niedziela, 30 stycznia 2011

Wrażenia - Yaris

Po krótkiej przerwie, czas na kontynuowanie tematu nauki jazdy o poszczególnych pojazdach. Dzisiejszy wpis kończy owy cykl mocnym akcentem - Toyotą Yaris. Od trzech lat pracuję na tym aucie, wiec już można spróbować ocenić ten samochodzik. Niedawno Yaris przeszedł lekki face-lifting - zmieniły się materiały wewnątrz, nowe wzory tapicerki, nowe wersje wyposażeniowe, dodano jeden bieg więcej (szósty), zmodernizowano silniki pod kątem ekologii. Na zewnątrz lekko zmieniono reflektory przednie i lampy z tyłu (na zdjęciach wersja sprzed poprawki)

Zalety (głównie okiem kursanta):

1) Bardzo dobry promień skrętu (ułatwia parkowania, zawracania, spóźniony skręt itp).
2) Wielkie lusterka (na placu linie są widać doskonale), dobra widoczność w każdym kierunku (m.in chowane zagłówki z tyłu).
3) Świetny układ hamulcowy (duże wyczucie, fenomenalna skuteczność).
4) "Wspomaganie" uruchamiania silnika (wystarczy przekręcić kluczyk - bez czekania na "zaskoczenie" silnika).
5) Mnóstwo przypominaczy - o niezapiętych pasach, otwartych drzwiach, zaciągniętym hamulcu awaryjnym itp itd.
6) Bogate wyposażenie większości wersji Yarisów - m.in w klimatyzację (zbawienne w upalne lato i deszczową jesień).

Wady:

1) Włącznik świateł jak w Puncie - stąd problem w tej kwestii identyczny jak w Fiacie.
2) Cicho pracujący silnik powoduje, że spora część kursantów próbuje uruchamiać już pracujący silnik. Co prawda istnieje częściowe zabezpieczenie przed takimi sytuacjami (np niemożliwość uruchomienia auta bez do końca wciśniętego sprzęgła, a także wyłączenie rozrusznika), ale np przy parkowaniach zdarzają się takie sytuacje. Wiem, trudno to uznać za wadę - ale dla kursanta - jak silnik nie warczy, to znaczy że zgasł :P

3) Aby uruchomić pojazd, należy wcisnąć sprzęgło. Do samego końca. Nie da się uruchomić silnika wciskając sprzęgło od strony instruktora (no chyba, że się "zaprzemy" z maksymalną siłą). Kursant będący w stresie, "baranieje" i nie pamięta o sprzęgle. W efekcie czas ucieka, kierowcy z tyłu używają sygnału dźwiękowego, a egzaminator przerywa egzamin. Nie wiem czemu, ale kursanci zapominają o konieczności użycia sprzęgła.
4) Cyfrowy prędkościomierz - przekleństwo dla kursantów. Pokazuje z dokładnością do 1 km/h prędkość, co powoduje że nawet małe przekroczenie prędkości jest natychmiast zauważane przez egzaminatora. Niestety, należy prędkości pilnować - co nie jest tak łatwe, gdyż silnik jest cichy, ma sporą moc jak na takie gabaryty i najzwyczajniej (w mieście zwłaszcza) zachęca do szybszej jazdy.

Ogólnie, to bardzo przyjazne autko. Liczba zalet zdecydowanie góruje nad wadami. Pojazd przyjemnie się prowadzi, jest komfortowo wyposażony w zasadzie niczego mu nie brakuje. A że sam nie parkuje ? No tak, ale może następna wersja Yarisa będzie miała i systemy parkowania ;-)

Wszystkie zdjęcia pochodzą z serwisu v10.pl

piątek, 21 stycznia 2011

Wrażenia - Punto

Fiat Punto - swego czasu jedno z najbardziej popularnych modeli w Polsce. WORD-y także go miały - choć krótko, ale miały. Dla mnie jako instruktora będzie ono zapamiętane pod znakiem poznawania personelu pewnego serwisu (z powodu częstych odwiedzin). Poznaliśmy się naprawdę dobrze, miałem też sporo nieplanowanego, wolnego czasu.

