sobota, 13 grudnia 2025

Podsumowanie tygodnia 436

Poniedziałek

Weekend przynosi problem. Dość przykry i niestety zaprzątający mi głowę, mimo że staram się o nim nie myśleć. Powinienem wykonać rozmowę telefoniczną, która wydaje mi się trudna i wymagająca. Wstępnie planuję ją na wtorek, ale w głowie pojawiają się myśli, aby uciec i nie dzwonić, zrezygnować, przemilczeć. Ale też takie, że jednak trzeba wykonać krok do przodu.

Przygotowuję więc kartkę z tym, co chciałbym powiedzieć, zbieram najważniejsze fakty i rzeczy, które należy zaakcentować. Układam scenariusze, bo nie wiem w którą stronę taka rozmowa może zmierzać. Tych już nie zapisuję, bo nie mam sił aby aż tak się tym zajmować.

Wtorek

Z zadowoleniem stwierdzam, że mój planowany rozmówca wyłączył telefon. Próbuję 4 razy w różnych godzinach (dzierżąc w dłoni ściągawkę) i nic. W głowie zaczyna kiełkować myśl "próbowałeś, ale nie możesz się dodzwonić - zatem problem nie istnieje". Ale oczywiście problem wciąż istnieje, waham się czy spróbować następnego dnia, czy może napisać maila? Z tym byłoby mi łatwiej, uniknąłbym bezpośredniej konfrontacji i miałbym czas na ładne ułożenie trudnych słów w sensowne zdania.

Myślenie o tym, oraz o drugim problemie zaprząta moją głowę tak, że nie wiem kiedy minął dzień w pracy. Popołudnie na basenie i saunach.

Środa

Kartkę z wypisanymi kwestiami zostawiam nieopatrznie w domu, ale liczę że telefon wciąż będzie wyłączony. Około godziny 11 dzwonię w zasadzie aby się przekonać że nic z tego, a tu szok - jest sygnał! Co prawda telefon jest zajęty, ale po niecałej minucie oddzwania. Gdzie są moje notatki?! No tak, zostały w domu, zatem staram się maksymalnie uspokoić głos, wyrównać zbyt szybki oddech i nie dając oznak słabości rozpoczynam rozmowę. Ku mojemu zdziwieniu odtwarzam sobie to, co napisałem i ubieram to we względnie poprawne zdania. Rozmówca zaniemówił z wrażenia. To dodaje mi sił, rozwijam więc temat i dodaję "nie pozostawię tak tej sprawy!" - aż sam się dziwiąc co ja mówię! 

Po kilkunastu minutach ustalam z rozmówcą plan dalszego działania, oraz kolejną rozmowę na poniedziałek. Możliwe, że będzie ciut łatwiej, albo i nie - wszak czas gra na jego korzyść. Nie mam żadnych nadziei, ale na pewno nowe niezbyt miłe doświadczenia.

Nocny spacer (20.30-22.30) niestety ze smogiem. Dlatego staram się unikać okolicy domów jednorodzinnych - bo to z ich kominów leci mnóstwo gryzącego dymu.


Czwartek

Praca. Główny manager podczas porannej odprawy informuje o złych wynikach ostatniej kontroli i rzuca na biurko protokoły. Świetnie, czyżby kolejny problem? Przeglądam protokoły szukając swojego nazwiska, ale wśród nich nie ma nic do mnie. Czyli u mnie wszystko wypadło ok. Uff.

W zasadzie, błędy te są tak mało znaczące, że naprawdę nie wiem po co tyle burzy się wokół tego robi. To znaczy domyślam się - aby wzniecić kolejną porcję strachu i niepewności.

Po pracy wyjazd za miasto. Ciepło, jakby była wiosna co najmniej.

Piątek

W pracy nerwowo, ale omija mnie to szerokim łukiem. Ci, którym kontrolerzy wskazali nieprawidłowości muszą się tłumaczyć, ale ja mam luz. I staram się uczyć na ich błędach, co wydaje się być proste ale tylko gdy się o tym mówi, bo podczas działania o błahą pomyłkę bardzo łatwo. Manager wymyśla kolejne formy kontroli, ale są one tak absurdalne że nie biorę ich na poważnie. Za dwa-trzy dni sam o nich zapomni i wszystko rozejdzie się po kościach. 

4 komentarze:

  1. Jak widzę trudny tydzień, ale może następny nie będzie taki. Tego życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To gratuluję udanej (pod względem przygotowania) rozmowy :)

    W pracy to chyba powoli robisz się prymusem, jedziesz bezbłędnie.

    Domyślam się, że w domkach palą starymi oponami samochodowymi, bo pewnie wymienili letnie na zimowe ;)

    Spokojnego weekendu życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O kontrolerach mam jak najgorsze zdanie, poparte doświadczeniem.
    Oby do świąt omijały Cię nieprzyjemne sytuacje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czas działa na jego korzyść, ale i Ty masz go wystarczająco by przygotować się na wszelkie scenariusze 😉 Jak się okazuje stres był niepotrzebny, jak zresztą często bywa, ale lubimy się stresować na zapas.

    OdpowiedzUsuń