środa, 29 grudnia 2010

Ostatni ...

... post w tym roku.Mam nadzieję, że nie ostatni tak w ogóle.

1) Zaspy, mróz + wszędzie biało. Na głównych drogach dało się jechać max 50 km/h, ale tylko na prostych odcinkach - bo wszędzie było biało. Na szczęście nie miałem początkujących kursantów, więc było w miarę ok. Plac manewrowy odśnieżałem za każdym razem kiedy byłem, a buty były mokre już z rana. Co godzinę oczyszczanie szyby z lodu, a tablic rejestracyjnych ze śniegu.

2) Oczywiście nie obyło się bez emocji. Jedna z kursantek przy zawracaniu wykorzystała wjazd do prywatnej posesji. Zdaje się, że zapomniała zahamować przed zamkniętą bramą, więc uczyniłem to za nią - później niż normalnie, wszak nie depczę nikomu po hamulcu. Zatrzymaliśmy się 5-10 cm od bramy, pomimo bardzo małej prędkości.

3) Mój kursant dziś próbował zdać egzamin. Nie udało mu się, a powodem był czerwony sygnał nadawany na sygnalizatorze. Dla niego nic nie znaczył, więc i zero reakcji z jego strony (jak jechał, tak jechał dalej). Zatrzymali się dopiero tuż za nim, przy udziale egzaminatora. Widziałem wszystko, bo stałem akurat na poprzecznej jezdni. Jak później do mnie zadzwonił "pochwalić się", puściłem mu taką wiązankę że sam się dziwię.

4) Jutro mam tylko dwie godziny, bo jakoś nie miałem chęci na więcej, toteż zrobiłem sobie wolne (nie licząc 2h). Potem wyjeżdżam z miasta - mam nadzieję że nie zawieje drogi - i wracam dopiero po Nowym Roku. Więc życzę Wam tego, co sobie tam marzycie, ale bez przesady - część życzeń trzeba zostawić na kolejny rok :)

Do zobaczenia - udanej zabawy :)

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Zimowe hamowanie

Nie wiem czemu, ale zawsze pod koniec roku przy wypisywaniu kart drogowych mieszam coś z datami. Dziś na przykład wpisałem rok  2012. Trochę się pospieszyłem i nie mam pojęcia czemu chcę się postarzeć aż o 2 lata !
Ostatecznie poprawiłem, ale jak szef będzie sprawdzał kartę to może się przyczepić tego, że jest "troszkę" pomazana. Przecież nie będę woził korektora, lub wypełniał drugiej z powodu błędu dwóch cyfr ? :P

Nie miałem ochoty dziś na nic, a tym bardziej na pracę. Sam nie wiedziałem, czy jechać na plac czy sobie go darować. W końcu pojechałem - i dobrze, bo okazało się że cały plac pokryty był lodem. Postanowiłem to wykorzystać i pokazać kursantom, że na lodzie kierowca robi swoje, a auto swoje. Fajnie, że prawie nikogo tam innego nie było, więc większość placu była do naszej dyspozycji.

Pierwsza próba to przyspieszanie - kursanci deptali gaz chyba do końca, ale prócz wyjącego silnika nic to nie dawało gdyż koła kręciły się w miejscu. Co wtedy robi kursant ? Dziwi się, że auto go nie słucha - i pyta mnie dlaczego ! Jak zwykle powstrzymałem się od dosadniejszego komentarza, powiedzmy - że miał prawo nie wiedzieć ...

Druga próba to hamowanie awaryjne. Jak już rozpędziliśmy się do około 30 km/h na moje polecenie kursant miał możliwie najszybciej wyhamować pojazd do zatrzymania. Tu kolejne zaskoczenie - że auto nie staje tak jakby sobie tego życzył kierowca. "Chyba jest ślisko" - mówi kursant. Przemilczałem to, po czym powtórzyliśmy proces hamowania z nieco większej prędkości. Pomimo nierówności na placu, systemy wspomagające stabilizację pojazdu nie dopuściły do wpadnięcia w poślizg czy zmianę toru jazdy. Auto hamowało równo, głośno (praca ABS-u) i długo.

