piątek, 27 czerwca 2014

Lipcowe zmiany

Lipiec zapowiada się dość pracowicie. Zapewne pojawią się jakieś przecieki (rany, jakie to dziś modne i często wykorzystywane słowo!) z nowelizacji bazy pytań egzaminacyjnych. Z obecnych 1.5 tys. zrobi się (dokładnie od pierwszego lipca) dwa razy więcej - 3000. Oby tylko autorzy znów nie poszaleli i zamiast w ilość celowali w jakość.

Lipiec to także początek zmian - w końcu porzuciłem dotychczasowego operatora telefonii komórkowej Orange na rzecz Play-a. Po blisko dziesięciu latach spędzonych z tą siecią okazało się, że płacę za mało, by cokolwiek więcej wymagać. A ponieważ mój poprzedni telefon został wykąpany w Morzu Kreteńskim (o czym pisałem niedawno) rozglądałem się za czymś nowym. Play zaoferował najlepsze warunki, a część potrzebnych mi usług i akcesoriów dorzucił za darmo. I przede wszystkim - telefon dostałem za przysłowiową złotówkę (LG G2 mini). W Orange było to niemożliwe, choć przedstawiłem im moje potrzeby i dałem ponad miesiąc na ciekawą ofertę.

Wczoraj jedno kliknięcie dzieliło mnie od zakupu wakacyjnej wycieczki - tym razem do Bułgarii (początek września). W zasadzie nie planowaliśmy drugiego wylotu w tym roku, ale nadarzyły się świetne okazje: wylot z lotniska zlokalizowanego 60 km ode mnie, świetna promocja cenowa do bardzo fajnego rejonu Bułgarii. Niestety, nie tym razem. Ale bardzo nabrałem ochoty, spodobało mi się wszystko - lot, podróżowanie, zwiedzanie, no może trochę mniej jeśli chodzi o pakowanie przed powrotem. Czyli wrześniowe wakacje raczej spędzimy w Polsce. Zakopane? Bieszczady? Nie mam pojęcia, a może Mazury? Nie bardzo wiem co można tam robić prócz pływania na jeziorach...


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Wariacje

Czasem nawet jak się człowiek stara, trudno jest się połapać w gąszczu znaków ustawionych przy drogach. Jeden zasłonięty przez drugi, do tego wielka reklama obok. Bezsensowne "rzucanie" znaków stanowi problem nie tylko dla kandydatów na kierowców.


Jest sporo miejsc, gdzie wjeżdżając w uliczkę znak ustawiony jest TUŻ za skrzyżowaniem. Zauważenie takiego ostrzeżenia/zakazu/nakazu (itp.) jest praktycznie niemożliwe. Dodatkowo są miejsca, gdzie znaki ustawia się na takiej wysokości, że jedynie z ciężarówki lub autobusu można go dostrzec.


Jakby tego było mało, ograniczenia prędkości przed ostrym zakrętem mają w praktyce poprawić poziom bezpieczeństwa. Niestety, ich powszechność powoduje zdewaluowanie efektywności. Bo kto dziś zwalnia przed ograniczeniem prędkości w miejscach bez fotoradarów/kontroli prędkości? Czy nie wystarczyłby sam znak ostrzegający przed niebezpiecznym zakrętem? Czy naprawdę kierującemu trzeba najpierw pokazać że musi zwolnić do 70 km/h a następnie do 40 km/h?!

Źródła zdjęć: internet

czwartek, 19 czerwca 2014

Codzienność

Kreta pozostała juz tylko na zdjęciach i w pamięci. Tylko? Raczej aż! Niestety trzeba wracać do rzeczywistości, czyli do pracy. Pojawiły się teraz się dziewczyny, które mają kurs za naprawdę dobrą cenę. Ale, już widać (a już wyjeździły ponad 10 godzin) że się nie angażują nic a nic. Czyli nie patrzą na znaki, nie zapamiętują tego co mówię i ogólnie - luz/blues.

Chyba jednak są zbyt młode na to, by zrozumieć dlaczego powinny się przyłożyć do nauki...

wtorek, 10 czerwca 2014

Wakacje - podsumowanie

Tawerna na balkonach
Tawerny to nieodłączny element mniejszych i większych miasteczek Krety (na dachu budynku, na odkrytym wielkim balkonie - są prawie wszędzie). Turystów można doskonale odróżnić od Kreteńczyków - ci chodzą poubierani jakby było całkiem zimno. Oczywiście każde miejsce jest inne, trzeba próbować (lub patrzeć na ceny), bo są miejsca które w żadnym razie smakiem nie zaskakują (a już na pewno nie pozytywnie). Generalnie najniższe ceny nie powinny nas przyciągnąć, bo to co jest tanie jest co najwyżej średniej jakości. Inna kwestia, że wszędzie Kreteńczycy są mili, uprzejmi i bardzo życzliwi. Czasem się zdarzają sytuacje, kiedy kelnerzy/właściciel jest nachalny i stojąc na chodniku zaczepia każdego zachęcając do odwiedzenia jego restauracji. Wg mnie to bardziej odpycha klientów niż przyciąga.

Jedna z tawern po drodze na Elafonisi
Miejsca, gdzie wypiekają ciastka (ze słodkim serem) oraz wyciskają sok bezpośrednio przy kliencie są odpowiednio droższe, ale jakie tam panują zapachy! Dwa ciastka oraz litr pysznego soku pomarańczowego kosztują 10 EUR. Dużo, ale naprawdę warto.

