Poniedziałek
Przez godzinę jeżdżę z panią która ma 28 jazdę i za chwilę kończy kurs. Nie potrafi nawet ruszyć. Nie mówiąc o tak skomplikowanych czynnościach jak kręcenie kierownicą, czy hamowanie. Chyba się obraziła jak powiedziałem co o tym sądzę. Natomiast w piątek widziałem jak zapisywała się na egzamin teoretyczny - czyli ktoś wypuścił ją z kursu...
Wtorek
Jazdy zaczynam dopiero od 13, kiedy słońce przygrzewa chyba najbardziej. Prawie nie wychodzę z klimatyzowanego wnętrza auta. Minusem to, że kręgosłup boli bardziej niż zwykle.
Środa
Po deszczu na placu mnóstwo ślimaków. Przenoszę je z pasa ruchu na bok (i w końcu mam trochę ruchu :P)
Czwartek
W drugiej pracy niezły armagedon - w zasadzie już od ponad dwóch tygodni. Mimo że prawie wszyscy chcieliby abym przeszedł wcześniej lub został dłużej, staram się być asertywny. I zamykam się jeszcze bardziej.
Piątek
Kursantka która ma problem z pierwszeństwem przejazdu (pisałem o niej w ostatnim wpisie) odwołuje już kolejną jazdę. Jej przerwa w jeździe staje się coraz dłuższa, a to raczej nie służy procesowi nauki...
Może kursantka z poniedziałku nie zda...aczkolwiek wypuszczając taką na egzamin to szkoła sobie trochę w kolano strzela...
OdpowiedzUsuńA tych co mają problem pierwszeństwem przejazdu to musisz do mnie przywieźć- mamy takie super skrzyżowanie, że czasem i doświadczeni kierowcy mają problemy...
Na pewno nie zda, ponieważ ona nie umie sprawdzić świateł więc pierwszego zadania nie zrobi. Szkoła strzela w kolano, ale...(tu muszę zamilknąć...)
UsuńChyba że tak ;)
UsuńZa moich czasów nie było takich zadań :D normalnie stara już jestem :P
Znaczy babcia? :P
UsuńNoooo :P
UsuńTaa, babcia. To ja tu jestem emerytem i rencistą.
UsuńBabcia też za jakieś trzydzieści lat będzie emerytką ;)
UsuńLeżałem na piasku, sprytnie zaszyty w łańcuchu górskim, jaki tworzy piasek naniesiony wiatrem na krańcu plaży (...)
OdpowiedzUsuńŻuki jakieś - nie wiem, jak je nazwać - pracowicie snuły się po tej pustyni w celach niewiadomych. I jeden z nich, nie dalej niż na odległość mojej ręki, leżał do góry nogami. Wiatr go przewrócił. Słońce piekło mu brzuch, co zapewne było wyjątkowo nieprzyjemne zważywszy, że ten brzuch zwykł zawsze pozostawać w cieniu - leżał przebierając łapkami i wiadomo było, że nic innego mu nie pozostaje jak tylko to monotonne i rozpaczliwe przebieranie łapkami - i już omdlewał, po wielu może godzinach już konał.
Ja, olbrzym, niedostępny mu swoim ogromem (...) przyglądałem się temu machaniu i, wyciągnąwszy rękę, wydobyłem go z kaźni. Ruszył naprzód, przywrócony w jednej sekundzie życiu.
Zaledwie to uczyniłem, ujrzałem trochę dalej identycznego żuka, w identycznym położeniu.
I wymachiwał łapkami. Nie chciało mi się ruszać... Ale - dlaczego tamtego uratowałeś, a tego nie?... Dlaczego tamten... gdy ten?... (...) Wziąłem patyk, wyciągnąłem rękę - uratowałem.
Zaledwie to uczyniłem, ujrzałem nieco dalej identycznego żuka, w identycznym położeniu (...)
Czyż miałem przemienić moją sjestę w karetkę Pogotowia dla konających żuków? Ale zanadto już zadomowiłem się w tych żukach, w ich wymachiwaniu cudacznie bezbronnym... i chyba zrozumiecie, jeśli już zacząłem to ratowanie, nie miałem prawa zatrzymać się w dowolnym miejscu (...)
Jednakże rozejrzawszy się, ujrzałem "trochę" dalej jeszcze cztery żuki, wymachujące i palone słońcem - nie było rady, wstałem w całym ogromie swoim i uratowałem wszystkie.
Poszły.
Wtedy moim oczom ukazał się stok lśniąco-gorąco-piaszczysty sąsiedniego zbocza, a na nim z pięć lub sześć punkcików wymachujących: żuki. Pośpieszyłem z ratunkiem. Wybawiłem. I już tak sparzyłem się z ich męką, tak bardzo w nią wsiąkłem, że widząc opodal nowe żuki na równinach, przełęczach, w wąwozach, ową wysypkę torturowanych punkcików, jąłem po tym piasku ruszać się, jak oszalały, z pomocą, z pomocą, z pomocą! Ale, wiedziałem, to nie może trwać wiecznie – wszak nie tylko ta plaża, ale całe wybrzeże, jak okiem sięgnąć, było nimi usiane, więc musi nadejść moment, w którym powiem „dość” i musi nastąpić ten żuk nie uratowany. Który? Który? Który? Co chwila mówiłem sobie „ten” – i ratowałem go nie mogąc się zdobyć na tę straszną, nikczemną prawie arbitralność – bo i dlaczego ten, dlaczego ten?”
