czwartek, 8 maja 2014

Crash test

Kilkanaście dni temu podczas nauki jazdy miałem dość poważną stłuczkę. Była druga godzina jazdy nowej kursantki - Marty. Spod ośrodka pojechaliśmy (bardzo powoli i trochę nieporadnie) w spokojniejsze miejsce, by móc nauczyć się ruszania. Piękna pogoda, świetna widoczność. I gdy tak sobie staliśmy, a Marta próbowała ruszyć, nadjechał z tyłu pojazd Skoda Felicja (jakiś starszy model) kierowany przez dość zaawansowanego wiekowo pana.

Tuż po zderzeniu
Pan zdaje się próbował nas ominąć, ale - mówiąc delikatnie - nie udało mu się to. I w ogóle nie hamując zatrzymał się moim Suzuki. Pod wpływem silnego zderzenia nasze głowy uderzają w zagłówki, a kursantka dodatkowo głową uderzyła w kierownicę. Luźne rzeczy wewnątrz porozrzucały się wszędzie, a pojazd nasz przemieścił się kilka metrów do przodu. Po ułamku sekundy było już po wszystkim.


Nikomu nic się nie stało, ucierpiały jedynie pojazdy. Rozbity zderzak, uszkodzona belka wewnątrz, naruszona podłoga, rozbite nadkole. Pan kierujący Skodą bez wahania przyjął na siebie winę za zdarzenie i początkowo deklarował naprawienie szkody z własnej kieszeni. Ale to chyba tylko ze stresu i presji chwili. Po sprawdzeniu jego dokumentów miałem wątpliwość, czy nie lepiej będzie wezwać policję - ponieważ w dowodzie rejestracyjnym nie było wpisu diagnosty o pozytywnym przejściu badania technicznego. Ale pan miał zaświadczenie o jego dokonaniu - czyli brakowało samego wpisu w dowodzie.

Postanowiliśmy zgłosić sprawę do ubezpieczyciela kończąc tą niemiłą historię spisaniem oświadczenia jeszcze w dniu zdarzenia. Dziś sprawa jest już zamknięta, ja uzyskałem odszkodowanie a pan z Felicii mam nadzieję jeździ ostrożniej...

4 komentarze:

  1. Auto już naprawione? Szkoda kursantki, to musiało być dla niej okropnie stresujące...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz zauważyłem jaki ten samochód brzydki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    OdpowiedzUsuń