Zalety (głównie okiem kursanta):

1) Wysoka pozycja za kierownicą (siedzi się, jak na koniu), sporo widać.
2) Niezwykle ubogie wnętrze, wiec nie ma się czego uczyć.
3) Leciutko działający hamulec awaryjny - nawet delikatna kobieca dłoń, była w stanie z tego skorzystać.

Wady:

1) Twarde sprzęgło i miękki jak wata hamulec ! Dodatkowo trudny w wyczuciu. Ile razy lądowałem na przedniej szybie - nie byłem w stanie policzyć. Ile razy ktoś z tyłu hamował gwałtownie - mnóstwo ! Sprzęgło nie pomagało w ruszaniu, silnik często gasł. Trzeba było sporo uwagi poświęcić na wyczucie sprzęgła, bo inaczej nie było jazdy.
2) Wyłączane światła mijania (na pozycyjne lub zupełnie) w czasie włączania kierunkowskazów. Kursant, który zajęty jest innymi sprawami przed skrzyżowaniem, niezdarnie używa dźwigienki od kierunkowskazów, którą przy okazji włącza się światła. Efekt - często nauki jazdy Puntem jeżdżą bez świateł (instruktor nie zawsze zauważy).
3) Bardzo mało elastyczny silnik nie wybacza żadnych błędów. Z drugiego biegu nie da się ruszyć, przy małych prędkościach owa dwójka strajkuje - silnik dławi się niesamowicie szarpiąc karoserią po czym wszystko staje. Pod koniec produkcji tego modelu, Fiat zmienił oprogramowanie silnika, co pomogło wyeliminować ten problem.

Elementy pojazdu, które były wymieniane podczas pracy (te które pamiętam):

  • sprzęgło (duuuuuuuuuuuużo razy)
  • komputer sterujący pracą silnika (strasznie drogie cholerstwo, szczęście (?) że padło tylko raz)
  • wentylator silnika (regularnie i często)
  • stacyjka
  • wspomaganie kierownicy
  • akumulator, alternator, rozrusznik itp itd
  • elementy układu hamulcowego i zawieszenie
  • świece zapłonowe, wtryskiwacze itp.
Jeden z najgorszych samochodów do nauki jazdy. Kursanci, mając wybór nie wsiadali do Punto lecz do Corsy. Linka holownicza, telefon do serwisu i młotek (serio ! - do "reanimacji" wspomagania kierownicy) to wyposażenie obowiązkowe Fiata  Punto :)

czwartek, 20 stycznia 2011

Wrażenia - Corsa

Wrażenia z jazdy każdym wspomnianym we wcześniejszym wpisie autem, jest inne. Dla kursanta, który często ma pierwszy kontakt na kursie z samochodem, "przyjazne" auto to spora część sukcesu.

Opel Corsa - który pojawił się pierwszy, to bezkonfliktowe auto.

Zalety pojazdu, zwłaszcza pod względem nauki kursanta:

1) Duże przeszklone powierzchnie boczne zapewniają dobrą widoczność, chowane zagłówki z tyłu + ogromne lusterka pomagają w jeździe.  Ubogie wyposażenie stanowiło prostotę wnętrza, więc nie było czego się uczyć, przełączniki i manipulatory były szybko opanowane przez kursantów.
2) Mała szyba czołowa szybko "odparowuje" po włączeniu nawiewu, sprzęgło działa lekko, hamulce mają wyczuwalny skok a skrzynia biegów jest precyzyjna i lekko działająca.
3) Technologia Twinport przyczyniała się do sporek ekonomiki, ale także do dużej elastyczności silnika. Powodowało to, że można było spokojnie toczyć się na trzecim biegu w mieście, a nawet jak ktoś zapomniał zredukować bieg to nic się nie działo - Opel jechał posłusznie dalej bez jakiegokolwiek szarpnięcia.

