poniedziałek, 7 stycznia 2008

.. Zima zła ...

O ile do tej pory jakoś udawało się żyć i pracować tak jakby jej (zimy) nie było, o tyle dziś skumulowała swą siłę. Wszystko zaczęło się rano. Wyszedłem wcześniej chcąc podjechać jeszcze do apteki po leki przeciw grypie. Gdy podszedłem do auta widziałem białą bryłę, pod którą był ponad centymetrowej grubości lód. Nie przeraziło mnie to jakoś szczególnie, bo w bagażniku miałem (ponoć idealny) środek na bezdotykowe usuwanie lodu.

Niestety, pomimo tego że wylałem 1/4 preparatu na szybę, ta ani myślała być przezroczystą. Lekko podenerwowany, chwyciłem za skrobaczkę, ale to też nie pomagało. Nie pozostało nic innego jak uruchomić auto i próbować usunąć lód powietrzem z rozgrzanego silnika. To poskutkowało, tyle że trwało 20 minut i oczyściło jakieś 20 % szyby czołowej .... a czas naglił i w zasadzie powinienem już jechać do pracy ...

Kiedy już dojechałem do ośrodka (i nie spowodowałem żadnej kraksy :P) okazało się, że nie mogę postawić L-ki na dachu, gdyż tam też jest lód ! Moja irytacja sięgnęła zenitu. Mechanicznie usunąłem ten lód i wyjechaliśmy na miasto.

Przemoczone buty, zimno, a na mieście tyle śniegu że ledwo da się poruszać. Nie widać żadnych linii, krawężników, wszystko zasypane i zawiane. Jak ja nie cierpię zimy właśnie z tych względów. Przyznaję, że dziś kursanci jeździli inaczej niż zwykle. Mam tu na myśli właśnie stosowanie się do znaków poziomych, których nie było widać. Parkowanie także odpadało do późnego popołudnia, ponieważ miejsca parkingowe były zasypane śniegiem, lub blokowane przez pługi które spychały śnieg z jezdni właśnie na parkingi. Parujące szyby i mokre dywaniki to już tylko drobiazg przy tym ...

N o i jeszcze dodam, że tego dnia jazdę miała pani Władzia. Z uwagi na fakt. że zajęty byłem przytwierdzaniem L-ki, dałem jej zadanie sprawdzenia stanu technicznego. Robiła to całą godzinę, a i tak dalej nie pamiętała. Jutro jeździ dwie godziny, w tym obowiązkowo plac manewrowy. Ogólnie na mieście radzi sobie średnio, niestety nigdy nie może zapamiętać tych świateł właśnie ... No cóż - trening czyni mistrza.

7 komentarzy:

  1. No Pszczółek to jedyna rada się przeprowadzić do Warszawy ;) Tutaj śnieg był znacznie mniej dokuczliwy. Ja z kolei jak w sobotę miałem jechać do sklepu, to nawet nie udało mi się odpalić auta :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie kiedyś tak zamarzły drzwi od strony kierowcy, że po 15 minutach rozmrażania (chuchaniem, płynem do rozmrażania itd) zrezygnowałem i otwarłem drzwi pasażera (nie były tak zamarznięte) i potem z fotela pasażera przeczołgałem się na fotel kierowcy, nabijając się nieco na lewarek do zmiany biegów. :P

    Modliłem się jednocześnie żeby nikt tego nie zobaczył :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Walp, może trzeba było nasikać na zamek? ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale to nie chodzi o zamek, tylko uszczelkę która przymarzła (tak sądzę) ...

    OdpowiedzUsuń
  5. To znaczy, że trzeba więcej wysikać, żeby starczyło na całą długość uszczelnienia ;P :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm, sugerujesz że lepsze to niż chemia kupiona w sklepie ? ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. No to by się nawet udało, bo te zamarznięte drzwi były od strony budynku i wtej szczelinie między autem a budynkiem (ok. 1,5 metra) nikt by mnie nie zauważył. :P

    I to nie była uszczelka tylko zamek! Bałem się, że jak mocniej przekręcę kluczyk to mi się złamie. Bo miałem w nim klasyczny zamek na klucz a nie na pilota.

    OdpowiedzUsuń