (barierką) autostrady lub drogi ekspresowej. Kierowca również, chyba że jest to niemożliwe (próba naprawienia pojazdu);
Nie należy ryzykować i zatrzymywać się na drogach szybkiego ruchu, gdyż może to skończyć się tragicznie. Prędkości rozwijane na takich drogach, oraz zmniejszenie koncentracji (przecież jadę autostradą!) mogą doprowadzić do niebezpiecznych niestety często śmiertelnych zderzeń. Najlepszym rozwiązaniem jest odpowiednie zaplanowanie podróży a także punktów postojowych - tzw. MOP-ów (Miejsc Obsługi Podróżnych), gdzie można w bezpieczny sposób rozprostować kości i odpocząć.

Ja dość często poruszam się po drogach szybkiego ruchu, ale tylko raz zdarzyło się, że musiałem zatrzymać się na takiej drodze. Było to podczas bardzo gwałtownego i ulewnego deszczu, kiedy to widoczność była ograniczona tak, że nie dało się jechać w ogóle. 

sobota, 4 października 2025

Podsumowanie tygodnia 416

Poniedziałek 

Zimno i mokro. W pracy całkiem znośnie, po pracy basen i sauna, ale bez choćby krótkiej wymiany zdań. Słabo.

Wtorek 

Niby nic, ale jednak. Niewidzialny ciężar przygniatający kręgosłup, minorowy nastrój. Mniej przeżywać - łatwo powiedzieć. Za to miły SMS od Uli - życzenia z okazji Dnia Chłopaka.

Środa

W pracy znośnie. Trochę komputer się zacina, a nikogo z informatyków nie ma. Radź sobie sam - pomyślałem. Reset komputera pomógł, choć teoretycznie nie wolno mi tego robić. Po pracy znowu basen i sauna, ale jak poprzednio - bez choćby krótkiej konwersacji. Słabo.

Czwartek

Po pracy zostaję w Departamencie i robię ćwiczenia. Potem idę do centrum na lody - moja ulubiona lodziarnia ogłosiła -50% na ostatnie zapasy, ponieważ zamykają sezon niestety. Zjadłem dużo, bardzo dużo lodów, nie pytajcie ile. W każdym razie tego dnia obyło się już bez obiadu. Nie piję alkoholu (prawie wcale), nie palę, to mogę mieć nałóg lodożercy - a co! Moje 73 kg przy 180 cm wzrostu nie jest jeszcze takie złe, choć wolałbym żeby było mniej. A lody to niestety mnóstwo cukru. Poniżej jedna z kilku porcji tego dnia:

Przy okazji pogadałem z panią sprzedającą lody. Bardzo ją lubię, jest niesamowicie miłą osobą. "Znam" ją od kilkunastu lat, gdy przychodzę ona już nie pyta jakie chcę smaki bo zna je na pamięć. Ma piękne imię - Ewa. Wychwaliłem jej uprzejmość i pożegnałem się, do następnego sezonu - o ile świat będzie wciąż istniał.

Piątek 

Podczas jednej ze spraw nie wytrzymuję nerwowo i mówię trochę za dużo do klienta. Wciąż muszę pracować nad sobą, trzymać język za zębami, dusić w sobie to co myślę. Wiem, że moi współpracownicy nic sobie z tego nie robią, a ich działania są niewspółmierne do moich, ale to nie jest to czego bym chciał. Teraz - po południu źle się z tym czuję.

Po pracy idę do koleżanki celem podlania kwiatów i naprawy szuflady, która ponoć się nie zamyka. Jak zwykle okazuje się, że coś tam z niej wypadło (była zapchana ponad miarę) i blokuje możliwość zamykania. "Naprawa" trwała 2 minuty.  Podlewanie około 10. Koleżanka wyjechała do sanatorium, zatem ja opiekuję się jej mieszkaniem. W skrzynce pocztowej znajduję kartkę od Świadków Jehowy z tekstem "zatrzymajmy wojnę [...]". Zostawiłem ją na stole, choć wiem że koleżanka się nie ucieszy z tej kartki.

