poniedziałek, 16 grudnia 2019

Telefon

W drugiej pracy burza. Tym razem współpracownicy nie pokłócili się między sobą, a na cel wzięli sobie mnie. Wszystko zaczęło się dzień wcześniej od nieodebrania telefonu, który wykonał do mnie współpracownik. Prawdę mówiąc, w ogóle nie usłyszałem tego telefonu, ponieważ są takie sytuacje kiedy wyciszam telefon. Każdy w miarę rozumny człowiek wie, że gdy jest się zapracowanym to nie ma czasu na oddzwanianie - a jak ktoś ma naprawdę ważną rzecz to dzwoni ponownie lub pisze SMS. Ponadto, jego numeru nie miałem w telefonie więc na liście nieodebranych pojawił się jako zwykły ciąg cyfr.

Kilka godzin później tego samego dnia zadzwonił kolejny współpracownik (z tej samej firmy). Ponieważ wciąż byłem w pracy celowo nie odebrałem, a poza tym - zbliża się okres w którym jedyną czynnością jest dokładanie pracy oraz wciskanie jej do domu (normalnie jak u Aberka :P). Dwa razy w roku mam armagedon, ponieważ współpracownicy rywalizują między sobą, idą na ilość a nie na jakość. Zasypują mnie wtedy nowymi projektami, podczas mojej obecności w pracy nie wystarcza im czasu, żądają ode mnie abym zostawał po godzinach, brał część pracy do domu lub przychodził wcześniej. Celowo nie odebrałem tego telefonu - raz że było już późno, dwa że byłem zajęty (wciąż pracowałem), trzy - że spodziewałem się tego że dorzucą mi kolejny projekt "na już".

No i zaczęło się. Następnego dnia będąc w owej firmie dostało mi się. Dwoje współpracowników, od których nie odebrałem wpadło do pokoju jak poparzeni i od razu przystąpili do ataku: jak śmiałem nie odebrać telefonu! Jak mogłem nie oddzwonić! Jestem niewrażliwym typem, z którym współpraca jest bezsensowna! Dostałem wykład, że gdy współpracownik dzwoni to NALEŻY NIEZWŁOCZNIE odebrać telefon - w każdej sytuacji. Oraz o tym, że gdy jest taka potrzeba należy bez mrugnięcia okiem ZOSTAĆ w pracy dłużej. Bo czasem są takie sytuacje które tego wymagają (wg nich oczywiście).

Moja asertywność jakoś dała radę i po kolei odrzucałem ich kolejne żądania. A gdy się dowiedzieli że nie mam w planach zostawać ani o sekundę dłużej osłupieli i z miną złowrogiego bulteriera opisywali moje cechy. Nie zamierzam ich tu cytować, ale nie było tam nic pozytywnego.

Po kilkudziesięciu minutach jeden ze współpracowników przyszedł do mojego pokoju ponownie - tym razem aby wypełnić przewidziany grafikiem czas na współpracę przy nowych projektach. Akurat potrzebował do tego celu użyć jednego z komputerów stojącego obok mojego stanowiska. Ale akurat teraz komputer odmówił posłuszeństwa, na co rozeźlony (i na mnie i na komputer) współpracownik rzucił głośnym tonem: "włącz go natychmiast!". Słucham? - odpowiedziałem spokojnie. "Włącz ten cholerny komputer!" - odpowiedział nadal nerwowo i głośno. "To nie należy do moich obowiązków - nie zamierzam nawet dotykać tego komputera" - odpowiedziałem. Współpracownik zaczerwnieł się ze złości, i znowu nakreślił moje cechy osobowościowe, po czym wyszedł trzaskając drzwiami, aby po chwili wrócić ze swoim laptopem. No i niestety przez kolejne pół godziny pracowaliśmy razem nad tym nowym projektem...

Po moim wyjściu (punktualnym) współpracownicy udali się do szefa. No oczywiście ze skargą. Tymczasem wynagrodzenie w tym miejscu pracy to niecała 1/3 moich dochodów miesięcznych, więc dlatego jeszcze się z tym męczę i nadal pracuję. Ale z drugiej strony to nie jest aż tak dużo, więc nie zamierzam płakać ani czegoś żałować gdybym odszedł, nawet i od jutra.

Myślę, że ciąg dalszy nastąpi. I to może już jutro, lub w czwartek.

12 komentarzy:

  1. Myślę, że spokojna odpowiedź na tę napaść udzielona tonem flegmatycznego lorda: "Spierdalaj dzbanie!" wywarłaby epickie wrażenie. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzenie nawiedzające mnie regularnie i wciąż niezrealizowane - powiedzieć komuś takiemu "Spierdalaj fiucie bądź pindo". Tak naprawdę mówię tak, ale w myślach:)

      Usuń
    2. Aberku - jakoś nie przychodzą mi do głowy takie słowa. Zawsze staram się myśleć, że może taka osoba po prostu nie wie że mój czas pracy jest ograniczon ... Choć z drugiej strony tyle razy już o tym mówiłem...

      Usuń
    3. Adamie - też masz takie sytuacje?

      Usuń
    4. No to może czas najwyższy, żeby zaczęły przychodzić? :-D

      Usuń
    5. Aberku wciąż muszę z nimi współpracować, a taka odzywka mogłaby zepsuć wszystko. Poza tym wciąż należy trzymać pewien poziom. Inna sprawa że ja to cały czas obserwuję i w pewnym momencie pójdę do manegera.

      Usuń
  2. O ileż prostsze, spokojniejsze było życie bez telefonów komórkowych :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam, zwłaszcza gdy ktoś nie szanuje czasu innych.

      Usuń
  3. Rewelacyjnym rozwiązaniem jest posiadanie kilku telefonów. Gdyby jeden spadł i nie odzyskał sprawności to są następne z innymi numerami. Nadto dla gawiedzi są podane dwa nr-y, a trzeci awaryjny tylko dla wybranych osób. W stanach "W" zostaje włączony tylko jeden. Tamte włączam jak zaczynam funkcjonować. Sprawdzone od lat i działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozważałem kiedyś taką możliwość. Ale to jednak za dużo kombinowania.

      Usuń
  4. Przechlapane, w dodatku jak ludzie nie umieją komputera włączyć ;) Jak jestem w pracy to zostawiam najczęściej komórkę na biurku, chyba, że mam jakieś spotkanie, to biorę ze sobą. Jak jestem w hali wspinaczkowej to też mam go w szafce, dopóki nie siądę do kawy ;) I tak rzadko kto do dzwoni, bo najczęściej ktoś coś tam pisze. Ale czasami chcę mieć po prostu święty spokój od telefonu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślałem, że pracuję z ludźmi na poziomie. Ale myliłem się bardzo. Ja też od czasu do czasu wyłączam komputer, ale właśnie wg niektórych - absolutnie nie można! :P

      Usuń