sobota, 16 czerwca 2018

Podsumowanie tygodnia 36

Poniedziałek

Przez godzinę jeżdżę z panią która ma 28 jazdę i za chwilę kończy kurs. Nie potrafi nawet ruszyć. Nie mówiąc o tak skomplikowanych czynnościach jak kręcenie kierownicą, czy hamowanie. Chyba się obraziła jak powiedziałem co o tym sądzę. Natomiast w piątek widziałem jak zapisywała się na egzamin teoretyczny - czyli ktoś wypuścił ją z kursu...

Wtorek

Jazdy zaczynam dopiero od 13, kiedy słońce przygrzewa chyba najbardziej. Prawie nie wychodzę z klimatyzowanego wnętrza auta. Minusem to, że kręgosłup boli bardziej niż zwykle.

Środa

Po deszczu na placu mnóstwo ślimaków. Przenoszę je z pasa ruchu na bok (i w końcu mam trochę ruchu :P)


Czwartek

W drugiej pracy niezły armagedon - w zasadzie już od ponad dwóch tygodni. Mimo że prawie wszyscy chcieliby abym przeszedł wcześniej lub został dłużej, staram się być asertywny. I zamykam się jeszcze bardziej.

Piątek

Kursantka która ma problem z pierwszeństwem przejazdu (pisałem o niej w ostatnim wpisie) odwołuje już kolejną jazdę. Jej przerwa w jeździe staje się coraz dłuższa, a to raczej nie służy procesowi nauki...

34 komentarze:

  1. Może kursantka z poniedziałku nie zda...aczkolwiek wypuszczając taką na egzamin to szkoła sobie trochę w kolano strzela...

    A tych co mają problem pierwszeństwem przejazdu to musisz do mnie przywieźć- mamy takie super skrzyżowanie, że czasem i doświadczeni kierowcy mają problemy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie zda, ponieważ ona nie umie sprawdzić świateł więc pierwszego zadania nie zrobi. Szkoła strzela w kolano, ale...(tu muszę zamilknąć...)

      Usuń
    2. Chyba że tak ;)
      Za moich czasów nie było takich zadań :D normalnie stara już jestem :P

      Usuń
    3. Taa, babcia. To ja tu jestem emerytem i rencistą.

      Usuń
    4. Babcia też za jakieś trzydzieści lat będzie emerytką ;)

      Usuń
  2. Leżałem na piasku, sprytnie zaszyty w łańcuchu górskim, jaki tworzy piasek naniesiony wiatrem na krańcu plaży (...)
    Żuki jakieś - nie wiem, jak je nazwać - pracowicie snuły się po tej pustyni w celach niewiadomych. I jeden z nich, nie dalej niż na odległość mojej ręki, leżał do góry nogami. Wiatr go przewrócił. Słońce piekło mu brzuch, co zapewne było wyjątkowo nieprzyjemne zważywszy, że ten brzuch zwykł zawsze pozostawać w cieniu - leżał przebierając łapkami i wiadomo było, że nic innego mu nie pozostaje jak tylko to monotonne i rozpaczliwe przebieranie łapkami - i już omdlewał, po wielu może godzinach już konał.
    Ja, olbrzym, niedostępny mu swoim ogromem (...) przyglądałem się temu machaniu i, wyciągnąwszy rękę, wydobyłem go z kaźni. Ruszył naprzód, przywrócony w jednej sekundzie życiu.
    Zaledwie to uczyniłem, ujrzałem trochę dalej identycznego żuka, w identycznym położeniu.
    I wymachiwał łapkami. Nie chciało mi się ruszać... Ale - dlaczego tamtego uratowałeś, a tego nie?... Dlaczego tamten... gdy ten?... (...) Wziąłem patyk, wyciągnąłem rękę - uratowałem.
    Zaledwie to uczyniłem, ujrzałem nieco dalej identycznego żuka, w identycznym położeniu (...)
    Czyż miałem przemienić moją sjestę w karetkę Pogotowia dla konających żuków? Ale zanadto już zadomowiłem się w tych żukach, w ich wymachiwaniu cudacznie bezbronnym... i chyba zrozumiecie, jeśli już zacząłem to ratowanie, nie miałem prawa zatrzymać się w dowolnym miejscu (...)
    Jednakże rozejrzawszy się, ujrzałem "trochę" dalej jeszcze cztery żuki, wymachujące i palone słońcem - nie było rady, wstałem w całym ogromie swoim i uratowałem wszystkie.
    Poszły.
    Wtedy moim oczom ukazał się stok lśniąco-gorąco-piaszczysty sąsiedniego zbocza, a na nim z pięć lub sześć punkcików wymachujących: żuki. Pośpieszyłem z ratunkiem. Wybawiłem. I już tak sparzyłem się z ich męką, tak bardzo w nią wsiąkłem, że widząc opodal nowe żuki na równinach, przełęczach, w wąwozach, ową wysypkę torturowanych punkcików, jąłem po tym piasku ruszać się, jak oszalały, z pomocą, z pomocą, z pomocą! Ale, wiedziałem, to nie może trwać wiecznie – wszak nie tylko ta plaża, ale całe wybrzeże, jak okiem sięgnąć, było nimi usiane, więc musi nadejść moment, w którym powiem „dość” i musi nastąpić ten żuk nie uratowany. Który? Który? Który? Co chwila mówiłem sobie „ten” – i ratowałem go nie mogąc się zdobyć na tę straszną, nikczemną prawie arbitralność – bo i dlaczego ten, dlaczego ten?”
    „Aż wreszcie dokonało się we mnie załamanie, nagle, gładko, zawiesiłem w sobie współczucie, stanąłem, pomyślałem obojętnie „no, dość tego”, rozejrzałem się, pomyślałem „gorąco” i „trzeba wracać”, zabrałem się i poszedłem. A żuk, ten żuk, na którym przerwałem, pozostał wymachując łapkami (co właściwie było mi już obojętne, jak gdybym zraził się do tej zabawy – ale wiedziałem, że ta obojętność jest mi narzucona przez okoliczności i niosłem ją w sobie, jak rzecz obcą).”
    W. Gombrowicz, Dziennik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście plac manewrowy jest mniejszy...

