Szykuje się kolejny pracowity weekend. Jutro wyjeżdżam do innego miasta, dużo większego - ale nie sam. Dwie kursantki, które wyraziły chęć odbycia szkolenia praktycznego w zupełnie nowym miejscu zabieram ze sobą. Już ustaliliśmy, że kiedy jedna z nich będzie uczyć się jazdy w gęstym ruchu drogowego buszu, drugą mamy podwieźć pod ... galerię handlową.
Ale zanim tam dojedziemy, będzie okazja przejechać się poza obszarem zabudowanym, rozwinąć trochę większą prędkość a nawet wjechać na drogę ekspresową. Fajnie, zawsze to coś odmiennego - także dla mnie.
Czyli przyjemne z pożytecznym. Po jazdach w mieście mam kilka godzin wykładów (na szczęście mam już wszystkie tematy na pendrive, więc odpada dźwiganie własnego laptopa), a wieczorem zasłużony odpoczynek. Kursantki wracają same - tzn swoim środkiem lokomocji.
Aspekt równie pozytywny - strasznie "kwadratowy" kursant zdał egzamin praktyczny. Jeździł bardzo "na opak", bardzo nie-płynnie, mylił dość często biegi - choć nie stwarzał zagrożenia. No może tylko dla żołądka i wcześniej zjedzonego obiadu...
Że im się chce wracać samym :D
OdpowiedzUsuńTeż bym sobie pojeździła jeszcze z L na dachu :D
Ci co słabiej jeżdżą a są odporniejsi na stres szybko zdają :D
Może i Księżniczka zda za 1 :D
Wszystko możliwe :)
UsuńPrzyślij kartkę z pozdrowieniami :)
OdpowiedzUsuńNie licz na to :P
UsuńA gdzie masz te wykłady?
UsuńCzytam sobie od jakiegoś czasu twojego bloga i cieszę się że mój instruktor nigdzie moich wyczynów nie opisuje :D
OdpowiedzUsuńAgin to mamy szczęście :D Moi też na szczęście nie opisują a mają sie ze mną :D
OdpowiedzUsuń3 kurs u nich robie i było by o czym mówić :D
Ja mam wielkie szczęście bo okropnie jeżdżę, ale się nauczę! koniec i kropka :D
OdpowiedzUsuńPytanie tylko ile sobie jeszcze z instruktorem pojeżdżę ;) w tym tyg będę miała 30 godzin, a na egzamin nawet wewnętrzny się nie wybieram. Po co? Nie mam zamiaru skompromitować się na własne życzenie ;)