niedziela, 31 października 2010

Sobotnie jazdy

Wczoraj pracowałem 6 godzin. Dłużyło mi się niesamowicie, pomimo tego że na mieście ruch był spory i ogólnie to czas powinien szybko lecieć. Niestety, wiele zależy od tego z kim się jeździ.

Na mieście gęsty ruch, wszyscy pędzą (na groby - chyba dosłownie). Pod koniec jazdy odczuwam spore bóle brzucha (i kręgosłupa - ale to już standard nie warty uwagi), kursantka straszy mnie grypą jelitową, ale to TYLKO z głodu ;-)

Wieczorem telefon od pewnej kursantki. Pyta, czy może pojeździć w niedzielę (!). Od 18 (!!). Upewniam się, czy ona wie że jutro jest niedziela, ale wie. W końcu zadaje pytanie w ten sposób: - To nie jeździ pan w weekendy ?!? Nie - odpowiedziałem. W niedzielę nie jeżdżę, tym bardziej o takiej porze ...

Kobieta należy do tej grupy, która uważa że instruktor to osoba pracująca 24/24, zawsze chętna do jazdy, wręcz czekająca na telefon/sygnał. Są tacy, potrafią wysłać zdawkowego sms, lub telefonować o nie ludzkiej porze rano, wieczorem, w niedzielę i święta.

2 komentarze: