środa, 29 grudnia 2010

Ostatni ...

... post w tym roku.Mam nadzieję, że nie ostatni tak w ogóle.

1) Zaspy, mróz + wszędzie biało. Na głównych drogach dało się jechać max 50 km/h, ale tylko na prostych odcinkach - bo wszędzie było biało. Na szczęście nie miałem początkujących kursantów, więc było w miarę ok. Plac manewrowy odśnieżałem za każdym razem kiedy byłem, a buty były mokre już z rana. Co godzinę oczyszczanie szyby z lodu, a tablic rejestracyjnych ze śniegu.

2) Oczywiście nie obyło się bez emocji. Jedna z kursantek przy zawracaniu wykorzystała wjazd do prywatnej posesji. Zdaje się, że zapomniała zahamować przed zamkniętą bramą, więc uczyniłem to za nią - później niż normalnie, wszak nie depczę nikomu po hamulcu. Zatrzymaliśmy się 5-10 cm od bramy, pomimo bardzo małej prędkości.

3) Mój kursant dziś próbował zdać egzamin. Nie udało mu się, a powodem był czerwony sygnał nadawany na sygnalizatorze. Dla niego nic nie znaczył, więc i zero reakcji z jego strony (jak jechał, tak jechał dalej). Zatrzymali się dopiero tuż za nim, przy udziale egzaminatora. Widziałem wszystko, bo stałem akurat na poprzecznej jezdni. Jak później do mnie zadzwonił "pochwalić się", puściłem mu taką wiązankę że sam się dziwię.

4) Jutro mam tylko dwie godziny, bo jakoś nie miałem chęci na więcej, toteż zrobiłem sobie wolne (nie licząc 2h). Potem wyjeżdżam z miasta - mam nadzieję że nie zawieje drogi - i wracam dopiero po Nowym Roku. Więc życzę Wam tego, co sobie tam marzycie, ale bez przesady - część życzeń trzeba zostawić na kolejny rok :)

Do zobaczenia - udanej zabawy :)

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Zimowe hamowanie

Nie wiem czemu, ale zawsze pod koniec roku przy wypisywaniu kart drogowych mieszam coś z datami. Dziś na przykład wpisałem rok  2012. Trochę się pospieszyłem i nie mam pojęcia czemu chcę się postarzeć aż o 2 lata !
Ostatecznie poprawiłem, ale jak szef będzie sprawdzał kartę to może się przyczepić tego, że jest "troszkę" pomazana. Przecież nie będę woził korektora, lub wypełniał drugiej z powodu błędu dwóch cyfr ? :P

Nie miałem ochoty dziś na nic, a tym bardziej na pracę. Sam nie wiedziałem, czy jechać na plac czy sobie go darować. W końcu pojechałem - i dobrze, bo okazało się że cały plac pokryty był lodem. Postanowiłem to wykorzystać i pokazać kursantom, że na lodzie kierowca robi swoje, a auto swoje. Fajnie, że prawie nikogo tam innego nie było, więc większość placu była do naszej dyspozycji.

Pierwsza próba to przyspieszanie - kursanci deptali gaz chyba do końca, ale prócz wyjącego silnika nic to nie dawało gdyż koła kręciły się w miejscu. Co wtedy robi kursant ? Dziwi się, że auto go nie słucha - i pyta mnie dlaczego ! Jak zwykle powstrzymałem się od dosadniejszego komentarza, powiedzmy - że miał prawo nie wiedzieć ...

Druga próba to hamowanie awaryjne. Jak już rozpędziliśmy się do około 30 km/h na moje polecenie kursant miał możliwie najszybciej wyhamować pojazd do zatrzymania. Tu kolejne zaskoczenie - że auto nie staje tak jakby sobie tego życzył kierowca. "Chyba jest ślisko" - mówi kursant. Przemilczałem to, po czym powtórzyliśmy proces hamowania z nieco większej prędkości. Pomimo nierówności na placu, systemy wspomagające stabilizację pojazdu nie dopuściły do wpadnięcia w poślizg czy zmianę toru jazdy. Auto hamowało równo, głośno (praca ABS-u) i długo.

Powtórzyłem te zadania także z kolejną kursantką, która reagowała bardzo podobnie. Jeśli się to wszystko utrzyma do jutra (a wiele na to wskazuje), spróbuję te elementy nauki jazdy przedstawić także jutrzejszym kursantom.

Źródło zdjęcia: Akademia Jazdy Toyota.

piątek, 24 grudnia 2010

Z wczoraj

1) VAT na szkolenie jednak nie wchodzi ! Prawdopodobnie pozostanie jedynie na kategorię A, ale nie jest to pewne.

2) Kursantka, która jeździła cały kurs u mnie zdała egzamin. Jeździła bardzo średnio, non stop miała jakieś "kontr-fakty" do moich uwag. Nie przepadałem za jazdą z nią właśnie dlatego. Zdała - będzie miała fajny prezent pod choinkę.

3) Miałem wczoraj dodatkową godzinę jazdy kursanta, który oblał wcześniejszy egzamin (chłopak z innego osk). Jeździł 2 razy lepiej niż kursantka powyżej. Nie zdał. Jakie były przyczyny - nie wiem.

4) A teraz już wyłączam komputer i znikam ... Wesołych Świąt, lub po prostu - miłego weekendu :)

czwartek, 23 grudnia 2010

Prezentowo ...

W chwili gdy wpis się opublikował siedzę sobie na firmowej wigilii. Szef zapewne wychwala firmę, jaka to jest prężna, dystansuje konkurencję i takie tam dyrdymały. No dobrze - w paru dziedzinach jesteśmy lepszymi niż inni, ale sporo nam jeszcze brakuje do ideału.

Dziś pracowałem od 8 do 14 - nie dłużyło się zbytnio (jak sądzę), gdyż w ten dzień więcej staliśmy niż jeździliśmy. Po 14 szybciutko podjechałem pod drugą firmę i spotkałem się na momencik z szefową. Przy okazji zrewanżowałem się małym prezentem - skarbonką w kształcie pszczoły (na załączonym zdjęciu) :)

Jutro dzień wolny, do pracy wracam w poniedziałek - ale dopiero od godziny 11 ustawiłem sobie kursantów, bo nie chcę się zrywać z łóżka wcześnie ... I tak nie długo, bo już w czwartek pojeżdżę tylko do 14 i potem odpoczywam. Jak to dobrze samodzielnie regulować sobie godziny i dni pracy ... :)

Wymarzonych prezentów dla tych którzy czekają na nie, pozostałym po prostu miłego weekendu :)

wtorek, 21 grudnia 2010

Święta, korki ...

Oględziny pojazdu dokonane, zdjęcia zrobione - czekam na wycenę. Jutro idę do ubezpieczyciela dopełnić końcowych formalności. Nie wiem tylko jak czasowo tego dokonam, bo mam niecałą godzinę a przy okazji muszę załatwić dwie inne sprawy na mieście. Oczywiście, jazda samochodem odpada, bo wtedy na pewno nie zdążę. Śnieg i przed-świąteczny tłok znów paraliżuje miasto - co mi w ogóle nie przeszkadza jak jestem w pracy. Co innego później ...

W kwestii paraliżu - przy marketach i centrach handlowych (gdzie dość często parkujemy - ponieważ to jedyne odśnieżone miejsca) jest bardzo dużo samochodów. Zapewne do piątku tak pozostanie, ewentualnie sytuacja jeszcze się pogorszy. A niech tam. Ja pracuję tylko do czwartku - od 14 już mam wolne, potem spotkanie firmowe, następnie to mniej oficjalne i wolne aż/tylko do poniedziałku.

sobota, 18 grudnia 2010

Kolizyjny kurs - c.d.

Dziś rano, pan od robienia fotek uszkodzonym pojazdom obfotografował Yariskę z każdej strony. Wewnątrz także - choć powiedziałem że nie wysprzątałem go w środku.

Dopiero on mi zwrócił uwagę, że tylne nadkole jest porządnie wgniecone. A więc to nie tylko uszkodzenie poszycia/lakieru. Przy okazji sprawdził głębokość bierznika - około 6 mm - czyli to ostatni ich sezon. Za rok będę musiał kupić nowe zimówki.

Po południu mróz nieco odpuścił, więc wieczorkiem na wykład postanowiłem pójść pieszo. Tym bardziej, że były spore zatory na drodze i wyszło - że pieszo byłem niewiele dłużej niż autem.

środa, 15 grudnia 2010

Znalezione ...

... w sieci. Zdjęcie pochodzi ze strony tvn.warszawa.pl (Rondo Wiatraczna). Przypomina to sytuację, kiedy w mieście na "rondzie" ruchem kierował strażnik miejski. A w zasadzie dwóch (choć to wątpliwe). Jeden stał do nas bokiem, a ten drugi stał obok - do nas przodem.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Kolizyjny kurs

1) Kilka dni temu miałem kolizję. Jak to zwykle bywa, ktoś w nas wjechał. Akurat staliśmy, gdy pewien pan postanowił zawrócić i nie do końca spojrzał co ma za sobą. Cofnął wjeżdżając nam w pojazd. Pomimo sporego huku i impetu uderzenia (ach, ta dzisiejsza młodzież - tylko depczą gaz do podłogi), mam "pamiątkę" w postaci małego wgniecenia i zadrapania. W ogóle nie rozpaczam z tego powodu. Kursantka zrezygnowała z dalszej jazdy tego dnia.

2) Nie mogę znaleźć dyszy spryskiwacza. Chyba nie pozostaje nic innego, jak kupienie owej części w ASO. Ale poczekam na kasę z ubezpieczenia (patrz wyżej).

3) Na mieście jest tyle śniegu, że w ogóle nie ma gdzie się zatrzymać. Ostatnio miałem zalodzenie wycieraczek (padał zamarzający deszcz) i nawet nie było gdzie stanąć by je oczyścić. Parkingi zasypane śniegiem, pobocza usypane zaspami spychanego śniegu z jezdni. Co "mądrzejsi" parkowali tak jak na zdjęciach. Ta Toyota zaparkowana po prawej stronie stała sobie kilka godzin, jak widać - każdy ją omijał i ruch toczył się obok niej. Na drugim zdjęciu panowie noszą jakieś worki sklepu znajdującego się po prawej stronie jezdni. Gdzie stanąć, jak nie da się wjechać na chodnik ? Oni wybrali powierzchnię wyłączoną tuż przy przejściu dla pieszych ...

sobota, 11 grudnia 2010

Z wczoraj

Kursant który prowadzi auto, co chwilę zadaje jakieś pytanie. Raz całkiem mądre i sensowe, raz trochę dziwne. Radzi sobie średnio. Czuje do mnie duży respekt, uczyłem go kiedyś w szkole. Widać nie czuł uraz po tych lekcjach, skoro przyszedł teraz na jazdę.

