niedziela, 28 czerwca 2020

Egzaminy wewnętrzne

36 godzin kursu praktycznego, czas na próbę i podejście do egzaminu wewnętrznego. Dodam, że podczas kursu było różnie, najczęściej źle lub bardzo źle - no ale w miarę stopniowo uświadamiałem że będzie potrzebne szkolenie z większą ilością jazd.

Rozpoczynamy na placu manewrowym, gdzie kursantka po wykonaniu sprawdzenia wylosowanych świateł i płynu eksploatacyjnego próbuje ruszyć na stanowisko początkowe do jazdy po tzw. łuku. I w tym momencie sama sobie zaciąga hamulec postojowy - bo wcześniej nie miała go włączonego. Auto mimo wszystko (ale z trudem) rusza, choć hamulec piszczy a tylna oś "przysiadła". Nie jest to oceniane, więc pozwalam wjechać na początek zadania. Łuk wykonuje pozytywnie zwalniając hamulec, podobnie jak ruszanie na wzniesieniu. Wyjeżdżamy do miasta.

Zestresowana i cała rozdygotana próbuje jakoś walczyć z tym co ją otacza, a ja tylko analizuję kiedy mam zareagować a kiedy ona sama "ogarnie" sytuację. Po kilku minutach jest już lepiej, a kolejne skrzyżowania pokonuje sprawniej - choć nie bardzo zwraca uwagę na pieszych którzy są blisko przejść dla pieszych. Po kolejnych dziesięciu minutach na jednym ze skrzyżowań skręcamy w lewo. Jest pusto z przodu, więc nie trzeba ani wiedzieć kogo przepuszczać ani pamiętać o redukcji biegu/w miarę płynnie ruszyć. Ale tuż po jednym skręcie wydaję polecenie do ponownego skrętu w lewo. Z przodu mały korek oczekujących aut, ale zrobili miejsce dla - takich jak my - skręcających w lewo. Tuż za skrzyżowaniem przejście, do którego z lewej strony zbliżają się dwie starsze panie. Kursantka ich nie zauważa i jakby nic wjeżdża, ale piesi są już na przejściu z lewej strony (wychodzą zza auta) więc wciskam hamulec z całej siły, a pojazd gwałtownie zatrzymuje się tuż przed przejściem. Panie stanęły jak wryte, oczywiście mając niezbyt przyjazne miny, ale wcale mnie to nie dziwi.

Tymczasem kursantka oburzona, że przecież one jeszcze nie weszły na przejście...(były już na 1/3 przejścia) i zapytała, czy możemy jeszcze raz. Zgodziłem się, więc znów pojechaliśmy na plac.

Drugie podejście na placu bez problemów, ale wzniesienie udało się zaliczyć za drugim podejściem ponieważ wcześniej silnik zgasł. Wyjeżdżamy na miasto, a ja kieruję inną trasą oczywiście. Nerwy jeszcze większe, a panowanie nad autem mniejsze. Od razu kierujemy się w miejsce, które sprawdza zdolności osoby do zwracania uwagi na znaki, ponieważ na prostym odcinku drogi tuż za skrzyżowaniem stoi znak B2 - zakaz wjazdu, więc jedynym wyjściem jest skręt w prawo przed znakiem. Ale kursantce znak w ogóle nie przeszkadza i pędzi 45 km/h na wprost, dokładnie pod zakaz wjazdu. Znów gwałtownie hamuję, a pojazd nurkując zatrzymuje się przed samym znakiem. I tym razem negatywny.


Zaproponowałem, aby w poniedziałek (jutro) poćwiczyła, a nie próbowała zdać wewnętrzny, bo to nie na tym polega. Ona niezbyt dobrze zareagowała na moją sugestię i raczej zechce podejść do egzaminu wewnętrznego, ale jeszcze nie wie że jutro nie będzie miała jazdy ze mną tylko poproszę któregoś ze współpracowników, aby to on przeprowadził jej ten egzamin - który wszyscy wiemy jak się zakończy.

A tymczasem do punktu głosowania sporo ludzi, więc ja wybiorę się nieco później.

6 komentarzy:

  1. Kursantka prowadzi jak "prawdziwy Polak za kółkiem" a Ty się czepiasz. ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dlatego w poniedziałek już to nie będę ją :)

      Usuń
  2. Idąc na wybory maseczki nie zapomnij i własnego długopisu. A na karcie sprawdź, czy obie pieczątki są.

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie, czepiasz się, a jakbyś Ty był na wewnętrznym i by nie zdała, to by było, że się na nią uwziąłeś ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, zawsze coś będzie źle, no ale co zrobić - praca z ludźmi ma także (a może przede wszystkim) minusy.

      Usuń