niedziela, 27 stycznia 2008

Krąbrny i basta.

Jak zmusić ucznia do przestrzegania zasad które zna i potrafi zastosować ? Ostatnio mam sporo takich przypadków ...

23 godzina szkolenia, zbliża się egzamin wewnętrzny. Szeroka ulica, na której końcu są dwa znaki. Poziomy (Stop z linią zatrzymania) i pionowy - B20 - Stop. Co robi osoba szkolona ? Podjeżdża na drugim biegu, spogląda w lewo i jazda dalej. Moje pytanie - Czemu nie było zatrzymania ?! Odpowiedź - A po co ? Nic nie jechało z lewej. Atmosfera się zagęściła, gdyż skomentowałem to dość jednoznacznie i stanowczo. W nagrodę pojechaliśmy ponownie przez to samo skrzyżowanie, bo - mówiąc szczerze - ruszyło mnie to ! Drugim razem przejazd był poprawny.
Kompletna ignorancja przepisów. Po chwili spytałem co należy zrobić przejeżdżając przez tak oznakowane skrzyżowanie, to odpowiedź była śpiewająca. Czy tak trudno się zatrzymać i być w zgodzie z przepisami ?

Po kilku chwilach, jedziemy drogą gdzie jest ograniczenie prędkości do 30 km/h. Pytanie do kursanta: - Z jaką prędkością jedziemy ? - 45 km/h odpowiada. - A ile tu można ? - A bo ja wiem ... Tu już byłem zdenerwowany porządnie. Bo co innego, gdy ktoś się stara z mizernym skutkiem, a co innego gdy ktoś totalnie lekceważy co się do niego mówi.

Całe szczęście, jazda już się kończyła. Na następnye zajęcia jest wyznaczony egzamin. Ciekawe jak tam się zachowa. W obszernym podsumowaniu nie omieszkałem zwrócić uwagę na nieprawidłowe zachowanie osoby szkolonej - tylko to już nie pierwszy raz ... Muszę sięgać po bardziej radykalne, a przede wszystkim skuteczniejsze metody na takich krnąbrnych i opornych uczniów ...

poniedziałek, 21 stycznia 2008

Wszyscy chcą ...

Studentka, pracownik z drukarni. Bezrobotny, pani z Urzędu Skarbowego. Uczeń z liceum i pielęgniarka. Magister fizyki i florystka. Co ich łączy ? Chęć posiadania tego samego dokumentu. Legitymowania się nim, korzystania z niego. Jest potrzebny, czasem niezastąpiony. Niektórzy robią (kurs), bo muszą - a inni robią bo chcą. Jeszcze inni robią, bo ktoś za nich płaci ... A wszystko kończy się egzaminem, sprawdzianem umiejętności, własnego szczęścia i sprytu (niekiedy).

Najpierw on. Na egzamin wewnętrzny przysłał go mój kolega z pracy.
Początkowo wydawał się bardzo opanowany. Nowe auto starannie "poznawał" i robił to bardzo ostrożnie. Początkowe wolne ruszenia przeznaczył na zapoznanie działania sprzęgła. Jednocześnie, wiedział iż mówiłem o odpowiedniej dynamice jazdy, to też po chwili takowa była.

Wszystkie moje prośby wykonywał bez mrugnięcia okiem. Wydawało mi się, że jego charakter jest ze stali. Początkowe uwagi co do przebiegu egzaminu nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. U mnie zagościł delikatny uśmiech na twarzy, ponieważ sądziłem iż w końcu trafił się ktoś, kto zda to. I tak, jadąc już kilkanaście minut, kursant miał właśnie zmienić pas na lewy (do jazdy na wprost). I zmienił, tylko że przejechał przez ciągłą linię. Nie dostosował się do znaku "podwójna linia ciągła P4".
Ten fatalny błąd przekreślił literkę "P", a pojawiło się wielkie "N". Poważny błąd, więc pomimo tego że egzamin był kontynuowany, jego wynik był już przesądzony. Kursant prosił o bieżące informowanie o błędach powodujących niezaliczenie egzaminu. Po zjechaniu ze skrzyżowania, zatrzymaliśmy pojazd. Oznajmiłem. Przyjął na chłodno, posmutniał, ale opanowany jak poprzednio ! Kontynuowaliśmy egzamin w ciszy i skupieniu.