Na którejś z jednojezdniowych ulic zalega śnieg, zaparkowane pojazdy są  dosłownie wszędzie - także na przejściu i na skrzyżowaniu. Przy dojeżdżaniu do jednego z takich miejsc robi się gęsto i bardzo ciasno. Ponieważ kilka razy omawiałem takie sytuacje, teraz siedzę cicho i obserwuję co też  robi kursant (on chwilowo nie ma żadnego pytania). Zwalnia całkiem ładnie, do przejścia dochodzi facet i widząc hamującą eLkę wchodzi na przejście. To dość mocno zaskakuje kursanta, ale udaje mu się wyhamować auto do 0 km/h (pomimo śliskości jezdni, a zwłaszcza lodu po którym toczy się prawa część pojazdu) tuż przed przejściem. Ja nie reaguję, nie komentuję. Zupełna cisza. Pieszy opuszcza przejście, za nami kilka samochodów, a on męczy się z biegami. Tzn nie wie, jaki ma włączony bieg. Jest bardzo zestresowany całą sytuacją. Co chwilę patrzy w lusterko (auta za nami) i dźwignię zmiany biegów ! Włącza jedynkę, zmienia ją na trójkę, potem próbuje coś pomiędzy nimi - ale się nie daje ! Mija dwie, trzy, cztery sekundy - jeszcze nikt nie "trąbi", ale on już w ogóle nie myśli ! Po chwili ponownie włącza bieg pierwszy i szybko próbuje (lód z prawej) ruszyć.

Dla ochłonięcia daję mu nieco prostszą trasę. Po chwili pyta:
- [kursant] - pan się nigdy nie denerwuje ???
- [ja] - pytasz o tą ostatnia sytuację ?
- [k] - tak i ogólnie,
- [ja] - nie ma powodu do nerwów,
- [k] - ja bym tak nie umiał
- [ja] - [milknę, czując że to temat - rzeka, a jakoś nie szczególnie mam ochotę wyjaśniać mu te zależności. Jak wynika z moich obserwacji i tak jeszcze wróci do tego tematu]
 
Generalnie, to chyba jest zadowolony że ma takiego spokojnego instruktora. Ewidentnie należy do grupy osób, które w sytuacji nietypowej trzeba uspokoić i potrzymać za rękę. Nie dosłownie, choć kto wie ?

Dialog pod koniec jazdy:
- [k] - jak trzeba jeździć by zdać egzamin ?
- [ja] - zgodnie z przepisami, m.in bezpiecznie, płynnie, dynamicznie itd., po to mamy te minimum 30 godzin. Gdyby to było prostsze, mielibyśmy 2-3 godziny nauki, a potem nie mielibyśmy co robić.
- [k] - jeździlibyśmy ot - tak. I rozmawiali [podkreślił to dosadnie]
- [ja] - [zaskoczenie, znów milczę]

Teraz zaczynam łączyć fakty i rozumieć, czemu co chwilę kursant ma jakieś pytania, nie tylko te związane z ruchem drogowym i zawiłościami przepisów. Lubi rozmawiać, choć w szkole kilka lat temu był zupełnie cichym, nie wyróżniającym się uczniem.

środa, 8 grudnia 2010

Dziurawo !

Po ostatnim wolnym weekendzie przyszedł tydzień zapracowanego tygodnia. O wolnych chwilach już zapomniałem, marzę o następnych - ale na razie to nie możliwe. Ten weekend jest uczelniany, co nie znaczy że nie pracuję. Pracuję, a potem idę na wykłady. W sobotę i niedzielę po dwie godziny jazdy z kursantkami, które niebawem kończą kurs.

Tymczasem dziś kursant dość niefortunnie wjechał w głęboki śnieg (przy wymijaniu), po czym miał spory problem z wyjechaniem. Oczywiście, nie od tego jestem by się z nim zamieniać i wyjeżdżać z byle zaspy, więc po prostu podpowiedziałem mu co zrobić. Ostatecznie udało się - bez bólu. Wystarczyło z wyczuciem dodać gazu, wyprostować koła i wszystko.

Poza tym odwilż, ale na drogach oznacza to nowe dziury ! Jak pomyślę, że to dopiero początek slalomów z omijaniem ubytków w jezdniach, to mina mi rzednie.

piątek, 3 grudnia 2010

Skrótem [2]

Jak na razie zima trzyma. Tymczasem ja sobie spokojnie pracuję. Co prawda, wczoraj dwoje kursantów nie dojechało do miasta, ale dziś już bez większych zakłóceń.

Na dzień dzisiejszy, wszystko jest w porządku. Zero kolizji, nigdzie się nie zagrzebałem. Na ulicach ślisko, najczęściej trzymam się głównych tras, bo na innych jest bardzo kiepsko.

Często trzeba stawać, bo wycieraczki szybko pokrywają się lodem i to pomimo ogrzewania skierowanego na przednią szybę. Prędkość na ogół nie przekracza 20-25 km/h. Parkowanie tylko w wybranych, odśnieżonych miejscach. Czas w takich warunkach leci baaaaaaaaardzo szybko.

Sobota i niedziela wolna - więc odpoczywam - czego i czytelnikom życzę :)

wtorek, 30 listopada 2010

Zaskoczenie [2]

Zaspy wszędzie, ślisko wszędzie. Co to będzie !

Kursanci nie odwołują jazd (dziś sporadycznie tylko jedna osoba zadzwoniła i przesunęła zajęcia na piątek), poza tym korki korki i jeszcze raz korki.

Wczoraj 500 metrów na głównej drodze jechałem 40 minut. A raczej stałem. Powodów było kilka. Pierwszy to pojazd typu TIR*, który miał problem z małym wzniesieniem. Przy próbie ruszania ustawił się w poprzek jezdni, co skutecznie zablokowało ruch. Jak już się uporał, to wtedy autobus miejski powtórzył jego historię. Na dodatek, na prawym pasie zepsuł się bus. Po 40 minutach pokonałem owe 500 metrów - trochę krawężnikiem, trochę po zaspach, ale udało się :)

A dziś jeździłem z panią z 42 roku. Myślałem, że będzie okropnie jeździć, bo miała spore problemy z hamowaniem (na hamulec dusiła do końca lub wcale). Ale pozytywnie mnie zaskoczyła i w zasadzie jeździła dziś najlepiej ze wszystkich ! Więc umówiłem się z nią na jutro (zwykle robiłem 2 dni przerwy bym mógł dojść do siebie :P) - niech pokaże - jak to napisał pewien czytelnik tego bloga - młodzieży, która "wszystko umie" - jak się jeździć powinno :)

* - na życzenie Hebiusa TIR jest bez kropek pomiędzy literkami :P
PS. Zdjęć do poprzedniego wpisu nie mam, może innym razem coś fajnego "ustrzelę".

poniedziałek, 29 listopada 2010

I znów odpoczywam :)

No i przyszła zima :) Śnieg pada od wczesnych godzin nocnych, dziś rano ośnieżyłem auto i jeździłem w sumie trzy godziny. W czasie tych godzin maksymalnie 20 km przejechałem, choć i tego nie jestem pewien.

Nie ma szans by z kursantem zaparkować, nawet na głównych drogach jest tyle śniegu że praktycznie jedzie się koleinami. Jest wąsko i bardzo ślisko. Nawet pod małe wzniesienia nie mogą wyjechać pojazdy ciężarowe T.I.R, dodatkowo sytuację komplikują autobusy stojące w poprzek jezdni.

Kilku kolegów z pracy musiało użyć łopat, bo ugrzęźli w zaspach. Oczywiście co jakiś czas trzeba stawać i usuwać lód z wycieraczek i lusterek.

WORD w Lublinie odwołał dziś egzaminy praktyczne - właśnie z powodu opadów atmosferycznych. Moje pozostałe jazdy na dziś też są już odwołane, później zrobię kilka zdjęć ulic, wrzucę tu wieczorkiem.

niedziela, 28 listopada 2010

A wieczorkiem ...

A wieczorkiem instruktor odpoczywa. Nie tylko gotuje i sprząta, ale także czyta. Prócz tego co muszę, czytuję także coś co lubię.

Przedwczoraj zamówiłem nowość rynkową - powieść H. Mankella - Niespokojny człowiek.

Z opisu na stronie fankultury.pl:

Nowa bestsellerowa powieść z komisarzem Wallanderem i jego ostatnie śledztwo!
W latach 80. XX wieku w Szwecji miały miejsce incydenty z nieznanymi obiektami pływającymi, pojawiającymi się na Bałtyku. Niespokojny człowiek to kryminał polityczno-szpiegowski oparty na wydarzeniach z czasów schyłku zimnej wojny.
 Uwielbiam książki szpiegowskie, moja biblioteczka jest ich pełna.

piątek, 26 listopada 2010

Gdzie ta zima ?

Po zimie nie ma już śladów - ale to zapewne tylko chwilowe. To i dzień był "pełny" - aż za bardzo nawet. Zmęczony byłem już koło godziny 13.00. W sumie bardzo standardowy - może tylko fakt, że kobieta przy omijaniu innej kobiety przed skrzyżowaniem zaczepiła lusterkiem o drugie lustro. Nie zatrzymała się przy tym, więc ta druga zaczęła ją ścigać. Nie wiem jak się skończyło, bo one skręciły w lewo a ja pojechałem prosto.

Tak czy siak, to ta która omijała jechała bardzo blisko innych pojazdów, blisko tak bardzo że aż uderzyła w lusterko.

A popołudniu wykłady. Mała grupa, bo tylko 18 osób, prawie kameralnie :) Fajnie, bo można bardziej dotrzeć do słuchaczy, o dziwo ludzie nie byli bierni i nawet odpowiadali na moje pytania. Po wykładzie oczywiście ból gardła. I zmęczenie, chyba położę się dziś wcześniej, weekend "naukowy", a od poniedziałku powrót do pracy.

czwartek, 25 listopada 2010

Zima

Dzisiejszy dzień przywitał mnie warstwą kilku centymetrów śniegu. Oczywiście lekko dodatnia temperatura powoduje że wszystko powoli topnieje, ale na pojeździe śniegu więcej niż np na chodniku.

Więc rano poszedłem przygotować pojazd do pracy, dobrze że wziąłem telefon, bo od razu się rozdzwonił. To kursanci, którzy odwoływali jazdy. Oficjalnie mówią że są przeziębieni/chorzy. Ale pewnie faktyczny powód to śnieg za oknem.

Tak więc mam dziś prawie wolny dzień, bo pracuję tylko 1 (jedną) godzinę :)

wtorek, 23 listopada 2010

Podwójna radość

Miałem tu dziś nie wpisywać, ale muszę to uzewnętrznić - dziś zdały dwie moje kursantki ! Co prawda, dopiero za trzecim podejściem - ale jakie to było zadowolenie - przeniosło się na mnie w pełni (chyba).

Szkoda, że już nie będą ze mną jeździły - bardzo miło wspominam te zajęcia - konkretne, z humorem, z dystansem, zawsze punktualne, słowne i nigdy nie mówiły "nie" - idealne !

Zżyłem się z nimi obiema. Jedna to moja sąsiadka (no, mieszka blok dalej), a druga to szefowa ze szkoły. Sąsiadka niebawem wyjeżdża do większego miasta w poszukiwaniu pracy, ale mam nadzieję ją jeszcze spotkać. Szefową widuję dwa razy w tygodniu, miło będzie porozmawiać z nią jako kierowcą - a nie kursantką :)

Obie dziękowały za naukę, dziś odbierałem je z WORD - żałuję że się nie pozwoliłem sobie na nieco szaleństwa - miałem ochotę je wyściskać, ale znów się powstrzymałem - ludzie czekający na egzamin pewnie patrzyliby jak na wariata.

