- płeć - kobieta,
- wiek - ok 20 lat,
- kurs - bezpłatny - kategoria B prawa jazdy (o rany, szykuje się masssakra),
- cechy charakterystyczne - głęboki (tak można napisać ?) makijaż, jaskrawo zielone paznokcie, pewność siebie (brakuje tylko gumy do żucia :P),
Wylosowała sprawdzenie świateł mijania i sygnału dźwiękowego. Dobry humor jej nie opuszcza, po losowaniu się wręcz poprawił. Sygnał sprawdziła, włączyła światła mijania: dwa z przodu i dwa z tyłu - stwierdziła, po czym pomaszerowała sprawdzić - z przodu i z tyłu. Ha ha - pomyślałem - mały problemik widzę - od kiedy to mamy światła mijania z tyłu ? Informuję więc iż zadanie pierwsze nie jest wykonane prawidłowo i że ma drugą próbę. Osłupiała w ułamku sekundy. Dobry humor prysł, jak bańka mydlana ! Po dłuższej chwili zastanowienia, sprawdziła ponownie sygnał dźwiękowy, po czym powiedziała - no i światła mijania. Z przodu i z tyłu. Zerknęła na reflektory z przodu i lampy z tyłu, upewniam się - gdzie świecą się światła mijania ? Z przodu dwa i z tyły dwa - odparła. Proszę je pokazać - mówię. Kursantka wskazuje dwa miejsca z tyłu, gdzie świecą się światła pozycyjne. Wynik egzaminu negatywny - informuję.
Pełna zdziwienia i rozczarowania usiada na miejscu instruktora, mówię o błędzie, wypełniam arkusz egzaminacyjny. Ona załamana. Czyżby była aż tak pewna siebie ? No, ale jedziemy dalej pomimo tego negatywa. A przynajmniej próbujemy, bo auto trzy razy gaśnie szarpiąc niemiłosiernie za każdym razem.
Miasto.
O dziwo, zatrzymuje się przed strzałką warunkową. Zaskakuje mnie (pozytywnie), może dlatego że moi kursanci zupełnie to olewają ? Jedziemy dalej. Jestem grzeczny, wszelkie polecenia rozpoczynam lub kończę słowem proszę.
Przy skręcie w prawo najeżdża na spory krawężnik, zawraca z użyciem biegu wstecznego, na co drugim skrzyżowaniu przynajmniej raz silnik gaśnie. Jedną z prostych ulic przejeżdża przy samej osi jezdni idealnie wpadając we wszystkie studzienki. Ale jestem cierpliwy i wyrozumiały, zero komentarzy - jedynie mówię o błędach.
Proszę zaparkować za tym niebieskim pojazdem po prawej stronie - mówię. Ona - to jest niebieski kolor ?!? Ha ha ha [z drwiną i ironią łącznie]. Innego auta nie było, więc i problemów nie miała, tylko po co cwaniakuje ? Może to i był błękitny, lub turkusowy, a może granatowy ? Albo morski, indygo lub jeszcze jakiś inny ? Siedzę nadal spokojnie. Parkuje skośnie, choć to parking z miejscami prostopadłymi, więc zadanie nie zaliczone (wydaje mi się (?), ale chyba jest coraz bardziej na mnie zła. Później pytam, czemu nie wykorzystała korekty - stwierdziła iż nie wie że ma taką możliwość :o). Proszę o wyjechanie w prawo, ona wyjeżdża w lewo - po czym dyskutuje że wyjechała prawidłowo. Ucinam to szybko, jedziemy dalej. Szkoda, że kręci kierownicą na metodę "dojenia krowy", a przy prostowaniu kół po prostu puszcza kierownicę.
Hamowanie do zatrzymania nie zaliczone - maksymalnie osiągnęła 40 km/h (powinna co najmniej 50). W pewnym miejscu na prawym pasie powoli porusza się TIR na włączonych światłach awaryjnych. Co ja mam teraz zrobić ? - pyta. Nie wiem, pani podejmuje decyzje, ja oceniam - mówię. Przy okazji najeżdża na linię ciągłą i powierzchnię wyłączoną, przy okazji - gdyby ktoś zapomniał - mniej więcej na co drugim skrzyżowaniu gaśnie jej silnik. Na koniec na parkingu przy firmie o mało co nie rozjeżdża starszej kobiety, która sobie spokojnie szła. Kursantka jak zobaczyła wolne miejsce parkingowe, nie miała chyba ważniejszej rzeczy jak po prostu tam zaparkować. A, że obok sobie szła kobieta którą powinna przepuścić, to - dla niej - mały i nie znaczący szczegół.
Zakończenie.
Tupet, pewność siebie. Pełne przekonanie co do swoich najwyższych lotów umiejętności i nieomylności. Szczypta bezczelności. No dobra, dwie szczypty bezczelności. Błogość bezpłatnego kursu, lenistwo. Świadomość podania wszystkiego, jak na tacy. Olewanie wykładów, uwag instruktora. Niczym nie zmącone poczucie własnej, wysokiej wartości.
Ale wszystko co ma swój początek, ma też swój koniec ... W jej przypadku, ten etap już się rozpoczął, ciąg dalszy na egzaminie państwowym ...
Myślisz, że gdyby zapłaciła za kurs, jej zachowanie byłoby inne? Bo ja wątpię.
OdpowiedzUsuńciekawy przypadek socjologiczny taka Pani ... chyba nie miała świadomości, że aż tak kiepsko jeździ skoro była tak pewna siebie :)) no ale zgasiłeś ją w porę. Już raz pisałam, że uważam, że jak ktoś coś ma za darmo to się mniej przykłada jakby miał za to zapłacić z własnej kasy i to nie małą sumkę. Moje prawko 3 lata temu kosztowało 1000 zł sam kurs plus opłaty egzaminacyjne x2 plus dodatkowe jazdy chyba około 4 godzin, plus wynajmowanie placu manewrowego kilkakrotnie żebym mogła poćwiczyć parkowanie między pachołkami i łuk no to mnie kosztowało z jakieś około 1500 zł. Ta kwota mnie cholernie mobilizowała tym bardziej, że w owym czasie średnio mnie było stać na to prawo jazdy i w ogóle mi nie było potrzebne no ale musiałam pójść bo obiecałam ... cóż
OdpowiedzUsuńPS. nawet Lu sobie przeczytał tą notkę i nieźle się ubawił.
OdpowiedzUsuńHebius - myślę że byłoby inaczej gdyby zapłaciła za kurs.
OdpowiedzUsuńPolly - jakieś dobre winko, ciacho lub lody i można sobie poczytać ;-)Hebius - myślę że byłoby inaczej gdyby zapłaciła za kurs.
Polly - jakieś dobre winko, ciacho lub lody i można sobie poczytać ;-)
Nic tylko pogratulować cierpliwości. We mnie takie "dwie szczypty bezczelności" wywołują aktywację głęboko ukrytych, acz nieprzebranych pokładów złośliwości ;)
OdpowiedzUsuńTak, we mnie także. Ale nie mogą one ujść na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńTe szkolenia z UE tylko szkody wyrządzają. Niestety, również miałem do czynienia z osobami, które za kurs płacić nie musiały i zupełnie inaczej się z nimi pracowało (gorzej).
OdpowiedzUsuńreg