środa, 30 września 2009

Nowe oblicze WORD-u

No dobrze, od razu przyznaję że tytuł jest nieco "naciągany" ;-) Chociaż, jeśli ktoś porówna WORD sprzed np 15-20 lat i dziś, to wieeeeeeeele się zmieniło ... Tylko, czy na dobre ?

W mieście w którym pracuję, pod koniec ubiegłego tygodnia oddano wyremontowany budynek WORD a wraz z nim nową poczekalnię dla zdających. Do tej pory, zdający egzamin czekali w sali z której nic nie było widać co się dzieje na placu egzaminacyjnym. Może się wydawać, że to nie ma większego znaczenia, jednak możliwość obserwacji, tego co się dzieje na placu, poczynań innych, to coś - co pozytywnie wpływa na osoby które za chwilę same mają się tam znaleźć i poprawnie wykonać określone zadania. Oczywiście, nikt nie zmusza do patrzenia, ale teraz taka możliwość istnieje. Całe dwie ściany są przeszklone, co zapewnia podgląd na cały plac manewrowy i drogę wyjazdową z WORD-u.

Aby wyeliminować "czynnik ludzki" przy doborze egzaminatorów dla kandydatów na kierowców, niebawem w nowej poczekalni ma się pojawić odpowiednie stanowisko do losowania. Wolny egzaminator będzie losował osobę do egzaminu, a wynik ma się pojawić na sporym "telebimie". Więc może w końcu odejdą w zapomnienie narzekania na koordynatora, że takiego "złego" egzaminatora przydziela ? Wg mnie to duży plus.

W ogóle, jak na tak małe miasto tutejszy WORD chyba ma już wszystko. Doskonałą lokalizację (możliwość wyjechania poza obszar zabudowany, spokojna okolica, stosunkowo niedaleko do centrum), cały teren ośrodka ogrodzony, miasteczko ruchu rowerowego, spory parking, bar zlokalizowany na terenie ośrodka, obszerne pomieszczenia socjalne z garażami, w każdym pomieszczeniu klimatyzacja, wejścia chronione kodem elektronicznym, a wszystko to poddane nadzorowi kamer i firmy ochroniarskiej ... No, może jeszcze brakuje porządnego autobusu na kategorię D - ale i w tym kierunku czynione są pewne kroki.

Tylko, czy to nie jest przerost formy nad treścią ?

Gdy ja zdawałem dawno dawno temu, jeździliśmy na "wytelepanych" maluchach i nierównym placu manewrowym w jednej z gorszych dzielnic miasta. Testy zdawałem na kartce papieru, po czym egzaminator siedział i sprawdzał wynik. Dziś testy losuje nam komputer, a np na kategorię B+E kandydaci na kierowców mają do dyspozycji najnowszy model Toyoty RAV 4 z klimatyzacją, mocnym silnikiem i wszystkimi dostępnymi systemami ułatwiającymi i uprzyjemniającymi jazdę. Ciekawe, kiedy kursanci będą korzystać z tempomatów (i ograniczenia prędkości nie straszne ;-)

Tak, dzisiejsze WORD-y rozrosły się do sporych rozmiarów. Pieniądze władowane w tą całą infrastrukturę musiały być olbrzymie, a wiemy że na tym koszty się nie kończą, przecież kosztuje bieżące utrzymanie tego, poważniejsze remonty, inwestycje itd. Kiedyś tego nie było, gdyż egzaminator był zatrudniony przy Urzędzie Miasta (np), "zamawiany" był pod egzaminy które odbywały się na pojazdach nauki jazdy (one są dostosowane do egzaminów - kiedyś nie było monitoringu, kamer i mikrofonów) i było .. dobrze ? Tak - wg mnie było dobrze. Kursanci zdawali na autach na których wcześniej jeździli, ośrodki szkolenia nie były zmuszane do pogoni za zmianą aut (do tych jak na egzaminie), nie było wątpliwych przetargów na zmianę pojazdów w WORD, egzaminy były tańsze, itp itd.

Wiele można pisać na ten temat. Dzisiejsze WORD-y to miejsca do:
- zarabiania pieniędzy,
- utrzymywania całej infrastruktury,
- egzaminowania,
- ...
- propagowania bezpieczeństwa ruchu drogowego.

Egzaminowanie zeszło na dalszy plan, a - paradoksalnie - wszystko to zaczęło się od zdających, bo gdyby nie oni to ...

sobota, 26 września 2009

Nie-lustrzane odbicie [2]


Na początek dobra wiadomość, zresztą - nie wiem czy dobra, ale miła na pewno :)
Postanowiłem, że nie będę czekał z odbiorem prawa jazdy z kolejną kategorią (czyli z A), tylko odbiorę dokument prawa jazdy wcześniej. Oczywiście, nie wiem czy będę miał możliwość pojeżdżenia jeszcze w tym roku, przed zimą, ale jak się taka okazja nadarzyłaby, to co ja wtedy zrobię ? Powiem sobie, że nie będę mógł się przejechać bo zaoszczędziłem 70.50 PLN ? O nie ! Taka okazja mnie może mnie ominąć! Więc niebawem idę do WORD napisać kolejną rezygnację z egzaminu na D i C+E, odbiorę prawko i ... będę się nim chwalił :P

Tymczasem, Pan B którego nieco poznaliśmy w poprzednim wpisie, stoi w miejscu. Dosłownie i w przenośni. Bardzo kiepsko wychodzi mu ruszanie, zbyt szybko podnosi sprzęgło, w efekcie czego silnik po prostu zostaje zdławiony. Druga i trzecia godzina jego jazdy to nieustanne szarpnięcia, zgaśnięcia i ostre hamowania (z prędkości około 10 km/h) ! Ciężko będzie nauczyć go płynności, przyzwyczaił się do jakiegoś domowego pojazdu i teraz są trudności ...

Gdy pojechaliśmy na plac manewrowy by dokonać sprawdzenia niektórych elementów bezpośrednio wpływających na bezpieczeństwo jazdy, kursant był bardzo tym znudzony, więc postanowiłem że skoro się tak irytuje tym to niech od razu sam opowie wszystko tak jak na egzaminie powinno być. Oczywiście,  nie dał rady. A przy okazji ujawnił się dość wąski zasób słów które używa kursant. No i problemy z nazewnictwem ...

Tymczasem Pani A cierpliwie, lecz skutecznie utrwala ruszanie z miejsca, uczy się odpowiedniego zajmowania miejsca na jezdni, pokonuje bardzo łatwe skrzyżowania (najczęściej w prawo).Zupełnie inna jazda, bez stresu, przekleństw, spokojna. Normalna. Bez złych przyzwyczajeń które trzeba poprawiać ...

*** *** *** ***

Jeszcze kilka zdań na temat egzaminu dla kandydatów na egzaminatorów. Miałem tą przyjemność przyglądać się i oto moje wnioski:

  1. Interpretacja przepisów jest różna i niespójna, co prowadzi do różnych "ciekawych" scen. Spostrzeżenia i uwagi którymi dzielą się zdający, tworzy chaos i wpływa zdecydowanie negatywnie na stan już posiadanej wiedzy, ludzie często po prostu "głupieją" słysząc różne wersje tych samych interpretacji.
  2. Większość ludzi nie przechodzi pozytywnie testów, a te nie są aż tak bardzo trudne.
  3. Aby zdać egzamin, trzeba umieć jeździć. Zdarzały się przypadki nieprawidłowego przejechania tzw łuku (kategorie B i C), równoległego tyłem (C), slalomu (A) i co najczęstsze - błędy przy hamowaniu awaryjnym i do zatrzymania w wyznaczonym miejscu (A).
  4. Jeden z kandydatów na egzaminatorów, przy hamowaniu awaryjnym motocyklem postawił go na przednim kole, po czym czym spadł na asfalt głową w dół dodatkowo przygnieciony motocyklem. Bardzo źle to wyglądało, pomocy udzielali egzaminatorzy bo już drugi kandydat na egzaminatora który był tuż obok nie zrobił kompletnie nic. Pewnie był w szoku ... Na szczęście nic się nie stało, tylko motocykl został odprowadzony do naprawy.
  5. Ów kandydat, który nie zrobił nic (prócz machnięcia ręką na znak hamowania awaryjnego), czekał na swoją kolej, więc zdawał po chwili (gdy zorganizowano motocykl zastępczy). Z tego co pamiętam, zdał.
 Ogólnie, to wydaje mi się część osób była słabo przygotowana. Z zasłyszanych rozmów i pytań, to się tylko  potwierdza ...

czwartek, 24 września 2009

Nie-lustrzane odbicie [1]



Jazdy ciężarówką się skończyły, motocyklem także ... :( Brakuje mi tego, przyzwyczaiłem się.

Tymczasem wczoraj na kurs przyszły do mnie dwie nowe osoby. Mają zaliczoną teorię, więc czas na praktykę. Dwie osoby, dwa charaktery, dwa różne temperamenty i dwa podejścia do kursu.

Pani A, bo ona pierwsza miała zajęcia z jazdy, bardzo uważnie słuchała, konfrontowała wiadomości z wykładami (sądząc po kilku moich pytaniach faktycznie na nie chodziła i notowała), wykazywała dość duże zainteresowanie. Oczywiście, na jazdę zrezygnowała z butów na obcasie, do tego była trochę zdenerwowana tym pierwszym spotkaniem. Od razu przyznała, że nigdy nie kierowała wcześniej autem, a "to całe prawo jazdy to wymysł mojego męża !" ... Początek jej numeru PESEL zaczyna się od cyfr 76.

