wtorek, 17 stycznia 2017

Wstęp wzbroniony

Idę do pracy - tej innej niż jazda. A tam, wpadam w osłupienie zupełne (nie wiem, czy może być niezupełne - ale mniejsza z tym). Dowiaduję się mianowicie, że jedna osoba jest na zwolnieniu lub urlopie (to też niezbyt ważne) i w tym czasie kiedy odpoczywa w domu, współpracownicy odwiedzają ją - właśnie w domu.

Dla mnie to wręcz niepojęte, by zapraszać współpracowników do DOMU. Dom, lub mieszkanie - w moim odczuciu - to miejsce najważniejsze - bezkompromisowe, najbezpieczniejsze, pełne swobody i mnóstwa swoich własnych rzeczy, przedmiotów, pamiątek, to miejsce radości i smutków, szczęścia i miłości, które niekoniecznie powinni oglądać inni. A już współpracownicy i to prawie wszyscy?!

Zima w natarciu :)
Z rozmowy, w której nie brałem czynnego udziału dowiedziałem się, że prócz mnie już wszyscy byli u tej osoby w ciągu ostatnich 2-3 dni i w sumie ja też "powinienem"... - choć nie powiedziano mi tego wprost, to nawet średnio ogarnięty facet by się tego domyślił. Oczywiście ani myślę naruszać czyjąkolwiek przestrzeń, ba - wiedząc że ten ktoś jest na urlopie lub zwolnieniu nawet nie śmiałbym dzwonić i pytać o cokolwiek. O zdrowie też.

Pamiętam, jak kilka lat temu ktoś poprosił mnie o pomoc, gdy osoba ta zaczynała pracę w nauce jazdy. Niestety niewiele myśląc zaprosiłem tę osobę do domu - to był błąd, do dziś źle się z tym czuję. Chyba mam jakiś silny instynkt terytorialny, bo w sumie to nic się nie stało podczas pobytu tej osoby, ale przeszkadzały mi takie niby drobiazgi jak np. to że ktoś dotykał wzrokiem moje otoczenie. Samo to uważam za zakłócanie czyjegoś, prywatnego terenu - nie mówiąc już o fizycznym dotykaniu czegokolwiek!

Ale od czasu do czasu przychodzi do mnie kolega (współpracownik), który jednocześnie jest nieco dalszym sąsiadem. Może dlatego, że znam go już ponad trzynaście lat, jego krótkie wizyty w ogóle mi nie przeszkadzają? Albo dlatego, że z racji jego wykształcenia wykorzystuję go przy okazji niewielkich prac remontowych, które dobrze wykonuje. Ba, jestem w stanie zostawić mu nawet klucze do domu - ale to już wynika z kwestii zaufania.

10 komentarzy:

  1. w zasadzie ja też nie lubię łączyć pracy z tym co po pracy. Z koleżankami z biura spotykam się poza domem w knajpach od czasu di czasu a do domu sobie nie chadzamy. Ale u mnie wynika to z tego, że mamy taką pracę, że mało kto potrafi całe popołudnie gadać i czymś innym z reguły ZAWSZE prędzej czy później temat zejdzie na pracę a to już mnie irytuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, dziwne jest takie "chadznie", albo ja jestem dziwny.

      Usuń
    2. na zachodzie to jest nie do pomyślenia żeby w ogóle spotykać się w domu. Moja kuzynka która od 25 lat mieszka w Niemczech i mój były chłopak też w Niemczech mówią, że u nich nikt znajomy nie był w domu. Mają swoje ulubione knajpy czy Puby i tam się spotykają po pracy. Nie chodzą sobie do domów. To chyba tylko takie nasze ... polskie zwyczaje

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ale to jak? CudARTEŃka też jeszcze u ciebie w mieszkaniu nie była? :D

      Usuń
    2. Przecież pisałem o współpracownikach, a nie o znajomych :P

      Usuń