Każda z tych grup ma swoje "grzechy główne". W kolejnych wpisach spróbuję opisać te najczęstsze przewinienia i błędy, kierując się tym wszystkim co widać i słychać. Nie zawsze są one regułą oczywiście, czasem powstaną przez zbieg niekorzystnych okoliczności, ale jednak są.
Zacznę od siebie, czyli od instruktorów. Jeśli ktoś z zaszczytnej grupy czytających ma swoje sugestie co do występków tychże, proszę o komentarze już teraz.
- spóźniają się na jazdę, czasem urywają końcówki lekcji. Niby nie wiele, ale te 5-7 minut razy 30 godzin daje sporo. A kursant płaci za cały kurs przecież.
- jedzą w czasie pracy. Nie, nie, nie ! Jedzący instruktor w czasie jazdy (zwłaszcza w ruchu miejskim), to nieciekawy widok :/ Ja rozumiem, że jak się pracuje po 10 godzin dziennie to i zjeść trzeba, ale wszystko ma jakieś granice ...
- palą (!) w czasie pracy. Tego już zupełnie nie rozumiem, choć nie zdarza się to często, to są instruktorzy którzy palą papierosy w czasie szkolenia. Niby szyba otwarta, ale co z tego jak i tak dym jest w całym aucie ?
- czasem też odzywa się chęć odwetu - np w przypadku zajechania drogi przez innego kierującego, instruktorzy lubią "pokazać" że to im się nie podoba, zatrąbić, skomentować - a niektórzy idą jeszcze dalej. Używanie sygnału dźwiękowego już nic nie pomoże, no prócz lepszego samopoczucia instruktora oczywiście.
- jeżdżąc bez kursanta nie zdejmują/zasłaniają oznaczenia L na dachu pojazdu. Nie wiem, to chyba wynika z lenistwa - bo mam nadzieję że nie z braku znajomości przepisów ?
- prowadząc auto już po pracy, ignorują przepisy i zasady, które wpajają swoim podopiecznym. I gdzie tu dobry przykład ?
Czytałem niedawno, że niektórzy instruktorzy jazdy nie bardzo lubią pieszych. Czasem nawet atakują gazem takich przechodzących po pasach :P
OdpowiedzUsuńNie czytaj szmatławców :P
OdpowiedzUsuńNo dobra. Ale jedzenie w czasie pracy nie wydaje mi się czymś wielce nagannym.
OdpowiedzUsuńOstatnio konkurencyjna L stała na przystanku autobusowym (!) i instruktor tłumaczył co i jak - chyba to była pierwsza godzina jazdy. Szok, miejsce wybrał idealne ...
OdpowiedzUsuńMoże i nie naganne, ale jak to wygląda ? Instruktor zajada grubą kanapkę, to co wtedy - i jak mówi ? A jak może zareagować ?
OdpowiedzUsuńMogę jeszcze dodać, trzymanie nóg (w sensie stóp) w okolicy schowka bądź przy desce rozdzielczej. Zawsze się zastanawiałam, jak w razie czego zahamuje? Na szczęście nie było takiej potrzeby ale dla kursanta to jest naprawdę dodatkowy stres, zwłaszcza na początku kursu.
OdpowiedzUsuńZ obserwacji mogę jeszcze dodać (dość częsty niestety) widok instruktora rozwalonego na siedzeniu pasażera niczym na leżaku plażowym, tak, że często ledwie go widać.. i gdzie tu możliwość obserwacji tego, co się dzieje na drodze bądź szybkiej reakcji?
OdpowiedzUsuńJa chyba miałam niebywałe szczęście, bo właściwie żadnego z wymienionych punktów nie można by przypisać instruktorowi, z którym jeździłam. Jak się spóźniał, to doliczaliśmy te "błahe" 5 minut do następnej jazdy. Palić nie palił, a jakaś kawa czy inna drożdżówka, to się może ze 2 razy zdarzyła, chociaż nigdy nie miałam nic przeciwko. I w ogóle jakoś tak profesjonalnie było ;)
zgadzam się z w/w moi instruktorzy tak właśnie robili. Jedynie nie palili w aucie ale wysiadali jak robiłam łuk i wtedy palili a po pracy na pewno naginali przepisy bo mnie uczyli zatrzymywać się na zielonej strzałce ale tylko na kursie potem jak się zatrzymam to mi sam instruktor powiedział, że wjedzie w tyłek :))
OdpowiedzUsuńHekate1985 - tzn mieli nogi na górze deski ? :o Chyba nie rozumiem ... Ja lewą trzymam obok sprzęgła, a prawą gdzieś niedaleko hamulca z tym, że w sytuacjach podbramkowych (czyli 80 % kursu) mam ułamek sekundy do hamulca :D
OdpowiedzUsuńamfetamina - fakt, zapomniałem dodać fakt, że instruktorzy wręcz często leżą na fotelach. Pewnie wynika to z owych 10 i więcej godzin dziennie - choć np ja nie lubię takiej pozycji. Zawsze muszę poprawiać fotel jak jeżdżę innym niż zwykle autem. Natomiast myślę, że to nie ma większego znaczenia w reakcji - hamulec i tak w tym samym miejscu, no może z kierownicą byłby problem, ale długie ręce pomagają ...
amfetamina - a tak poza tym, to powinno być właśnie tak jak piszesz - profesjonalnie :) Mam nadzieję że moi kursanci też się tak czują traktowani.
