Po świętach wracam do domu, droga prawie całkiem prosta (na dystansie trzydziestu kilometrów mam tylko jeden zakręt!). Jest duży ruch, na liczniku 85-95 km/h, co chwilę ktoś mnie wyprzedza. Jestem najwolniej jadącym kierowcą, większość pojazdów podobnej klasy jak mój, tylko wiekowo dużo starsze. Wszyscy się spieszą, lub po porostu tak jeżdżą - na liczniku muszą mieć ponad stówę - poruszają się w granicach 110-120 km/h.
|
co chwilę ktoś mnie wyprzedzał... |
Jeżeli jednak cokolwiek zaskakującego się wydarzy, będą mieli kłopoty. A niestety większość mojej trasy do domu przebiega przez obszary z często występującą dziką zwierzyną (w tym spore łosie - które mogą wyrządzić więcej szkody niż tylko uszkodzenia pojazdu). Chyba jeżdżę jak stary dziadek. Ale za oknem piękny zachód słońca, spektakl się rozpoczął - chmury i słońce w zwolnionym tempie tańczą na niebie - niestety zdjęcia z rejestratora są słabe i w ogóle nie oddają rzeczywistego widoku.
|
cudny zachód słońca... |
Tymczasem z głośników wydobywa się niesamowicie motoryczny utwór
Acoustic Alchemy -
Passion play (z albumu
Aart). To oczywiście instrumentalny smooth jazz, w wykonaniu angielskiej grupy z gitarą w roli głównej, o której już tu pisałem. Nie skalany wokalem, instrumentalny
Passion play jest lekki, czysty jak łza i samowystarczalny.
Od samego początku charakterystyczny rytm składający się z ósemki, dwóch szesnastek i czterech ósemek wywiera duże piętno na całym utworze - do samego końca. Rytm przypominający jakby pośpiech, nieustanne podbieganie do przodu i zwiewność, nadaje specyficznego charakteru. Jak to w jazzie - większość dźwięków jest niepoukładanych, wydaje się jakby poszczególne nuty były po prostu porozrzucane na wietrze, bezwiednie kołysały się w każdą stronę miotane raz jednym a raz drugim podmuchem, i chyba tylko przypadek spowodował ich sensowne ułożenie.
|
tuż przed świętami, deszcz i śnieg na całego... |
Wszystkie trybiki układają się jednak znakomicie, nuty wpadają we właściwe sobie miejsca wypełniając każdą lukę, tworząc
leitmotiv, wokół którego rozgrywa się apogeum harmonii i rytmu. Całość jak perpetum mobile do szczęścia nie potrzebuje już niczego - albo słuchacz to przyjmuje, albo nie - wszelkie improwizacje nie pozostawiają żadnych złudzeń - nie ma tu miejsca na nic więcej.
W zasadzie, harmonia kontrastuje tu z rytmiką na całego. Współbrzmienia mają mnóstwo swobody, wychodzą daleko poza system dur/moll, korzystają z wielu ciekawych efektów (modulacje, ozdobniki - szczególnie z glissando). Tymczasem rytmika jest precyzyjna i bardzo stabilna. Nie ma tu mowy o jakichkolwiek wybrykach, wszystko jest poukładane niczym świetnie wyprasowana biała koszula. Zero zagnieceń.
|
przepiękna okładka!!! |
Na drogach niestety nie wszystko układa się tak dobrze. Zwykle w piękne, słoneczne dni, wypadków jest więcej niż wtedy gdy np. pada deszcz i jest brzydko. Cóż, ładna pogoda sprzyja spacerom, ale także kierowcom którym się wydaje (?), że jeśli świeci słońce, to można przydusić trochę mocniej gaz. Zapewne niebawem pojawią się statystyki, ilu to kierowców jechało na podwójnym gazie, ile wydarzyło się wypadków i ile osób zginęło. Myślę, że tylko nieuchronność kary oraz większa obecność policji na drogach może w takich sytuacjach pomóc. No i oczywiście ludzie, którzy nie zawahają się wstukać w telefonie 112 i zieloną słuchawkę jeśli zauważą pijanego za kółkiem...