wtorek, 31 stycznia 2017

Muzycznie

Ufff, niezbyt dużo śpię ostatnio, z powodu konkursu muzycznego, do którego przystąpiłem. Kilka prac z tegoż pojawi się w następnym wpisie.

Jakby ktoś był zainteresowany: tu jest o tym więcej. A teraz idę spać... Dobranoc :)

sobota, 28 stycznia 2017

Noworoczne zmiany ;-)

Nowy rok, nowe wyzwania, nowe plany. A więc niech tam. Także i ja wprowadzam nowości. Od dziś w razie gdyby kursant nie wiedział jak nazywa się jakiś znak napotkany na drodze, będzie musiał zająć się tym, co na zdjęciu poniżej.


Kolorowanka. Tylko muszę kredki do auta zabrać.

wtorek, 24 stycznia 2017

Normy emisji spalin EURO

Historia normy EURO, która reguluje maksymalne wartości emisji spalin sięga roku 1992 a nawet wcześniej, ponieważ UE prowadziła przygotowania do wprowadzenia stosownego ograniczenia emisji spalin.


Norma EURO 1 pojawiła się dokładnie w lipcu 1992 roku i wymusiła użycie katalizatora w pojazdach. Cztery lata później pojawiła się norma EURO 2, a potem następne. Producenci pojazdów musieli coraz bardziej ograniczać emisję spalin stosując różne metody. Downsizing, system start&stop, zastosowanie opon o obniżonych oporach toczenia, olejów o zmniejszonych właściwościach tarcia, a w silnikach diesla pojawił się filtr cząstek stałych (do dziś powodujący sporo kłopotów). Obowiązująca obecnie norma EURO 6 jest bardzo wymagająca, w praktyce każdy nowo rejestrowany pojazd na terenie państw UE musi spełniać tę normę.
  • norma          CO          NOx         HC    

  • EURO 1       3.16                 1.13
  • EURO 2       2.2                    0.5
  • EURO 3       2.3           0.15        0.02
  • EURO 4       1.0           0.08         0.1
  • EURO 5       1.0           0.06         0.1
  • EURO 6       1.0           0.06         0.1
(źródło: autokult.pl) CO - tlenki węgla, NOx - tlenki azotu, HC - węglowodory. Powyższe dane dotyczą silników benzynowych.

Oczywiście prawo nie działa wstecz, więc pojazd który wcześniej był zarejestrowany w którymś z państw można dowolnie długo eksploatować, ale np sprowadzone auto z Chin, które nie mieści się w obowiązującej normie nie może być zarejestrowane. Innym ograniczeniem jest zakaz wjazdu (do miast, lub do centrów) dla określonych pojazdów głównie starszych, które nie spełniają wymaganych norm (wszystko zależy od polityki władz).

Ciekawostką są badania, na podstawie których określa się "zaliczenie" pojazdu. Są one przeprowadzane w dwóch częściach. Pierwszy trwa 13 minut i obejmuje symulowaną jazdę po mieście - czyli z powolnym rozpędzaniem do 15 km/h, 32 km/h oraz 50 km/h, hamowaniem i zatrzymaniem (łącznie 3 minuty). Drugi to jazda "w trasie" podczas której pojazd rozpędzany jest do stałej prędkości (z pewnymi zmiennymi) na czas 6 minut i 40 sekund. Oczywiście wszystko to dzieje się w laboratoriach.

Taki test ma się nijak do rzeczywistości. Producenci celowo przygotowują pojazd do "egzaminu" montując węższe opony, wyłączając wszelkie zbędne odbiorniki prądu, a niektórzy nawet przeprogramowują sterownik silnika aby jeszcze bardziej ograniczyć emisję spalin (na pewno słyszeliście jakiś czas temu o aferze koncernu VW).

W Polsce na razie nie ma obowiązku naklejania na szybę informacji o tym, jaką normę spełnia dane auto. Dane takie znajdują się za to w dowodach rejestracyjnych (chyba od niedawna). Moje auto spełnia EURO 6, więc - jak zapowiadają wprowadzenie ograniczenia wjazdu do centrów miast - mnie nie będzie dotyczyć :)

niedziela, 22 stycznia 2017

Underground

Lekcja parkowania na poziomie -3. Pusto, w galerii pod którą parkowaliśmy na tym poziomie prawie nikogo nie było. To zdaje się zachęciło kursantów do tego, aby nie stosować się do znaków nakazu jazdy w określonym kierunku, czy znaku stop.


Po moim upomnieniu obruszeni kursanci mieli ochotę na zakończenie ćwiczeń parkingowych... To chyba jednak dla nich zbyt trudne, aby dostosować się do znaków.

wtorek, 17 stycznia 2017

Wstęp wzbroniony

Idę do pracy - tej innej niż jazda. A tam, wpadam w osłupienie zupełne (nie wiem, czy może być niezupełne - ale mniejsza z tym). Dowiaduję się mianowicie, że jedna osoba jest na zwolnieniu lub urlopie (to też niezbyt ważne) i w tym czasie kiedy odpoczywa w domu, współpracownicy odwiedzają ją - właśnie w domu.

Dla mnie to wręcz niepojęte, by zapraszać współpracowników do DOMU. Dom, lub mieszkanie - w moim odczuciu - to miejsce najważniejsze - bezkompromisowe, najbezpieczniejsze, pełne swobody i mnóstwa swoich własnych rzeczy, przedmiotów, pamiątek, to miejsce radości i smutków, szczęścia i miłości, które niekoniecznie powinni oglądać inni. A już współpracownicy i to prawie wszyscy?!

