Mimo iż już rok 2009, ja wrócę jeszcze na momencik w ostatni dzień poprzedniego roku, kiedy to poszedłem na egzamin z jedną z moich kursantek.
Tak w ogóle, bardzo mi się nie chciało tego dnia pracować i praktycznie na ten dzień zaplanowałem sobie tylko i wyłącznie szybki egzamin, potem ostatnie zakupy i oczekiwanie w miłym gronie na godzinę "0" ... Czekając na egzamin, jak zawsze widzieliśmy sporo zdenerwowanych, niepewnych ludzi, a ich strach i obawy były bardzo zaraźliwe. Na szczęście nie dla mojej klientki, do której jakby nie wiele docierało złego - i bardzo dobrze. Po co się stresować na zapas ? Mam wrażenie, że byłem tarczą która chroniła przed tym właśnie. Wspólnie stawiliśmy się przy sprawdzaniu obecności, na naszym przykładzie koordynator omówił co potrzeba by instruktor brał udział w egzaminie. Uśmiech od czasu do czasu, mrugnięcie okiem - czas na oczekiwanie na egzamin zleciał zaskakująco szybko pomimo tego, że Magda ma nazwisko zaczynające się na jedną z ostatnich liter alfabetu.
Gdy przyszedł nasz czas, koordynator zabrał kilka innych osób. Idąc korytarzem na plac manewrowy zastanawiam, się do kogo trafimy ... Poprzednim razem nie udało się zdać, gdyż w ostatnim momencie Magda postanowiła wyprzedzić rowerzystę (pisałem chyba o tym ?). Szkoda tylko, ze było to na torach kolejowych, zaczepiliśmy wtedy też o podwójną ciągłą i przejście dla pieszych. No, ale czekamy przy autach i - wszystko wiadomo: auto nr 1 - czyli egzaminator pan Xxx. O cholera ! Jeden z najbardziej wymagających egzaminatorów. Pomyślałem, że znów egzamin będzie do tyłu ...
Pierwsze zadanie bez problemu, drugie - czyli łuk także. Idąc na wzniesienie, egzaminator pyta: - Lepiej się czuje w obecności instruktora ? - Tak, ponadto - to już dziewiąte podejście - mówię ... I faktycznie - było to już dziewiąte podejście Magdy. Po wzniesieniu start czas i rozpoczynamy.
Oczywiście nie zapominam zapiąć pasów i sprawdzam czy światła włączone są prawidłowo. Wszystko ok, a pierwsze metry są pokonywane pewnie i prawidłowo. W ostatnich jazdach przypominam kursantce, by w razie możliwości używała czwartego biegu. Wiem, że egzaminatorzy lubią ten zabieg i Magda się do tego stosuje. Pierwsze zawracanie na "światłach" - jest zielone, a ona hamuje ! Na szczęście, to było tylko chwilowe zwolnienie, a zielone świeci nadal. Mimo dość dużego ruchu okazje się, ze nikogo akurat nie ma i bezproblemowo wykonujemy polecenie egzaminatora. Kolejne kilometry - bez zmian. Coraz bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że za dziewiątym razem może się udać ... ;-)
Czas płynie bardzo powoli i po około 20 minutach zastanawiam się kiedy będziemy kończyć ? Ale to przecież dopiero połowa. Wjeżdżamy na obrzeża miasta i powoli zbliżamy się do skrzyżowania, w którym dosłownie dzień wcześniej zmieniono organizację ruchu. Serce zaczyna mi bić coraz szybciej, bo egzaminator właśnie wybrał drogę na to "nowe" skrzyżowanie ! Dojeżdżamy, a tam pełno aut - wg nowych przepisów trzeba ustąpić tym z prawej strony. Są oczywiście ogromne znaki, ale kto patrzy na znaki ? Magda popatrzyła, ustąpiła i pojechała dalej. Ufff.
35 minuta, jedziemy już do WORD-u, czuję, że jest coraz więcej stresu. Przy próbie zmiany z trójki na czwórkę słyszę głośny zgrzyt. Za moment ponownie. Co jest ? Nie wcisnęła sprzęgła ? Egzaminator "zasyczał", Magda przeprosiła. (jak się później okazało - była to próba włączenia biegu wstecznego - w Toyocie Yaris zdarza się to stosunkowo często) Jedziemy dalej. Parkowanie i zawracanie na tej samej ulicy. Około 2 km do "fabryki kierowców" (jak mawiają egzaminatorzy), stres jej nie opuszcza. Dojeżdżamy na miejsce i wynik - pozytywny :) Po omówieniu i gratulacjach widzimy kolejne osoby, które czekają na swoją kolej. Wrócić za kierownicą u pana Xxx jest dużym osiągnięciem. Po wyjściu z auta, Magda wpada mi w ramiona, w tle słychać brawa - chyba nikt już nie wątpi że ten egzamin jest "zaliczony" :)
Udany ostatni dzień roku 2008, zwłaszcza dla zdającej ;-)
Do dziewięciu razy sztuka. Optymistyczne :-O
OdpowiedzUsuńHahaha ... ;-)
OdpowiedzUsuńAle ty umiesz trzymać w napięciu...
OdpowiedzUsuń