A później jadę do aquaparku na kompleks saun. Chciałbym odpocząć, ale wychodzę stamtąd zmęczony. Niestety, w sobotę mam dyżur w Departamencie. Jest dodatkowo płatny, ale szczerze - nie chciałbym już tych pieniędzy, nie potrzebuję ich, tylko wolny dzień... Podobnie w kolejną sobotę - mam wtedy szkolenie dla przyszłej kadry, a miałem ochotę na winobranie w Turkusowym... W ostatnim czasie pracuję w każdą sobotę a raz dodatkowo w niedzielę (wykłady).

Dla równowagi - do długiego urlopu coraz bliżej (tylko 12 dni). W zasadzie, niebawem będę się pakował gdyż czeka mnie daleki wyjazd w nieznane. A gdyby tak nie wrócić...? 🤔

wtorek, 30 września 2025

Tu i teraz

Podczas jednej z popołudniowych spraw w Departamencie, trenuję sobie powolne oddychanie w kwadracie. Zaciekawił mnie fragment książki Tomasza Majchrzaka - Dobre i złe dni (link do bloga autora) właśnie o takim sposobie radzenia ze stresem. Nigdy wcześniej o tym nie słyszałem. 

Mój klient siedzi na przeciwko - po drugiej stronie okienka. Prawie nic nie muszę mówić, tylko klikam coś tam w systemie. Ale w myślach uruchamiam metronom i liczę powoli do czterech. Spokojnie nabieram powietrze, wstrzymuję je i po chwili wypuszczam, a po krótkiej pauzie zaczynam od nowa. Kątem oka zerkam na wielkie okno po mojej prawej stronie. Jest nieskazitelnie czyste (od kilku tygodni mamy nową firmę sprzątającą, która dba o czystość jak żadna inna do tej pory), widzę piękne obłoki chmur na błękitnym niebie. Czuję, że odpływam gdzieś wysoko ponad moją głowę.

Wyłączam się, głosy i dźwięki z sali dochodzą do mnie przytłumione tak, że w ogóle nie zwracam na nie uwagi. Odczuwam wyraźne wrażenie, jakby całe moje ciało, od stóp do głowy, krok po kroku napełniało się świeżym, krystalicznie czystym powietrzem,  przynosząc ze sobą uczucie odświeżenia i lekkości. To doznanie jest tak intensywne, że czuję się, jakbym był niezwykle lekki, wręcz eteryczny, co pozwala mi wyobrazić sobie, że swobodnie unosząc się bujam w tych rozległych, białych obłokach, niczym delikatne piórko niesione przez łagodny powiew wiatru. Nie wiem już sam ile to trwa, ale po kilku takich seriach oddychania uświadamiam sobie, że przecież jestem w pracy! I nie bardzo wiem nawet, co mu (klientowi) w systemie nawpisywałem! Biorę od niego dodatkowe dokumenty i szybko przeglądam dane w systemie - o dziwo wszystko się zgadza, on wciąż siedzi i zdaje się niczego nie zauważać, więc zaczynam drugą sesję... Powolny wdech, wstrzymanie, wydech i krótka pauza...

W ogóle, zajmowanie miejsca przy wielkim oknie daje dużo frajdy. Nikt mi nie zabroni napatrzeć się na niebo i chmury i odpłynąć, a gdy klient trudny tym bardziej szukam tam spokoju. Podczas tej sprawy, gdy czekam na aktualizację danych korzystam z takich widoków, ale od teraz także ćwiczę oddychanie w kwadracie. W myślach wciąż liczę do czterech, nieprędko biorę wdech, wstrzymuję go, powoli robię wydech i ponownie krótką pauzę - znów jestem w chmurach... Nie zawsze mam szczęście być przy tym stanowisku z dużym oknem, ale korzystam ile się daje.