Wady:

1) Dotykowy włącznik (dźwignia po włączaniu drogowych wracała w pozycję wyjściową) świateł drogowych powodował, że kursanci kilka razy włączali i wyłączali te światła. Dla innego kierowcy niż kursant to żaden problem, ale tu to co innego.
2) Mankamentem był brak regulacji wysokości fotela kierowcy, przez co niektórzy siedzieli zbyt nisko.
3) Hamulce. Zasadniczy jest średnio skuteczny, co nie jest zbyt fajne. Brakuje mu ostrości przy gwałtownym nacisku. Awaryjny szybko tracił skuteczność. Oczywiście, serwis z tym walczył - ale i to nie przynosiło szczególnych efektów. Jak pojazd był nowy - działał idealnie, po około roku już nie.
4) Duży promień skrętu - powodował trudności w zaparkowaniu, nie wybaczając błędów przy złym ustawieniu do manewru. Często parkowaliśmy z korektami.

Elementy pojazdu, które były wymieniane podczas pracy (które pamiętam):

  • sprzęgło (kilka razy)
  • przełącznik kierunkowskazów (wyłamany)
  • dźwignia do ustawiania lusterka zew. (wyłamana)
  • akumulator
  • elementy układu hamulcowego
  • szyba czołowa (kamień)
  • automatyczny włącznik świateł cofania
  • przepustnica
Ogólnie, to neutralne i przyjemne auto do jazdy - zwłaszcza dla ludzi nie jeżdżących wcześniej.  Następny wpis będzie dotyczył Fiata Punto :)

wtorek, 18 stycznia 2011

Z wnętrza ...

Z galerii wnętrz pojazdów, na których miałem przyjemność uczyć jazdy w kolejności chronologicznej:

Pierwsze auto, pierwszy stres ... Opel Corsa 2005 (niezniszczalny, jeżdżę nim do dziś prywatnie):



 Potem krótka przesiadka kilka epok wstecz - Fiat Punto 2001 (strasznie było, większość czasu auto stało w serwisie):




No i skok w siedmiomilowych butach do przodu, Toyota Yaris 2008 (dziwnie, świeżo i znowu dziwnie) :


Od paru dni jeżdżę też takim modelem z roku 2010 (miękka praca silnika, beznadziejnie "wysokie" sprzęgło):


A ciekawe, kiedy będę jeździć takim (już wiem, że będzie drogo i kredytowo ...



Dla niezorientowanych - Za symboliczną złotówkę warszawski WORD będzie wynajmował miesięcznie nowe samochody, na których przeprowadzane będą egzaminy na prawo jazdy w stolicy ...  czytaj dalej

niedziela, 16 stycznia 2011

Firmowo ))

Pisałem już o tych błędach, które znajdują się w przeważającej ilości materiałów szkoleniowych, jakie zamówiła firma w której pracuję. Jak już wiecie (lub nie), to jedna z większych w regionie, więc takie materiały zamawiane są hurtowymi ilościami. Pamiętam jak dziś, gdy szef zlecał zamówienie tegoż zaznaczając nad wyraz dobitnie, że interesują go jedynie materiały zaktualizowane - z obowiązującymi normami prawnymi.

Skutek - w poprzednich wpisach. Co robi zatem szefostwo ?

Po pierwsze - wpadli na pomysł, żeby kopiować płytki z testami na kategorię B i rozdawać je kursantom, nawet za darmo (to nie podobne do szefa, jak znam życie pewnie wprowadzi jeszcze jakąś opłatę - zobaczymy). Wszak na płytach błędów brak, a że w książkach się troszkę pomylili - nie ma co robić problemu. Gdy wraz z innym instruktorem zgłaszałem mu, że książka zawiera mnóstwo pomyłek - zakrzyczał nas że niepotrzebnie stwarzamy problemy, że to tylko kosmetyka i w ogóle - że on (szef) nie ma czasu na takie pierdoły.

Wyszliśmy więc, a że firmowa łączność z biurem jest na stałym nasłuchu samego szefa i osób mu życzliwych, skomentowaliśmy zaistniałą sytuację przez SMS. Nie wiem, jak oni rzeczywiście będą kopiować te płytki zamiast złożyć reklamację, to jest to kolejny argument, by zacząć poszukiwać innego miejsca pracy.