W podsumowaniu, w zasadzie miałem tylko jedną uwagę - przejechanie linii podwójnej. Niby drobny błąd, a jakże istotny zarazem. Tu mój kontakt z kursantem się urwał (jak się okazało - nie na długo, o tym za chwilę).

******

Ona - kursantka od tego samego kolegi. Rozpoczęliśmy na wielkim parkingu przy hipermarkecie. Zanim jeszcze rozpoczęliśmy, już widać było obawy o sposób wyjechania z zatłoczonego miejsca.
Początkowe "przemówienie" spowodowało wzrost obaw (jej), ale odwrotu nie ma.
O dziwo, spokojnie wyjechała z parkingu i rozpoczęliśmy od razu po mieście. Nerwy, nerwy i jeszcze raz nerwy rządziły osobą kierującą pojazdem. Drobne błędy w postaci zbyt późnej redukcji, lub za duża dawka obrotów trochę przeszkadzały, ale jakoś się to wszystko kleiło.

Cisza, niczym grobowa. Tylko "proszę w prawo", "proszę w lewo". U większości osób taka atmosfera pogłębia stres i niekiedy wręcz paraliżuje. Przyzwyczajeni do rozmowy z instruktorem, nie czują się dobrze w nowej sytuacji. Ale tu nie ma pogawędek ! Naturalnie odpowiadam na pytania, ale wszystko to raczej na minimum.
Na pewnym skrzyżowaniu, kursantka myli kierunek jazdy i zamiast w lewo jedzie w prawo. Delikatny komentarz, a jej zaczyna skakać broda ze zdenerwowania. Jedziemy dalej, wszystko wisi na włosku. Znów kilka błędów technicznych, w efekcie czego gaśnie jej auto ! Szybkie uruchomienie, duża dawka"gazu" i pokonujemy kolejne metry, lecz zdenerwowanie i i przerażenie sytuacją widać jak na dłoni. Parkowanie - z małymi trudnościami zaliczone. Zawracanie - z nieco większymi trudnościami, też zaliczone. Wracamy. Pozostała tylko droga powrotna na parking skąd zaczynaliśmy, a jak wiemy tu także może się coś wydarzyć ...

Jednak nic wielkiego się nie dzieje i dojeżdżamy na umówione miejsce. Na początku wyliczam wady, po czym mówię: "egzamin zaliczony". A tu głęboki oddech i uśmiech, który wydaje się jakby nie wierzył do końca ... Tak więc - mimo wszystko egzamin zaliczony. Sporo szczęścia, trochę błędów technicznych które nie powodują wyniku negatywnego i jest - udało się.

*****
Po egzaminie z kursantem, miałem okazję jeszcze z nim pracować przez 2 godziny.Nie poznałem go, tylu ludzi się przewija przed moimi oczami ... Po dwóch godzinach, pozytywnie zaskoczony jego dokonaniami robiłem podsumowanie, wtedy on przypomniał mi o podwójnej linii ciągłej ... Trochę się dziwnie poczułem wtedy, porównałem szybko w myślach jego poziom jazdy i tej kursantki ... i cóż ... Miała dużo szczęścia, mało umiejętności. On odwrotnie ... Swoją drogą, ów kursant mocno przeżywał to niepowodzenie.

Wiadomość z dziś - on zdał, ona ma egzamin pojutrze.

Powodzenia, dla wszystkich :)

piątek, 18 stycznia 2008

Nowe, stare ...

Tak szumnie zapowiadane pod koniec ubiegłego roku zmiany w egzaminowaniu spełzły na niczym.
Dziś czytamy, że zmiany wejdą w życie najwcześniej na jesieni 2008, lub początku przyszłego roku.
A co to za zmiany ?