Kończąc sprawę kończę trening, choć to chyba nie właściwe określenie tego, co robię. Rozglądam się, aby zorientować co zmieniło się w moim otoczeniu. Okazało się, że w okienku obok trwa jakaś mała awantura, przyszedł nawet manager, który coś tam komuś tłumaczy - ale co to mnie obchodzi? Nic! Drukuję decyzję dla mojego klienta i żegnam go z delikatnym uśmiechem. Czas na herbatę i jakieś małe jedzenie, choć wolałbym to zrobić tam wysoko, w chmurach...

Pod koniec dnia w pracy:

- Tomek, ty masz chyba dzisiaj lekki dzień? (pyta kolega z lewej strony - to jeden z tych nielicznych w miarę miły)

- Ja? Dlaczego tak uważasz? 

- Mam wrażenie że od pewnego czasu niczym się nie przejmujesz...

Gdzieś tam wewnątrz przejmuję się i to aż za bardzo, ale możliwe że tego nie widać lub faktycznie jest tego coraz mniej. Staram się bardziej czerpać z tego, co tu i teraz. Nie ma sensu czekać na idealny moment, bo lepszego czasu na życie może nie być...

sobota, 27 września 2025

Podsumowanie tygodnia 415

Poniedziałek 

Po kilku dniach wolnego, wracam do Departamentu. "Koledzy" ubolewają, że wróciłem bo "podczas twojej nieobecności tak dobrze nam się pracowało" - ależ miło mi się zrobiło jak to usłyszałem. No trudno, muszę ich tolerować. Są, bo są - to tak jak z indykami australijskimi. 

Tymczasem po zakończeniu ważnego  projektu kilka dni temu, konto zostało dość solidnie zasilone. Nie spodziewałem się że aż tak. 

Wieczorem coś w szyi zaczyna mnie boleć, ale nie biorę tego na poważnie.


Wtorek

Środek nocy. Budzi mnie ból z lewej strony kręgosłupa, szyi, oraz lewej ręki. Chwilę leżę spokojnie, cisza jak makiem zasiał. Próbuję się przekręcić, ale nie mogę. Najmniejszy  ruch uwalnia taką dawkę cierpienia, że leżąc nieruchomo zamieram. Mam wrażenie, że cała moja lewa strona podjęła decyzję o natychmiastowym strajku. Jedyne co, to mogę oddychać. Ale muszę się obrócić, bo za chwilę wyjdę z siebie. Staram się nie myśleć o tym co czuję, tylko w jakikolwiek sposób podrzucić ciało do góry i przekręcić się na drugi bok. Opieram się bardzo powoli na prawym łokciu, i próbuję zmienić pozycję, ale odczuwam tak ostry ból, że momentalnie opadam w dół.

Wyczerpała mnie ta próba, muszę odpocząć. Zastanawiam się, gdzie tak mogłem się załatwić? No fakt, zdarzyło mi się jechać z otwartym oknem (i to właśnie z lewej strony), ale także pływałem sporo w zewnętrznym basenie, a jakoś szczególnie ciepło nie było... No i ostatnio zagrzałem się jadąc rowerem a było dość wietrznie... Dobra, wystarczy użalania się nad sobą, muszę się odwrócić bo inaczej zwariuję. Zaciskam zęby i tym raz robię zdecydowany i szybki ruch obracający moje - mam wrażenie - wiotkie ciało na drugą stronę. Coś "zgrzytnęło", albo mi się tylko wydawało, ale udało się - ułożyłem się na lewym boku. Uff. Niestety po chwili czuję się gorzej niż wcześniej - mogłem domyśleć się, że skoro boli mnie lewa strona, to nie należy się na nią obracać. Staram się utrzymać głowę na jednym poziomie z kręgosłupem, lecz niewiele to pomaga. Muszę wrócić na poprzednią stronę... I takie atrakcje mam do samego rana.

