W stronę mazurskich jezior wyjechaliśmy w czwartek wieczorem, z prawie pół godzinnym opóźnieniem, ale nie ma się co denerwować - w końcu jedziemy na wakacje, a nie na czas. Ponieważ sama podróż to ponad 420 km, już wcześniej zarezerwowaliśmy miejsce noclegowe w mniej więcej 3/4 drogi.
|
Ścigamy słońce :) |
Auto sprawowało się znakomicie - jak na mały miejski pojazd oczywiście. Następnego dnia z rana wyruszyliśmy dalej - cel Kętrzyn. Na spotkanie z
Hebiusem przygotowywaliśmy się już wcześniej (szykując prezenty i upominki), ale po drodze i tak musieliśmy się dwa razy zatrzymywać - raz aby kupić ptasie mleczko (to z domu z lekka się zgniotło), a potem tuż przed Kętrzynem stanęliśmy przy pięknej łące, gdzie zrywaliśmy polne kwiaty na bukiet dla pani babci naszego znajomego.
|
Kętrzyn, widok z wieży |
Za każdym razem starałem się wyprostować mój biedny kręgosłup. Po łącznie sześciu godzinach jazdy dotarliśmy do Kętrzyna.
Hebius bardzo sprawnie przywdział rolę osobistego przewodnika, był niezwykle miły i taktowny. Zaprowadził nas w ciekawe miejsca, z przepięknymi widokami i interesującą historią (swoją drogą, ja bym tyle o swoim mieście chyba nie potrafił opowiadać).
|
Kętrzyn, m.in. siedziba starostwa powiatowego |
Poczęstował nas aromatyczną herbatą i wyśmienitymi ciastami, a później jeszcze maślanymi naleśnikami z konfiturą truskawkową chyba. Były przepyszne, aż głupio mi było prosić o dokładkę, ale powinienem zrzucić kilka kilogramów, więc starałem się jeść powoli, przeżuwać dokładnie delektując się każdą cząstką domowego naleśnika smażonego na maśle.
Niestety czas upływał bardzo szybko, a my byliśmy umówieni na odbiór jachtu (jak się później okazało nie do końca przygotowanego na naszą godzinę odbioru). Z pięknym fikusem (i miodem), którego dostaję od
Hebiusa jedziemy do Rucianego-Nidy.
|
Fikus w pierwszym rzędzie |
Na szczęście to nie ja musiałem się zajmować tymi wszystkimi fokami i grotami, szotami i mieczami. Jedyną rzecz, którą wziąłem na siebie - to uruchomienie i obsługa silnika, na którym w pewnych momentach mogliśmy płynąć.
|
Most w Mikołajkach |
Nasza
Sportina okazała się całkiem spora wewnątrz - jak na moje wyobrażenia oczywiście - myślałem że będzie klaustrofobiczna, a żeby do niej wejść to trzeba będzie się wczołgać - a tu takie pozytywne zaskoczenie.
|
Śniadanie na jachcie |
No, ale łazienki nie ma. I prądu. I wody z odpowiednim współczynnikiem pH także. Dobrze, że choć pasta z fluorem się znalazła. Korzystając z okazji biegnę pod prysznic w porcie - po nim czuję się jak nowo narodzony.
Konkluzja - prysznic wart jest każdych pieniędzy.
Po wypłynięciu szukamy wiatru, nie sądziłem że aż tak ważny jest ten element pogody. Ale wiatr jest i to całkiem odpowiedni. Każdy większy przechył wiąże się z moimi obawami - przewracamy się, już szukać koła ratunkowego?!
To dla mnie pierwsze takie pływanie, a w dodatku te blisko przepływające żaglówki - massssakra! Nijak nie potrafię ocenić odległości, prędkości i tego czy się nie zderzymy. Jazda samochodem jest dziesięć razy łatwiejsza.
|
Sportina "na parkingu" |
Godzinę później zbliżamy się do nieco mniejszej żaglówki. Teoretycznie mamy pierwszeństwo, ale ciągle się do siebie zbliżamy - gdybym miał hamulec już dawno bym go użył. A tu nawet sygnału dźwiękowego nie ma! No i na 2-3 metry przed zderzeniem wykonujemy - dla mnie zupełnie oszalały - szybki zwrot w prawo, bo inaczej doszłoby do zderzenia. Oczywiście w stresie nie robię nic - jedna osoba luzuje i wyciąga odpowiednio szoty i wykonuje gwałtowny ruch sterem do tego coś tam jeszcze robiąc z grotem.
Upewniam się, czy to na pewno my mieliśmy pierwszeństwo? Tak, mieliśmy. Na szczęście ten incydent nie popsuł mi dobrego humoru.
c.d.n.
Pierwsza! Bardzo podoba mnie się twoja relacja w wyjazdu - pływania, teraz role instruktora odwróciły się, ale widoki przyrody i czas tam spędzony pewnie rekompensują wszystkie nerwowe chwile. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO tak, zdecydowanie :) Miłego wieczoru.
UsuńByliście tak krótko, że z historii miasta to praktycznie nic wam nie zdążyłem opowiedzieć. A Kętrzyna obejrzeliście tyle, co z wieży :)
OdpowiedzUsuńA dżem był z czarnej porzeczki :)
UsuńPyyyyyyszny :)
Usuń"Scigamy slonce" - jak to fajnie brzmi :)
OdpowiedzUsuńI tak było :)
Usuńhmm pytanie zasadnicze co się działo z fikusem po przesiadce na mikro łódkę ?
OdpowiedzUsuńNo i nie wiedziałam, że nawet na jeziorach są piraci wodni ... masakra ja bym padła na zawał że mnie ktoś staranuje. A Hebius marudzi ale wiadomo, że ugościć potrafi i oprowadzić po mieście też chociaż okazji nie miałam tego sprawdzić. Ten typ już tak ma :D
Fikus zajął najlepsze miejsce w pierwszym rzędzie i grzecznie na mnie czekał. A że zaparkowałem w cieniu, oraz to że mam przyciemnione szyby nie było mu ani zbyt zimno ani gorąco. Jedynie w drodze powrotnej narażony był czasem na gwałtowniejsze hamowanie. Ale od teraz rozmawiam z nim codziennie, więc powinien żyć :)
UsuńŚwietnie to opisałeś, bardzo obrazowo i zabawnie, ale wygląda na to, że chyba nie bardzo chwyciłeś bakcyla żeglowania, ale może to przyjdzie z czasem :)))
OdpowiedzUsuńDzięki, na pewno chciałbym jeszcze kiedyś popływać :)
UsuńTa "jedna osoba" po prostu... odpadła:)
OdpowiedzUsuńEhhhh.
UsuńFajnie się to po roku czyta:)
UsuńSuper :)
Usuń