Po drugie - wczoraj (sobota) odbyło się szkolenie w firmie. Tak - szef firmy w której pracuję organizuje "szkolenia" - czyli analizę statystyk zdawalności dla poszczególnych pracowników, omówienie bieżących zmian w ustawie prawa ruchu drogowego i naszkicowanie planu działania na najbliższe 3-4 miesiące. Z reguły jest też narzekanie na konkurencję, które to pochłania większość czasu. Zebranie zawsze odbywa się w soboty o godzinie 15.00. Trwa jakieś 2-3 godziny, od pewnego czasu nie chodzę. Raz, że mam najczęściej zajęcia, a dwa że to sobota - dzień wolny :)

sobota, 15 stycznia 2011

Z podręcznika ... (3)

Jak zapowiadałem, ciąg dalszy cyklu z książeczki dla kursantów. Książka zawiera coś jakby erratę - małą kartkę, dołączoną luźno do "dzieła". A oto i ona (poniżej). Tekst powiększyłem, gdyby ktoś chciał przeczytać całość. Najciekawsze jest zaznaczone kółkiem.

I powiększenie:

Wszystko się zgadza ? Czy oby na pewno ? Otóż nie. To co zaznaczyłem, nie jest prawidłowo oznaczone. Ponieważ poza obszarem zabudowanym na drogach dwujezdniowych oraz na drogach ekspresowych jednojezdniowych prędkość maksymalna (dla pojazdów o d.m.c do 3.5 t) wynosi 100 km/h, a nie 110 km/h jak podają w erracie. W książce podają prędkości maksymalne, które obowiązywały przed nowelizacją przepisów, czyli stare, wcześniej obowiązujące.

Może trzeba wydać erratę do erraty ?

piątek, 14 stycznia 2011

Zmęczony

Znów poustawiałem początkujące godziny jedna po drugiej i tak przez pół dnia. Chyba powinienem się załamać po tych wyczynach kursantów. Dobrze, że nie doszło do żadnego wypadku, pomimo tego że kursanci bardzo się "starali". I lepiej będzie, jak poprzestanę na tym wpisie.

Z Polskich dróg:

czwartek, 13 stycznia 2011

Z podręcznika ... (2)

Książeczka ta sama co poprzednio, pytanie 163:


Prawidłowe odpowiedzi: B C. I niby wszystko pięknie się zgadza, gdyby nie to że pieszy na tym zdjęciu znajduje się już na przejściu. Co prawda pytanie jest o - sygnał - ale do całości dołączone jest owe zdjęcie, na którym dokładnie widać iż pieszy nie czeka na możliwość przejścia na chodniku, a na jezdni.

I gdyby taką sytuację mieć w ruchu drogowym (a egzamin teoretyczny służy sprawdzeniu, czy kandydat na kierowcę opanował teorię wystarczająco dobrze by móc wyruszyć w drogę), kierowca nie mógłby skręcić w prawo, gdyż stwarzałoby to zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego. To, że nadawane są sygnały zezwalające na wjazd (zielone, sygnalizator S-3 - na załączonym obrazku) nie oznacza, że ZAWSZE można wjechać/przejechać. I właśnie w tym przypadku NIE MOŻNA.

Gdyby ktoś spróbował zrobić tak na egzaminie, dostałby wynik negatywny.

Nie tak dawno media nagłośniły przypadek, w którym kierujący pojazdem potrącił pieszego na przejściu dla pieszych. Kierujący miał sygnał zielony, pieszy czerwony. Kto został winny spowodowania wypadku ? Kierujący, gdyż samo zielone nie uprawnia do przejechania bez należytej obserwacji i zachowania szczególnej ostrożności.

środa, 12 stycznia 2011

Z podręcznika ... (1)

... nauki jazdy - Pytania testowe B - wydawnictwo Grupa IMAGE, Warszawa 2011 - pytania najnowsze z możliwych. Nr 126 (wersja książeczkowa):


Prawidłowa odpowiedź wg  autorów w/w podręcznika: C.

