czwartek, 18 lutego 2010

Złamanie ? Oby nie !

Ostatnio obserwowałem dość zabawną sytuację. Otóż, do zaparkowanego w śniegu Opla Corsy wsiada starszy mężczyzna. Oczywiście, nie bawi się w odśnieżanie, tylko męczy wycieraczki (po bokach nic nie widzi, całe auto pokrywa gruba warstwa śniegu). Po krótkiej chwili rozgrzewania (?) silnika skręca maksymalnie koła, wrzuca wsteczny i dodaje tyle gazu, że słychać tylko wysoki jęk jednostki napędowej ! Oczywiście, auto ani myśli ruszyć ! I w sumie dobrze - toż to chyba najgorsza rzecz jaką można zrobić wyjeżdżając w ten sposób. Myślami jestem po stronie bezdusznej - wydawałoby się - maszyny i obserwuję nadal.

Facet kręci kołami w miejscu, silnik co chwilę wyje, co zaczyna przypominać dźwięk
"zarzynania" żywej istoty. Po około minutowej torturze Corsy kierowca wychodzi z auta, nogą odgarnia śnieg spod kół, po czym łokciem przeciera boczną szybę ze śniegu i wsiada ponownie. Tym razem technika ruszania jest identyczna, z tym że auto już nieco drgnęło, a po chwili powoli zaczęło się "wynurzać" z miejsca parkingowego na drogę (silnik non stop wyje). Corsa dojeżdża tylnym prawym kołem do zaspy która kompletnie przykryła krawężnik, ale kierowca nadal walczy ! Co on robi ? - myślę - przecież no co jak co, ale w taką zaspę to w życiu nie wjedzie ! Tymczasem na zablokowanej drodze przez tego świetnego kierowcę stoją już trzy auta które czekają aż ... No właśnie - aż panu przybędzie nieco więcej rozumu i nie będzie za wszelką cenę chciał cofać w zaspę, tylko ruszy do przodu wyjeżdżając ostatecznie z miejsca parkingowego. Po kilku dłuższych chwilach nastąpił owy przypływ geniuszu ! Pan włączył w końcu jedynkę i chciał ruszyć, ale znów skręcił koła maksymalnie, co w głębokim śniegu nie jest rozsądnym rozwiązaniem. Co najfajniejsze - znów wcisnął gaz do końca (jak się domyślam z dźwięków silnika) i stał tak chyba z pół minuty !

Ostatecznie udało mu się wyjechać, przy pomocy siły mięśni kierowców którzy czekali na wolną drogę z obu stron (uliczka osiedlowa znacznie się zwężała po tych wszystkich opadach śniegu). Naturalnie, nawet po wyjechaniu kierowca nie odpuszczał gazu ani na moment. Jakimś cudem jechało prosto, bo gdyby choć trochę zjechało zapewne uderzyłoby w auta zaparkowane przy prawej i lewej stronie drogi.

Biedny samochód ...

A teraz coś w nawiązaniu do tematu. Rano wyjechałem z kursantką (około 25 godziny) spod ośrodka i właśnie lewą ręką przyciszałem radio, kiedy ona naglę wcisnęła hamulec !  Na prostym odcinku drogi, przy prędkości około 18 km/h chciała zmienić z jedynki na dwójkę, pomyliła hamulec ze sprzęgłem, a ciężar mojego ciała oparł się na lewej dłoni, a następnie na palcu który - delikatnie mówiąc - wygiął się nienaturalnie :/ Zawyłem z bólu i drugą ręką oparłem dalszej sile bezwładności nagle hamowanej masy ciała nieco ratując sytuację. Stanęliśmy, auto zgasło. Dobrze, że nikt za nami nie jechał, bo to byłoby dopiero nieszczęście.

Przyznaję, w duchu przekląłem używając niecenzuralnych słów w - zdaje się - całym zdaniu n/t jej jazdy. Jak można popełniać taki błąd przy tej ilości godzin ? Na koniec jej jazdy, powstrzymałem się od komentarza. Wszystkie pozostałe godziny tego dnia spędziłem na chuchaniu i dmuchaniu poturbowanego palca, który nie wygląda ciekawie. Dobrze, ze boli już trochę mniej. Mam nadzieję że nie złamało się w nim nic ... Pierwszy raz miałem taką sytuację, i byłbym w stanie jej zapobiec (tzn moim obrażeniom ciała) gdybym akurat w tym momencie nie ściszał radia, a ręce trzymał jak zawsze przy sobie. No cóż - ryzyko jest zawsze ... Istnieje jeszcze możliwość zapinania pasa bezpieczeństwa, ale z reguły robię to poza miastem. Czas chyba na przemyślenie takiej opcji, przynajmniej przy tych mniej pewnych kursantach.

PS. gdybym tak zrobił swojemu instruktorowi kilkanaście lat temu na kursie, chyba by mnie zabił ...

9 komentarzy:

  1. dobrze ze tylko palec Tomku :) gorzej było by z ząbkami jak byś je roztrzaskał o tapicerke lub szybe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już kiedyś uderzyłem czołem w osłonę przeciwsłoneczną, ale to z palcem boli bardziej. A Tobie życzę szybkiego wyjścia z tego łóżka szpitalnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. :(
    Straszne!
    Co za czasy, co za kursanci, co za obyczaje...

    OdpowiedzUsuń
  4. nauczka na przyszłość. Nie trzeba było słuchać radia w pracy, tylko cała uwagę poświecić kursantce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka nauczka ? Nie widzę związku słuchania radia ze sprawą.

    OdpowiedzUsuń
  6. hehe...
    Przekonuję się coraz bardziej, że zawód instruktora nj to bardzo niebezpieczna profesja...;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Są różne chwile, ale przeważają te fajne i spokojne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To prawda, mój kurs też wspominam raczej fajnie i spokojnie;)

    OdpowiedzUsuń