Przede wszystkim, zmiany czekają egzamin teoretyczny. Dotychczasowa baza prawie 500 pytań zostanie kompletnie zmieniona. Wg niektórych informacji, ma ona sięgnąć liczby około 4000, ale na ile to jest realne, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że nie tak jak obecnie, kursant podczas egzaminu będzie miał tylko krótką chwilę na zaznaczenie prawidłowej odpowiedzi. Dynamiczne symulacje konkretnych sytuacji na teście ma spowodować wymuszenie udzielania szybkich odpowiedzi. Obecnie nad jednym pytaniem można spędzić i 10 minut. To ma się zmienić.

Jeśli chodzi o pytania z udzielania pomocy przedlekarskiej, te zostały już wprowadzone (UE wymusiła to w Polsce). Cała baza pytań ma być niedostępna dla zdającego przed egzaminem. To z kolei wymusiłoby znajomość całej tematyki Kodeksu Drogowego. Naturalnie, wykłady byłby w cenie i obecność na nich wręcz konieczna.

Czy to podniesie poziom kształcenia ? Pewnie tak, ale przy okazji ceny pójdą w górę, bo to kolejna sytuacja gdy będzie możliwość "usprawiedliwionego" podniesienia ceny za kurs.

Przy okazji, mówi się o otwarciu drogi do kursu dla szesnastolatków. Oczywiście pod pewnymi restrykcjami. Szczegóły nadal nie są znane, a prędkość prac nie rokuje szybkiego pojawienia się nowych zasad. Pożyjemy zobaczymy, oby zmiany poszły w dobrym kierunku ...

niedziela, 13 stycznia 2008

I co dalej ?

Stało się. Pani Władzia zdała testy. Ale ile było nerwów ...
Umówiliśmy się, że odbiorę ją z WORD-u. Wchodzę więc do poczekalni i przez drugie szklane drzwi widzę. Siedzi i płacze. No tak, pomyślałem ... pewnie nie zdała. Wchodzę i pytam - Co się stało ? - Czekam na wyniki - odparła. Jakie wyniki ? - dopytuję. Egzaminator kazał czekać - stwierdziła. Zapomniał jednak dodać (lub ona tego nie dosłyszała) że chodzi o tych, którzy zdają egzamin łączny.

Pytam ją dalej: zrobiła pani jakieś błędy ? - Nie. Gość obok: to się trzeba cieszyć a nie płakać ! Miał rację. Ona posłuchała go, otarła łzy i poszliśmy na jazdę. Ale zanim ta się zaczęła, jeszcze 15 minut opowiadała o wrażeniach z testów ...

Mróz za oknem wielki, wszystko skrzypi i trzeszczy. Na szczęście zdążyłem rozgrzać trochę auto, ponieważ pani Władysława nadal często zmienia biegi bez sprzęgła. Szlag mnie wtedy już trafia, bo tyle razy o tym mówiłem ... Oczywiście nie daję tego poznać po sobie. Ale jest już 17 godzina (nie licząc 3 dodatkowych które już wzięła). Ile razy można tłumaczyć ? No dobrze - sam odpowiem - do skutku.

Jedziemy dalej. Przypominam o sprzęgle i jedziemy. Zamiast trójki czasem jest jedynka i błąd, który za nic nie mogę jej oduczyć: gdy już hamujemy, to hamulec jest wciśnięty prawie do końca. Rany, tyle razy ćwiczyliśmy ruszanie i hamowanie że to POWINNO być już zrealizowane. I jest, ale tylko wtedy gdy jeździmy po bocznych drogach gdzie nie ma żywej duszy. Przyznam, że kilka razy już robiło mi się gorąco, ponieważ widziałem co dzieje się z z tyłu gdy my hamowaliśmy (prawie awaryjnie, gdyż ona mocno wciska dźwignię hamulca).