Powtórzyłem te zadania także z kolejną kursantką, która reagowała bardzo podobnie. Jeśli się to wszystko utrzyma do jutra (a wiele na to wskazuje), spróbuję te elementy nauki jazdy przedstawić także jutrzejszym kursantom.

Źródło zdjęcia: Akademia Jazdy Toyota.

piątek, 24 grudnia 2010

Z wczoraj

1) VAT na szkolenie jednak nie wchodzi ! Prawdopodobnie pozostanie jedynie na kategorię A, ale nie jest to pewne.

2) Kursantka, która jeździła cały kurs u mnie zdała egzamin. Jeździła bardzo średnio, non stop miała jakieś "kontr-fakty" do moich uwag. Nie przepadałem za jazdą z nią właśnie dlatego. Zdała - będzie miała fajny prezent pod choinkę.

3) Miałem wczoraj dodatkową godzinę jazdy kursanta, który oblał wcześniejszy egzamin (chłopak z innego osk). Jeździł 2 razy lepiej niż kursantka powyżej. Nie zdał. Jakie były przyczyny - nie wiem.

4) A teraz już wyłączam komputer i znikam ... Wesołych Świąt, lub po prostu - miłego weekendu :)

czwartek, 23 grudnia 2010

Prezentowo ...

W chwili gdy wpis się opublikował siedzę sobie na firmowej wigilii. Szef zapewne wychwala firmę, jaka to jest prężna, dystansuje konkurencję i takie tam dyrdymały. No dobrze - w paru dziedzinach jesteśmy lepszymi niż inni, ale sporo nam jeszcze brakuje do ideału.

Dziś pracowałem od 8 do 14 - nie dłużyło się zbytnio (jak sądzę), gdyż w ten dzień więcej staliśmy niż jeździliśmy. Po 14 szybciutko podjechałem pod drugą firmę i spotkałem się na momencik z szefową. Przy okazji zrewanżowałem się małym prezentem - skarbonką w kształcie pszczoły (na załączonym zdjęciu) :)

Jutro dzień wolny, do pracy wracam w poniedziałek - ale dopiero od godziny 11 ustawiłem sobie kursantów, bo nie chcę się zrywać z łóżka wcześnie ... I tak nie długo, bo już w czwartek pojeżdżę tylko do 14 i potem odpoczywam. Jak to dobrze samodzielnie regulować sobie godziny i dni pracy ... :)

Wymarzonych prezentów dla tych którzy czekają na nie, pozostałym po prostu miłego weekendu :)

wtorek, 21 grudnia 2010

Święta, korki ...

Oględziny pojazdu dokonane, zdjęcia zrobione - czekam na wycenę. Jutro idę do ubezpieczyciela dopełnić końcowych formalności. Nie wiem tylko jak czasowo tego dokonam, bo mam niecałą godzinę a przy okazji muszę załatwić dwie inne sprawy na mieście. Oczywiście, jazda samochodem odpada, bo wtedy na pewno nie zdążę. Śnieg i przed-świąteczny tłok znów paraliżuje miasto - co mi w ogóle nie przeszkadza jak jestem w pracy. Co innego później ...

W kwestii paraliżu - przy marketach i centrach handlowych (gdzie dość często parkujemy - ponieważ to jedyne odśnieżone miejsca) jest bardzo dużo samochodów. Zapewne do piątku tak pozostanie, ewentualnie sytuacja jeszcze się pogorszy. A niech tam. Ja pracuję tylko do czwartku - od 14 już mam wolne, potem spotkanie firmowe, następnie to mniej oficjalne i wolne aż/tylko do poniedziałku.

sobota, 18 grudnia 2010

Kolizyjny kurs - c.d.

Dziś rano, pan od robienia fotek uszkodzonym pojazdom obfotografował Yariskę z każdej strony. Wewnątrz także - choć powiedziałem że nie wysprzątałem go w środku.