A gdyby nawet to co z tego ?

piątek, 19 listopada 2010

Wandalizm - w świetle słonecznym

Rano obejrzałem dokładnie auto. Brudne, ale nic poza tym.

Więc uszkodzono tylko jeden element - dyszę spryskiwacza (zdjęcie). Ktoś* wyjął to z mocowań (bez jakichkolwiek narzędzi jest to spokojnie do wykonania) dyszę, a wężyk wystawił wysoko w górę.

Dziś obdzwoniłem sklepy motoryzacyjne, będę musiał dobrać coś z bardzo podobnych dysz do innych pojazdów, lub zamówię to na portalu aukcyjnym. Zadzwoniłem także do ASO, by spytać ile takie coś kosztuje. Nie zdziwiłem się jeśli chodzi o cenę - 80 zł (słownie: osiemdziesiąt złotych). Miły pan z drugiej strony słuchawki poinformował, że to i tak ta tańsza wersja, gdyż akurat w tym modelu Toyoty Yaris dysza nie jest regulowana na wysokość (!).

Śmiać się, czy płakać ? W każdym razie, zostawiam ASO na boku, ale tylko na chwilę, gdyż coraz częściej słyszę paskudnie brzmiący zgrzyt przy uruchamianiu zimnego silnika (rano). Coś szykuje się do wymiany, alternator czy coś tam - nie znam się. Może to przez uruchamianie już pracującego silnika, co kursantom się zdarza ? Nie wiem, mniejsza o to. Zima się zbliża, więc pewnie będzie się ów zgrzyt pojawiać częściej, a wtedy coś z tym zrobię (wizyta/telefon do ASO).

Tymczasem, idę (www) się zorientować  na kogo oddam głos pojutrze.

* - moja szefowa twierdzi, że to wysoce prawdopodobne iż akt wandalizmu dokonał uczeń szkoły, w której pracuję (tym bardziej, że już od pewnego czasu ma u mnie nie najlepsze oceny). Ale, nie ma co tego "roztrząsać", nie ma żadnych konkretnych dowodów na to.

czwartek, 18 listopada 2010

Wandalizm

Niestety, dziś wieczorem (lub po południu) pojazd którym zwykle pracuję uległ presji wandala (wandali).

Jak zwykle, zaparkowałem pojazd w samym centrum miasta i poszedłem do szkoły. Po kilku godzinach w momencie otwierania auta zauważyłem, że coś z nim nie tak. Po chwili moje odczucia się potwierdziły. Ktoś uszkodził [****] - w sumie to nie jakaś kosztowna rzecz (chyba że kupię w ASO*), ale jednak. Wkurzyłem się i to bardzo, jak można komuś niszczyć auto ?

Trudno, poszukam w internecie i będę musiał coś kupić i wymienić. Jutro zobaczę (w świetle dziennym) czy nie ma innych uszkodzeń.

Ulica nie ma monitoringu, ja mogę podejrzewać pewną osobę - ale nikogo za rękę nie złapałem ...

* ASO - autoryzowana stacja obsługi.

środa, 17 listopada 2010

Rowerzyści

W okresie letnio-jesiennym powstało w mieście kilka dróg rowerowych, wraz z nimi także przejazdy dla rowerzystów. W mieście gdzie pracuję, do tej pory istniały jedynie przejścia dla pieszych, więc i kursanci przyzwyczajeni do tego typu sytuacji. Ale zupełnie nie potrafią uzmysłowić sobie, że obok przejścia może być przejazd.

Moje jazdy już od dłuższego czasu skupiają się na zwróceniu uwagi na przejazdy dla rowerzystów. Kursanci szczególnie nie myślą o tym przy wykonywaniu skrętów z jednej ulicy w poprzeczną. Przepuszczają pojazdy jadące z przeciwka (przy skrętach w lewo), uważają na pieszych, pilnują oznakowania poziomego (linie, powierzchnie wyłączone) i ... tyle. Albo aż tyle. Nie, wolę określenie TYLKO tyle.

A rowerzyści z racji prędkości pojawiają się czasem nieoczekiwanie, prawie nagle. Oczywiście, wystarczyłoby spojrzeć nieco dalej niż 10 m przed maską eLki by wyeliminować niebezpieczne zjawisko. Chyba jednak będę musiał na to przeznaczyć więcej czasu z kursantami, bo prócz mnie rzadko kiedy przyszli kierowcy się rozglądają.

Z drugiej strony muszę przyznać, że dość łatwo udaje się wyegzekwować traktowanie rowerzysty jako pełnoprawnego uczestnika ruchu drogowego. Mam na myśli sytuacje, kiedy należy  ustąpić pierwszeństwa takiemu dwu-kołowcowi. Na początku kursu ludzie myślą, że przed rowerzystą zdążą zawsze, że "
jakoś to będzie" (w myśl zasady, że skoro pilnują innych aut, to rowerzystów już nie muszą), ale są sposoby i na odpowiednie wytłumaczenie iż tak nie powinno być.

Teraz, kiedy sezon rowerowy martwy, można przyjrzeć się bliżej problemowi i spróbować zaradzić sytuacji, a przy okazji - wzmocnić ten temat na wykładach.

Na koniec - ciekawa fotka. Kto odpowie, po co jest ten znak poniżej "droga jednokierunkowa" ?

sobota, 13 listopada 2010

Wzrost kompetencji ... [2]

Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, wkład własny instruktora wynosił 128 zł. To niewiele, ponieważ całe szkolenie kosztuje ponad 1000 zł za osobę. Pisałem już także o tym, że wiele zależy od wykładowcy, od tego czy realizuje dany scenariusz, czy wywiązuje się z programu szkolenia. Dziś już wiem, że pierwsze dwie godziny wykładu powinny m.in zawierać tematykę odpowiedzialności instruktora i podstawy androgogiki. Powinny.

Z kolei bardzo zainteresował mnie wykład z psychologii. Bardzo pozytywna energia prowadzącej wykład/dyskusję chyba udzielił się także uczestnikom. I to pomimo tego, że były to ostatnie zajęcia tego dnia (godziny popołudniowe po całodziennym szkoleniu). Po krótkim wstępie każdy z uczestników oceniał swoją jazdę w skali od 1 do 10 (1 - źle, 10 - bardzo dobrze). Jak się można domyśleć, większość oceniła się wysoko lub bardzo wysoko. Nie od dziś wiadomo, że polscy kierowcy swoją jazdę oceniają w samych superlatywach u innych tymczasem widząc sporo niedoskonałości jazdy.

Ciekawym zagadnieniem był też typ kierowcy "niedzielnego" i tzw "mad-max". Szkoda tylko, że tak mało czasu było na to przewidziane. Mam niedosyt. Oczywiście można zdobyć więcej informacji w specjalistycznej prasie, czy choćby w sieci, ale to nie to samo.

Na razie czytam dołączone materiały do kursu. Są interesujące i szybko je się wchłania. Niebawem trzeba będzie nad tym "e-learningiem" przysiąść :)

wtorek, 9 listopada 2010

Wzrost kompetencji ... [1]

Kilka dni temu uczestniczyłem w pierwszym etapie szkolenia pt Wzrost kompetencji kadry ośrodków szkolenia kierowców. Program ten współfinansowany jest przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.




Szkolenie jest podzielone na kilka etapów:

  1. szkolenie stacjonarne (w WORD);
  2. e-learning - szkolenie przed komputerem (od teraz do kwietnia - dowolny termin);
  3. warsztaty stacjonarne (w WORD);
Jak dotąd, zaliczyłem I etap. Finansowy wkład własny wynosi 128 zł, resztę finansuje UE. W cenie prócz samego szkolenia są materiały (bardzo interesujące - odsyłam TU jakby ktoś chciał dokładnie zobaczyć), wyżywienie na zajęciach stacjonarnych, zaświadczenie o ukończeniu szkolenia (Instytutu Transportu Samochodowego) oraz magnetyczną tablicę na pojazd potwierdzającą udział instruktora w projekcie.

W każdym mieście, gdzie jest to organizowane przebiega to dość podobnie, choć wiele zależy od wykładowców. U nas pierwsze zajęcia prowadził egzaminator, który ma średnią opinię (delikatnie mówiąc) wśród instruktorów. Ciężko określić jaki blok zajęć prowadził (metodyka, psychologia, prawo i dydaktyka), ponieważ mówił o wszystkim i niczym. Te dwie godziny były totalnie zepsute, zmarnowane. Szkoda że było to na samym początku, na szczęście później było o wiele lepiej.

A były to dwie godziny z innym egzaminatorem, który opowiadał o najczęstszych błędach popełnianych przez kursantów, o przyszłych zmianach w przepisach ruchu drogowego i o wielu innych ciekawych sprawach. Prócz tego, że poruszył interesujące kwestie, to jest osobą która potrafi porozumiewać się z grupą (na sali było około 28 osób) w sposób zrozumiały, komunikatywny. A to bardzo ważne ! W dodatku, facet ma opinię fachowca i wielki autorytet, stąd i atmosfera, skupienie słuchaczy i sam wykład - na zupełnie innym poziomie.

Następny wykład prowadził trener, który mówił m.in o sprawach związanych z odpowiednim podejściem do klienta, a także sposobach ich zdobywania. Dwie godziny jak z bicza strzelił.

Ostatnie zajęcia były prowadzone z psychologii. Szkoda że na samym końcu, ponieważ większość (o ile nie wszyscy) byli zmęczeni, a tu czekało kilka zadań do rozwiązania. Tu również czas minął bardzo szybko.

W międzyczasie przerwy na kawę, obiad. Ogólnie - bardzo miło. WORD udostępnił swe klimatyzowane sale wyposażone w naprawdę niezły sprzęt audiowizualny.

C.d.n.

niedziela, 7 listopada 2010

Tro-le-je

Tak jak wcześniej wspominałem - byłem wczoraj na szkoleniu z jazdy na trolejach (małe kółka montowane na tylnej osi pojazdów przednionapędowych, które symulują poślizg już przy małych prędkościach. Mogą być podwójne (bardziej trwałe - jak na zdjęciach) lub pojedyncze). W końcu sam to organizowałem - to trudno abym nie był :) Troleje wypożyczyłem z WORD-u już w piątek. W sobotę szybka zmiana kół na kółeczka i ... do dzieła ! :)

Pojeździłem sobie, popróbowałem jak się zachowuje auto przy hamowaniu w zakręcie, jeździłem (a raczej próbowałem) pomiędzy pachołkami - robiąc symulację omijania czegoś na jezdni. Oczywiście, co jakiś czas zamiast pomiędzy tyczkami, jeździłem po nich (niechcący). Jak się bardziej zwolni bez wciśnięcia sprzęgła, to silnik gasł (trzeba częściej niż normalnie używać sprzęgła, lub nie zwalniać - co nie jest łatwym zadaniem).

Poćwiczyłem, pokręciłem kierownicą jak nigdy (!), tył latał jak szalony, co chwile miałem go nie po tej stronie, po której chciałem. Bardzo ciekawe doświadczenie, tym bardziej przydatne przed nadchodzącą zimą.