Kolejne "coś" do ćwiczeń: dynamika jazdy. Nie wiem, jakim cudem jeszcze nikt na nią nie trąbił, ale po mieście jechałaby najchętniej 15 km/h. Aby wydusić z niej 30 km/h, muszę użyć dużej siły perswazji i nie zawsze się to udaje. W ścisłym centrum taka prędkość jest ok, ale nie na przelotowej drodze przez miasto ! Wiem że się boi, ale po tylu godzinach trzeba się w końcu odważyć ? Chyba muszę ją przewieść po mieście moim stylem jazdy ...

Po minięciu skrętu na skrzyżowaniu, jest problem z utrzymaniem właściwego toru jazdy. Po prostu nie odkręca kół tak jak należy. W efekcie albo jedziemy na chodnik, albo na pas dla przeciwnego kierunku jazdy. Ostatni jak złapała za kierownicę, to miałem problem aby ją "odszarpnąć" z pobocza ... Krzepy ma mnóstwo. To też już ćwiczyliśmy ... czasem wyjdzie dobrze, czasem wcale ...

Przejdźmy do placu manewrowego. O ile w mieście już jakoś się poruszamy, to na placu w ogóle.
Kręci kierownicą w złą stronę. Łuk przy cofaniu jest w prawo, ona kręci w lewo. Jak już skręci w dobrą stronę, to nie w tym momencie co trzeba - bo przyznaję od razu że dałem jej ściągawkę jak pokonać ten łuk. I co ? I nic. Nie wychodzi jej WCALE. Nie wiem jaki patent zastosować ? Dlaczego nie widzi tych wszystkich słupków i tyczek ? Bardzo dużo tłumaczyłem jak jechać itp. Może za dużo ?

To teraz o małym sukcesie: po skończonej pracy, pani Władzia zawsze przekręcała kluczyk w złą stronę. Próbowała uruchamiać pracujący już silnik ponownie. Uff, tego już nie robi. Mam nadzieję, że nie zapomni o tym do następnej jazdy.

No i co dalej z tym robić ? 13 godzin, które pozostały do końca na pewno nie wystarczą do opanowania techniki kierowania pojazdem. Albo ćwiczyć dalej, albo sobie darować. Kursantka ma świadomość popełnianych błędów, postępów (które są, tylko bardzo powolne) i jest już poinformowana o potrzebie dokupienia kolejnych lekcji. Tylko ile ich potrzeba ? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć.

czwartek, 10 stycznia 2008

Tragikomedia


[kursant(ka)]-[k]
[egzaminator]-[e]
[instruktor]-[i]

Dojeżdżając do skrzyżowania:

[i] - Jak sytuacja w obrębie skrzyżowania ?
[k] - Nic nie widzę ...

***

Egzamin na prawo jazdy. Zadanie: jazda pasem ruchu do przodu i tyłu. Cofając auto się zatrzymuje. Podchodzi egzaminator i pyta:

[e] - Czemu zatrzymała pani auto ?
[k] - To nie ja. Ja nic nie robiłam.

***

Tuż po zajęciu miejsca za kierownicą, pierwsza godzina kursantki:

[k] - Czy już mogę się rozebrać ?
[i] - Yyy ...

***

10 godzina jazdy, kursant wjechał właśnie z głównej drogi w którąś boczną.

[i] - Jaki znak przed chwilą minąłeś ?
[k] - Zakaz wjazdu.

Szczęka mi opadła, bo stał tam zakaz postoju. Po chwili runda na około i znowu ta sama ulica. Tym razem pytam przed (tym samym) znakiem:

[i] - Jaki to znak ?
[k] - Zakaz ruchu.

My naturalnie jedziemy dalej ...

***

Na egzaminie kursantka ma sprawdzić poziom oleju. Wyjmuje więc bagnet do mierzenia, odkręca wlew oleju i próbuje go tam włożyć. Egzaminator z trudem powstrzymuje się, aby nie przewrócić się ze śmiechu, a ona próbuje dalej ... W końcu:

[e] - Darujmy sobie to sprawdzanie ...

***

17 godzina szkolenia kursantki. Na parkingu pada pytanie:

[i]- Kiedy świecą się światła hamowania ?
[k] - ... [konsternacja] ...