Po około pół godziny, kiedy to opowiadałem co jest do czego w pojeździe, pojechaliśmy na spokojną uliczkę spróbować ruszyć, zatrzymać itp. Prędkość minimalna, użycie tylko pierwszego biegu, minimalizacja stresu, trzymanie kierownicy przy jeździe "na wprost" ... Zapewne czytelnicy tego bloga powiedzą - ale nudy ! Ale dla niej, to było mega-wyzwanie ! Na około 6-8 prób ruszenia, tylko 1 się nie udała. Oczywiście, wszystkie bez mojej pomocy. Wychodzę z założenia, że kursantowi nie wolno przeszkadzać (i zanadto pomagać). Ruszania (i wielu innych czynności) musi się nauczyć bardzo porządnie, więc przytrzymywanie sprzęgła przez instruktora to wg mnie pomyłka. Co innego w miejscu, gdzie z jakichś powodów kursant nie może sam ruszyć a nie możemy pozwolić na blokowanie ruchu.

Minimalizacja stresu, oswojenie z kierownicą i te 15-20 minut pierwszej praktyki szybko minęło. Zamiana miejsc, podjeżdżam pod ośrodek i ... koniec. Pani A wysiada z uśmiechem i obiecuje, że na następną jazdę nie będzie się już denerwować :)

A tuż po niej, podchodzi do mnie Pan B. Typowy osiemnasto-latek, z plecakiem, pomimo dość niskiej temperatury, ubrany jakby było 30 stopni ! Bardzo wyluzowany, przeżuwający gumę (jak ja tego nie znoszę), jeździł już kiedyś ciągnikiem, motocyklem i kilkoma starszymi osobówkami. Kiedy opowiadam co czeka go na kursie, a potem na egzaminie - wydaje się być zniecierpliwiony i znudzony (przy okazji - gdy pytam o to co było już na wykładach, twierdzi, nic nie pamięta). Ale ja się tak łatwo nie poddaję - po około pół godzinie, postanawiam że czas na ruszenie. Skoro B już jeździł, zaryzykujemy ruszenie spod ośrodka. Aut mocno szarpie, ale jakoś daje radę. Jedziemy na mało uczęszczaną uliczkę, by poćwiczyć ruszanie i zapoznać z działaniem sprzęgła, skutecznością hamulców itp.

Po dojechaniu na miejsce, czas na próby ruszenia - auto albo ostro szarpie, albo gaśnie. Kursant wyraźnie się irytuje, po czym następuje zamiana miejsc i pokazuję, jak można i trzeba ruszyć. Oczywiście, jest to nauka ruszania z obrotów biegu jałowego, czyli bez użycia gazu. Kursant próbuje, ale ewidentnie zbyt szybko podnosi sprzęgło i auto po prostu gaśnie. Wyluzowanie go nie opuszcza, a kolejne próby kwituje tekstem który musiałbym opatrzyć gwiazdkami. Pod koniec auto jakby mniej już szarpie, czasem uda się ruszyć bez zdławienia silnika. Czas na powrót, bo czas dobiega ku końcowi.

Oczywiście komentarz, podsumowanie jazdy i prośba o nieco inne zachowanie w czasie jazdy ... Zobaczymy, czy posłucha - następne jazdy niebawem.

wtorek, 22 września 2009

Po egzaminie II

Fakt zdania egzaminu powoli do mnie dociera :) Wcześniej skończył się kurs, myślałem o egzaminie, teraz jest już po i ... myślę nad tym, by jednak odebrać prawo jazdy z kolejną literką ! I już brakuje mi jazdy motocyklem, oczywiście ciężarówką też chętnie bym się powoził ...

Podsumowując kurs motocyklowy, to muszę przyznać - nie spodziewałem się że to może dać tyle frajdy ! Pamiętam, że na pierwszych jazdach trochę się bałem, ewentualnego wywrócenia, błędów i w ogóle - zastanawiałem się jak to będzie ? Teraz mogę powiedzieć - od samego początku podobało mi się coraz bardziej,  nie mogłem się doczekać każdej kolejnej jazdy. A później, to te dwie godziny na które się umawiałem na jazdy mijały jakby trwały 20 minut, a nie 120 ! Cały kurs udało mi się zaliczyć bez "wywrotki", a więc to jeszcze przede mną? ;-) 

Instruktor bardzo ciekawie prowadził zajęcia, cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania i - co bardzo ważne - tak jak mówił, tłumaczył i pokazywał - identycznie odbywało się to na egzaminie. Więc wystarczyło słuchać, nauczyć się i poprawnie wykonać. Pełny profesjonalizm, podobnie zresztą jak przy kategorii C (ciężarówka- z inny  instruktorem) - tak i tu nie mam żadnych zastrzeżeń. Współpraca - wg mnie przynajmniej - układała się bardzo dobrze, bez najmniejszych nawet zgrzytów. Tym samym poziom został umieszczony na wysokim pułapie. I właśnie z tego powodu, kolejną kategorią prawa jazdy jaką zamierzam "zrobić" będzie C+E, czyli ciężarówka z przyczepą. A kategoria D (autobus) zostanie na później. Na C+E będzie uczył mnie kolega z pracy (być może ten z kategorii C) i mam nadzieję, że przy D będzie podobnie.



