Kilka dni temu wróciłem ze szkolenia. Takiego wyjazdowego, kilkudniowego. Mój Departament spokojnie mógłby się bez tego obyć, ale skoro inni wyjeżdżają, to przecież my nie możemy być gorsi! Tym bardziej że wyniki finansowe nienajgorsze, więc szalejemy! Mój manager wybrał miejsce, termin oraz wszystko inne tak, że nie było żadnego wyboru - nawet czas wolny został skrupulatnie zaplanowany. Cały program został zatwierdzony przez wszystkich ważnych ludzi, my - pracownicy musieliśmy się z nim zapoznać, podpisać akceptację i w drogę.
Najpierw szkolenie w Departamencie takim jak nasz, ale kilka razy większym. Wszędzie ochrona, kamery, bramki oraz drzwi, które otwierają się jedynie po zbliżeniu identyfikatora. Kilka pięter, nowoczesne windy, wszystko bardzo rozbudowane. Nasz gabinet głównego managera wygląda przy tym jak kanciapa ubogiego przedsiębiorcy. Sami nie mogliśmy się nigdzie poruszać, więc został nam przydzielony człowiek z "prawami dostępu" który oprowadził nas po niemal całej placówce. Przy okazji okazał się dość gadatliwym i skorym do rozmowy pracownikiem, więc sporo ciekawych rzeczy się dowiedziałem.
Po obiedzie rozpoczęły się szkolenia. Wjechaliśmy na ostatnie piętro które okazało się być centrum edukacyjnym z kilkoma salami. W jednej z nich rozpoczął się blok trwający 180 minut. Dwoje wykładowców, bardzo ciekawa tematyka - taka adekwatna do czasów i problemów z którymi obecnie spotkam się coraz częściej. Te trzy godziny (z przerwami) zleciały bardzo szybko. Potem przekąski i ciąg dalszy ale z innej tematyki i z kim innym. Tu było jeszcze fajniej, ponieważ kobieta prowadząca zadawała nam mnóstwo pytań, a mi udało się odpowiedzieć całkiem nieźle na sporą ich część - może dlatego że siedziałem dość blisko i miałem z nią dobry kontakt wzrokowy? Niesamowite, jak szybko minęło 120 minut.
Po szkoleniach zostaliśmy przewiezieni do hotelu. Jak się okazało z sauną, jaccuzi, basenem, pełnym zapleczem rekreacyjno-sportowym, oraz fantastyczną kuchnią. Wszędzie czyściutko, pachnące białe ręczniki i piękne nowoczesne oświetlenie zrobiły na mnie ogromne wrażenie. A gdy potem spojrzałem na opinie hotelu były tam prawie same najwyższe oceny. Nie sprawdzałem cen - bo przecież za wszystko płacił mój Departament. Po wyśmienitej kolacji podsumowanie dnia przez szefostwo i przydzielenie pokoi (dwuosobowe). Tu w naszej placówce było najwięcej zgrzytów już przed samym wyjazdem. Jeden chciał być z tym, drugi nie chciał być z kimś innym, normalnie jak w przedszkolu. Dla mnie było obojętne z kim będę spać, przecież to tylko kilka dni - nie ma co robić problemów z tak błahego powodu.
Został więc mi przydzielony (a raczej ja do niego) pan B. W hierarchii on prawie na szczycie naszego wydziału, a ja - sami wiecie - typowy noob. Ale przez te półtora roku całkiem nieźle się z nim dogadywałem (już na początku zaproponował by mówić mu po imieniu - mimo dużej różnicy wieku/stanowiska/statusu finansowego), a nawet mieliśmy sporo wspólnych tematów, o których z innymi współpracownikami w ogóle nie było rozmowy. Smooth jazz, Bieszczady, knajpki i kawiarnie w Przemyślu, auta elektryczne, rodzaje serników i szarlotek - mogliśmy o tym rozmawiać w każdej nadarzającej się przerwie. Ale... Kilka dni wcześniej podczas rozmów w cztery oczy z moimi współpracownikami typowaliśmy kto z kim będzie w pokoju i tak się składało, że nikt z nich nie chciał być razem z B. Zastanawiało mnie to, no ale bez przesady.
