W gęstym ruchu ...
Na dzisiejszej jeździe z jednym z kursantów przerabiałem kolizję w praktyce. Otóż, dojeżdżając do przejścia dla pieszych (tuż za skrzyżowaniem) zatrzymaliśmy się, gdyż właśnie wchodzili na nie piesi. Odruchowo spojrzałem w lusterko, jechał czerwony Opel. Prędkość oscylowała w granicach 20-25 km/h. Właśnie stanęliśmy, kiedy poczułem i usłyszałem dość mocne uderzenie od tyłu. Głowa odbiła się od zagłówka, dźwięk łamania plastików, tłuczenia szkieł i gięcia blachy ustał tak szybko jak się zrodził.
Bliskie spotkanie ...
Włączam światła awaryjne i hamulec awaryjny - przerażony kursant pyta: - To z mojej winy ? Dwa auta wbiły się w siebie głęboko - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie przyglądam się temu bardzo, ponieważ rzecz dzieje się na najruchliwszym skrzyżowaniu w mieście. Po okazaniu dokumentów przez sprawcę (w stresie oddaje mi cały portfel ze wszystkimi dokumentami) zabieram je i zjeżdżamy na najbliższe bezpieczne do postoju miejsce. Dopiero tu okazuje się, że Opel który uderzył w naszą Toyotę ma "rozwalony" zderzak i reflektor, pas pod zderzakiem i częściowo maskę. Natomiast w Yarisie ... zdarty lakier na zderzaku, uszkodzona ramka tablicy rejestracyjnej i ... I tyle ! Z niedowierzaniem patrzę i przecieram brudny, ale naprawdę mało uszkodzony zderzak.
Doświadczony, otoczony kobietami ...
Ponieważ sprawca wypadku od razu przyznaje się do winy (jak mówi: - To przez te baby [jechał z żoną i córką] - zagadały mnie, przepraszam), nie wyczuwam woni alkoholu, a w dokumentach (prawo jazdy posiada od 1983 roku, do tej pory zero kolizji/wypadków na koncie) ma wszystko w porządku postanawiam, iż sprawę zakończymy bez wzywania policji. Więc wizyta w firmie ubezpieczeniowej, a tam zgłoszenie szkody, opisanie zaistniałej sytuacji, rysowanie szkiców itp i po 90 minutach - łącznie z dokumentacją szkód w Toyocie sprawa zakończona.
Sporo stresu, pomimo tego iż to kolejna z kolizji w jakiej miałem "przyjemność" brać udział. Jedyną zaletą ("zaletą" ...) jest wiedza co i jak należy zrobić już po kolizji/wypadku. Najlepiej jednak, by taka wiedza się nie przydawała ...
Epilog ...
Ps A kursant, który miał jeździć, ale nie jeździł z uwagi na kolizję - złożył skargę u szefa (pomimo tego, że wcześniej wyjaśniłem mu zaistniałą sytuację) i wyraźnie się pogniewał na mnie ...
ups.. no to czekam.
OdpowiedzUsuńTomek, a ten kursant to sie za co obrazil? Ze jazde mu odwolales?
OdpowiedzUsuńTak. Powiedział, że skoro już przyjechał [w sensie - do miasta, czyli jakieś 35 km od miejsca zamieszkania] to nie obchodzi go ta cała sytuacja. Zrobił małą "zadymę", te dwie godziny które miał jeździć ze mną ostatecznie miał z kim innym.
OdpowiedzUsuńKiepski dzień :-/
OdpowiedzUsuńjakiś stukniety koleś..
OdpowiedzUsuńJa chyba nigdy nie wezme oświadczenia, mam złe doświadczenie niestetety...
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuńTo kursant okazał się większym burakiem od sprawcy ;/
Rozumiem, że przecież ten stracony na staniu czas oddałbyś mu w innym terminie?
I samo przyglądanie się takiej sytuacji też jest ciekawym doświadczeniem na przyszłość, jak się takie sprawy rozwiązuje. W sumie powinien być z tego zadowolony.
Anonimowy - pojechałem ze sprawcą do ubezpieczyciela. Też nie biorę oświadczeń.
OdpowiedzUsuńWalp - Kursant nie przyglądał się temu wszystkiemu, bo po prostu czekał przy osk.