wtorek, 10 czerwca 2014

Wakacje - podsumowanie

Tawerna na balkonach
Tawerny to nieodłączny element mniejszych i większych miasteczek Krety (na dachu budynku, na odkrytym wielkim balkonie - są prawie wszędzie). Turystów można doskonale odróżnić od Kreteńczyków - ci chodzą poubierani jakby było całkiem zimno. Oczywiście każde miejsce jest inne, trzeba próbować (lub patrzeć na ceny), bo są miejsca które w żadnym razie smakiem nie zaskakują (a już na pewno nie pozytywnie). Generalnie najniższe ceny nie powinny nas przyciągnąć, bo to co jest tanie jest co najwyżej średniej jakości. Inna kwestia, że wszędzie Kreteńczycy są mili, uprzejmi i bardzo życzliwi. Czasem się zdarzają sytuacje, kiedy kelnerzy/właściciel jest nachalny i stojąc na chodniku zaczepia każdego zachęcając do odwiedzenia jego restauracji. Wg mnie to bardziej odpycha klientów niż przyciąga.

Jedna z tawern po drodze na Elafonisi
Miejsca, gdzie wypiekają ciastka (ze słodkim serem) oraz wyciskają sok bezpośrednio przy kliencie są odpowiednio droższe, ale jakie tam panują zapachy! Dwa ciastka oraz litr pysznego soku pomarańczowego kosztują 10 EUR. Dużo, ale naprawdę warto.

Port w Chani
Język w ogóle nie jest problemem. Oczywiście fajnie byłoby powiedzieć coś po grecku - Kreteńczycy bardzo to lubią i odwzajemniają to jeszcze większym uśmiechem niż zwykle, choć i tak są bardzo uśmiechniętym (i zadowolonym?) "narodem". A więc: dzień dobry - kalimera, dobry wieczór - kalispera, dobranoc - kalinichta, proszę - parakolo. Nawet jak kaleczyłem angielski, pani z biura turystycznego była bardzo wyrozumiała, tłumaczyła i wyjaśniała kilka razy mówiąc do mnie bardzo wolno :)

Kreta jest piękną wyspą, mam ochotę jeszcze raz tam polecieć, zobaczyć mnóstwo innych fajnych miejsc na które tym razem zabrakło czasu :)


8 komentarzy:

  1. To nic chyba nie stoi na przeszkodzie za rok znowu spędzić tam urlop :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowieści o Grecji przeczytane:) W Chani staliśmy w samiuśkim porcie przy nabrzeżnych knajpach:) Pamiętam, jak cała załoga wybrała się na kolację i wszyscy próbowali mnie namówić do spróbowania owoców morza i innego tego typu lokalnego jedzenia:) Ale ja ... to tylko ruskie pierogi. W końcu udało się załogantom wpłynąć na mnie i zamówiłam... lody - trzeba było widzieć minę kelnera - jak wraz z półmiskiem "robactwa" wniósł jeden pucharek z lodami:))))
    Kolejnym portem odwiedzonym na Krecie był Iraklion, skąd udaliśmy się na zwiedzanie Knossos. Byłam też w wąwozie Samaria (lokalnym autobusem dojechaliśmy do drewnianych schodów i w dół te 16 km:))) Dno wąwozu było suchutkie (sierpień, temperatury w dzień ok. 35-40 stopni, w nocy niewiele mniej). Pamiętam potęgę ścian skalnych, wąziutkie przejście (Stalowe Wrota) i stosy kamyczków na dnie wąwozu.
    A teraz trochę "pokadzę":)))) Piękne zdjęcia, bardzo ciekawe opisy - jednym zdaniem - fajnie się czyta takie posty:) Bardzo dziękuję za zaproszenie:) I oczywiście zgadzam się z przedmówcą - nic nie stoi na przeszkodzenia, aby za rok poznać nowe, ciekawe miejsca np. kolejny raz na Krecie. Czego serdecznie życzę:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ trzeba marzyć - to właśnie marzenia nadają sens życiu:) Kto nie marzy - umiera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli to dobrze że mam mnóstwo marzeń? :) :)

      Usuń
    2. Ależ oczywiście:))) Niektóre z nich na pewno nie zrealizują się (może to i dobrze:)))), ale niektóre mogą stać się rzeczywistością. Im więcej marzeń się ma, tym więcej można się po życiu spodziewać:)

      Usuń