No i wymarzłem się przy okazji. Bo trzeba było pilnować auta (tak ogólnie) jak jeździli pozostali. W międzyczasie musiałem załatwić szybki wyskok na uczelnię i zrobić ekspresową godzinkę jazdy. Dobrze, że miałem pomocnika który pomógł przy montażu i demontażu trolei, samemu byłoby dłużej i trudniej.

Przy okazji szkolenie wzbudziło spore zainteresowanie przypadkowych ludzi, którzy to zauważyli. W końcu to dość niecodzienna sytuacja, by nauka jazdy na aż tyle sobie pozwalała :)

środa, 3 listopada 2010

Po pracy

Dzień  wolny (poniedziałek) postanowiłem wykorzystać na spróbowanie przepisu, który już dawno chodzi mi po głowie. Może nie każdy wie, że instruktor to też człowiek :P

Przepis znalazłem gdzieś przypadkiem w sieci. Był to przepis na pieczoną szynkę w cieście francuskim. A więc, szynkę pokroiłem na cienkie paski (coś jak grubsze paluszki), zamarynowałem w przyprawach. Po około godzinie zawijałem ciastem (kupiłem gotowca - nie znam nikogo kto sam robiłby "francuza"), po czym wierzch potraktowałem białkiem (nie wiem po co - tak było w przepisie). No i do piekarnika.

Myślałem, że to bardziej wyrośnie, więc pozostawiałem większe odstępy. Ale teraz już wiem, że można było kłaść je bliżej siebie. Wszystko piekło się około 30-40 minut. Niestety nie miałem żółtego sera, bo pod koniec pieczenia można posypać startym parmezanem (np).

Do tego zrobiłem szybką sałatkę z kalafiora no i próbujemy. Całkiem niezłe, szynka mięciutka, ciasto rumiane - smaczne. Poczęstowałem tym innych - zaświadczam że wszyscy żyją, a nawet zachwalali :) Gdy będę robił to następny raz, kupię więcej ciasta i nieco szczelniej będę zawijał szynkę, przydałby się także dobry ser.

Ale to na kolejny wolny dzień ...

niedziela, 31 października 2010

Sobotnie jazdy

Wczoraj pracowałem 6 godzin. Dłużyło mi się niesamowicie, pomimo tego że na mieście ruch był spory i ogólnie to czas powinien szybko lecieć. Niestety, wiele zależy od tego z kim się jeździ.

Na mieście gęsty ruch, wszyscy pędzą (na groby - chyba dosłownie). Pod koniec jazdy odczuwam spore bóle brzucha (i kręgosłupa - ale to już standard nie warty uwagi), kursantka straszy mnie grypą jelitową, ale to TYLKO z głodu ;-)

Wieczorem telefon od pewnej kursantki. Pyta, czy może pojeździć w niedzielę (!). Od 18 (!!). Upewniam się, czy ona wie że jutro jest niedziela, ale wie. W końcu zadaje pytanie w ten sposób: - To nie jeździ pan w weekendy ?!? Nie - odpowiedziałem. W niedzielę nie jeżdżę, tym bardziej o takiej porze ...

Kobieta należy do tej grupy, która uważa że instruktor to osoba pracująca 24/24, zawsze chętna do jazdy, wręcz czekająca na telefon/sygnał. Są tacy, potrafią wysłać zdawkowego sms, lub telefonować o nie ludzkiej porze rano, wieczorem, w niedzielę i święta.

sobota, 30 października 2010

Ubezpieczenie x 2

Nie chwaliłem się do tej pory, ale niedawno popełniłem straszną gafę. Mianowicie, przed końcem obowiązującej umowy ubezpieczającej pojazd, poszukałem tańszej oferty u innego ubezpieczyciela i oczywiście postanowiłem z niej skorzystać. Niestety, zapomniałem powiadomić firmę, w której dotychczas miałem wykupioną polisę. Wg obowiązującego w Polsce prawa, należy to zgłosić najpóźniej na dzień przed zakończeniem okresu rocznego jej obowiązywania (na piśmie) - czego nie uczyniłem. Przypomniało mi się, gdy dostałem stosowny list z agencji ubezpieczeniowej !

Tak więc, mam dwa ubezpieczenia na jeden pojazd ! Na razie, opłaciłem tylko tego "tańszego" ubezpieczyciela ...

Masssakra. Tym bardziej mnie to zdołowało, że sam mówię o takich sprawach na wykładach :(
Przez moment łudziłem się, że może o tym "jakoś zapomną", ale ostatecznie postanowiłem działać.

Przeszukałem internet (okazało się, że takich jak ja są setki - ludzi którzy zapomnieli lub nie wiedzieli, że ubezpieczenie nie kończy się samo - po roku !), natrafiłem tam na dwie wypowiedzi przedstawicieli firmy w której miałem wcześniej ubezpieczenie - mówili o tym, że starają się załatwiać sprawy po myśli klienta. Postanowiłem więc to wykorzystać i napisałem nieco dłuższy list opisujący moją sytuację. Że zapomniałem zgłosić zmianę firmy ubezpieczeniowej, że jest mi z tego powodu niezmiernie przykro i że proszę niniejszym o rozwiązanie umowy ubezpieczenia na mój pojazd bez naliczania opłat.

Przedwczoraj otrzymałem odpowiedź - zgadzają się na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby !!! Bardzo się cieszę z tego powodu !!!

piątek, 29 października 2010

Grzybki

Szukałem ostatnio czegoś na prezenty i tak wpadłem na fajne dziadki do orzechów w kształcie grzybków :)
Zamówiłem 3, przysłali mi 4. Pewnie to taki przedświąteczny (mam na myśli święta grudniowe :P) bonus, bo zapłaciłem za 3 sztuki. No i dalej jestem na poszukiwaniach - bo jak to ja - wolę mieć prezenty kupione wcześniej, by potem śmiać się z tych co zamawiają w ostatniej chwili.

W pracy sporo luźniej, skończyły mi się wykłady. Szkoda tylko, że szef nie raczył mnie o tym poinformować. Przyszedłem jak zwykle przed umówioną godziną i wtedy dopiero się dowiedziałem. Gdybym wiedział wcześniej, inaczej zorganizowałbym sobie ten czas. A co do wykładów - nawet dobrze że ja mam je z głowy, bo będę mógł spokojnie zająć się sprawami które zaplanowałem już jakiś czas temu. Muszę odnowić kontakty ze znajomymi (przez ostatnie pół roku strasznie ich zaniedbałem), dokończyć nowy projekt związany ze stroną internetową, wybrać się w końcu na komendę, przygotować na szkolenie, przeczytać zaległe książki.

Tym bardziej będę miał więcej czasu, gdyż zrezygnowałem z "zaszczytnej" funkcji moderatora, na pewnym forum. Nie wnikając w szczegóły napiszę tylko, że nosiłem się z tym zamiarem dłuższy czas, a po przeglądnięciu ostatnich wpisów w tematach administracyjnych ostatecznie podjąłem decyzję. Z samego forum nie zamierzam odchodzić, ale i jakoś mniej ciekawie tam jest, nie ciągnie mnie w ogóle. Ile można czytać o kłótniach, sporach i wzajemnych oskarżeniach ?

Co jeszcze ? Finalizuję sprawę z trolejami (mówiłem już o szkoleniu na trolejach, prawda ?), za kilka dni będę miał fotki, oczywiście zdam relację. Jak zwykle, część "kolegów" strzela fochy, ale przywykłem. Robię swoje zdając sobie sprawę, że zawsze ktoś będzie niezadowolony.

Tymczasem na kurs przyszedł nowy kursant (u mnie to drugi facet wśród przytłaczającej ilości pań). Miał dopiero początkowe godziny, ale już muszę poprawiać jego trzymanie kierownicy jedną ręką, brak obserwacji znaków i korzystania z lusterek. Kolega, który z nim jeździł w zastępstwie za mnie potwierdził moje zdanie w tym temacie.  Za to muszę go (kursanta) pochwalić - auto ani razu mu nie zgasło. Jeździ dość płynnie, choć nieco zbyt szybko. Ale, będę starał się go "wyprostować" :)




czwartek, 28 października 2010

Egzamin wewnętrzny

Kolejny - chciałoby się rzec. No, ale kogo interesuje - niech czyta :)

Kursant, 29 godzina jazdy, wiek około 20 lat (mogę się mylić). Nie miał dowodu osobistego, dlatego nie jestem pewien wieku.

Zaczynamy standardowo - od sprawdzenia niezbędnych elementów (...). Tu wszystko w porządku, jazda pasem ruchu do przodu i tyłu także, wzniesienie (ruszanie pod górę do przodu) również. Więc jedziemy na miasto.

1)
Przy dojeżdżaniu do pierwszego skrzyżowania proszę o skręt w prawo (na "strzałce warunkowej"). Kursant ma szczęście, ponieważ tuż przed jego dojechaniem do sygnalizatora zmienia mu się na zielone. Nawet nie stając, jedziemy dalej. Na kolejnym skrzyżowaniu proszę o skręt w prawo. Tuż za przejściem rozkraczył się jakiś dźwig - aby go minąć trzeba najechać na podwójną ciągłą linię, lub próbować się wciskać pomiędzy nim a linią. Kursant wybrał opcję drugą, co mi się średnio podobało, ale pojechaliśmy dalej.

2)
Następnie dość długo jedziemy na wprost, by dojechać do małego i trudnego "ronda". Kursant pokonuje go poprawnie, po czym wspinamy się na zakorkowany wiadukt. Prowadzę go tam, ponieważ muszę mieć w programie przejazd kolejowy, skrzyżowanie równorzędne i podwyższenie prędkości. Nie wiem czemu, ale zamiast jazdy po prawym pustym pasie, kursant wybiera zatłoczony lewy. Tym bardziej, że na końcu drogi jest opcja skrętu w prawo lub w lewo. No, ale przed skrzyżowaniem wydaję polecenie "W prawo", a kursant zjeżdża na pusty prawy pas.

3)
Hamowanie do zatrzymania, skrzyżowanie równorzędne i dynamika jazdy jest ok. Ale przy zawracaniu, zabrakło kierunkowskazu. Zadanie do poprawki. Przy okazji, wyjeżdżając z drogi podporządkowanej wyjechał tuż przed jadącym pojazdem. Ponieważ wykonał to dość dynamicznie, pozostawiłem to bez komentarza. W ogóle, kierowca mający już prawko nie zawracałby sobie taką sytuacją uwagi, ale na egzaminie mogłoby się to skończyć hamowaniem egzaminatora.

4)
Niestety, na drogach pustki, nic się nie dzieje. Kursant poprawnie prowadzi pojazd, nudy. Nawet na zwykle ruchliwym skrzyżowaniu miał prawie pusto, więc manewr zawracania na nim nie mógł się nie udać. Później poprawiamy zawracanie. Tym razem, kierunkowskaz był w użyciu. Na koniec pozostawiłem parkowanie. Wybrałem równolegle tyłem - kursant zaparkował niemal idealnie.