Teraz już doskonale ich rozumiem. Z oczywistych względów nie mogę pisać o szczegółach, ale jedną noc wytrzymałem. Ponieważ później było tylko gorzej, zastanawiałem się co robić, mam już trochę lat, ale jeszcze nigdy w życiu nie byłem w takich sytuacjach. Niby stałem z boku, ale jednak byłem tak blisko. Mogłem nie robić nic, mogłem działać, ale przede wszystkim starałem się odnaleźć w tym wszystkim. Podjąłem decyzję i kolejne noce spędziłem gdzie indziej - a tak na prawdę po prostu za ścianą - korzystając z pewnego zaproszenia. Czyżby aż tak było widać moje zmieszanie/zażenowanie całą sytuacją?
Z dzisiejszego punktu widzenia możliwe, że była to trochę zbyt pochopna decyzja, aczkolwiek stanowiła ona jedynie promil całości zdarzeń, które nie powinny nigdy mieć miejsca. Na pewno moja decyzja nie miała wpływu na dalszy bieg sytuacji, a kolejne dni mijały na szkoleniach, skrupulatnie zaplanowanym "czasie wolnym" oraz anormalnym zachowaniu B. Cudem udało mi się kupić dwie kartki, niemalże "ukradkiem" wskoczyć na pocztę i je wysłać!
Wciąż jestem pod wrażeniem w zasadzie wszystkiego co odbywało się na tym szkoleniu. Mam mnóstwo pozytywnych wrażeń i kilka negatywnych, które teoretycznie nie powinny przyćmiewać tych dobrych. Ale jednak - wciąż one przelatują mi przed oczami, pojawiają się w ciągu dnia i nocy, analizuję je z każdej strony i zastanawiam się dlaczego:
- bo dotyczą B. którego wydawało mi się że znam?
- bo nigdy nie widziałem czegoś takiego?
- bo nie wyobrażam sobie jak on może teraz spojrzeć innym w oczy?
- bo ja po czymś takim spaliłbym się ze wstydu?
- bo inni tolerują stan jaki jest a nie powinni?
- bo zadziwia mnie bierna postawa managera?
- bo innym brakuje odwagi, tak jak mi*?
- bo skoro cały Departament wiedział, dlaczego nie wprowadzili żadnych środków zaradczych**?
Mimo całej mojej podłości, daleko mi do B. i wiem, że gdybym kiedykolwiek wkroczył w te rejony to byłby już czas bliski końca. Końca mojego intelektu (już obecnie minimalnego ale jednak), odruchów typowo przypisanych homo-sapiens, oraz wszelkich innych - ogólnie pisząc rzeczy i spraw normalnych.
* Jako typowy noob w Departamencie, czuję się najmniej adekwatny do tego, aby komukolwiek prawić uwagi. Jakiekolwiek. Już wiem, że nawet te najbardziej życzliwe i wynikające jedynie z czystej chęci pomocy komuś, mogą być odebrane zupełnie inaczej. Tym bardziej, jeśli dotyczą one osoby, od której przynajmniej teoretycznie - mam się uczyć i brać przykład. Osoby, za którą w tej chwili mógłbym co najwyżej chodzić i sprzątać. Nie widzę najmniejszych przesłanek ku temu, aby mówić innej osobie jak ma żyć, co robić, co jest dobrem a co złem, co można a czego nie można, ponieważ takie uwagi mogę dać najbliższym znajomym, lub swoim dzieciom - gdybym je miał oczywiście. Ale nie dorosłemu facetowi, który ma ze sobą problem(y). Zwłaszcza że cały rząd managerów i innych szefów prawie nic/w ogóle nic nie robi.
I tak sobie myślę, że te wszystkie fakultety, studia, wieloletnie doświadczenia, dodatkowe kursy oraz certyfikaty wszelkiej maści można o kant potłuc. Są one zupełnie niczym. Można być wykształconym i bogatym chamem, lub ubogim i prymitywnym ale na poziomie. Jeśli nie ma się elementarnej kultury, ogłady, dyscypliny, szacunku do innych, jeśli się nie używa mózgu, ma innych w głębokim poważaniu - wszystkie dyplomy szlag trafi. Jeszcze nigdy nie widziałem tak wielkiej amplitudy pomiędzy jednym a drugim w tym samym człowieku i wydaje mi się, że szczególnie to zrobiło na mnie wrażenie. To jest ten punkt kulminacyjny, który pozostawił głęboko wyryty rów.
