wtorek, 9 lutego 2010

Krótka powtórka

Dzisiejszy dzień rozpoczynały dwa egzaminy wewnętrzne.

               Pierwszy już o 8 rano (jeszcze lekko spałem :P), kiedy do auta podeszła młoda, szczupła dziewczyna. Raczej nie było ciepło, a to co od razu rzuciło mi się w oczy to jej skąpe ubranie - no - ale nie o tym miałem pisać - więc zaczynamy. Wylosowała sprawdzenie płynu chłodzącego i światła drogowe, następnie przygotowywała się do jazdy. Krótko po ruszeniu (poprosiłem o wjazd na tzw "łuk" jak już się przygotuje) wrzasnąłem szorstkie "STOP" i po chwili - "powtórzenie zadania". Zauważyłem jej większe zdenerwowanie niż przed chwilą - i po chwili zaczęła gorączkowo czegoś szukać. Rozglądała się, jej wzrok intensywnie pracował, ale chyba mózg już nie. Czerwona kontrolka na środku deski rozdzielczej jasno i konkretnie wskazująca na NIEZAMKNIĘTE DRZWI  świeciła wprost na nią. Ale - kursantka znów uruchomiła auto dając znak, że jest gotowa do jazdy. "JEŚLI WSZYSTKO W PORZĄDKU PROSZĘ JECHAĆ" - mój tembr głosu nadal musiał być nieco wrzaskliwy z uwagi na fakt, że szyba była zamknięta - inaczej nic by nie usłyszała. Więc ruszyła, po czym ja znów "STOP". I to był koniec - nie zamknęła drzwi (tylne prawe były niedomknięte, co widać było także z zewnątrz pojazdu - no ale trzeba by go obejść by to zauważyć). Wynik - negatywny. Czas egzaminu 8 minut.

               Drugi egzamin już o 10 (czułem się już znacznie lepiej :P), tym razem do pojazdu także podeszła kobieta - jeszcze wyższa niż ta poprzednia, ale ubrana już adekwatnie do pory roku. Po wylosowaniu elementów do omówienia wsiadła do auta i ... siedziała ! Lekko zaskoczony mówię  - wylosowała pani coś, co trzeba sprawdzić, czas jest odmierzany. Czekając na nią podszedłem na przód auta, na placu akurat poranny ruch, koledzy dokonują czynności sprawdzające podstawowe elementy ze swoimi kursantami, ogólnie zrobiło się bardzo cicho (to rzadkość, na tym placu prawie zawsze nieprzyjemnie wieje wiatr) tymczasem kursantka podeszła do mnie i ... stanęła obok ! No cóż - pomyślałem - za chwilę skończy się jej czas (5 minut). Zerknąłem na zegarek - pozostało około 2 minut, kiedy ona spytała - jak sprawdzić światła hamowania ? - Rany, przecież jej nie podpowiem ! Wsiadła do auta, wcisnęła coś (domyślam się że hamulec) i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem - który nie wiem co mówił ... i spytała - świecą ? A gdzie powinny świecić ? - odparłem. Z tyłu - stwierdziła. Podszedłem - oczywiście działały, co jej oznajmiłem. To jedno ma z głowy, jeszcze sprawdzenie płynu hamulcowego. Podniosła pokrywę silnika ( nie dokładnie zabezpieczyła ją podpórką, nawet lekki podmuch wiatru spowodowałby jej samoczynne zamknięcie - zauważywszy to podszedłem bliżej by jakby co łapać  pokrywę - licho nie śpi i jeszcze coś sobie przytrzaśnie. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło - gdyż wiatru po prostu nie było) i wskazała zbiornik z płynem hamulcowym. I tylko tyle. W ostatnich sekundach spytałem - czy chce pani coś dodać ? Nie - półgłosem odpowiedziała. No to powtarzamy zadanie  - odpowiedziałem. Samo wskazanie zbiornika nie wystarczy, należałby jeszcze określić w jaki sposób możemy zmierzyć jego stan (później kursantka twierdziła że trzeba odkręcić korek) i przede wszystkim - jaki stan jest obecnie (prawidłowy czy nie). Przy powtórce zadania staliśmy przy silniku, gdyż chyba nie wiedziała na czym polegał jej błąd. Po 5 minutach wynik negatywny.

Oczywiście, po obu egzaminach (mimo że negatywne) jeździłem dalej. I nawet gdyby pokonały te pierwsze (wg mnie banalnie proste) zadania, obie nie zaliczyłyby pozytywnie jazdy. Wymuszanie pierwszeństwa, jazda po krawężnikach, kilkukrotne nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu będącemu na przejściu, brak kierunkowskazów, a czasami wręcz ekstremalnie gwałtowne hamowanie (musiałem bardzo uważać by mieć cały bagażnik).

Resztę dnia spędziłem na wykładzie z zasad prowadzenia pojazdu w warunkach radykalnie obniżonej przyczepności kół do podłoża, po czym akurat miałem okazję to sprawdzić w praktyce. Kursant, Yaris na nowiutkich oponach zimowych i droga licząca 50 km. Cała zaśnieżona, z bardzo wyślizganymi koleinami. Droga była tak wąska, że co chwilę trzeba było zjeżdżać na pobocze, gdyż inaczej nie było możliwości bezpiecznego wymijania. Owy dystans pokonaliśmy w ... godzinę i trzydzieści minut !

Kompletnie wyczerpany tym dniem, wróciłem po zajęciach do domu. Uwielbiam (tę ? - popraw mnie Walpurg) pracę !

8 komentarzy:

  1. Jak można oblać na obsłudze i to jeszcze tak banalnej nie wyobrażam sobie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, cześć Łukasz !

    Jak widać, oblać można na wszystkim. PS. kiedy przyjeżdżasz, jutro ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie uwielbiasz TĘ pracę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak myślałem że będzie "tę" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. To dlaczego napisałeś "tą"? ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że uwielbiasz tę pracę i że cieszysz się tą pracą (szkoda, że nie wiem, jak pogrubić ostatnie litery).

    OdpowiedzUsuń