5)
Ponieważ wszystkie elementy egzaminu już zostały zrealizowane, czas na powrót w miejsce docelowe. I właśnie - na trzy skrzyżowania przed owym miejscem docelowym, kursant przy włączaniu kierunkowskazu przypadkowo zmienia światła mijania na pozycyjne (w Toyocie Yaris włącznik kierunkowskazów jest jednocześnie włącznikiem świateł). Oczywiście ja usłyszałem charakterystyczne "piknięcie" zmienianych świateł, a kursant nie. Pytam więc, czy ma wszystko w porządku z pojazdem. Odpowiada, że tak. Więc, niestety zjeżdżamy w pierwsze bezpieczne miejsce i koniec.

Wynik egzaminu - NEGATYWNY.

wtorek, 26 października 2010

Vat-em dobijanie

O dziwo, dopiero dziś mój szef dowiedział się, że od nowego roku wprowadzają podatek VAT (23 %). Czy on nie czyta prasy, nie ogląda TV ? Podatek, ma być wprowadzony dla firmy które rocznie mają przychód większy niż 150 000 złotych, więc i w naszej firmie będzie drożej (do tej pory, szkoły jazdy były zwolnione z podatku).

W tej chwili, kurs średnio kosztuje 1200 pln, więc po Nowym Roku będzie kosztował ponad 1400. Różnica spora tym bardziej, że w tej chwili już jest mniej kursantów niż np rok temu. Ciekawe, czy i u nas będą "zabiegi anty-vatowe". Pewnie tak, choć jeszcze się o nich nie mówi, bo kto przyjdzie zrobić kurs za taką cenę ? Małe ośrodki, jednoosobowe (góra dwu-osobowe) posiadające jedno/dwa auta, bedą mogły zaoferować niższą cenę.

A jeszcze rok temu, szef na każdym zebraniu zapowiadał, że niebawem pozostaną na rynku tylko najwięksi gracze ...

Na koniec fotka z dziś. Fajny sposób i miejsce parkowania ? Kierującemu gratulujemy :))

sobota, 23 października 2010

Zakodowane

Przeglądając lekturę kodów związanych z ograniczeniami w prawie jazdy, można się nieźle zdziwić.

Oto przykładowe kody, które ograniczają dokument uprawniający do kierowania pojazdem:



  • 05.03 - jazda bez pasażerów;
  • 05.08 - zakaz spożywania alkoholu;
  • 25.07 - pedał przyspieszenia po lewej stronie hamulca;
  • 30.01 - pedały równoległe;
  • 30.06 - wypiętrzona podłoga;
  • 43.01 - fotel kierowcy na dobrej wysokości obserwacyjnej i w normalnej odległości od kierownicy i pedałów;
  • 43.02 - fotel kierowcy dostosowany do kształtu ciała;

     To tylko mały wycinek dość nietuzinkowych kodów ograniczających. Te najbardziej spotykane, to te związane z korektą wzroku: 01.01 - okulary, 01.02 - szkła korekcyjne i 01.06 - okulary lub szkła korekcyjne. Abstrahując te dziwne kody powyżej, zastanawiam się jak policjant (lub egzaminator na egzaminie) jest w stanie sprawdzić czy mamy założone szkła korekcyjne ...

    ***

    Suplement dla Hebiusa:

    Przyszły kierowca, zanim zapisze się na kurs prawa jazdy musi stawić się na badaniach lekarskich. Tu lekarz (mający specjalne uprawnienia) może zadecydować o ograniczeniu w prowadzeniu pojazdu, może też skierować "klienta" na dodatkowe badania (lub po prostu odmówić wydania zaświadczenia potwierdzającego brak przeciwwskazań do prowadzenia określonych pojazdów). Jeśli się okaże np że ma wadę wzroku, w prawie jazdy będzie miał wpisany stosowny kod (jest na to odpowiednie miejsce), a nawet w dokumentach niezbędnych do przystąpienia do egzaminu (stąd i egzaminator będzie to wiedział).

    czwartek, 21 października 2010

    Policja kontra eLki

    Dzisiejszy dzień zacząłem wcześnie rano, było wietrznie i zimno, tylko gdzie ten śnieg ?

    Potem miałem przerwę i znów dwie godziny jazdy. Jak tylko rozpocząłem, od razu na radiu instruktorzy ostrzegali się o kontroli eLek ! Za chwilę zadzwonił telefon - sekretarka obdzwaniała wszystkich i pytała czy mam wszystko w porządku z pojazdem i dokumentacją. A więc panika. Instruktorzy odwoływali jazdy, bo policja organizowała akcję pod kryptonimem "eLka".

    Po kilku minutach dowiedziałem się, że policjanci jeżdżą z panami z wydziału komunikacji. No w końcu połączyli siły. No i zatrzymali kilka aut z firmy w której pracuję, w tym dwa firmowe pojazdy. W jednym brakowało informacji o adresie ośrodka szkolenia kierowców, instruktor nie posiadał karty szkoleniowej kursanta, a dodatkowo pojazd nie posiadał ważnych badań technicznych. Jak można się domyśleć, dowód rejestracyjny został zatrzymany a instruktor ukarany mandatem. W tym przypadku, nauka jazdy zakończyła się natychmiast.

    Podczas innej kontroli, instruktor otrzymał upomnienie. Niestety, ja nie byłem kontrolowany. Miałem tylko dwie godziny jazdy (przedpołudniowe - od 11 do 13), więc pewnie dlatego. Może jutro ? Kto wie, z tego co wiem akcja ma potrwać kilak dni ... W każdym razie, mam ważne badania (robione co rok), ubezpieczenie pojazdu, ważne uprawnienia (legitymacja) i kartę kursanta.

    Swoją drogą, widziałem dziś kilkanaście pojazdów różnych firm bez żadnych informacji n/t adresu. Pewnie jutro (kiedy już się dowiedzieli o kontroli) będzie ich zdecydowanie mniej ... Z drugiej strony, panika która dziś była w firmie jest żenująco śmieszna ...

    środa, 20 października 2010

    (nie) Nieme wykłady

    Czyżby ktoś z wykładów czytał ten marny blog ? Nie wiem, ale dziś kilka osób z grupy 30 biorących udział w wykładzie odpowiadały na moje pytania ! Niesamowite. Również to, że pewna pani odpowiedziała na dość trudne pytanie całkiem poprawnie. To budujące.

    A poza tym, pracuję ze starszą panią. Ma już 10 godzin wyjeżdżone, ale technicznie jest słabiutka i to bardzo. Postępy są, ale bardzo powoli. Dobrze, że już jest pozytywnie nastawiona do godzin dodatkowych, zapewne jej się przydadzą.

    Dziś też, na pewnym skrzyżowaniu młody jegomość bardzo się irytował tym, że mojej kursantce zgasł silnik (przy ruszaniu). Trąbił chyba ze trzy razy, po czym jak już nas wyprzedzał nie omieszkał znów zamanifestować swojej genialności umysłu i dłuuuuuuugo trzymał sygnał dźwiękowy.

    Gdzie on się tego uczył ?

    Tymczasem, meteorolodzy już na czwartek zapowiadają pierwsze opady śniegu. Czy rzeczywiście tak będzie, trudno przewidzieć, ale drogowcy z Lubelszczyzny zapewniają, że zima ich nie zaskoczy. No to zobaczymy ... ja już nie mogę się doczekać. Tylko muszę jeszcze jakiś koncentrat płynu do spryskiwaczy kupić, bo trochę namieszałem ;-)

    wtorek, 19 października 2010

    Nieme wykłady

    Wracając do pytania Łukasz z poprzedniego dnia:

    Pojazd wykorzystywany do nauki jazdy powinien być (z pewnymi wyjątkami) oznaczony nazwą i adresem ośrodka szkolenia po obu stronach pojazdu (prawa i lewa strona). Wysokość liter nie może być mniejsza niż 6 cm. W rzeczywistości zdarza się, że prócz tablicy L na dachu (w nocy brak podświetlenia) i dodatkowych lusterek auto nie ma żadnej informacji skąd jest. Może niektórzy się wstydzą tego jak uczą ? Przecież samochód na mieście, to jeżdżąca reklama !

    A z innej beczki - mam nową grupę na wykładach. Nic się nie odzywają, nic nie mówią, nie odpowiadają na banalne pytania, po prostu NIC ! Po ich wyrazie twarzy nawet nie wiem, czy rozumieją co do nich mówię i czy to dociera. Zero informacji zwrotnej. Beznadziejnie się wtedy prowadzi wykład.
    Przyzwyczaiłem się, że przynajmniej kilka osób z grupy jest w stanie odpowiedzieć na jakieś proste pytanie. Teraz mam 29 osób - które nie chcą ze mną rozmawiać. A może się boją ?

    A na koniec fotka - dziś do WORD-u zajechał taki oto autobus. Ciekawe, co on tam będzie robił, czyżby w końcu WORD dorobił się porządnego pojazdu na kategorię D ?

    niedziela, 17 października 2010

    Jazdy nocne

    Po katastrofie bus-a w której zginęło 18 osób, patrole policji w moim mieście (sądzę, że nie tylko w moim) są zwrócone ku właśnie takim pojazdom. Organizują kontrole na jedynym w mieście dworcu busowym (jeśli mogę to tak nazwać), lub zatrzymują je w ruchu. To ostatnio bardzo częsty widok zza mojego okna. Jakie to typowe, nieprawdaż ? Stała się tragedia, teraz będzie wielka akcja sprawdzania busów.

    Za oknem także sporo jesiennej aury i liści na jezdni, która dzięki temu stała się bardziej śliska.

    Tymczasem jutro czekają mnie jazdy nocne. Więc, nie dość że prawdopodobnie będzie ślisko, to jeszcze ciemno. Same atrakcje :-)

    środa, 13 października 2010

    Spokojniej ...

    Dziś było spokojnie. Nawet bardzo spokojnie.

    W międzyczasie załatwiłem sprawę szkolenia w Warszawie - jest już kilku chętnych, co dobrze rokuje gdyż wtedy można negocjować cenę szkolenia (większa grupa). W dodatku, szef zapowiedział iż dołoży nam do szkolenia. Ile - to napiszę jak juz ustalę na 100 %. Na razie wszystko idzie po mojej myśli :)

    I w końcu będę mógł spotkać się z kumplami w stolicy ! :))

    No i czas na fotkę:

    wtorek, 12 października 2010

    Szalony wtorek

    Szalony wtorek początkowo nie zapowiadał się aż tak, ale po kolei.

    Rano wcześniej wyszedłem z domu, (od 7 jazdy) bo trzeba było skrobać szyby. Opadająca mgła dość grubo spowiła cały samochód szronem i lodem. Wylałem 1/4 butelki z chemią która miała oczyścić szyby z lodu, ale znów etykieta sobie a fakty sobie. Dokończyłem dzieła skrobaczką, ale przednia szyba i tak jest porysowana więc nieco ją oszczędziłem.

    Pierwsza jazda dzisiejsza z osobą, której nie znam - jak się okazało pani nie zdała cztery razy, bo nie zatrzymuje się przed strzałką "warunkową" (sygnalizator S2). Od razu poprosiła, byśmy to szczególnie poćwiczyli. Tylko - czy można "ćwiczyć" zatrzymywanie przed sygnalizatorem ? No, ale klient płaci klient wymaga. No i faktycznie - po chwili dojeżdżamy do sygnalizatora, świeci się czerwone + strzałka a ona się nie zatrzymuje. Trochę mnie to dziwi, choć oczywiście nie daję tego poznać po sobie. [jak się okazało po 2.5 godz. - zdała egzamin].