OdpowiedzUsuńPolly - nie czułaś dymu jak instruktor wrócił do auta ? No chyba, że miał zapas extra miętowych mentosów/gum lub cukierków.
czułam ale to mi nie przeszkadzało aż tak jakby palił w aucie
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, irytujące.
OdpowiedzUsuńTak, tak dokładnie na górze deski! Dlatego się zastanawiałam jak w razie czego chcą hamować, powiem szczerze, że jak tak siedział owy instruktor to ja miałam ochotę wysiąść z samochodu, bo na piątej godzinie jazdy z czego dwie były na placu, to było dla mnie bardzo stresujące.
OdpowiedzUsuńŻartujesz ? Eee, no żartujesz sobie, tak ? :D :P
OdpowiedzUsuńNie, nie żartuję, niestety. Choć mam nadzieję, że teraz już tak nie robi, że się czegoś nauczył przez te kilka lat pracy.
OdpowiedzUsuńO rany :/ Młody, czy nie bardzo ? Pracował w firmie, czy sam był właścicielem/wykładowcą ?
OdpowiedzUsuńNiech pomyślę, wtedy miał 19 czy 20 lat. Syn właściciela, a obecnie chyba współwłaściciel.
OdpowiedzUsuńAaa, to nie zdawał sobie sprawy pewnie, a ojciec (i szef) miał to gdzieś ...
OdpowiedzUsuńpewnie tak, tylko skoro nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, to mimo że naprawdę świetnie uczył, nie powinien być instruktorem :/
OdpowiedzUsuńEhh, jeszcze nie widziałem tak pracującego instruktora.
OdpowiedzUsuńHej :) na początku swoich jazd jeździłam z młodym instruktorem, który jeździł od zaledwie półtora roku dlatego byłam sceptycznie nastawiona ,że brak doświadczenia itp.Jednak na wiele rzeczy zwracał uwagę ,że za takie zachowanie(namiętnie po podwójnych ciągłych przejeżdżałam) miałabym oblany egzamin.I często jadł ,ale w sumie mi to nie przeszkadzało,ale zastanawiałam się czy nie zadławi się tą kanapką jak coś nie tak zrobię ;/.Później zaczął mi gadać takie rzeczy ,że ręce opadają.Zmieniłam na innego, na starszego gościa ale był super.Bardzo mnie motywował do pracy nad błędami i nie porównywał z innymi kursantami ,że idzie mi tragicznie.Jestem mu wdzięczna za to ,że we mnie wierzył i dawał cenne rady.To też jest ważne dla kursanta.I uwieńczeniem tych wszystkich wyjeżdżonych godzin jest pozytywnie zdany wczoraj egzamin na prawo jazdy...tak się cieszę strasznie :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZatem - GRATULACJE !!!
OdpowiedzUsuńNajwiększy błąd, i niestety ja się z nim spotykam nagminnie w przypadku instruktorów kategorii C, D, E, to NIEZNAJOMOŚĆ PRZEPISÓW, zwłaszcza zasad przeprowadzania egzaminu oraz kryteriów i formy zadań egzaminacyjnych na placu.
OdpowiedzUsuńWczoraj obserwowałem dłuższą chwilę egzamin na placu na kat. C. Na 10 osób 4 oblały bo cofając po prostej zatrzymały się zbyt daleko od pachołków. Zamiast max 1 metra było po 3-4 metry. Jeden zatrzymał się z 6-7 metrów, bo go uczyli, że chodzi tylko o przejechanie łuku!
Zresztą po zadawanych mi pytaniach na moich serwisach widzę, że ludzie niewiedzą elementarnych rzeczy.
No tak, to straszne że osoby które uczą innych, same nie znają zasad :/
OdpowiedzUsuń"nie wiedzą" :)
OdpowiedzUsuńObraz z wczoraj: instruktor z kategorii C staje z kursantem na zatoce autobusowej, włącza światła awaryjne i ... idzie do TOI TOI obok :o
OdpowiedzUsuńDziękuję Tomku ;) teraz tylko odliczam dni do odebrania mojego plastkiku :)
OdpowiedzUsuńWalp, szczerze mówiąc nie rozumiem takich sytuacji, że ktoś nie wiedział, nie powiedzieli mu itp. Kryteria egzaminacyjne nie są jakąś tajemną wiedzą, do której mają dostęp tylko wybrańcy, są ogólnie dostępne (w moim PORD ściany są nimi wręcz wytapetowane) i ktoś, kto zdaje egzamin raczej powinien się orientować jak i za co będą go oceniać. Jeśli komuś zależy na pozytywnym wyniku, to wypada włożyć trochę wysiłku, niezależnie od tego czy jest to egzamin na pj, matura czy zaliczenie kursu zdobienia paznokci.
