Od pewnego czasu poniedziałki mnie nie dołują. Są, więc trzeba zaakceptować że to początek tygodnia pracy.
Wtorek
W pracy całkiem nieźle. Po pracy zaglądam do skrzynki, a ten kartka pocztowa z Bieszczad :)
Środa
Dziwny dzień (uprzedzam - ten długi wpis można pominąć). W pracy trzech trudnych klientów, ale oddychałem powoli i było całkiem nieźle. Ogólnie mam teraz trochę więcej pracy niż zwykle, bo zarządzam nowym projektem. Po pracy basen, czyli wysiłek podczas pływania, a potem relaks w saunie i miła, krótka rozmowa z nieznajomym tamże. Ale po wyjściu z aquaparku nastrój zmienił się o 180 stopni.
Wchodząc do mieszkania zajrzałem do skrzynki, a tam kartka w kopercie - bez nadawcy. Uśmiechnąłem się lekko i idąc na trzecie piętro pomyślałem "ktoś lubi mnie bardziej, niż ja sam siebie". Zupełnie się nie spodziewałem tym bardziej, że kilka dni temu dostałem od tej osoby kartkę. Podczas czytania dedykacji i oglądania obrazków (nietypowa kartka złożona z trzech stron), miałem wrażenie że czas na moment się zatrzymał. Mój dziwny nastrój zmieszał się z zaskoczeniem i radością, ale nie potrafiłem dostrzec co grało pierwsze skrzypce.
Po szybkim obiedzie położyłem się na moment, ale jakiś głos powiedział mi "wstań i idź na spacer, świeci słońce, wykorzystaj to, wyjdź do ludzi, zrób coś ze sobą". Szybko zmieniłem rozciągniętą ze starości koszulkę, założyłem ładniejsze spodenki i wyszedłem natychmiast. Słońce oświetlało moją twarz bardzo dokładnie, bo celowo wybrałem drogę w kierunku zachodu. Musiałem mrużyć oczy, ale z łatwością dostrzegłem kobietę idącą z przeciwka. Znam ją z widzenia, jest dość charakterystyczna, zwykle widuję ją gdy wracam z pracy. Zawsze świetnie wygląda i wyróżnia się wśród spacerowiczów zadbaniem oraz dbałością o szczegóły. Kojarzy mi się z urodą Włoszki. Biało-różowa bluzka z krótkim rękawem, czarna falowana również krótka spódniczka (ale jeszcze nie mini), piękna twarz, czarne długie włosy. Zdaje się, że rozmawiała przez telefon (przez słuchawki), a mój delikatny uśmiech zignorowała lub nie zauważyła. Za to jej cocker spaniel, którego prowadziła na smyczy zainteresował się mną o wiele bardziej (fajnie byłoby mieć takiego psa, swoją drogą). Pomyślałem, że pewnie znowu zrobiłem z siebie idiotę uśmiechając się do obcej osoby. Trudno. Łapałem słońce i serotoninę, bo ewidentnie miałem ich zbyt mało.
Znajdowałem się w dość dziwnym stanie, bo niby dzień był udany, nic złego się nie wydarzyło, doświadczyłem sporo miłych rzeczy, ale coś było nie tak. Podczas spaceru zacząłem czuć suchość w gardle i rzadki u mnie ból szyi/kręgosłupa. Mimo że szedłem powoli, ciężko było mi się zrelaksować. Każdy kolejny metr drogi wydawał się być coraz dłuższy i trudniejszy. A każda następna minuta przypominała walkę z samym sobą. Miałem ochotę położyć się, w nadziei na zmniejszenie bólu karku, ale zadecydowałem że nie poddam się tak łatwo. Szedłem więc dalej. Postanowiłem, że ciało nie będzie mi dyktować co mam robić. Z tym, że to nie ciało było winne, tylko umysł. Podczas stawiania kroków czułem, jak każdy mięsień w okolicy karku ruszał się razem z nogami, tylko w przeciwnym kierunku. Miałem wrażenie, jakby połączenia nóg, rąk i praktyczne całego ciała się rozkręciły i poluzowały niczym w starym, rozklekotanym rowerze.
To tak, jakby odczuwać dyskomfort w komforcie, mieć a jednocześnie nie mieć, chcieć a jednocześnie nie. Skąd ten stan, zastanawiałem się ciągle spacerując mimo dużego bólu. Znam go, mam już co najmniej rudymentarną wiedzę skąd się bierze. Gdzieś tam z tyłu głowy ledwie majaczył mi ten powód - chwilowy brak akceptacji samego siebie, dyskomfort z własnym ciałem - ale nie mogłem go wyciągnąć na scenę i rozliczyć. Próbowałem chwycić go obiema rękami, ale te wydawały się być śliskie jakby były naoliwione. A im więcej wysiłku w to wkładałem, tym było gorzej. Chodziłem tak aż do zachodu słońca, a gdy wyczerpany wróciłem do domu, ból oraz suchość w gardle powoli ustępowały.
Czwartek
Piękny słoneczny dzień, korzystam w miarę, ale główny punkt dnia to trudne ćwiczenia w ramach których przygotowuję się do zmiany stanowiska pracy.