    Potem godzinne okienko, na którym postanowiłem zmienić ogumienie na zimowe. Pojechałem więc od razu do serwisu oponiarskiego i ... 40 minut czekałem, aż panowie skończą wymianę w autach będących na hali. Myślałem, że zdążę coś zjeść (np śniadanie ?) w tym czasie, ale 5 minut spóźniłem się na kolejną jazdę (od 9.00), więc jedzenie musiało poczekać.

    Następnie, jazda od godziny 11 do 13 to "niezła jazda". W wielkim skrócie - kursantka robiła cały kurs u mnie, mniej więcej w połowie zrobiła małą awanturę dotyczącą jej jazdę - ponieważ nie było w tym mojej winy a jedynie jej wzburzenie - zaproponowałem zmianę instruktora. Prosiła wtedy by nie zmieniać, wycofała się ze słów które wtedy użyła. Względnie spokojnie było do dziś (wcześniej egzamin wewnętrzny z innym instruktorem). Najpierw pochwaliła się iż była w innej firmie (gdzie wykupiła dodatkowe jazdy), potem powiedziała iż więcej tam nie pójdzie (wyraźnie nie zadowolona z tamtej jazdy), po czym na sam koniec wjechała autem w ****** - tę część muszę wykropkować, gdyż osoba ta z premedytacją zrobiła coś czego nie powinna, żeby nie wiem jakie żale i pretensja do mnie miała. W każdym razie, rozstaliśmy się w niezbyt miłej atmosferze, co zdziwiło mnie szczególnie - gdyż wcześniej nic raczej (?) nie rokowało możliwości takiego zakończenia współpracy.

    Zamiast dziękuję padły inne słowa, które nie nadają się do przytoczenia w tym miejscu. Cieszę się że i to nie wyprowadziło mnie z równowagi. Przy całej tej sytuacji, zachowałem spokój i opanowanie. Z tym, że czeka ją nieprzyjemna rozmowa - ale to w swoim czasie. A że teraz rozmyślam nad tym, pewnie będę miał nieprzespaną noc - szczegół.

    Po 13 kupiłem pączka i rogalika z jakimś dziwnym nadzieniem, plus mały sok. Do 19 to mój jedyny posiłek.

    Potem szybka wymiana żarówki - na szczęście nie zajęło mi to więcej niż 3 minuty (aż się sam zdziwiłem - pierwsza wymiana żarówki trwała 50 minut), a jeszcze później odmieniłem oblicze zewnętrzne Toyoty którą jeżdżę - mam nadzieję że na plus, choć to nieco kontrowersyjne ;-)

    Ps. Niedawno dostałem sms od kursantki, która w czterech słowach przeprasza za swoje zachowanie i zapowiada (tu reszta słów), że chce się umówić na jazdę. Jak zwykle - nie odpisuję, ale wiem już za to kim będzie jej nowy instruktor - bo ja nim już nie będę.

    sobota, 9 października 2010

    Odpoczynek

    To niesamowite, ale miałem dziś wolny dzień ! Zero pracy, zero szkoły, zero studiów - maksimum luzu !

    Obudziłem się wcześnie (zawsze, gdy mam wolne tak jest), poczytałem nieciekawą książkę (z musu, a raczej z tego, że obiecałem sobie ją przeczytać), posprzątałem w domu, zrobiłem zakupy, obejrzałem nieco telewizję. A przy okazji sprzątania w domu, znalazłem mnóstwo pomocy do pracy - od kart drogowych po wizytówki i firmowe naklejki, nawet nie wiedziałem że mam to w domu :P

    Znalazłem też płyn do spryskiwaczy - zimowy, ale tylko do - 10 stopni. Musi być chyba trochę stary (nie sprawdzałem), bo ostatniej zimy na pewno takiego kiepskiego nie kupowałem.

    Jutro już tak fajnie nie będzie, chyba że zdarzy się cud, ale ten wydarzył się dziś (odwołanie zajęć), więc na jutro nie mam już co liczyć.

    Na koniec fotka:

    piątek, 8 października 2010

    Przed weekendem

    Dziś miałem znakomitą okazję do posłuchania dźwięku kierunkowskazów, ponieważ od samego rana miałem kursantki które "zostawiałem same sobie". Tzn że nic im nie podpowiadałem, a jedyne co mówiłem to polecenia (no i ewentualne omówienia błędów po fakcie).

    Więc, miałem wyłączone radio i w tle co chwilę subtelne i piękne cykanie.

    Potem okienko - bardzo było mi potrzebne, pobiegłem do sklepu nieopodal i wydałem to co zarobiłem, potem szybkie zakupy w spożywczym i wizyta w salonie prasowym  - po Politykę z płytą. To taka bardzo mała namiastka braku koncertu, o którym wcześniej wspominałem (odwołano - też wspominałem).

    Potem dalej jazda, ale w tle grał mi pan z okładki płyty :)
    Następnie musiałem (już sam) skoczyć na drugą stronę miasta. W drodze powrotnej wpadłem w korek, który ciągnął się na całej długości ulicy, a ja stałem na jej samym końcu. Zrobiłem z auta salę koncertową, na ile to możliwe oczywiście.  W lusterku było widać to co na zdjęciu (sorry za jakość - telefon) - mnóstwo aut.

    No i koniec, nie licząc innych atrakcji dnia. Z tego wszystkiego zapomniałem pójść do apteki.
    A w przyszłym tygodniu muszę wymienić opony na zimowe, bo płyn zimowy do spryskiwaczy już dolany, skrobaczka w gotowości, płyn do zmrożonych szyb także. Jeszcze posmaruję czymś uszczelki i chyba tyle ?

    Mam nadzieję, że akumulator wytrzyma tę zimę. Zobaczymy. Jak nie, to będę wtedy się martwił. Na razie nie ma żadnych niepokojących objawów, choć myślę nad tym by go jeszcze podładować.

    A teraz idę posłuchać Anderszewskiego :)

    czwartek, 7 października 2010

    Kultura

    Mam dość radia. Mówią ciągle o tym samym, a jak nie mówią to grają non stop te same utwory. Ile można ? Szkoda, że nie łapię jakiejś stacji z muzyką poważną, np dwójkę. Ciekawe, kiedy się zdecyduję na wersję cd ? Mam ich sporo, wystarczyłoby na tygodniowe jazdy po osiem godzin dziennie, a grałoby ciągle nowe.

    Poza tym, odkryłem że nie włączanie radia ma więcej zalet niż tylko błoga cisza. Otóż, uwielbiam dźwięk włączonego kierunkowskazu ! Nie wiem, dlaczego dopiero to odkryłem, ale podoba mi się baaaaaaaaaardzo !
    Tak, nie jestem normalny. Ale i nie zamierzam. Tymczasem stojąc przed skrzyżowaniem, cykający dźwięk jest bajecznie piękny. Koniecznie trzeba przy tym zamknąć okno, ale ostatnio i tak jest zimno, wiec to nic takiego.

    Sytuacja z wczoraj mnie zaskoczyła i to zupełnie/całkowicie pozytywnie. Otóż, stoimy przed skrzyżowaniem ponieważ jest czerwony sygnał na sygnalizatorze. Wąska droga, ale w mieście dalej objazdy, wiec nawet szerokie pojazdy się tędy przemieszczają. Po lewej stronie zapadło się część pasa dla kierunku przeciwnego, jak to u nas bywa - dziura została zabezpieczona barierką i przez kilka dni nic się przy niej nie działo. No tak stoimy, a tu widzę iż z przeciwka nadjeżdża wielki autobus (jakieś elegancki, chyba kursowy wszak w mieście jeżdżą same stare graty). Kierowca dojechał i się zablokował. I nagle - uwaga - stojące za nami dwa (2 !) auta cofnęły, po chwili my, a kierowca autobusu powoli wymanewrował i pojechał. Normalnie do dziś jestem zdziwiony, że nikt nie trąbił, nie miał pretensji, nie wymachiwał ! I to pomimo tego, że nie pojechaliśmy na zielonym świetle, ponieważ akurat wszyscy cofali. A kierowca autobusu jeszcze podziękował (tym bardziej jestem przekonany że to nie był miejscowy pojazd :P).

    Niebywałe, więc jednak można. Co na tym stracili inni ? 30-40 sekund dłużej na skrzyżowaniu. To chyba nie wiele, zważywszy na fakt że gdyby nie cofnęli nie pojechaliby wcale ? I po co się stresować, poganiać innych, gestykulować i mieć pretensje do całego świata ?

    PS. Jednak jak spojrzałem w lusterko, okazało się że to autobus z mojego miasta ...

    wtorek, 5 października 2010

    Początkujący ...

    Dzień zaczynam od pracy z panią z 42 roku. Zadaje mądre pytania, choć średnio sobie radzi. Uczymy się ruszać i hamować. Zdarza się, że mocno wciska hamulec, efekt wiadomy. Jutro mamy dwie godziny, jedziemy na plac poćwiczyć pracę rąk. Przyznaję, że sprzęgłem nieźle operuje, tylko zapomina go używać przy zmianach biegów.

    Potem pierwsze godziny jazdy, a jeszcze później znów to samo. Kursantka strasznie panikuje, mówi że boi się wszystkiego, ale radzi sobie bardzo dobrze. Zadowolona, że jeździ już w takim ruchu pomimo że to dopiero początki.

    Następnie szukam szkolenia z zakresu bezpiecznej jazdy,  w Warszawie wydaje się być ciekawsza oferta (także finansowo) i jednak sporo bliżej, niestety nie miałem kiedy pogadać z szefem. Więc tymczasowo sprawa "wisi".

    Koło trzynastej kończę, mam zdarte gardło i znów się przeziębiłem. Na placu strasznie wieje, a ja jak zwykle się ciepło nie ubrałem. Potem biegnę do szkoły, po drodze kupuję obiad (zbyt wiele powiedziane - bułka z byle jakim sosem i parówką wewnątrz) i zaczynam zajęcia. O dziwo, moja ostatnia perswazja dla gadających poskutkowała, klasa siedziała bardzo cicho. Aż się zdziwiłem.

    Czas do godziny 18 zleciał bardzo szybko. Kolacja i ... szukanie materiałów na zajęcia ...

    piątek, 1 października 2010

    Doskonalenie techniki ...

    Dziś w końcu rozpocząłem konkretnie starania, by zapisać się na kurs doskonalenia techniki jazdy. Marzę o tym już od dawna, ale teraz jest bardzo dobry moment na to. Dlaczego ? Bo w końcu mój szef potwierdził, że im więcej umieją jego pracownicy tym lepiej dla niego. I tym samym istnieje szansa (choć nikła), że dołoży trochę do tego szkolenia.

    A więc, najprawdopodobniej będę to robił w Szkole Auto (firmowanej przez Skodę), na ich pojazdach. I etap (ten podstawowy) to 8 godzin szkolenia, z zakresu techniki kierowania, hamowania awaryjnego, jazdy w slalomie itp. Wszystko ma się odbywać na odpowiednich płytach poślizgowych, na nieczynnym lotnisku nieopodal Kąkolewa (wielkopolska). Trochę daleko, ale sama jazda tam to będzie nie lada frajda !