Tak samo, jak arkusz przebiegu egzaminu. Przy C i A jest bardzo podobny, fajnie byłoby przy pozostałych kategoriach uzyskać podobny ... :)

Egzamin praktyczny - kat. A

Tak, właśnie wczoraj podchodziłem do egzaminu praktycznego na kategorię A (motocykl). W poniedziałkowy poranek obudziłem się - jak zawsze przed godziną 7, ale myślałem - jak to będzie na tym egzaminie ?

Jakimś cudem "przegryzłem" kanapkę i czas jechać do WORD-u ... Te 3-4 minuty jazdy, to oczywiście coraz bardziej narastający stres. Chwilę przed ósmą, z dowodem osobistym w kieszeni czekałem na rozpoczęcie egzaminu. A wraz ze mną dwóch kolegów z pracy i dziewięć innych osób.

A egzamin rozpoczął się grubo po ósmej, a raczej przed dziewiątą. Egzaminator - pan J - omówił zadania obowiązujące na placu manewrowym i po kolei każdy podchodził, zakładał kamizelkę z L z przodu i tyłu i wykonywał zadania. Grupa oczekujących stała w pewnej odległości od egzaminatora i zdającego, stąd jeśli ktoś powtarzał zadanie z powodu błędu, nie było dokładnie wiadomo z jakiego powodu. W dodatku, osoby które oczekiwały na egzamin tworzyły jakieś nowe przepisy, zasady i kryteria, których po prostu nie ma ! Np jeden z nich mówił, że trzeba używać kierunkowskazów jadąc slalomem i po ósemce, drugi twierdził że obowiązkowo należy sprawdzić stan amortyzatorów i układ kierowniczy w motocyklu ! Paranoja !

Słuchając tego wszystkiego można było odnieść wrażenie, że to zupełnie mija się od tego co mówił instruktor na kursie. Osoby które były słabo przygotowane po prostu nie wiedziały co robić. Co sprawdzać, a co nie, jak się zachować na egzaminie itp. Tymczasem nadeszła moja kolej. Założyłem tą kamizelkę (która się uporczywie odwracała na drugą stronę) i wylosowałem dwa elementy do sprawdzenia. Światła mijania i sprawdzenie poziomu oleju. Chyba każdy miał to samo, bo po prostu te dwie kart leżały na samym wierzchu :) Do tego obowiązkowy element czyli sprawdzenie łańcucha, założenie hełmu i przeprowadzenie motocykla na odległość 5 metrów.

Następnie przejazd pomiędzy pachołkami i wjazd na ósemkę. Motocykl egzaminacyjny (Honda CBF 250), była już porządnie rozgrzana i świetnie mi się nią jechało bez gazu. Egzaminator stał sobie obok z nadzorującym i rozmawiając obserwował czy nie najeżdżam na linie. Poszło sprawnie, więc po chwili wjazd na wzniesienie. Ruszenie wyszło również dobrze, więc odstawiam motocykl dla następnej osoby. Egzaminator: - Proszę czekać na wyjazd do miasta. - No to czekam ... :)

I trochę się naczekałem, bo dopiero o 14.10 wyjechałem. Chwilkę wcześniej jeszcze dwa zadania - hamowanie do zatrzymania w wyznaczonym miejscu i hamowanie awaryjne. To drugie zadanie każdy wykonywał baaaaardzo delikatnie hamując. Ja postanowiłem zrobić to tak jak na kursie - więc rozpędziłem się  na dwójce i na znak egzaminatora dość mocno wcisnąłem hamulec nożny i ręczny. Zatrzymałem się o wiele wcześniej niż pozostali, pomimo tego iż miałem większą prędkość.