OdpowiedzUsuńOczywiście nie bronię tutaj niekompetentnych instruktorów, bo rzeczą naganną jest wprowadzanie kursantów w błąd czy nieznajomość przepisów. Swoją drogą, czy instruktorzy nie mają nad sobą jakiejś kontroli? Każdy może uczyć jak chce, nawet błędnie i czego chce? Żadnej weryfikacji?
Wszystko weryfikuje życie ... no i kursanci. Jeśli wejdzie w życie ustawa o kierujących (prawdopodobnie 2012 r.), będzie większa kontrola.
OdpowiedzUsuńNo to teraz moja kolej:
OdpowiedzUsuńNa samym początku zaznaczę, że miałem 2 instruktorów współwłaścicieli (prywatnie byli szwagrami). Obaj młodzi, około 30. Z jednym przejeździłem jedynie 5-6 godzin, bo był już po egzaminie na instruktora jazdy i akurat zwolniło się miejsce w WORD-zie. Obaj z klasą i kulturą i (NIESTETY) ręce trzymali przy sobie, co później potwierdziły moje koleżanki. Wyjeździłem łącznie bardzo dużo godzin. Myślę, ze w granicach 60-65, wynikało to z tego, że moje miasto w którym zdawałem egzamin nawet dla bardzo doświadczonych i zawodowych kierowców jest bardzo trudne do jeżdżenia. Poza tym cały czas miałem wątpliwości co do swoich umiejętności i nie żałowałem ani godzin ani pieniędzy.
1.Nigdy się nie spóźniali, a jeżeli nawet coś takiego się zdarzyło (1-2 godz. max) to zawsze było to „doliczone” do jazdy.
2.Raz, jeden z nich jadł bułkę. Godzina była bardzo wczesna, około 7.00. - powiedział, że jest bez śniadania ale najpierw zapytał, czy nie będzie przeszkadzać. Mojej siostrze, która swój kurs na prawo jazdy robiła u tego samego instruktora, w podobnej sytuacji zaproponował „gryza”. Ale były to (zarówno mój jak i jej) niezwykle odosobnione przypadki i zawsze usprawiedliwione okolicznościami (bardzo wczesna lub bardzo późna godzina jazdy).
3.Tylko ten pierwszy, który odszedł po moich 5-6 godz. był palaczem. 1-2 razy zdarzyło mu się zapalić w mojej obecności ale w sytuacji, gdy ja już skończyłem swoje jazdy a następny kursant jeszcze nie przyszedł. Guma miętowa „po” obowiązkowo.
4.Nie zauważyłem niczego takiego. Obaj byli oazami spokoju. Chociaż ten pierwszy jakby o promil bardziej.
5.Zawsze zdejmowali „L” z dachu. Ten „drugi” miał nawet na tym punkcie jakiegoś małego świra.
6.Tego nie mogę stwierdzić. Nie wiem jak zachowywali się jako kierowcy po pracy. Aczkolwiek opowiadali o swoich wyczynach samochodowych kiedy byli smarkaczami (tzw „kręcenie bączków” - hamowanie hamulcem awaryjnym na oblodzonym placu i inne).
Najważniejsze, że zostały miłe wspomnienia i wrażenia na tyle pozytywne, że kilku znajomym poleciłem tę szkołę bez obawy o jakikolwiek wstyd.
Marek
PS. Przepraszam, miało być "...był już po egzaminie na egzaminatora".
OdpowiedzUsuńMarek
Nie bardzo rozumiem ten fragment o trzymaniu rąk przy sobie.
OdpowiedzUsuńGratuluję zdania egzaminu, ale także wybrania właściwej szkoły :)
Może chodziło o to, że w podczas podbramkowych sytuacji na drodze instruktor "trzymał ręce przy sobie" i nie kwapił się żeby złapać za kierownicę aby sprowadzić auto na właściwy tor jazdy? ;)
OdpowiedzUsuńTomku, takie mnie pytanie naszło.. jak oceniasz kobiety - instruktorów (instruktorki?)? Chodzi mi o sposób, styl uczenia, rezultaty itp. :) Może jakieś ciekawe wnioski? :)
A, faktycznie może chodziło o te sytuacje z trzymaniem rąk przy sobie. Przy okazji - także staram się jak najmniej łapać za kierownicę, czy pomagać sprzegłem. Lepiej wytłumaczyć, zwrócić uwagę - nawet po raz kolejny - niż interweniować np kołem kierownicy (ale żeby nie było - nie zawsze się tak da, czasem już tylko to pozostaje).
OdpowiedzUsuńamfetamina - ponieważ nie mam zbyt wielu kontaktów z instruktorkami (w pracy są dwie czynne zawodowo panie), także nie mam szczególnych wniosków. Myślę, że bardziej to zależ od zaangażowania i podejścia do pracy, a nie od płci. Faktem jest, że często się spotykam z opiniami kursantów którzy mówią, że z kobietą - instruktorką nie chciałyby jeździć, ale to jakieś stereotypy są.
Być może panie mają lepsze wyniki np w uspokojeniu kursanta, lub też inni kierowcy nie są tak wulgarni do instruktorek, ale z drugiej strony autorytet jako kierowcy - na pewno większy mają mężczyźni.