    Teraz, tylko będę musiał te warunki przedstawić szefowi, dziś nie było go w pracy, więc dopiero w poniedziałek. No i spróbuję go przekonać, żeby trochę zainwestował w kadrę, może ktoś prócz mnie zechce jechać ... Zobaczymy :)

    Cały I etap kończy się wydaniem certyfikatu, no i dodatkowe umiejętności - nie do przecenienia. Jak dobrze pójdzie, w tym lub na początku przyszłego miesiąca będę go miał.

    A na koniec fotka:


    I jaki numer ma droga na Siedlce ? :P

    środa, 29 września 2010

    Skrótem

    1) Nie znoszę rannego wstawania, a tu od kilku dni jeżdżę albo od 7.30 albo od 8.00
    Jak dla mnie - zbyt wcześnie, ale klientów tyle, że nie wyrabiam się inaczej.

    2) Wieje, pada i jest zimno. Ledwo uciekłem grypie, a tu dziś znów mnie przewiało. Biorę leki, nie mogę się teraz wyłożyć, byłaby to niepowetowana strata.

    3) Godziny przedpołudniowe, pada deszcz. Dojeżdżam do skrzyżowania , skręcam w prawo. Wyprzedza mnie Fiat Uno, który za ułamek sekundy ostro hamuje. Niestety, hamowanie mocno się wydłuża, a pojazd uderza w kobietę prawie schodzącą z przejścia. Kobieta zostaje wybita w górę, po czym spada nogami do góry. Kursantka też to widziała, zaczyna się denerwować. My jedziemy dalej, pojazdy jadące za Fiatem się zatrzymują, po chwili jest tam grupka osób, pewnie kierowcy innych aut.

    4) Po południu rozpoczynam pierwszą godzinę jazdy. Początek nr PESEL jest taki: 42 ...
    Ponieważ jestem bardzo ciekawy jak pani będzie jeździło, więc skracam omawianie elementów sterowania pojazdem i uczę ją ruszać. O dziwo, na kilkanaście prób silnik zgasł jej tylko dwa razy. Całkiem nieźle. Zobaczymy później. Jakby co, mam wyjście awaryjne, ale o tym cicho sza :)

    5) 16-18 wykłady. Zdarłem gardło na tym mówieniu, bo temat nie był tym w którym kursanci dużo piszą. Ale nie było źle. Szybko zleciał.

    6) Pierwsza jazda z  gościem, który przyszedł od innego instruktora. Od tego, który sam zmienia biegi i trzyma sprzęgło. Kursant (pierwszy chłopak od dłuższego czasu) puszczał tak szybko sprzęgło, że autem nawet nie zdążyło mocno szarpnąć. Po 40 minutach nauki  ruszania, na trzy razy silnik gasł mu dwa. Moje gardło wołało o przerwę !

    7) Odpoczywam. A jutro od 8 do 18 :/

    niedziela, 26 września 2010

    Po-urlopowo ...

    Wróciłem z urlopu i od razu oddałem się w wir pracy (tak się to pisze ?). Rano jazdy, potem wykłady, a potem padam ze zmęczenia.

    W mieście niektóre remonty dobiegły końca, zatory są mniejsze, całkiem fajnie się jeździ. Niebawem może zrobię jakieś fotki ? Tylko kogo prócz mnie interesują skrzyżowania ? :P

    Koncert, o którym niedawno pisałem został odwołany.

    A na forum o którym także kiedyś wspominałem czuję się coraz bardziej obco.

    Bilans zysków i strat w ubiegłym tygodniu mimo wszystko wychodzi na plus :)

    Na koniec fotka:

    wtorek, 21 września 2010

    Na czarno


    Dziś do egzaminu państwowego - praktycznego przystąpiła pani, która była opisywana tu:



    Jak doszło do tego, że przebrnęła przez egzamin wewnętrzny ? Dobrze wiemy, że ostatnio znów zmieniła instruktora na innego (dodała bezczelnie, że zmieni na takiego, który podpisze jej dokumenty niezbędne do podejścia do egzaminu państwowego). Jak mówiła, tak zrobiła. No i dziś miała egzamin. I, domyślacie się już ? Pierwsze podejście i ona ZDAŁA ! Tak, nie pomyliłem się - kursantka której losy nieco można było śledzić na tym blogu, zaliczyła pozytywnie egzamin praktyczny na kategorię B.

    Nie uwierzyłbym, ale kolega widział jej kartę, więc to prawda. Nie kryję zaskoczenia, choć to chyba zbyt słabe określenie tego co czuję w związku z tym faktem.

    Nie rozumiem tego, choć wyjaśnień może być kilka, o których nie będę wspominał w tym miejscu. Nie będę też dociekał kwestii etyki zawodowej kolegi, który zapewne nie robił żadnego egzaminu. W tej chwili, to już i tak "po ptokach".

    Instruktorzy, którzy jeździli z nią wcześniej (prócz tego ostatniego - tę rozmowę pozostawię sobie na jutro) - nie dowierzali.

    "Cuda" jednak się zdarzają. Dobra, może skończę ten wątek lepiej ...

    niedziela, 19 września 2010

    Wakacje 2010 [2]

    W tym wpisie postaram się omówić detale dojazdu do Zakopanego i powrotu. Bez opisu zdjęć, bo chyba nie jest to potrzebne.
    Auto

    Pojechałem malutką Toyotą Yaris - tą którą na co dzień szkolę. Niedawno była na przeglądzie, pisałem o tym. Z auta powywalałem wszystko co zbędne, tj tablicę L, karty kursantów, kalendarz, firmowe radio do łączności wewnętrznej i przede wszystkim - zdjąłem oznaczenia firmy. Auto było gołe i tylko dodatkowe lusterka zewnętrzne zdradzały jego przeznaczenie. Dodałem natomiast zestaw nawigacyjny i CB radio.

    Wg wskazań komputera pokładowego, do Zakopanego w jedną stronę było około 450 km, średnie spalanie na tym dystansie (w jedną i drugą stronę) oscylowało od 4.9 do 5.2 l/100 km. Średnia prędkość w drodze powrotnej wyniosła 40.6 km/h. Po zatankowaniu do pełna (42 l maksymalnie) i przejechaniu około 50 km, rozpocząłem wyprawę do Zakopanego. Po dojechaniu, w baku pozostało około 35 % paliwa. W tamtą stronę auto pracowało non stop, w każdym korku nie wyłączałem silnika. Odbiorniki prądu to radio, nawigacja/CB radio, pod koniec podróży także klimatyzacja.

    Brak jakichkolwiek usterek.

    Droga dom ---->> Zakopane

    Wyjechałem przed godziną 8 rano. Niestety, standard drogi od samego początku był bardzo słaby. Nierówności, pęknięcia, przełomy pojawiały się naprzemiennie i nieprzerwanie. Deformacje nawierzchni były olbrzymie. Na szczęście mały ruch powodował możliwość jazdy po całej szerokości drogi. Poprawa tego stanu rzeczy nastąpiła dopiero przed Rzeszowem. Ten odcinek drogi (Przeworsk - Rzeszów - Tarnów) to klasyczny przykład drogi 2+1 i 2+2. Ten pierwszy wariant to po jednym pasie ruchu dla każdego z kierunków ruchu, plus na krótkich odcinkach dodatkowy pas dla jednej lub drugiej strony (często naprzemiennie). To ma być chyba taki substytut normalnej, europejskiej drogi. Cechą szczególną jest fakt, że droga ta jest bardzo często usiana skrzyżowaniami (lewoskręty bezpiecznie wydzielone ze środka jezdni za pomocą wysepek) i przejściami dla pieszych. Naturalnie (ehhh ...) każda z tych rzeczy wiąże się z ograniczeniem prędkości kolejno do 70 i 50 km/h. Masakra, wyobrażacie sobie zwalnianie co chwilę do 50 km/h ? Tym bardziej, że droga ta jest wręcz naszpikowana puszkami z (lub nie) fotoradarami.

    2+1 

    Dodatkowo, drugi pas tworzony jest na bardzo krótki odcinek, co zmusza albo do szybkiego wyprzedzania, albo do pokornej jazdy prawym pasem ruchu. Zaletą tej drogi jest bardzo dobre oznakowanie tych dodatkowych pasów. Oznakowanie poziome również świetne. 2+2 to - niestety - bardzo krótki odcinek mający po dwa pasy ruchu dla każdego z kierunków. Ciekawostką jest odgrodzenie pasów dla przeciwnych kierunków ruchu za pomocą słupków (patrz foto).

    Niestety, jadąc w kierunku Tarnowa (już daleko za Rzeszowem) nie ma standardu 2+1 a zwykły 1+1, a bywa że i 1+0. Owy 1+0 to rozbudowa drogi i ruch wahadłowy. Czasem było to regulowane przy pomocy osoby do tego uprawnionej (pracownik robót drogowych - dobre rozwiązanie), czasem za pomocą sygnalizacji świetlnej (tu ludzie jechali na czerwonym, a ci z przeciwka mając zielone musieli stać - tworzy to niesamowity wręcz horror) a czasem też nie było żadnej regulacji. Doświadczyłem sytuacji mrożących krew w żyłach - np tą - mój pas się kończy, muszę zjechać na sąsiedzi by ominąć roboty drogowe, ale z przeciwka jadą pojazdy (w tym pierwszy: T.I.R.), więc co robię ? Włączam lewy kierunkowskaz wcześnie i wyraźnie i przygotowuję się do zatrzymania, tymczasem kawalkada aut za mną rozpoczyna wyprzedzanie mnie i omijanie robót. I co się dzieje ? Pojazdy z przeciwka ostro hamują, niektórzy wjeżdżają pomiędzy pachołki, inni uciekają na pobocze. W takich momentach muszę wyciszać CB, chyba każdy wie dlaczego ?

    Roboty i objazdy ...

    W Nowym Sączu chyba nie wiedzą jak należy ustawić znaki w związku z objazdem, który zafundowali kierowcom. Główna droga zablokowana, jest znak że objazd - ale nic po poza tym. Kierowco - radź sobie sam. Skręć gdzie chcesz, rób co chcesz.

    Tuż przed Nowym Targiem trwa remont mostu. Z CB (a później także z wiadomości telewizyjnych) można się dowiedzieć, że owy remont trwa już drugi rok a końca nie widać. Stałem tam około 20-25 minut, niby nie wiele - ale wkurza. Oczywiście w tym miejscu rozmowy na CB nie pozostawiają złudzeń co do opinii kierowców w tej kwestii.

    Wjazd do Zakopanego - około godziny 16.00 Wtorek, ale ruch olbrzymi. Stoję już na rogatkach. Aby dojechać 4 km do celu potrzebuję 40 minut, normalka ? To co jest w sezonie ?!

    Droga powrotna.