No i czas na ruch drogowy. W lusterkach widzę pojazd egzaminacyjny z egzaminatorem i kierowcą. Trasa jest mi doskonale znana, więc w eterze kompletna cisza. Motocykl ten jest sporo słabszy od tego na którym uczyłem się jeździć. Po odkręceniu manetki mało się dzieje, prawie nic. Tuż obok WORD-u, wyjeżdżając z bocznej drogi na główną przy okazji wyłączania kierunkowskazu oczywiście - musiałem "trąbnąć" ! Cholera, znów palec poleciał mi za daleko i przez przypadek użyłem sygnału dźwiękowego. Na kursie też mi się to zdarzało (co prawda tylko na początku ...). Akurat w pobliżu nie było żadnego pojazdu, więc nawet nie mógłbym tego "zwalić" na kogoś innego :P Patrzę w lusterko, w słuchawce nic nie słyszę - no nic - jadę dalej :)

A dalej przejazd kolejowy i skrzyżowanie z główną drogą. Akurat nikt nie jechał, więc na dwójce spokojnie go pokonuję próbując dynamicznie rozpędzić się do 50 km/h. Co chwila zerkam w lusterka, Toyota z L na dachu wiernie podąża za mną ... Po przejechaniu bezkolizyjnego skrzyżowania z wyspą (tzw rondo) wjeżdżam na jedną z najważniejszych ulic w mieście. Przy okazji, jest to tak bardzo zniszczona ulica, z głębokimi koleinami, po której motocyklem jedzie się beznadziejnie ! Nie wiadomo, czy jechać przy prawej (nierówności plus studzienki), po koleinach na których bardzo "nosi" motocykl, czy też bardziej środkiem (wyprzedzające pojazdy plus nierówności i dziury) ... A prędkość trzeba utrzymać w okolicach 50 km/h.
Dalej dość łatwy przejazd przez kolejne rondo i rowerzysta do wyprzedzenia na jednojezdniowej drodze. Upewniam się na 200% czy nie ma w pobliżu przejścia i szybko wyprzedzam.

No i do WORD-u coraz bliżej. Im dłużej jechałem, tym pewniej się czułem i czerpałem więcej przyjemności z jazdy. Po kilku minutach wjechałem na plac, i gdy tylko zdążyłem rozpiąć pasek przy hełmie, egzaminator powiedział: - Pozytywny

Zdałem !! Ale super !! To niesamowicie miłe uczucie, które pamięta się baaaaaaardzo długo :))
No cóż - pozostało tylko podziękować egzaminatorowi i się pożegnać :)

A niebawem rozpoczynam kurs na C+E :)

Na zdjęciach Honda CBF 250

czwartek, 17 września 2009

Czerwone - jadę, zielone - stoję


To miało być zwykłe doszkolenie. Kurs pięcio-godzinny, szkolenie dodatkowe w zakresie kategorii B. Musi być przeprowadzone, po każdych trzech nieudanych egzaminach praktycznych.

24-letni kursant punktualnie przychodzi na pierwszą z pięciu jazd. Krótkie rozeznanie co do przyczyn niepowodzeń egzaminacyjnych ... i jedziemy. Technika ruszania całkiem niezła, dynamika prawie ok, przejazd  głównymi ulicami nie sprawia mu większych kłopotów. Ogólnie, sądziłem iż będzie nieźle i faktycznie da się uczulić kursanta na pewne drobne sprawy i "jakoś" przygotować go do egzaminu.

Niestety, trochę się myliłem. Następnego dnia, miałem z nim trzy godziny, z przerwą pośrodku. Wg planu, pierwszą godzinę jeździliśmy po mieście, a na kolejnych mieliśmy udać się na plac manewrowy. Ramy planu zostały zrealizowane, ale już sama treść nie bardzo. O ile wcześniej jeżdżąc głównymi ulicami jakoś to szło (poza tym, była to jego pierwsza jazda Toyotą Yaris więc nie czepiałem się np szarpnięć), to teraz przyszła kolej na "centrum" (proszę się nie śmiać, jakkolwiek to zabrzmi, centrum jest nawet w małym miasteczku :P), a tam bez obserwacji znaków - i ogólnie sytuacji - po prostu się NIE DA !!!

Pierwsze skrzyżowania z pierwszeństwem łamanym rozłożyły kursanta na łopatki. Błędne myślenie, że gdy się dojeżdża do drogi prostopadłej to trzeba wszystkich przepuścić, spowodowało że co chwilę mając pierwszeństwo po prostu zatrzymywaliśmy się (skrzyżowania w kształcie litery T). Może sposobem jest podkładanie nogi pod hamulec ? Tylko muszę mieć nieco twardsze buty ... (:P) Nieprawidłowe zachowanie kursanta powodowało mały chaos, gdyż inni kierowcy chętnie wykorzystywali niewiedzę przyszłego kierowcy. I gdy już ów zrozumiał, że to jego jest pierwszeństwo, ruszał - tak jak i ci którzy powinni stać. Ponadto, mimo poleceń jazdy drogą z pierwszeństwem, najczęściej jechaliśmy na wprost. A jaki był tego powód ? Sam kursant nie potrafił (nie chciał?) tego wyjaśnić. Oczywiście - nie patrzył na znaki ... (podobnie z ograniczeniem prędkości).