Dopiero on mi zwrócił uwagę, że tylne nadkole jest porządnie wgniecone. A więc to nie tylko uszkodzenie poszycia/lakieru. Przy okazji sprawdził głębokość bierznika - około 6 mm - czyli to ostatni ich sezon. Za rok będę musiał kupić nowe zimówki.

Po południu mróz nieco odpuścił, więc wieczorkiem na wykład postanowiłem pójść pieszo. Tym bardziej, że były spore zatory na drodze i wyszło - że pieszo byłem niewiele dłużej niż autem.

środa, 15 grudnia 2010

Znalezione ...

... w sieci. Zdjęcie pochodzi ze strony tvn.warszawa.pl (Rondo Wiatraczna). Przypomina to sytuację, kiedy w mieście na "rondzie" ruchem kierował strażnik miejski. A w zasadzie dwóch (choć to wątpliwe). Jeden stał do nas bokiem, a ten drugi stał obok - do nas przodem.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Kolizyjny kurs

1) Kilka dni temu miałem kolizję. Jak to zwykle bywa, ktoś w nas wjechał. Akurat staliśmy, gdy pewien pan postanowił zawrócić i nie do końca spojrzał co ma za sobą. Cofnął wjeżdżając nam w pojazd. Pomimo sporego huku i impetu uderzenia (ach, ta dzisiejsza młodzież - tylko depczą gaz do podłogi), mam "pamiątkę" w postaci małego wgniecenia i zadrapania. W ogóle nie rozpaczam z tego powodu. Kursantka zrezygnowała z dalszej jazdy tego dnia.

2) Nie mogę znaleźć dyszy spryskiwacza. Chyba nie pozostaje nic innego, jak kupienie owej części w ASO. Ale poczekam na kasę z ubezpieczenia (patrz wyżej).

3) Na mieście jest tyle śniegu, że w ogóle nie ma gdzie się zatrzymać. Ostatnio miałem zalodzenie wycieraczek (padał zamarzający deszcz) i nawet nie było gdzie stanąć by je oczyścić. Parkingi zasypane śniegiem, pobocza usypane zaspami spychanego śniegu z jezdni. Co "mądrzejsi" parkowali tak jak na zdjęciach. Ta Toyota zaparkowana po prawej stronie stała sobie kilka godzin, jak widać - każdy ją omijał i ruch toczył się obok niej. Na drugim zdjęciu panowie noszą jakieś worki sklepu znajdującego się po prawej stronie jezdni. Gdzie stanąć, jak nie da się wjechać na chodnik ? Oni wybrali powierzchnię wyłączoną tuż przy przejściu dla pieszych ...

sobota, 11 grudnia 2010

Z wczoraj

Kursant który prowadzi auto, co chwilę zadaje jakieś pytanie. Raz całkiem mądre i sensowe, raz trochę dziwne. Radzi sobie średnio. Czuje do mnie duży respekt, uczyłem go kiedyś w szkole. Widać nie czuł uraz po tych lekcjach, skoro przyszedł teraz na jazdę.

Na którejś z jednojezdniowych ulic zalega śnieg, zaparkowane pojazdy są  dosłownie wszędzie - także na przejściu i na skrzyżowaniu. Przy dojeżdżaniu do jednego z takich miejsc robi się gęsto i bardzo ciasno. Ponieważ kilka razy omawiałem takie sytuacje, teraz siedzę cicho i obserwuję co też  robi kursant (on chwilowo nie ma żadnego pytania). Zwalnia całkiem ładnie, do przejścia dochodzi facet i widząc hamującą eLkę wchodzi na przejście. To dość mocno zaskakuje kursanta, ale udaje mu się wyhamować auto do 0 km/h (pomimo śliskości jezdni, a zwłaszcza lodu po którym toczy się prawa część pojazdu) tuż przed przejściem. Ja nie reaguję, nie komentuję. Zupełna cisza. Pieszy opuszcza przejście, za nami kilka samochodów, a on męczy się z biegami. Tzn nie wie, jaki ma włączony bieg. Jest bardzo zestresowany całą sytuacją. Co chwilę patrzy w lusterko (auta za nami) i dźwignię zmiany biegów ! Włącza jedynkę, zmienia ją na trójkę, potem próbuje coś pomiędzy nimi - ale się nie daje ! Mija dwie, trzy, cztery sekundy - jeszcze nikt nie "trąbi", ale on już w ogóle nie myśli ! Po chwili ponownie włącza bieg pierwszy i szybko próbuje (lód z prawej) ruszyć.