Środa

Po nieprzespanej nocy z trudem zwlekam się z łóżka, a w zasadzie z wielkim bólem zasuwam się z niego. Chyba z nadzieją, że jak się rozchodzę to będzie lepiej. I było, ale tylko przez 2-3 godziny, a potem tylko gorzej. Będąc w przerwie między klientami biorę leki przeciwbólowe, które trochę pomagają. Mam szczęście, że klienci nie dopisali tego dnia - a ci co byli umówieni, szybko wychodzili. Kończę wcześniej i  idę na basen i saunę. Na basenie pływam machając lewą ręką jak oszalały. Pomyślałem, że jak ją porządnie rozruszam, to problem minie. Potem idę na saunę, z zamiarem wygrzania szczególnie bolącego miejsca. Wieczorem leki przeciwbólowe i jakaś maść kupiona w aptece. Dzięki temu (?) zasypiam w miarę dobrze.

Czwartek 

Trochę się bałem, że po tym maratonie basenowym lewa ręka mi odpadnie, ale jest na swoim miejscu. Dałem jej nieźle popalić. Ale ból jakby mniejszy, a głową ruszać mogę w prawie każdą stronę. 

W pracy całkiem nieźle, sporo wolnego czasu. Nie licząc tego: "Tomek, wkurzasz mnie, działasz na moje nerwy" - powiedział mi jeden ze współpracowników. Denerwuję go, bo sam niewiele osiągnął, także w Departamencie, ale nie ważne.

Piątek 

Słoneczny, ale zimny dzień. W pracy bardzo dobrze, wciąż działam na nerwy co niektórym, nawet niezły ubaw mam z tego powodu. Kończę wcześniej i idę na lody korzystając z tego, że wciąż są czynne. Potem spacer w słońcu, ale mało przyjemny bo wietrznie i zimno. Natomiast sobota i niedziela lekko wyjazdowa, przyjemnego weekendu!

wtorek, 23 września 2025

Lubię wracać tam, gdzie byłem już...

To moje pierwsze takie święto - winobranie. Zatem czego się spodziewać? Interesujących ludzi, mile spędzonego czasu, niezapomnianych wrażeń? Przyjemnej pracy i relaksu w wyjątkowym miejscu, ciekawych rozmów? Degustacji pysznego wina? Zapowiadała się świetna pogoda (i przygoda), więc wystarczyło zabrać dobry humor i w drogę - do Turkusowego Wzgórza!


Przywitała mnie Hania, która przedstawiła Cezarego - właściciela tego wspaniałego miejsca. Od razu z Cezarym złapaliśmy wspólne tematy. Rozejrzałem się - przetwory, wina, owoce i sporo turkusowych akcentów. To trzecia wizyta w tym miejscu, ale wciąż mnie kręci! Pomiędzy rzędami winorośli a domkiem ustawione były dwa stoły z wieloma przepysznie wyglądającymi smakołykami, ale najpierw Cezary poczęstował lampką wyśmienitego czerwonego wina - idealnego na dobry początek!



Narzędzia już czekały, puste skrzynki także - zatem rozpoczęliśmy zbieranie winogron - na razie tylko białych, ponieważ czerwone które wymagają dłuższego okresu dojrzewania, muszą jeszcze poczekać na swoją kolej. 


Okazało się to być niezwykle fajnym i relaksacyjnym zajęciem. Słońce pięknie oświetlało wzgórze winorośli, a wiatr delikatnie tańczył z zielonymi liśćmi. Bardzo lubię taką pogodę, gdy jest przyjemnie ciepło ale nie gorąco - taka pora roku mogłaby dla mnie trwać zdecydowanie dłużej. Czułem że chłonę atmosferę tego święta wszystkimi zmysłami. Każde zebrane grono było małym triumfem, a widok zapełniających się skrzynek przynosił satysfakcję i radość z dobrze wykonanej pracy. Zapach ziemi, świeżych liści i słodkich owoców unosił się w powietrzu tworząc niesamowitą mieszankę lata i jesieni.