Z kolei, sygnał czerwony dla kursanta nic nie znaczy, bo - jak twierdzi - skoro inni stoją czemu nie skorzystać i nie przejechać ? Faktycznie stoją, ale tylko wtedy gdy jest czerwone dla każdego kierunku, co trwa dosłownie chwilę. Rozumowanie kursanta może i dal niego słuszne, ale jednak ja kieruję się innymi zasadami i na czerwonym wyhamowywałem uporczywie auto. Niestety kilkakrotnie. Taka jazda jest bardzo męcząca, gdyż nie wiadomo na jeszcze jaki inny pomysł wpadnie osoba ucząca się. Na jednym z kolejnych skrzyżowań zatrzymaliśmy się pomimo nadawanego sygnału zielonego. Czy ja aby na pewno mówię po polsku ? Sygnalizatora S-2 (ze strzałką "warunkową"), kursant chyba nigdy nie widział, bo chciał jechać tak jak zawsze - czyli na czerwonym - jazda a na zielonym - stop. Za to, idealnie przejechał na S-3 (skrzyżowanie bezkolizyjne). Nie dość, że na zielonym, to jeszcze bezproblemowo. Wszak wszyscy stali, więc idea "wszyscy stoją więc jadę" się sprawdziła.

I tak kolejnym pomysłem było nie ustąpienie pierwszeństwa pieszym (na przejściu). I co gorsze, dotyczyło to przejść doskonale widocznych, niczym nie zasłoniętych. I w owym czasie kursant nie był niczym innym zajęty jak tylko trzymaniem kierownicy i wciskaniem gazu. Kompletny brak oceny sytuacji wokół przejść skutkował nieustąpieniem pierwszeństwa. Zjechaliśmy na chwilę na bok, zwróciłem uwagę kursanta na pojawiający się problem z pieszymi i ... poskutkowało ! Szkoda tylko, że chciał wyprzedzić rowerzystę na przejściu, ale to już zostawiłem na kolejną godzinę jazdy.

Czas na plac manewrowy. Po spytaniu kursanta jak nazywa się pierwsze zadanie (nie umiał odpowiedzieć) od razu wiedziałem, że nie będzie łatwo. I co gorsze, kursant bardzo lekceważąco podchodzi do tej części egzaminu mówiąc "jakoś to będzie". Zawsze uważałem i uważam nadal, że ten pierwszy kontakt z egzaminatorem to doskonały czas na pokazanie się z jak najlepszej strony. Nie wymaga to żadnych umiejętności - po prostu wystarczy się nauczyć tego co trzeba, przygotować odpowiedzi na trudniejsze pytania i gotowe. "Jakoś to będzie" nie jest odpowiednią drogą ku temu, gdyż np samo wskazanie co jest gdzie pod pokrywą silnika to stanowczo za mało. Kursant uważał co innego - i zaproponował punkt następny - czyli sprawdzenie świateł - proszę bardzo - odparłem :)

Jak włączyć światła pozycyjne ? A cofania ? Jak sprawdzić światło hamowania ? I znów usłyszałem że się "czepiam" ... No tak, zadaję zbyt trudne pytania. O ja wredny ...

No to czas na jazdę pasem ruchu, tzw łuk. O ile zakręt był pokonywany w miarę ok, to na prostym odcinku koła pojazdu były albo na linii ograniczającej pas, lub poza nią. W pewnym momencie kursant wyjechał tak daleko, że na sąsiednim pasie przyszły kierowca po prostu się zatrzymał. No cóż, trzeba to poćwiczyć, tylko kiedy ? Z pięciogodzinnej jazdy została jedna. A błędów jest tyle, że nie wiem za co mam się zabrać ... A wszystko to po kursie na prawo jazdy ...

3 razy nie zdany egzamin, to 3 x 115 PLN, do tego teoria która utraciła ważność, czyli + 2 x 25 PLN (pierwszy i drugi egzamin teoretyczny). Do tego czwarty (i pewnie nie ostatni) egzamin praktyczny za 115 PLN i pięć godzin ze mną za 250 PLN. Ile to daje razem ? Mnóstwo nerwów, czasu. dojazdów do miasta i - na razie - 760 PLN. A wg mnie, to jeszcze nie koniec. Z tego co się dowiedziałem, kursant ani razu nie wyjechał na miasto. Dwa razy oblał egzamin na pierwszym zadaniu (sprawdzenie elementów pojazdu bezpośrednio odpowiedzialnych za bezpieczeństwo jazdy ...) a raz potrącił pachołek na "łuku".

Szkoda że nie wyciągnął z tego wniosku, ale każdy ma swój rozum ...

wtorek, 15 września 2009

Szkic egzaminu - kategoria A

Niebawem egzamin na kategorię A (motocykl, prawo jazdy tej kategorii uprawnia do jazdy każdym rodzajem motocykla). W zasadzie, to jestem już zapisany i tylko odliczam czas ...