Nerwowe szukanie czegoś przy kierownicy - w końcu włącza wycieraczki i pyta:

[k] - Są ?

***

Około 40 godzina jazdy, kursantka za kierownicą.

[i] - Na skrzyżowaniu proszę pojechać w lewo.
[k] - W moje lewo czy pana lewo ???

***

Po mniej więcej 50 godzinach kursantka podchodzi do egzaminu. Ma do wykonania zadanie ruszenia na wzniesieniu. Auto gotowe, lecz zamiast do przodu rusza z impetem do tyłu (jakimś cudem wyhamowała po chwili):

[e] - Co to było ?!?
[k] - Chyba włączyłam wsteczny ...


poniedziałek, 7 stycznia 2008

.. Zima zła ...

O ile do tej pory jakoś udawało się żyć i pracować tak jakby jej (zimy) nie było, o tyle dziś skumulowała swą siłę. Wszystko zaczęło się rano. Wyszedłem wcześniej chcąc podjechać jeszcze do apteki po leki przeciw grypie. Gdy podszedłem do auta widziałem białą bryłę, pod którą był ponad centymetrowej grubości lód. Nie przeraziło mnie to jakoś szczególnie, bo w bagażniku miałem (ponoć idealny) środek na bezdotykowe usuwanie lodu.

Niestety, pomimo tego że wylałem 1/4 preparatu na szybę, ta ani myślała być przezroczystą. Lekko podenerwowany, chwyciłem za skrobaczkę, ale to też nie pomagało. Nie pozostało nic innego jak uruchomić auto i próbować usunąć lód powietrzem z rozgrzanego silnika. To poskutkowało, tyle że trwało 20 minut i oczyściło jakieś 20 % szyby czołowej .... a czas naglił i w zasadzie powinienem już jechać do pracy ...

Kiedy już dojechałem do ośrodka (i nie spowodowałem żadnej kraksy :P) okazało się, że nie mogę postawić L-ki na dachu, gdyż tam też jest lód ! Moja irytacja sięgnęła zenitu. Mechanicznie usunąłem ten lód i wyjechaliśmy na miasto.

Przemoczone buty, zimno, a na mieście tyle śniegu że ledwo da się poruszać. Nie widać żadnych linii, krawężników, wszystko zasypane i zawiane. Jak ja nie cierpię zimy właśnie z tych względów. Przyznaję, że dziś kursanci jeździli inaczej niż zwykle. Mam tu na myśli właśnie stosowanie się do znaków poziomych, których nie było widać. Parkowanie także odpadało do późnego popołudnia, ponieważ miejsca parkingowe były zasypane śniegiem, lub blokowane przez pługi które spychały śnieg z jezdni właśnie na parkingi. Parujące szyby i mokre dywaniki to już tylko drobiazg przy tym ...

N o i jeszcze dodam, że tego dnia jazdę miała pani Władzia. Z uwagi na fakt. że zajęty byłem przytwierdzaniem L-ki, dałem jej zadanie sprawdzenia stanu technicznego. Robiła to całą godzinę, a i tak dalej nie pamiętała. Jutro jeździ dwie godziny, w tym obowiązkowo plac manewrowy. Ogólnie na mieście radzi sobie średnio, niestety nigdy nie może zapamiętać tych świateł właśnie ... No cóż - trening czyni mistrza.

czwartek, 3 stycznia 2008

Niepowodzenia. Ciągle to samo.

Statystyki zzdawalności egzaminów z prawa jazdy powalają. W negatywnym kontekście. O ile część teoretyczna jakoś się trzyma, to już praktyka odstaje. Pomijając znaczenie stresu, istnieje szereg innych czynników, które wpływają na wynik egzaminu. Od razu dodam, że każda ze stron (kursant/instruktor/egzaminator) jest po części temu winna. Nie rozdrabniajmy wątku na szczegóły, bowiem każdy przypadek jest indywidualny.