Dla ochłonięcia daję mu nieco prostszą trasę. Po chwili pyta:
- [kursant] - pan się nigdy nie denerwuje ???
- [ja] - pytasz o tą ostatnia sytuację ?
- [k] - tak i ogólnie,
- [ja] - nie ma powodu do nerwów,
- [k] - ja bym tak nie umiał
- [ja] - [milknę, czując że to temat - rzeka, a jakoś nie szczególnie mam ochotę wyjaśniać mu te zależności. Jak wynika z moich obserwacji i tak jeszcze wróci do tego tematu]
 
Generalnie, to chyba jest zadowolony że ma takiego spokojnego instruktora. Ewidentnie należy do grupy osób, które w sytuacji nietypowej trzeba uspokoić i potrzymać za rękę. Nie dosłownie, choć kto wie ?

Dialog pod koniec jazdy:
- [k] - jak trzeba jeździć by zdać egzamin ?
- [ja] - zgodnie z przepisami, m.in bezpiecznie, płynnie, dynamicznie itd., po to mamy te minimum 30 godzin. Gdyby to było prostsze, mielibyśmy 2-3 godziny nauki, a potem nie mielibyśmy co robić.
- [k] - jeździlibyśmy ot - tak. I rozmawiali [podkreślił to dosadnie]
- [ja] - [zaskoczenie, znów milczę]

Teraz zaczynam łączyć fakty i rozumieć, czemu co chwilę kursant ma jakieś pytania, nie tylko te związane z ruchem drogowym i zawiłościami przepisów. Lubi rozmawiać, choć w szkole kilka lat temu był zupełnie cichym, nie wyróżniającym się uczniem.

środa, 8 grudnia 2010

Dziurawo !

Po ostatnim wolnym weekendzie przyszedł tydzień zapracowanego tygodnia. O wolnych chwilach już zapomniałem, marzę o następnych - ale na razie to nie możliwe. Ten weekend jest uczelniany, co nie znaczy że nie pracuję. Pracuję, a potem idę na wykłady. W sobotę i niedzielę po dwie godziny jazdy z kursantkami, które niebawem kończą kurs.

Tymczasem dziś kursant dość niefortunnie wjechał w głęboki śnieg (przy wymijaniu), po czym miał spory problem z wyjechaniem. Oczywiście, nie od tego jestem by się z nim zamieniać i wyjeżdżać z byle zaspy, więc po prostu podpowiedziałem mu co zrobić. Ostatecznie udało się - bez bólu. Wystarczyło z wyczuciem dodać gazu, wyprostować koła i wszystko.

Poza tym odwilż, ale na drogach oznacza to nowe dziury ! Jak pomyślę, że to dopiero początek slalomów z omijaniem ubytków w jezdniach, to mina mi rzednie.

piątek, 3 grudnia 2010

Skrótem [2]

Jak na razie zima trzyma. Tymczasem ja sobie spokojnie pracuję. Co prawda, wczoraj dwoje kursantów nie dojechało do miasta, ale dziś już bez większych zakłóceń.

Na dzień dzisiejszy, wszystko jest w porządku. Zero kolizji, nigdzie się nie zagrzebałem. Na ulicach ślisko, najczęściej trzymam się głównych tras, bo na innych jest bardzo kiepsko.

Często trzeba stawać, bo wycieraczki szybko pokrywają się lodem i to pomimo ogrzewania skierowanego na przednią szybę. Prędkość na ogół nie przekracza 20-25 km/h. Parkowanie tylko w wybranych, odśnieżonych miejscach. Czas w takich warunkach leci baaaaaaaaardzo szybko.

Sobota i niedziela wolna - więc odpoczywam - czego i czytelnikom życzę :)