Jak wygląda taki egzamin praktyczny na motocyklu ? Po sprawdzeniu dokumentów (np dowód osobisty), zakładam kamizelkę z literkami L z przodu i tyłu. Rozpoczynam pierwsze zadanie - sprawdzenie podstawowych elementów odpowiadających za bezpieczeństwo jazdy - losuję dwa punkty do omówienia. Jest ich mniej niż na kategorię B, bo w motocyklu nie ma np świateł cofania. Trzeci obowiązkowy element do sprawdzenia, to stan wizualny i naciąg łańcucha. Jeśli tu wszystko jest ok, przechodzę do drugiego zadania (obowiązkowo w hełmie ochronnym). Przeprowadzam motocykl na odległość pięciu metrów, bez uruchamiania silnika. Odstawiam motocykl na podpórkę, zdejmuję go z niej i wsiadam. Ustawiam lusterka (bez wewnętrznego :P), uruchamiam silnik, upewniam się do co możliwości ruszenia - i w zależności co powie egzaminator, jadę np na slalom pomiędzy trzeba pachołkami i wjeżdżam na "ósemkę". Należy po niej przejechać pięć razy bez najeżdżania na linie i podpierania się nogami.

Po zaliczeniu tego zadania, czas na ruszenie do przodu na wzniesieniu. Następnie hamowanie awaryjne i hamowanie do zatrzymania w wyznaczonym miejscu - to wszystko na placu manewrowym - po czym można już wyjechać w ruch drogowy.

Jadę pierwszy motocyklem, a za mną podąża pojazd z egzaminatorem i kierowcą ów pojazdu. Egzaminator posiada łączność ze mną, ale tylko w jedną stronę. Tzn słyszę co on do mnie mówi, jakie wydaje polecenia ale on nie słyszy mnie. Dość często egzaminator pyta, czy jest znana osobie egzaminowanej trasa egzaminacyjna, której mapa jest wywieszona w ogólnodostępnym miejscu w WORD. Jeśli egzaminowany zna trasę, w eterze jest cisza (no, chyba że są błędy ...). Jeśli nie zna trasy, egzaminator wydaje polecenia.

Sama trasa egzaminacyjna jest - wg mnie - bardzo łatwa. Wyjazd z obiektu (WORD), przejazd główną drogą (uwaga na szerokie przejścia dla pieszych),  w obie strony to tylko trzy skrzyżowania wokół których ruch odbywa się dookoła wyspy i trzy sygnalizacje świetlne, w tym jedna S-3 (przejazd bezkolizyjny). Co prawda, sygnalizacja ta ma bardzo krótko fazę zielonego światła, więc trzeba na to uważać, ale poza tym nie jest to skomplikowane, ale zobaczymy po egzaminie - a ten już niebawem :)

czwartek, 10 września 2009

Nowe prawo jazdy

A dziś tylko jedno zdjęcie, ale za to jakie ważne :))


Prawo jazdy zostało wydrukowane w iście ekspresowym tempie. Egzamin zdawałem 27 sierpnia, a dzień później urzędnik przybił pieczątkę. 4 września prawko czekało już do odbioru.
W wydziale komunikacji, gdzie je odebrałem normalnie trzeba uiścić opłatę (70.50) przed wysłaniem dokumentów do druku PWPW*. Ale od 1 września, kiedy  urząd został zasypany wnioskami o wymianę praw jazdy w związku z nadchodzącymi zmianami przepisów, urząd zrezygnował z obowiązku wcześniejszego opłacania prawa jazdy tak, by wszyscy zdążyli. Ludzkie, dość rzadkie, ale jednak ...

Jeszcze tyle tam pustych rubryk ... Niebawem egzamin na A, a potem D lub C+E. Zobaczymy co będzie pierwsze :)

* - Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych

sobota, 5 września 2009

Egzamin wewnętrzny

Kursant - 24 lata. Wcześniej miał za sobą trzy nieudane egzaminy (na kategorię B), a sam kurs robił w innym ośrodku. Oczywiście zaczynamy od sprawdzenia podstawowych elementów (...). Wylosował sprawdzenie poziomu oleju i światła awaryjne. Proste. Dobrze mu poszło. Przygotowanie do jazdy, i wjazd na łuk. Niestety - pojazd był ustawiony tyłem do pasa ruchu, więc poprosiłem by cofnął i wjechał na pas. I tu pierwsza wpadka. Kursant cofając rozjechał tyczkę wraz z pachołkiem. Ale niezręczność ! No i co z nim dalej zrobić - pomyślałem ?  Hmm, kursant podjechał do przodu a ja stwierdziłem - Proszę jechać do przodu pasem ruchu - Ale wydaje mi się że źle go oceniłem. Co prawda dojazd do stanowiska nie jest oceniany, ale najechanie na pachołek to stworzenie zagrożenia. Ewidentnie ! I teraz - po dogłębnych przemyśleniach - przyznaję się do błędu. Nie powinienem dalej ciągnąć tego egzaminu, lecz zakończyć go z wynikiem negatywnym (Walp - dobrze mówię ?)