To ja gratuluję takiego opracowania, skoro tu się pojawiają takie błędy. Na tym zdjęciu niestety nie wyraźnie widać, ale sygnalizator poniżej tego który pokazuje sygnał czerwony nadaje sygnał zielony ! Zaznaczyłem go kółkiem:


Zbliżenie:


Bez komentarza.

C.d.n.

sobota, 8 stycznia 2011

Gołoledź

Wczorajszy poranek obudził mnie dziwnym dźwiękiem - intensywnego skrobania szyb, który dolatywał przez moje otwarte (jak zwykle) okno z pobliskiego parkingu. Na szczęście wstałem wcześniej - pomyślałem - więc i wyjdę wcześniej by przygotować pojazd do pracy.
Ponieważ zawsze mam w aucie środek chemiczny do usuwania lodu, szronu itp (bardzo skuteczny - przetestowany niejednokrotnie), więc nie sądziłem by długo czasu zajęło mi owe odlodzenie szyb. Pomyliłem się.

Aby nie porysować szyby w ogóle pozostawiłem obie skrobaczki spokojnie w bagażniku. Pozostała chemia. Po zastosowaniu preparatu na szyby spokojnie poszedłem wynieść śmieci, ale gdy przyszedłem nawet ponowa operacja z odmrażaczem nie dawała żadnej poprawy. Nie pozostało nic innego - na postoju rozgrzać "bolid" i ciepłym powietrzem z ogrzewania roztopić lód na przedniej, bocznych i tylnej szybie.

Wiem, to nie jest dozwolone, bardzo nieekonomiczne, nieekologiczne i w ogóle w dzisiejszych czasach - passe. Ponieważ pasek od alternatora (?) w Yarisach pracuje bardzo głośno rano - kiedy jest zimny, pohałasowałem sąsiadom przez te 10-15 minut, ale szyba oczyściła się na tyle - że swobodnie mogłem dojechać pod firmę. Z tym, że to nie koniec. O ile szyby były już przejrzyste, o tyle nie mogłem wystawić L-ki na dach, ponieważ tam również był lód.

Musiałem zastosować metody siłowe, rozbijając lód szczotką. Po 10 minutach mogłem jakoś ustawić L - ale bez możliwości wyjazdu poza miasto, bo magnes i tak bardzo słabo trzymał emblemat. Tylko, kto by się wybierał w taką pogodę za miasto ?

piątek, 7 stycznia 2011

Wewnętrzny

Oczywiście chodzi o egzamin, który właśnie dwa dni temu przeprowadzałem. Kursant dość młody, na oko 24-26 lat. Wydaje się nie być zestresowany,  pierwsze zadania wykonuje poprawnie. Może nie idealnie, ale nie oczekujmy tego. Mieści się w kryteriach - o tak bym go określił.

Po paru minutach wyjeżdżamy w ruch drogowy. Po wstępnych instrukcjach kursant wydaje się być małomówny, prawie nie słyszę jego potwierdzeń tego że zrozumiał co do niego mówię. Ale jednak usłyszał i zrozumiał, wiec jedziemy. Zauważam, że dość dziwnie zachowuje się w stosunku do pieszych. Tzn raz ma ochotę gwałtownie hamować kiedy do przejścia zbliża się człowiek, a innym razem nic sobie z tego nie robi - jakby go w ogóle nie widział.

I tak to trwa aż do pewnego momentu. Otóż dojeżdżając do głównego skrzyżowania w mieście na sygnalizatorach  świeci sygnał czerwony. Dla wygody (i ślepoty co niektórych ?) kierowców sygnalizacja jest powtórzona nad jezdnią - tam TEŻ jest czerwone. Tu akurat ruch pieszych nie jest zbyt wielki, ale z lewej strony na przejściu jest facet który zmierza w naszym kierunku. On ma zielone, my czerwone.