Cechą wspólną, jest to co robi kursant na egzaminie, a także jak zaplanuje jazdy instruktor - bo to także ma spore znaczenie. Z tego co obserwuję w mieście (60 tys mieszkańców), najczęstszą przyczyną "oblanych" egzaminów jest wymuszenie pierwszeństwa. Cóż to takiego ? Ściśle łączy się to z definicją ustąpienia pierwszeństwa - powstrzymanie się od ruchu, jeżeli ruch mógłby zmusić innego kierującego do zmiany kierunku lub pasa ruchu albo istotnej zmiany prędkości, a pieszego - do zatrzymania się, zwolnienia lub przyspieszenia kroku.

A więc, wymuszenie następuje wtedy, gdy zmusimy innego uczestnika ruchu do określonych zachowań. Będzie to albo istotna zmiana prędkości (czyli gwałtowne hamowanie), albo zmiana pasa ruchu (tzw ucieczka na pobocze, inny pas ruchu itp) przez kierującego przed którym wyjechał inny pojazd. Definicja jest jasna. Ale interpretacja może być różna. Bo co to jest "istotna zmiana prędkości jazdy" ? Czy to ma miejsce wtedy, gdy ktoś hamuje tak gwałtownie aż słychać pisk trących opon ? Kiedyś, jeden z egzaminatorów powiedział tak: - zaliczam ten manewr, pomimo tego że ten kierujący obok hamował, ale nie było pisku opon. Choć to nie jest żadna wyrocznia, pewnym podparciem może już być.

A jak właściwie ocenić, czy nie dojdzie do wymuszenia pierwszeństwa ?
Wszystko zależy od konkretnych sytuacji. Inaczej będzie w gęstym ruchu miejskim, inaczej w luźnym. Różnie też mogą interpretować to egzaminatorzy. Np kilku z nich dojeżdża z większego miasta, gdzie specyfika ruchu jest dynamiczniejsza i gęstsza przede wszystkim. Ich kryteria oceny, są nieco odmienne od pozostałych.

Co więc robić ? Przede wszystkim, należy bezwzględnie znać definicje ustąpienia pierwszeństwa przejazdu. W razie zastrzeżeń egzaminatora, powtórnie zadajmy sobie (i jemu) pytanie: czy moja decyzja wywołała określone skutki ? Jeśli tak, to krótka piłka. Błędna ocena sytuacji spowodowała (bądź mogła spowodować) zagrożenie bezpieczeństwa, ponadto utrudnienie ruchu (w sumie to pikuś, ale zawsze "paragraf" więcej... ). Czy warto się odwoływać i spierać z egzaminatorem ? To zależy, bo: ewentualnego wymuszenia pierwszeństwa nie wyłapie kamera, która obserwuje dość wąski obszar przed pojazdem. Co innego z pieszym, (do którego stosujemy tą samą definicję) - którego np. widać po lewej stronie przejścia dla pieszych.

Poruszona tu kwestia podejmowania właściwej decyzji jest niewyczerpana praktycznie. W dobie dużego natężenia ruchu, szybkie podejmowanie (właściwych) decyzji jest na wagę złota. Czasem stojąc 5-6 minut na skrzyżowaniu mogą puścić nerwy, bo co w końcu robić ? Jeśli ruch jest taki, że nie pozwala nam na bezpieczne włączenie się do ruchu, naturalnie należy czekać dalej.

Wniosek z tego też taki, że temat jest ważny nie tylko pod względem zdania lub nie egzaminu. Od tego zależy bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego, płynność, drożność tego ruchu. Jest to ważny temat, na który trzeba skupić szczególną uwagę.