    Aby nie stać tyle w korkach, wybieram inną trasę. Nie wjeżdżam do Nowego Targu, lecz kieruję się przez Poronin w stronę Niedzicy. Tam wszystko ok, aż do Nowego Sącza. Znów krążę jakimiś ulicami, jadę na chybił trafił. Może ludzie przede mną jadą w tym samym kierunku ? Całkiem sprawnie dojeżdżam do Pilzna, ale tylko tam. Przy wjeździe do miasta tworzy się gigantyczny zator. Przez 30 minut nie dzieje się nic ! Wszyscy stoją, niektórzy wysiadają z aut, CB wyłączam, bo uszy więdną od przekleństw. Po pokonaniu tego miasta, kolejny problem - zator w Ropczycach. Jedziemy maksymalnie 5 km/h, ale co chwilę jest dłuższe zatrzymanie. Tracę jakieś 20 minut na pokonanie krótkiego odcinka drogi. Rzeszów bardzo sprawnie (podoba mi się to miasto - m.in mają sygnalizatory z sekundnikami odmierzającymi czas do końca wyświetlania się danego sygnału).


    Oto Polska ...

    I na koniec obrazek z polskich dróg - kwintesencja mentalności służb kolejowych i policji. Na jednym z przejazdów kolejowych, tworzy się spory zator. Po chwili, ktoś na CB informuje (jeden z kierowców) iż rogatki są uszkodzone, pół zapory są zamknięte od ponad godziny ! Jest sygnał akustyczny, dwa pulsujące sygnały czerwone wyraźnie i jednoznacznie zabraniają wjazdu za szlaban ! I tak od ponad godziny. Ów kierowca twierdzi, że zgłosił sprawę policji, ale jak do tej pory - nie ma tam nikogo prócz wkurzonych i zdezorientowanych kierowców ! I co ? 400 m przed przejazdem widzę, że ludzie sami utworzyli tzw wahadło - oczywiście jak zaczną jechać z jednej strony, to nie ma końca - jadą wszyscy. Ci z przeciwka trąbią, mrugają światłami aż w końcu wjeżdżają na bezczelnego powodując, że wszyscy blokują się na torach. Z jednej i drugiej strony ludzie omijają się nawzajem, czasem widzę że w jedną stronę jedzie rząd trzech aut obok siebie !!! (dwa pasy ruchu plus trawiaste pobocze). Oczywiście, gdy nadjedzie ktoś z przeciwka, rozpoczyna się wciskanie i uciekanie - choćby we wjazd na podjazd do prywatnej posesji.

    Tworzy to niesamowity wręcz chaos, bałagan i dezorganizację. Na CB mówią chyba wszyscy na raz, przekleństwa miksują się z narzekaniem na kolej i policję. Jestem jakieś 70 km od domu i to jest ostatnia rzecz której potrzebuję ... Po dojechaniu jakimś cudem do torów, rozglądam się czy nie jedzie pociąg, po czym omijam rogatki, ignoruję sygnał dźwiękowy i świetlny i mijam to przeklęte miejsce. Za około 5 minut słyszę, że kierowcy ostrzegają się - do przejazdu zbliża się pociąg ...

    Nawigacja

    Nie byłem do niej przekonany. Pomimo jej wskazań, konsultowałem drogę z tradycyjną mapą, papierową, drukowaną :) Bezbłędnie prowadziła do celu, myślę że teraz bardziej bym jej zaufał. Oczywiście, nie jej winą jest iż np w Nowym Sączu chciała abym zawrócił, kiedy kierowałem się objazdem, a po włączeniu funkcji ostrzeganiu o fotoradarach, głos odzywał się co chwilę. To naprawdę przydatne urządzenie, polecenia były precyzyjne i czytelne. Pomaga w poruszaniu się po obcym terenie i to bardzo.

    Podsumowanie

    Polskie drogi są specyficzne. Nie da się zasnąć, bo co chwilę albo trzeba zwalniać na ograniczeniu (+fotoradarze), albo trzeba hamować bo jest zator, albo sygnalizacja i czerwone, itp itd. Czasem można spotkać europejski standard, ale najczęściej za 10-15 km się kończy i czar pryska. Dalej mamy drogę pofałdowaną, wąską i pełną kolein. Ot, polska rzeczywistość.
    Niestety, wpisuje się w nią także niekompetencja drogowców, którzy na czas remontu nie potrafią zadbać o właściwe oznakowanie drogi - pozostawiając kierowcę samemu sobie.
    Niemniej jednak, uwielbiam jeździć, a wrażenia z urlopu były (są) niesamowite, piękne i niezapomniane. Szkoda, że tak szybko to minęło. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny urlop nie będzie za 6 lat, a o wiele wcześniej, Postaram się tego dopilnować :)

    sobota, 18 września 2010

    Wakacje 2010 [1]

    Jak już wcześniej pisałem, byłem na urlopie. Pierwszym od sześciu lat. No, ale do rzeczy :)

    Zakopane, dzień 1
    [dojazd, krótkie zwiedzanie, kolacja]

    Ponieważ dotarłem dopiero chwilę przed godziną 17. (szczegóły później) pierwszy dzień to wycieczka na Krzeptówki, krótkie zwiedzanie Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej. Zwierzałem już kiedyś takie miejsca, ale przyznam że było to dawno i zachwycił mnie ogrom tego miejsca, czystość i przede wszystkim architektura. Ponieważ niebawem się zaczęło ściemniać, zaopatrzyłem się w plan miasta (niebotycznie drogi zresztą), po czym wróciłem do miejsca noclegu.Pora na kolację i ustalenie co będę zwiedzał dnia następnego.

    Zakopane, dzień 2
    [Krupówki, Wielka Krokiew, Regle]

    A tak naprawdę pierwszy, bo kto by liczył tych kilka godzin z dnia wczorajszego ? Po nieprzespanej nocy rano,  koło 9 wychodzę na miasto. Postanawiam zobaczyć dziś głównie miasto. Do Krupówek mam jakieś 30 minut spaceru, wąskie chodniki powodują że co chwilę trzeba wciągać brzuch by się z kimś wyminąć. Odruchowo co jakiś czas zerkam czy jakiś wariat nie potrąci mnie, bo idę tuż przy jezdni po której nikt nie jeździ 50 km/h, a o wiele szybciej. Oczywiście co drugi pojazd to autobus. Zwiedzam Krupówki i uliczki do niej przylegające. Jedna z nich to typowa galeria handlowa, ale w jakim stylu ! Cała w drewnie, wielkie szklano-zielone witryny i na całej ulicy muzyka jazzowa ! (z głośników).
    Wzdłuż ulicy biegnie bliżej nieokreślony strumyk, co chwilę jest mostek - faaajne :) Nie ulegam pokusie, żadnych pamiątek (w tym dniu) nie kupuję. Tego dnia kupiłem jednakże kartki pocztowe, które następnego dnia wypełniłem i wysłałem.

    Kolejny punkt zwiedzania, to Wielka Krokiew (mała i średnia także). Oczywiście idę tam pieszo, po drodze zwiedzając jakiś park z małym wodospadem. Na Wielką Krokiew jadę kolejką, ale przyznaję - zastanawiałem się czy jechać ! Ta stromość mnie przerażała, a z drugiej strony coś mnie zachęcało - jedź, bo będziesz żałował ! No i kupiłem bilet i wsiadłem ... Ale się mocno trzymałem tej barierki - serio ! Było mi trochę lepiej, jak zobaczyłem małe dzieci jadące z przeciwka :P Z tym, że gdy spojrzałem w dół, zakręciło mi się w głowie. Powietrze tam było niesamowite - takie bardzo rześkie, zupełnie inne niż na dole. Fantastyczne ! Na samej górze porobiłem nieco fotek i czas na zjazd - już nieco bardziej na luzie, ale tylko nieco.


    Po tych emocjach, musiałem nieco odpocząć.
    Następnym punktem wycieczki był marsz Drogą pod Reglami. Pomimo tego, że pogoda była bardzo ładna (ubrałem się za ciepło - przez co musiałem nieco garderoby zdjąć), co kilka metrów na szlaku było widać mini-potoki. Woda, która z czasem tworzyła przepiękne rowy, drążyła sobie ścieżki. Niesamowite :))


    Idąc tym szlakiem (i innymi w pobliżu) doszedłem do miejscu noclegu - a była godzina 17.00 - oczywiście bardzo zmęczony padam na łóżko. Szybka kąpiel, coś jakby obiad i po godzinie wychodzę zobaczyć wyciąg na Gubałówkę. Ku swojemu zaskoczeniu, dochodzę tam na miejsce i żyję ! Ponieważ to już bardzo dużo kilometrów - szczególnie dla kogoś kto ostatnie 6 lat głównie siedzi(ał) w aucie. Wracam na godzinę 20. i nie czuję nóg w ogóle ! Jutro pójdę tam, o ile będę w stanie :)

    Mała kolacja, a po godzinie 23 zasypiam ...

    Zakopane dzień 3
    [Polana Szymoszkowa, Gubałówka, Równia Krupowa, Krupówki]


    Znów około dziewiątej wychodzę. Pierwsza para butów uwiera mnie strasznie, choć wczorajszy dzień był w nich bardzo ok. Zmieniam na inne buty, które pozwalają zapomnieć o kamieniach pod podeszwą. Dzisiejszy plan dnia to Polana Szymoszkowa - prawie pusta, prócz miłej pani w kasie i pana sprawdzającego bilety (równie miłego jak ona) nie ma tam nikogo. Fajnie, nie lubię tłumów :) Wyciąg na Gubałówkę jest o wiele mniej straszny - niższy i w ogóle - jakiś taki mniej stresujący :) Ale i tak samo fajny, przy czym o wiele dłuższy niż na stoku Wielkiej Krokwi. Przy końcu kolejką zaczęło trochę huśtać, fajne emocje - adrenalina znów się pojawiła :)) Potem parę zdjęć (w zasadzie, robiłem je prawie bez przerwy) i spacer przez Gubałówkę, zejście wzdłuż kolejki linowo-torowej. Dobrze że w dół, bo w górę nie dałbym rady (Gubałówka: 1122 m). Oczywiście i to nie było proste, bo lekko zaczął padać deszcz (w sumie padał maksymalnie 5 minut - ale to wystarczyło by było mokro i ślisko).


    I znów doszedłem do Krupówek, gdzie kupiłem prezenty dla najbliższych i siebie (później się pochwalę), mały odpoczynek na Równi Krupowej i czas na drogę powrotną do miejsca noclegu. Około godziny szesnastej jestem na miejscu, ale totalnie zmęczony. Po drodze małe zakupy i nic tylko odpoczynek. Mieszkam w typowo góralskim domku, na samej jego górze (trzecie piętro), skąd na balkonie mam widok na Giewont i Gubałówkę z drugiej strony. Nie narzekam - jest bardzo "ok".

    Następnego dnia, tuż przed godziną 8 wyjeżdżam. Szkoda, ale muszę - dowalili mi zajęcia na uczelni, więc muszę wrócić ...

    Zdjęcia - kolejno od góry:
    Sanktuarium
    Krupówki
    Krupówki - pasaż handlowy
    Krupówki - strumyk wzdłóż ulicy
    Gubałówka
    Strumyk - Droga Na Regle
    PKL Gubałówka

    PS - zdjęcia się porozwalały, jutro to naprawię.
    Jak ktoś chce więcej zdjęć

    //edycja// poprawione