** Nasz Departament ma regułę/zarządzenie/definicję na każde możliwe zdarzenie, ale jak widać - najmniej obrotny jest tam gdzie trzeba.
Tymczasem życie toczy się dalej. Jedne relacje będą takie same, drugie będą mocniejsze/lepsze a trzecie z kolei - sporo gorsze. Kilkudniowe szkolenie może odsłonić drugie "ja" człowieka - na plus lub na minus, lub też utrwalić usposobienie na obecnym poziomie. Mam nadzieję, że ja przynajmniej pozostałem na tym samym poziomie.
Nooo, ale pojechałeś. Oczywiście, przy tej setce pytań o szczegóły, nie zapytam o nic. Dobrze, że już wróciłeś na swój poziom.
OdpowiedzUsuńAle jakie ładne widoki miałem 👍👍
UsuńA błędów żadnych nie ma?
UsuńOprócz przecinków?
Usuńa tak na prawdę - naprawdę
w tym samym czlowieku - ł
A widoki na pewno były śliczne:)
Dzięki.
UsuńJa pierdykam, to wszystko brzmi trochę hmh, sama nie wiem jak. Ciekawe co ten B. nawywijał, że aż musiałeś się ewakuować 🙂. Ale przynajmniej już wiesz, czemu nikt nie chciał z owym B. dzielić pokoju. Może padło na Ciebie bo byłeś niczego nieświadomy.
OdpowiedzUsuńTeż tak mogło być, mogli zrobić to celowo.
UsuńNajoczywistsza oczywistość to alkohol w nadmiarze ze wszystkimi tego dobrodziejstwami. Bo jakby pan B sprowadził sobie płatna panią do towarzystwa, albo pana, to byś raczej uciekł już pierwszej nocy. Chyba :D
OdpowiedzUsuńŚnieg w Kętrzynie jest?
UsuńMoże Pan B sprowadził pana do towarzystwa... :-) różne są preferencje 😄.
UsuńNic z tych rzeczy.
UsuńŁeee to co w takim razie było tak straszne? 😃
UsuńPomidor ;-)
UsuńHa ha psujesz zabawę 😄
UsuńKoniec z zabawami 😜
UsuńNo i mnie pogonił 🙈
UsuńAlkohol to normalka na takich imprezach, myślę więc, że nie o to chodzi :o)
Usuń:)
UsuńTak, śnieg w Kętrzynie jest.
OdpowiedzUsuńI jest już kartka z pozdrowieniami ze szkolenia :D
Może nawet już wczoraj leżała w skrzynce, nie sprawdzałem poczty to nie wiem.
Dziękuję :)
O proszę, ale szybko! I to wysłałem takim najtańszym (chyba) znaczkiem, ekonomicznym czy jakoś tak. Fajnie, ciesz się - w tym wszystkim kupienie i wysłanie czegokolwiek graniczyło z cudem. Dobrze, że udało mi się kupić jeszcze coś dla [***] - ale to już zupełnym fartem :P
UsuńNo tak, jakbyś napisał o Panu X w innym kontekście, to wiadomo, mógłbym więcej napisać co się wydarzyło, a jak piszesz w kontekście pracy, to zrozumiałe, że nie wchodzisz w detale.
OdpowiedzUsuńZdziwiło mnie trochę, że nie mieliście jedynek, a chociażby dla pana B, skoro większość go zna. Sekretarka, która pokoje zamawiała mogła powiedzieć, że nie było tyle dwójek, to pan B dostanie jedynkę, bo wyższy rangą, czy coś. Interesujące. Najważniejsze, że przeżyłeś, i że ktoś Ci pomógł. Może uda Ci się pozbyć tej traumy bez psychoterapeuty :o)
"mógłbyś" miało być. Ciekawe, że jestem "anonimowy", pewnie się nie zalogowałem ;)
UsuńTak, dobrze że się zalogowałeś bo nie wiedziałbym od kogo ten komentarz. Tak czy siak to kolejne doświadczenia życiowe...
Usuń