No, ale stało się inaczej i po prawidłowo przejechanym "łuku" pojechaliśmy na miasto (oczywiście także po zaliczonym wzniesieniu). Uprzedziłem już wcześniej, że najważniejsze jest bezpieczeństwo i w tym względzie kompromisów nie będzie. Przypomniałem o jeździe dynamicznej i odpowiednim zachowaniu w stosunku do pieszych. Kursant ładnie, płynnie pokonywał kolejne skrzyżowania. Bacznie obserwował rejony przejść dla pieszych. Na ulicy I AWP ominął stojący pojazd i ... zjechał na prawy pas akurat na wysokości skrzyżowania na którym oczekiwał na możliwość wjazdu granatowy Passat. Jego kierowca po zauważeniu kierunkowskazu już miał wyjechać, ale powstrzymał się. Po tym manewrze kursanta skomentowałem jego nie do końca prawidłowe zachowanie.

Cały czas prosto dojechaliśmy do "ronda" na którym zawróciliśmy. Na drugim skrzyżowaniu z sygnalizacją w prawo. Płynnie, dynamicznie. Do kolejnego przejścia dla pieszych zbliżał się starszy pan. W pierwszej chwili sądziłem że się zatrzyma, ale on nagle wtargnął tuż przed nasz pojazd ! Kursant zahamował bardzo gwałtownie, na szczęście prędkość nie była duża. Z lekko wystającym przodem na przejściu zatrzymaliśmy pojazd. Spojrzałem w lusterko - srebrny Mercedes był tuż za tylnym zderzakiem - zapewne też ostro hamował.

Następnie parkowanie prostopadłe - wszystko zgodnie z kryteriami, więc jedziemy dalej. Tuż przed głównym skrzyżowaniem wjazd na osiedle, zawracanie i powrót na  główną. Dojeżdżamy do skrzyżowania, sygnał czerwony na sygnalizatorze, po chwili pojawia się strzałka warunkowa. Początkowo nie można z niej skorzystać, gdyż są piesi, ale piesi szybko schodzą z przejścia, strzałka świeci a my baaaardzo powoli ruszamy. Czemu tak wolno - pomyślałem. Tylne prawe koło lekko ociera o krawężnik, następuje zmiana nadawanego sygnału i na poprzecznej drodze piesi mają zielone, ale kursant zdaje się tego nie widzieć ! Jedzie dalej, jeszcze chwila, ułamek sekundy - moja noga jest już naszykowana do hamowania - i ... stało się ! Wciskam z pełną siłą hamulec niemal w ostatnim momencie - razem z kursantem ! Pojazd gwałtownie staje, lekko poirytowani piesi schodzą z przejścia - a kursant ma już wynik negatywny. Zjazd ze skrzyżowania na bok, uzupełnienie dokumentacji.

Szkoda, ale co ja mogę poradzić?

czwartek, 3 września 2009

Modernizacyjny kwiatek

Życie nie znosi próżni. Byłoby mało rozrywkowo, gdyby wszystko było tak jak należy. Dlatego w Chełmie, na głównej ulicy, na jezdni jednokierunkowej znajduje się od kilku dni linia podwójna ciągła. Nie pierwszy to raz i pewnie nie ostatni, kiedy znów doszło do pomyłki. A linia podwójna ciągła rozdziela pasy ruchu w przeciwnym kierunku. Więc nie może być umieszczona na drodze jednokierunkowej. W przeciwieństwie do pojedynczej linii ciągłej, która właśnie rozdziela pasy na drodze jednokierunkowej. Proste, prawda ? Zapewne, za jakieś 2-3 miesiące będą poprawiać ... Około pół roku temu był podobny problem, przy końcu ulicy Szpitalnej na skrzyżowaniu z Rejowiecką (od strony LO). Chełmski błąd był wówczs wyśmiewany na jednym (a może i nie jednym) z for ogólnopolskich ... Czy teraz będzie podobnie ? Wszystko wskazuje, że tak ...














A przy okazji, to na tej samej drodze stoją fajnie ustawione znaki. Kto w czasie jazdy je wszystkie ogarnie ? No kto ?                    

*** *** ***


A tak w ogóle - to wiecie czego mi brakuje ?   Tak - jazdy ciężarówką ;(
Ja chcę ciężarówkę !!  Ja chcę taki kurs jeszcze raz !!