Port w Chani
Język w ogóle nie jest problemem. Oczywiście fajnie byłoby powiedzieć coś po grecku - Kreteńczycy bardzo to lubią i odwzajemniają to jeszcze większym uśmiechem niż zwykle, choć i tak są bardzo uśmiechniętym (i zadowolonym?) "narodem". A więc: dzień dobry - kalimera, dobry wieczór - kalispera, dobranoc - kalinichta, proszę - parakolo. Nawet jak kaleczyłem angielski, pani z biura turystycznego była bardzo wyrozumiała, tłumaczyła i wyjaśniała kilka razy mówiąc do mnie bardzo wolno :)

Kreta jest piękną wyspą, mam ochotę jeszcze raz tam polecieć, zobaczyć mnóstwo innych fajnych miejsc na które tym razem zabrakło czasu :)


piątek, 6 czerwca 2014

Waaaakacje - c.d.


Czwartek - to dzień bez większego zaangażowania - to w końcu urlop! :) Oczywiście nie lubię nic nie robić, więc postanowiłem wybrać się do Rethymnon na miejscowy bazar (odbywający się w czwartki i soboty). Wiadomo, że lepiej kupić typowo greckie produkty na bazarze niż w super marketach. Okazało się, że to świetne miejsce na spróbowanie lokalnych specjałów: oliwy extra vergine, alkoholu pod nazwą Raki, oliwek, bardzo słodkich melonów i pomarańczy, seru feta itd. Kreteńczycy są bardzo hojni i życzliwi. Są też głośni i bezpośredni.


Targ był pełen ludzi, zapachy cytrusów mieszały się z zapachem suszonej bazylii i oregano oraz z pieczywem - co kilkanaście metrów znajdowały się mobilne stoiska z pięknie wyglądającym chlebkiem i różnymi bułkami. Obładowany drobnymi prezentami dla bliskich po 2-3 godzinach chodzenia wybrałem się na coś do picia i zjedzenia. Niedaleko słynnej fintanny Rimondi w samym centrum Rethymnon znajduje się cudna tawerna Kyria Maria. Prowadzi ją młoda kobieta (maksymalnie miała 38 lat), która chyba wkłada całe serce w to miejsce.


Pierwszy raz piłem tak pyszny sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy (3 EUR) i jadłem tak pyszną sałatkę grecką (5.5 EUR). Jestem zauroczony tym magicznym miejscem, oraz ludźmi tam spotkanymi. Wdałem się nawet w małą dyskusję z ojcem (chyba) właścicielki - jest typowym Kreteńczykiem - widać że nigdzie się nie spieszy, nie goni, za to cieszy z każdej chwili - zazdroszczę mu tego dystansu i wyluzowania. Wraz z rachunkiem otrzymaliśmy mały deser (free) - ciastka w kształcie pierogów ze słodkim serem. Przepyszne!


Nie chcąc opuszczać tego miejsca postanowiłem wypisać kartki pocztowe. Czas umilały nam śpiewy skowronków, które miały swoje domki tuż przy tawernie. A potem powrót do hotelu i ... pływanie w basenie/opalanie/pływanie w morzu/opalanie aż do późnego wieczora! :)


Piątek - o 6.15 zbiórka przy hotelu i wyjazd do Samarii - najdłuższego wąwozu w Europie. Cały autobus ludzi + przewodnik mówiący w pięciu językach. Po 3 godzinach jazdy jesteśmy na miejscu i rozpoczynamy schodzenie - bowiem szlak 16 km biegnie prawie cały czas w dół. Odpowiednie obuwie i woda - to bezwzględnie wymagane atrybuty wycieczki. W Samarii nie ma zasięgu GSM, a co kilka kilometrów znajdują się punkty medyczne które w razie problemów mogą osiołkiem (!) lub helikopterem dostarczyć kontuzjowanego turystę. Jak piszą w sieci, dość często ludzie łamią tam nogi, więc tym bardziej musiałem uważać. 16 km idzie się w około 6-7 godzin (z małymi przerwami na foto/wodę). Droga wiedzie wzdłuż rzeki, jest kamienista i dość trudna.


Po 6 godzinach dotarłem do końca - południowego krańca wyspy i Morza Libijskiego - ciepłego i wręcz zachęcającego do kąpieli (pomimo braku ręcznika itp gadżetów nie mogłem sobie odmówić - tym bardziej że prom był dopiero za 1.5 h). Tu zmęczone stopy przez chwilę choć odpoczęły. No właśnie - prom, ponieważ w tej miejscowości (Agia Roumeli) nie ma żadnej drogi prócz wodnej. Pół godziny i jesteśmy w miejscu, skąd autokarem wracamy do hotelu. Dzień pełen wrażeń :)


Sobota - to  ostatni dzień (nie licząc niedzielnego wylotu), postanowiłem jeszcze raz wybrać się do Rethymnon. W zasadzie to wydałem ostatnie euro na prezenty, wysłałem jeszcze kilka kartek pocztowych i znów wybrałem się do tawerny Kyria Maria. Pani oczywiście nas poznała i jeszcze bardziej miło zostaliśmy przyjęci. To bardzo urocze miejsce, na pewno jeszcze kiedyś je odwiedzę. A wieczorem piękny zachód słońca...


No i niedziela - o 14.30 transfer na lotnisko, a wcześniej ostatnie tak pyszne hotelowe śniadanie, ostatnia kąpiel w Morzu Kreteńskim, wymeldowanie z hotelu i podróż na lotnisko. Wylot z Krety opóźnił się o ponad 2.5 godziny, co spowodowało że zarezerwowany i opłacony wcześniej bus z Warszawy odjechał w siną dal. Niestety, w rozkładzie jakiejkolwiek komunikacji jest biała plama - od 22.30 do 2 w nocy nie ma żadnego połączenia, więc pozostało mi/nam koczowanie na dworcu centralnym. Nie wiedziałem, że stolica jest tak brzydka i nieprzyjazna w nocy.

c.d.n.