Pytanie zasadnicze brzmi: co robi kursant ? ... no, wiemy ? domyślamy się ? (w czasie namysłu polecam fajne zdjęcie - jedna z bocznych dróg,):



Otóż kursant ... nie robi NIC ! Jak jechał te 45-50 km/h, tak jedzie dalej ! Ponieważ skrzyżowanie jest coraz bliżej, pieszy także a ja nie widzę jego reakcji, w niemalże ostatniej chwili wciskam hamulec ! (mam w tym już doświadczenie - patrz poprzedni wpis i jazda z panią tuż przed egzaminem). Znów  odzywa się ABS, auto ledwie się zatrzymuje na tej śliskiej nawierzchni tuż przed przestraszonym pieszym ! Tuż po wyciszeniu się systemu ABD odzywa siękursant - parę razy głośniej niż ów system i wrzeszy:

- przecież bym zdążył !!!

Ze zdziwienia, nie wiedziałem co mu odpowiedzieć (tak na szybko) - więc po prostu "zabrałem" mu kierownicę i zjechaliśmy na przystanek autobusowy (tak tak, wiem że tam nie można się zatrzymywać). I tu się dopiero zaczęło. Nie spuszczając z tonu wrzasków ciąg dalszy mniej więcej było to tak:

- ja wiem że wy tak naciągacie kursantów na kasę, wy tylko tak potraficie !!! Już piąty raz podchodzę do wewnętrznego i co raz mnie ktoś opier***a. Ile kasy jeszcze chcecie ?

Słów niecenzuralnych nie przytoczę, bo i po co ? Gdy już wywrzeszczał swoje, podziękowałem za jazdę i grzecznie, acz stanowczo wyprosiłem pana z pojazdu - to był ten najmilszy moment egzaminu :) Zdjąłem szybciutko L z dachu i pojechałem na zakupy. Oczywiście, zdenerwowałem się bardzo, czego nie było widać przy kliencie (i tak miało być). Zakupy naturalnie się nie udały, więc tym bardziej w minorowym nastroju wróciłem do domu.

Jak to dobrze, że następny dzień był wolny ... Teraz czeka mnie tylko rozmowa z instruktorem tego kursanta i zdanie relacji z - przede wszystkim - jego zachowania.

środa, 5 stycznia 2011

Kolejny dzień ...

Ranek obudził mnie pięknym wschodem słońca (foto). Bardzo nie chciało mi się wstawać, ale nie było wyboru. Tym bardziej, że przed jazdą musiałem oczyścić pojazd ze szronu i lodu.

Początek pracy z dziś, to 47 godzina pewnej kursantki, która nie bardzo radzi sobie za kółkiem. 47 - czyli 30 godzin miała w cenie kursu, resztę dokupiła. Ale to nie koniec. Bo już opłaciła kolejne 13 - co w sumie daje 60 godzin. Czemu aż tyle ? Bo jak się nie umie, to trzeba ćwiczyć dalej. Można też zrezygnować - ona wybrała to pierwsze. Jadąc na jednym ze skrzyżowań pomyliła sprzęgło z hamulcem, co spowodowało nasze gwałtowne zatrzymanie. Chyba tylko cud sprawił, że Felicia jadąca za nami nie wjechała nam w bagażnik. Ale nie ma się co denerwować - w końcu to nauka jazdy :)

Z rana było zimno (-10 na termometrze) i bardzo ślisko. Przekonałem się o tym jadąc po czarnym asfalcie - kiedy na lekkim łuku pojazd ustawiło bokiem (prędkość około 40 km/h, lód na jezdni). Oczywiście kursant zaczął nerwowo szarpać kierownicą, a z uwagi na fakt nadjeżdżających pojazdów z przeciwka musiałem na krótką chwilę przejąć kontrolę nad pojazdem (nie lubię tego robić). Wystarczyło lekkie skontrowanie kierownicą - bez hamowania naturalnie. Od tego momentu, kursant jechał dwa razy wolniej.

Za zakrętem był wiadukt i tam się dopiero okazało, że inni także byli zaskoczeni śliskością. Zderzyły się dwa pojazdy, a ja najechałem na moment wyciągania jednego z kierowców z rozbitego auta. Naturalnie, te zdjęcia się tu nie pojawią, ale mam kilka innych z tego wypadku (foto). Ruch na wiadukcie był przez to poważnie utrudniony przez jakieś 3-4 godziny.