Zima w natarciu :)
Z rozmowy, w której nie brałem czynnego udziału dowiedziałem się, że prócz mnie już wszyscy byli u tej osoby w ciągu ostatnich 2-3 dni i w sumie ja też "powinienem"... - choć nie powiedziano mi tego wprost, to nawet średnio ogarnięty facet by się tego domyślił. Oczywiście ani myślę naruszać czyjąkolwiek przestrzeń, ba - wiedząc że ten ktoś jest na urlopie lub zwolnieniu nawet nie śmiałbym dzwonić i pytać o cokolwiek. O zdrowie też.

Pamiętam, jak kilka lat temu ktoś poprosił mnie o pomoc, gdy osoba ta zaczynała pracę w nauce jazdy. Niestety niewiele myśląc zaprosiłem tę osobę do domu - to był błąd, do dziś źle się z tym czuję. Chyba mam jakiś silny instynkt terytorialny, bo w sumie to nic się nie stało podczas pobytu tej osoby, ale przeszkadzały mi takie niby drobiazgi jak np. to że ktoś dotykał wzrokiem moje otoczenie. Samo to uważam za zakłócanie czyjegoś, prywatnego terenu - nie mówiąc już o fizycznym dotykaniu czegokolwiek!

Ale od czasu do czasu przychodzi do mnie kolega (współpracownik), który jednocześnie jest nieco dalszym sąsiadem. Może dlatego, że znam go już ponad trzynaście lat, jego krótkie wizyty w ogóle mi nie przeszkadzają? Albo dlatego, że z racji jego wykształcenia wykorzystuję go przy okazji niewielkich prac remontowych, które dobrze wykonuje. Ba, jestem w stanie zostawić mu nawet klucze do domu - ale to już wynika z kwestii zaufania.

Zima

Kilka minut po 8. rano, na zewnątrz -15, mróz poradził sobie nawet z odmrażaczem do szyb. Wylałem go na szybę chyba z 1/3 opakowania, a po chwili wszystko znów zamarzło. Widoczność - zerowa więc sięgam po skrobaczkę (ja ja tego nie lubię...).


Wszędzie napadało mnóstwo śniegu, oczywiście nikt nie oczyszcza parkingów - a w pracy trzeba i z tego korzystać, więc próbujemy. Tu krótki dialog:

ona - nie zagrzebiemy się tu?
ja - w życiu! wjeżdżaj, szkoda czasu

po chwili:

ja - dobra, chyba mamy problem...

Niestety okazało się że śniegu było już zbyt dużo na możliwości kursantki i auta. Na pewno kręcenie kierownicą w miejscu oraz zbyt raptowne ruszanie przyczyniło się do utknięcia na parkingu pełnym śniegu. Ostatecznie po kilku próbach do przodu i tyłu udało się wyjechać...

Ot, uroki pięknej zimy :)

środa, 11 stycznia 2017

Codzienność

Czy macie kiedyś takie sytuacje, kiedy czujecie się zupełnie bezradni? Kiedyś ktoś totalnie ignoruje podstawowe zasady, obala fakty i forsuje swoją teorię - jako tę najważniejszą? Bo ja tak - w sumie to bardzo często tak mam. Kursanci tłumaczą się na przykład, że nie mogą się skupić, ponieważ "jak się skupiam wtedy nie mogę zdać egzaminu".

Czyli jak proszę przykładowego kursanta, aby zwrócił większą uwagę np. na znaki - to on odpowiada, że nie może się aż tak bardzo skupiać... Rozkładam ręce - bo co można w takim przypadku zrobić?




sobota, 7 stycznia 2017

Zima czarodziejka

Nabieranie prędkości prawie niemożliwe. Lód i bardzo wyślizgana nawierzchnia  nie sprzyja jakiemukolwiek poruszaniu się. Jeszcze przed pracą sam przemieszczam się po mieście, po jednym z zatrzymań przed przejściem na zupełnie prostym, niepochylonym terenie nie mogę ruszyć. Zupełnie nie dotykam "gazu", powoli podnosząc nogę ze sprzęgłem. Auto stoi, a koła kręcą się w miejscu.


Po kilkunastu próbach i około 20 sekundach udaje się. Moje prawie nowe zimówki wyciągnęły auto do przodu. Przydałby się napęd na cztery koła, lub jakieś kolce :)

Tego dnia miałem już odwołać jazdę, ale ponieważ były to tylko 3 godziny - postanowiłem pojeździć. Nie było lekko...

wtorek, 3 stycznia 2017

Końca nie widać

Cztery minuty po dwunastej - przestraszony i zestresowany kursant wsiada do auta. Ma za sobą cały kurs, który zakończony jest negatywnym egzaminem wewnętrznym praktycznym. I to nie jednym. Za sobą ma także kilkanaście godzin dodatkowych, na których to próbował poprawić to, czego nie udało się osiągnąć w podstawowym szkoleniu.

Już dawno przekroczył koszt 2000 zł, ale końca na razie nie widać. Po piętnastu minutach jazdy zatrzymujemy się trochę na chodniku a trochę na jezdni, w niedalekiej odległości od skrzyżowania. Bo znów uzyskał wynik negatywny. Wymusił pierwszeństwo na przejściu dla pieszych zupełnie nie zauważając młodej dziewczyny w długiej, zielonej kurtce.

No cóż, to nie jest jeszcze ten moment... Interesujące, że zaczął mnie wypytywać czemu w innych firmach nie ma takich egzaminów, aż w końcu spytał czy nie da się tego jakoś załatwić :D