Miałem przyjemność pracować z Hanią, która dba w tym miejscu o każdy szczegół, oraz jest na pierwszej linii kontaktu ze wszystkimi odwiedzającymi. Nie dziwię się, ponieważ Hania oczarowuje przepięknym uśmiechem, częstuje gościnnością ale także rozmową oraz życzliwością i kulturą. Wszystko to współtworzy klimat i wyjątkowość tej kameralnej winnicy. 


Stopniowo dołączali kolejni zaproszeni, co stworzyło dynamiczną atmosferę i umożliwiło nawiązywanie nowych kontaktów. Każda nowa osoba wniosła ze sobą unikalne perspektywy i energię, co wzbogaciło nasze wspólne święto. Choć nie od razu zapamiętałem imiona nowo przybyłych (choć byli tacy którzy się o to postarali), to ze wszystkimi rozmawiało się niezwykle miło. Przy tak dużej ilości rąk do pracy, szybko uwinęliśmy się ze zbiorem, zatem po przeniesieniu pełnych skrzynek bliżej domku, nadszedł czas na odpoczynek oraz poczęstunek. 




Z pieca opalanego drewnem właśnie "wyszedł" chleb, który upiekł Cezary. Był doskonały - chrupiący i aromatyczny - smakował świetnie. Nie wiedziałem, czy jeść go z wędlinami, pastą z zielonych pomidorów, czy może z indykiem w galarecie a może śledziami? Do tego różne dodatki które jeszcze bardziej podkręcały apetyt, ale to było dopiero preludium. Po kilkunastu chwilach Cezary zaproponował leczo. Nigdy wcześniej nie miałem przyjemności kosztować tak perfekcyjnie przygotowanego leczo, które zachwycało swoją głębią smaku i intensywnym aromatem. To danie było prawdziwą ucztą dla podniebienia, a jego wyjątkowość sprawiła, że z chęcią oddałbym wiele, aby móc ponownie doświadczyć tego niezapomnianego kulinarnego przeżycia.


W międzyczasie winnicę odwiedzali kolejni turyści, którymi troskliwie zajmowała się Hania, a ja prowadziłem niezobowiązujące pogawędki oraz odpoczywałem łapiąc promienie słońca oraz witaminę D. I piłem wino czekoladowe.  Czy może być coś lepszego na świecie? Nie sądzę. Tymczasem na stół wjeżdżały kolejne specjały - pieczony kurczak, pierogi z mięsem (powstawały w okolicach północy poprzedniego dnia, smakowały obłędnie!) focaccia w różnych wersjach. Wszystko przepyszne.




Nie miałem już miejsca aby dalej jeść, ale gdy okazało się że jest szarlotka - nie byłem w stanie się powstrzymać! Była taka, jaką uwielbiam - na kruchym delikatnym cieście, z dużą ilością prażonych jabłek i nutą cynamonu oraz odrobiną kruszonego ciasta na górze. Jabłka były lekko kwaśne, a ciasto tylko trochę słodkie! Przyrządziła ją Edyta - młoda dziewczyna z pięknym uśmiechem i świetnym poczuciem humoru. 


Tak mi przemknęło przez myśl, by ją porwać i zmusić do pieczenia szarlotki... 😁 Wziąłem dokładkę. Był także świetny sernik i wiele innych dań, których nie spróbowałem, bo mógłbym pęknąć z przejedzenia.


To był niesamowity dzień, pełen nowych wrażeń. Zleciał zbyt szybko, ale wracam do niego myślami. Do ludzi, do ich opowieści, do atmosfery i luźnego klimatu, do winnicy położonej na łagodnym wzgórzu. Fajnie byłoby tu być podczas drugiego winobrania, ale czy pozwolą mi na to obowiązki - jeszcze nie wiem. Haniu i Cezary - dziękuję Wam za wspólnie spędzony przepiękny czas!