Po południu praca z panią która zażyczyła sobie jazdę tuż przed egzaminem państwowym. Nie wiem gdzie robiła kurs, ale o egzaminie wewnętrznym to nie słyszała nawet. Nie umiała ruszać, zmieniać pasa ruchu, parkować itd. W dodatku, parę razy musiałem za nią hamować, bo inaczej mógłbym tu zamieścić skasowany pojazd szkoleniowy. Nawet czerwone światło dla niej nie stanowiło. Tłumaczyła, że zatrzymałaby się - ale za sygnalizatorem, przed samą drogą poprzeczną. Brak słów, dobrze że to tylko godzina jazdy. Na koniec spytała czy ma jakieś szanse - i zupełnie mnie rozbroiła tym pytaniem. Wygarnąłem jej wszystko, łącznie z odradzaniem podejścia do egzaminu. Zostawiłem ją przy WORD, bo zadecydowała że "spróbuje". Zważywszy na fakt, że to chyba jakaś znajoma szefowej to w piątek pewnie będę na dywaniku, ale mam to gdzieś - czuję, że jeśli będzie się czepiał mojej opinii na jej temat, skończy się na konflikcie.

Nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni. Kiedyś już tak miałem, gdy oblałem znajomego szefa na egzaminie wewnętrznym. Młody chłopak zaczął od samego początku pajacować, pewnie wydawało mu się że potrafi jeździć. A nie dość że strasznie szarpał dźwignią zmiany biegów, to nie potrafił poprawnie przejechać skrzyżowania o ruchu okrężnym. Próbował wymusić pierwszeństwo i wjechał na powierzchnię wyłączoną (foto poniżej). Oczywiście natychmiast zjechaliśmy ze skrzyżowania gdzie poinformowałem go o wyniku negatywnym. Tak się obruszył, że nawrzeszczał na mnie w stylu "jak to ? przecież bym zdążył !" itp.

Najchętniej wygoniłbym go wtedy z auta, ale nie musiałem tego robić ! Kursant sam zrezygnował z dalszej jazdy :) Zostało mu jakieś 15 minut, więc sam wróciłem do "bazy". Po tym incydencie mniej więcej za dwa dni byłem u szefa, który miał do mnie pretensje że go oblałem ! Na spokojnie przedstawiłem swoje argumenty, tylko kto by ich tam słuchał ? Jak zwykle zostałem "zahukany" i "zakrzyczany" że tak nie wolno robić, że powinienem być bardziej wyrozumiały i że w ogóle to się czepiam. Bo rzekomo szef z nim jeździł i było "tak cudownie".

To niestety nie koniec atrakcji, ale pozostawię to na kolejny wpis blogowy.

wtorek, 4 stycznia 2011

Nowy wymysł

Podsłuchana (niechcący) rozmowa "dyspozytorni" (d), instruktora (i) i szefa (s):

i - mam nadzieję że na czwartek (06.01 - przyp. własne) nikt nie wpisał klientów ?
d - nie, jasne że nie.
i - jakiś kursant chciał, ale chyba mu się coś pomyliło
s - jak kursant chce, to masz pracować !!! (złośliwość i głośność wypowiedzi zdecydowanie ponad przeciętną u niego)
i - ale to jest święto, firmy i pracownicy mają wolne !
s - to jakieś nowe wymysły, wcześniej nie było wolnego. Pracować i już !!!

Koniec. Ja oczywiście nie pracuję, ale "i" chyba nie będzie miał wyboru. Nie licząc tego, że może się zwolnić oczywiście :-)

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Kryminalnie

W ostatnich dniach roku odpoczywałem, czytałem, "netowałem" i długo siedziałem po nocach. W efekcie tego odpoczynku wcale nie odczułem, ale mniejsza o to. Poniżej parę fotek. W sumie nie wiem co mnie skłoniło, ale prawie sto zdjęć zrobiłem. Oczywiście wszystkie w białej scenerii ;-)

Zaczytałem się w kryminale Wallandera - ale z racji powyższego plus gości, nie udało mi się przeczytać całości.

A dziś już w pracy - ale nie ma się co przemęczać - to tylko kilka godzin. Było jak prawie zawsze w zimie - ślisko, powoli, tylko czas płynął szybko.