      Usuń
  3. Dobrze, że nie piszesz o weekendzie...Aczkolwiek jestem ciekawy jakbyś to ubrał w przyzwoite słowa. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. może pani od pierwszeństwa przejazdu zniechęciła się i potrzebuje czasu by znowu spróbować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale w ten sposób tylko pogarsza sytuację.

      Usuń
    2. możliwe, ale ludzie przez strach zachowują się czasem irracjonalnie ;)

      Usuń
  5. zastraszyłeś laskę z piątku to teraz masz :P

    a u nas klima się w aucie skończyła z miesiąc temu i sprawdzamy ile damy radę bez nim się poddamy ha ha ha

    druga praca ??? przecież zakończyłeś ? nie nadążam ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie zakończyłem drugiej pracy. Tylko trzecią, albo czwartą - zależy jak liczyć :P

      Usuń
    2. to już przesada ... tyle prac dodatkowych. Trzeba mieć jeszcze czas dla siebie. Ja moją dorywczą kończę w tym roku już zapowiedziałam.

      Usuń
    3. A to niby ja jestem pracoholikiem :P

      Usuń
    4. Polly, ale wiesz ile ja mam wydatków? Alimenty, raty, komornik...

      Usuń
    5. I dla wyjaśnienia - na pierwszym miejscu jest nauka jazdy, na drugim praca w innej branży, do tego dochodzi jeszcze fucha popołudniowa oraz mały dodatek - bardziej wieczorny. Do niedawna była jeszcze ta robota którą zakończyłem po kilku latach. No i jeszcze kiedyś zajmowałem się administrowaniem strony www, ale to już "po godzinach" :P

      Usuń
    6. powinno się mieć porządną pracę lepiej płatną a nie dziesiątki dorywczych za grosze bo wtedy nie masz czasu dla siebie i sobie wypruwasz żyły. Trzeba zmieniać pracę główną na lepiej płatną. Moja dorywcza to jest jakieś 150-200 zł więc już ją tego roku olewam bo zwyczajnie nie ma sensu.

      Usuń
    7. To zależy ile czasu na nią poświęcasz...

      Usuń
    8. nie, to zależy czy jeszcze ją dobrze wykonuję i czy przynosi satysfakcję i efekty. Moja zajmuje mi teraz 3 godziny w miesiącu. A Twoje 4-5 w sumie ile zajmuje Ci godzin na dobę ??? ile masz wolnego z weekendu ???

      Usuń
    9. Na tygodniu zwykle od 7 do 19-20, ale z przerwą w środku. A weekendy mam wolne.

      Usuń
    10. Komornik, no ładnie, prawie jak u 972, ale chyba inny poziom umysłowy, to jak do tego doszło?
      Co do kursantki pisałem, ktoś powinien jej powiedzieć, iż się nie nadaje, tylko że wszyscy po drodze na niej zarabiają i kto zrzeknie się zysku

      Usuń
    11. A co Ty, jestem trzy poziomy niżej...

      Powiedziałem tej z poniedziałku że się nie nadaje. To stwierdziła że jestem najgorszy w firmie :D

      Usuń
    12. Weekendy wolne? I wyrzuty sumienia Cię nie zżerają? Przeciez mógłbyś piątą i szóstą pracę wtedy ogarniać!
      Pracoholik! ;-P

      ;-D

      Usuń
    13. Aberku, ale wiesz z kim spędzam CAŁY weekend? :D

      Usuń
    14. To powinno, oprócz samego powiedzenia, że się nie nadaje, skutkować wydaleniem z kursu, ale, jak pisałem wcześniej, każdy po drodze na niej zarabia, wiec takie coś nie działa.
      Jakie trzy poziomy niżej? Są jeszcze 3 poziomy niżej?

      Usuń
    15. Nie no, oczywiście, że nic a nic się nie domyślam. ;-D

      Usuń
  6. A może ta z poniedziałku jest ofiarą olewki innego instruktora? Tylko kto idzie na egz, jeśli wie, że ma braki..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na uczelniach pełno ludzi tak robi. Mają braki, a idą, bo może się uda.

      Usuń
  7. Jestem człowiekiem, który świadomie przedłużył sb kurs, bo chciałam się wpitolić we wszelkie możliwe sytuacji..co słysząłam dookoła? " po co? nie masz co z pieniedzmi robic? kiedy egzamin x100", wiec w sumie takie podejscie mnie nie dziwi.. ja chcialam sie nauczyc jezdzic, wszyscy dookola pitolili tylko o egz.. to dobija.

    Z uczelnia to slabe porownanie, bo ta wiedza ma sie nijak do pracy..a tu juz mowimy o zyciu..

    OdpowiedzUsuń