Na koniec jeszcze jedna mała uwaga. Po niepowodzeniach na egzaminie, często kursanci decydują się na dodatkowe szkolenie. Np 2-3 godziny. Tylko dlaczego większość chce jeździć tuż przed egzaminem w jego dniu ? Wg mnie to kompletnie mija się z celem. Nie dość, że osoba zdająca jest myślami już na egzaminie, to nie powinna już być nadmiernie stresowana ! Nie wyobrażam sobie, abym mógł wymienić wszystkie błędy w dniu egzaminu. To byłoby kompletnie załamujące dla zdającego ! Wyszedłby z auta sądząc że nic nie potrafi, a niestety - przed egzaminem wymagania rosną. Każdy, nawet najmniejszy błąd jest natychmiast wychwytywany. Co innego, jeśli jazda jest wcześniej - np dwa dni przed egzaminem. Wtedy, na spokojnie można przemyśleć i odtworzyć w domu całą jazdę. To naprawdę pomaga.
Z drugiej strony, nie rozumiem instruktorów którzy się na takie jazdy godzą. Chyba nie zależy im na jakości, tylko na zarobieniu pieniędzy. A będzie tak, dopóki OSK nie zmienią mentalności - z maksymalnego zysku na maksymalną jakość ...

Pozdrawiam :)

wtorek, 1 stycznia 2008

Nadzieje ...2008

Jaki będzie ten rok, co przyniesie, jakie czekają nas zmiany ... tego wszystkiego dowiemy się stopniowo wraz z nadchodzącymi dniami, tygodniami.

A ma się dziać i to całkiem sporo. Począwszy od tego, że tutejszy WORD rozpisuje przetarg na zakup nowych samochodów - oby tylko nie zakupili jakichś nowinek, gdyż potem są same problemy. Po pierwsze, jesteśmy (instruktorzy) zmuszeni do zakupu tego samego produktu, a jak wiemy wszelkie nowości słono kosztują, ponadto nie jest do końca znana ich trwałość co w tym zawodzie nie jest marginalnym problemem. Naturalnie, wszystko jest na gwarancji - tylko ten czas, który stopniowo kompletnie potrafi sparaliżować normalną pracę.

WORD, postanowił też w końcu zatrudnić nowych egzaminatorów, którzy już pokazali co potrafią. Trochę to potrwa, zanim wypracujemy z nimi jakiś wspólny język. Trzeba zacząć w ogóle od tego, że musi być wola do dialogu, a jak na razie takowej brak.

Nowe procedury egzaminów teoretycznych, któe zbliżają się coraz większym krokiem, mają w pewnym stopniu "ucywilizować" proces szkolenia i egzaminowania na bardziej europejski. Utajniona baza pytań będzie zmuszała kursanta, do biegłego poruszania się po znacznie większym obszarze zagadnień niż obecnie. Konieczność odpowiadania "w locie" spowoduje przybliżenie teorii do praktyki, ponadto spowoduje naturalną wręcz konieczność obecności na wykładach.

Idąc dalej tym tropem okaże się, że 30 godzin tejże teorii to stanowczo za mało, a instruktor ceniony będzie nie tylko za to, jak potrafi uczyć praktyki ale także za to w jaki sposób przekaże ogrom (jakby nie mówić) informacji. Ba, być może w końcu instruktorem nie będzie osoba czysto przypadkowa, która traktuje zawód głównie jako źródło szybkiego dochodu, a taka, która będzie miała predyspozycje pedagogiczne i zamiłowanie. W dalszej kolejności będzie także potrzeba stałego pogłębiania wiedzy i dostosowywania technik nauczania do zmieniających się sytuacji drogowych. Bo kto dziś uczy jazdy po drogach poza obszarem zabudowanym ?
A drogi tzw szybkiego ruchu oplotą kraj wzdłuż i wszerz - i jest to tylko kwestią najbliższych lat.

To tylko kilka przykładów nadchodzących zmian. Czy w rezultacie odczujemy je na lepsze czy gorsze, pokaże czas. Zapewne ciężar finansowy ów zostanie przeniesiony na klienta, który chcąc żyć w obecnym świecie jest zmuszany do legitymowania się dokumentem, jakim jest prawo jazdy.

Zatem - gładkich i bezkolizyjnych dróg, darmowego paliwa, wymarzonych aut i wysokiej kultury ich dosiadających - dla wszystkich odwiedzających blog :)

PS. o nadchodzących zmianach w egzaminowaniu niebawem poświęcę cały wpis bloga.