Piątek
W pracy dużo roboty. Nie bardzo mam czas nawet na śniadanie. Po pracy basen+sauna (i znowu miła krótka rozmowa z tym samym nieznajomym), potem weekendowy Gość, zatem krótka wycieczka rowerowa, kolacja nad wodą i długie rozmowy na balkonie przy herbacie i cieście śliwkowym. Zrobiłem dzień wcześniej, wyjątkowo dobre mi wyszło - to chyba idealny moment na śliwki - te są prosto z sadu.
Jak zwykle na maślanym spodzie, trochę bardziej przypomina tartę niż zwykłe ciastko. Cynamon + śliwki to chyba nawet lepsze połączenie niż z jabłkami. W ramach dbania o siebie dodałem mniej cukru niż zwykle. Jak ktoś ma ochotę, to niech szybko przyjeżdża, jeszcze coś tam zostało 👍
Sezon na śliwki jak najbardziej zaakcentowany przepysznie!
OdpowiedzUsuńDziękuję 👌 Trzeba korzystać, póki są 😊
UsuńTomku, doszła kartka z Santorini, była w drodze blisko 3 miesiące, no...ale doszła i jest bardzo ładna...a te tartę ze sliwkami czy jabłkami często robię, szybka i bardzo smaczna ...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle się cieszę, doszła druga kartka! Szok i niedowierzanie! Mam nadzieję że była w całkiem dobrym stanie, ale super że jest! Pozdrowienia serdeczne 😀
UsuńStan kartki bez zarzutu.....
UsuńCieszę się tym bardziej 😃
UsuńO! To ja też się cieszę, że do warszawy dotarła w dobrym stanie, bo milo czekać na kartkę nieuświnioną :D
UsuńAle skoro do Warszawy już dotarła, to jeszcze z tydzień i będzie u Ciebie 😁
UsuńCiasto wygląda dobrze :)
OdpowiedzUsuńTeż słyszałem, że spacer dobrze robi, potrafi czasami uspokoić. Nowy projekt, którym zarządzasz, nieźle. Gratuluję!
Spokojnego weekendu życzę!
Dzięki 👍 Dobrze, że ruszyłem się z domu, choć nie było łatwo. Miłej niedzieli życzę 🖐️
UsuńWidać, że potrafisz znaleźć balans między obowiązkami, wysiłkiem fizycznym, a drobnymi momentami, które poprawiają nastrój – kartki pocztowe, spacer w słońcu, rozmowy z nieznajomym czy własne wypieki. Ciekawa obserwacja o „dyskomforcie w komforcie” pokazuje, że jesteś uważny na swoje ciało i umysł, a mimo przeciwności szukasz sposobów, by iść dalej.
OdpowiedzUsuńCześć Andrzej! Staram się jakoś to trzymać w dłoni, oraz pchać ten wózek do przodu, mimo że często mam pod górkę. Dziękuję za komentarz.
UsuńŚliwki teraz w wielu odmianach i ilościach, więc trzeba korzystać póki są :)
OdpowiedzUsuńSpacery mają to do siebie, że wymagają wysiłku, ale w końcu odwdzięczają się uspokojeniem i przewietrzeniem głowy z niepotrzebnych, trzymających na uwięzi myśli.
Śliwki idealne, a to ciasto robi się dość szybko i w prosty sposób, zatem trzeba korzystać. Zgadza się, spacery są dobre na takie rzeczy, miłej niedzieli 😃
UsuńTo brzmi calkiem jak objawy parasomatyczne...
OdpowiedzUsuńMożliwe. Znam przyczynę tego stanu, raz na jakiś czas się to przybłęda niestety, ale fakt że stres nie jest bez winy. Pozdrawiam!
UsuńKartka złożona z trzech stron przeczy zasadom fizyki :D
OdpowiedzUsuńOj tam, nie bądźmy tacy drobiazgowi 😜😁
UsuńIntensywny tydzień. Potrafisz dostrzegać zarówno drobne radości, jak i te trudniejsze momenty dnia. Spacer w słońcu, kartki pocztowe, rozmowy i domowe ciasto... To wszystko tworzy balans między obowiązkami, a przyjemnością.
OdpowiedzUsuńStaram się jak umiem, dziękuję 👍😃
UsuńCzy to ciasto jest kruche?
OdpowiedzUsuńTak, choć nie aż tak bardzo. Dodaje jedno jajko, więc jest umiarkowanie kruche.
Usuń😄 Ale wciągający tydzień, aż czuć te wszystkie emocje i małe przyjemności dnia codziennego. Super, że mimo bólu i zmęczenia udało Ci się złapać słońce i serotoninę – spacer z takim cocker spanielem to chyba idealny bonus do codziennej dawki energii.
OdpowiedzUsuńI ten końcowy akcent z tartą śliwkową… wow, brzmi jak nagroda za wytrwałość całego tygodnia! 🍰🍂 Fajnie, że dzielisz się takimi detalami – aż chce się samemu wyjść na rower i popatrzeć na świat w słoneczny dzień.
Dzięki 👍 Pisze tak jak widzę ten świat i go czuję, ale każdy może to odebrać trochę po swojemu 😀
Usuń