„Aż wreszcie dokonało się we mnie załamanie, nagle, gładko, zawiesiłem w sobie współczucie, stanąłem, pomyślałem obojętnie „no, dość tego”, rozejrzałem się, pomyślałem „gorąco” i „trzeba wracać”, zabrałem się i poszedłem. A żuk, ten żuk, na którym przerwałem, pozostał wymachując łapkami (co właściwie było mi już obojętne, jak gdybym zraził się do tej zabawy – ale wiedziałem, że ta obojętność jest mi narzucona przez okoliczności i niosłem ją w sobie, jak rzecz obcą).”
W. Gombrowicz, Dziennik
Na szczęście plac manewrowy jest mniejszy...
UsuńDobrze, że nie piszesz o weekendzie...Aczkolwiek jestem ciekawy jakbyś to ubrał w przyzwoite słowa. :D
OdpowiedzUsuńChętnie Ci opowiem ;-)
Usuńmoże pani od pierwszeństwa przejazdu zniechęciła się i potrzebuje czasu by znowu spróbować ;)
OdpowiedzUsuńAle w ten sposób tylko pogarsza sytuację.
Usuńmożliwe, ale ludzie przez strach zachowują się czasem irracjonalnie ;)
Usuńzastraszyłeś laskę z piątku to teraz masz :P
OdpowiedzUsuńa u nas klima się w aucie skończyła z miesiąc temu i sprawdzamy ile damy radę bez nim się poddamy ha ha ha
druga praca ??? przecież zakończyłeś ? nie nadążam ...
Nie, nie zakończyłem drugiej pracy. Tylko trzecią, albo czwartą - zależy jak liczyć :P
Usuńto już przesada ... tyle prac dodatkowych. Trzeba mieć jeszcze czas dla siebie. Ja moją dorywczą kończę w tym roku już zapowiedziałam.
UsuńA to niby ja jestem pracoholikiem :P
UsuńPolly, ale wiesz ile ja mam wydatków? Alimenty, raty, komornik...
UsuńI dla wyjaśnienia - na pierwszym miejscu jest nauka jazdy, na drugim praca w innej branży, do tego dochodzi jeszcze fucha popołudniowa oraz mały dodatek - bardziej wieczorny. Do niedawna była jeszcze ta robota którą zakończyłem po kilku latach. No i jeszcze kiedyś zajmowałem się administrowaniem strony www, ale to już "po godzinach" :P
Usuńpowinno się mieć porządną pracę lepiej płatną a nie dziesiątki dorywczych za grosze bo wtedy nie masz czasu dla siebie i sobie wypruwasz żyły. Trzeba zmieniać pracę główną na lepiej płatną. Moja dorywcza to jest jakieś 150-200 zł więc już ją tego roku olewam bo zwyczajnie nie ma sensu.
UsuńTo zależy ile czasu na nią poświęcasz...
Usuńnie, to zależy czy jeszcze ją dobrze wykonuję i czy przynosi satysfakcję i efekty. Moja zajmuje mi teraz 3 godziny w miesiącu. A Twoje 4-5 w sumie ile zajmuje Ci godzin na dobę ??? ile masz wolnego z weekendu ???
UsuńNa tygodniu zwykle od 7 do 19-20, ale z przerwą w środku. A weekendy mam wolne.
UsuńKomornik, no ładnie, prawie jak u 972, ale chyba inny poziom umysłowy, to jak do tego doszło?
UsuńCo do kursantki pisałem, ktoś powinien jej powiedzieć, iż się nie nadaje, tylko że wszyscy po drodze na niej zarabiają i kto zrzeknie się zysku
A co Ty, jestem trzy poziomy niżej...
UsuńPowiedziałem tej z poniedziałku że się nie nadaje. To stwierdziła że jestem najgorszy w firmie :D
Weekendy wolne? I wyrzuty sumienia Cię nie zżerają? Przeciez mógłbyś piątą i szóstą pracę wtedy ogarniać!
UsuńPracoholik! ;-P
;-D
Aberku, ale wiesz z kim spędzam CAŁY weekend? :D
UsuńTo powinno, oprócz samego powiedzenia, że się nie nadaje, skutkować wydaleniem z kursu, ale, jak pisałem wcześniej, każdy po drodze na niej zarabia, wiec takie coś nie działa.
UsuńJakie trzy poziomy niżej? Są jeszcze 3 poziomy niżej?
Nie no, oczywiście, że nic a nic się nie domyślam. ;-D
UsuńTak myślałem :P
UsuńA może ta z poniedziałku jest ofiarą olewki innego instruktora? Tylko kto idzie na egz, jeśli wie, że ma braki..
OdpowiedzUsuńNa uczelniach pełno ludzi tak robi. Mają braki, a idą, bo może się uda.
UsuńJestem człowiekiem, który świadomie przedłużył sb kurs, bo chciałam się wpitolić we wszelkie możliwe sytuacji..co słysząłam dookoła? " po co? nie masz co z pieniedzmi robic? kiedy egzamin x100", wiec w sumie takie podejscie mnie nie dziwi.. ja chcialam sie nauczyc jezdzic, wszyscy dookola pitolili tylko o egz.. to dobija.
OdpowiedzUsuńZ uczelnia to slabe porownanie, bo ta wiedza ma sie nijak do pracy..a tu juz mowimy o zyciu..