środa, 31 stycznia 2018

Szkolenie na swoim czy firmowym? (2)

Druga kwestia związana z pracą na własnym lub firmowym sprzęcie to pieniądze. Rzecz ważna, podobnie jak komfort pracy. Ale dziś o pieniądzach.


Finanse

Wsiadając do własnego - ale już przygotowanego do nauki jazdy auta w zasadzie, prawie nikt nie będzie kontrolował co i z kim się robi. Stawkę za godzinę dla osób które przychodzą na doszkolenie ustala sam instruktor, który jeśli chce może dać stawkę z górnej półki, albo wręcz darmową jazdę. Wszystko zależy od niego samego. W dobrych firmach cała stawka za godzinę wpada wtedy do kieszeni instruktora (jego auto, jego paliwo, jego czas). Praktycznie w 3-4 godziny można zarobić niezłą dniówkę. W niektórych firmach wymaga się odpalenia jakiejś części do kasy firmy - ale to raczej rzadkość.

Kursant, który przychodzi na cały kurs wpłaca pieniądze i po odliczeniu opłat związanych np z wykładami lub materiałami do nauki, reszta znów zasila kieszeń instruktora. Od jego umowy z kursantem zależy to w jakim czasie wypracują ustawowe 30 godzin. Daje to również mnóstwo swobody co do dni i godzin pracy instruktora. Ale... słyszy się o przypadkach kiedy kursant idzie na egzamin po 15-18 godzinach.

Minusem są koszty. Rosnące koszty paliwa, ewentualne uszkodzenia auta (nie wszystko pokrywa gwarancja), wspomniane już wcześniej ubezpieczenie czy koszty przeglądów, zakupu opon zimowych itp itd. Sporo tego jest, ale wpływy też mogą być spore. Opłaca się to zwłaszcza gdy jest sporo kursantów, a auto się nie psuje. Poza tym przypływ gotówki jest nawet codziennie, lub co kilka dni a nie wypłata np 1. dnia miesiąca.

Tymczasem wsiadając do firmowego auta negocjujemy wcześniej odpowiednią stawkę - która będzie znacząco mniejsza niż na swoim. Ktoś, kto przychodzi na doszkalanie i tak pieniądze wpłaca do firmy, więc zarobek dla instruktora jest tak samo niski. Tylko od umowy z firmą oraz ilości kursantów zależy ile się wypracowuje godzin oraz to, kiedy dostaje się wynagrodzenie. Oczywiście w kwestii wolnych dni, lub czasu np do załatwienia swoich spraw też jest o wiele gorzej. Urlop trzeba wyprosić sobie wcześniej - najlepiej żeby nie pokrywał się z sezonem, kiedy kursantów jest sporo (np czas wakacyjny).

niedziela, 28 stycznia 2018

Szkolenie na swoim czy firmowym? (1)

Jak doskonale wiecie od ubiegłego marca pracuję na firmowym aucie. Do tego czasu przez prawie 14 lat pracowałem zawsze na swoich samochodach. Jaka jest różnica? Rozpoczynam cykl trzech wpisów w tym temacie. Dziś zacznę od aspektu związanego z zakupem auta, dwa pozostałe dotyczyć będą finansów oraz komfortu pracy.


Zakup auta

Chcąc szkolić na swoim aucie, trzeba mieć (najlepiej) identyczny sprzęt co word. Czyli jeśli tam zmieniają auta, to również instruktor musi myśleć o zakupie. Nie zawsze da się kupić używany (np roczny, dwuletni) pojazd w dobrej cenie - czasem word wybiera model, który dopiero co pojawił się na rynku i pozostaje jedynie salon z nowymi autami. O ile word-y mają najczęściej bardzo preferencyjne warunki zakupu lub wynajmu aut, to instruktorzy mogą liczyć np na 5% rabat. Czyli prawie nic. No dobrze, co bardziej hojny dealer dorzuci jeszcze gumowe dywaniki.

Ale sam zakup to dopiero początek. Bo jest jeszcze kilka obowiązkowych pozycji: ubezpieczenie (specjalne ubezpieczenie na naukę jazdy które dość mocno leci w górę ze względu na wysokie ryzyko kolizji/wypadków), dodatkowy hamulec - plus inne elementy typu dodatkowe lusterka, sprzęgło dla instruktora, L na dach pojazdu. Oczywiście przydałyby się również nakładka na kierownicę, pokrowce na fotele oraz inne niż oryginalne dywaniki gumowe pod nogi (i tak zużyją się w ekspresowym tempie), apteczka, reklama na samochód. Naturalnie potrzebne jest także zaświadczenie ze stacji kontroli pojazdów iż auto odpowiada warunkom stawianym nauce jazdy.

Mamy już auto - nowe, pachnące jeszcze plastikami. Opłaciliśmy już te wszystkie powyższe sprawy - ale auto wciąż ma prawie zerowy przebieg... chcąc oddać go na lekcję nauki jazdy wypadałoby przejechać nim "normalnie" chociaż kilkaset kilometrów. Dzisiejsze nowe pojazdy nie potrzebują jakiegoś specjalnego docierania, ale jak ktoś widział/słyszał/czytał co kursanci robią z autami wie o czym piszę.

Tymczasem wsiadając do firmowego pojazdu w zasadzie nic z tych rzeczy mnie nie interesuje. Sprawdzam tylko gdzie są dokumenty i czy w baku jest paliwo. I tyle - reszta praktycznie nie istnieje. Czy auto wymieniane jest co cztery lata (najczęściej)? Czy jest to nowy model, a może w międzyczasie auto przeszło face-lifting i układ świateł się zmienił? Dla kursanta to niebagatelna różnica (ostatnio jeden z kursantów stwierdził że nie zdał, bo auto egzaminacyjne miało inny kolor niż to na którym się uczył...), a dla mnie zupełnie nieistotna rzecz.

sobota, 27 stycznia 2018

Podsumowanie tygodnia 16

Poniedziałek

Przeprowadzam egzamin wewnętrzny. Cisza, cykające kierunkowskazy, zero dialogu, kursant fajnie jeździ - ma spore szanse.

Wtorek

A pamiętacie 70-cio latka? Właśnie skończył kurs i zdał już egzamin teoretyczny. Za pierwszym razem oczywiście :)

Środa

W drugiej pracy przełom. Jeszcze tylko jutro i mam wolne przez dwa tygodnie. Uff...

Czwartek

Dzień mija mi pod znakiem konieczności otwarcia szyby. Zimno, ale nic to. Otwarte okno na wagę złota.

Piątek

Znów wyjeżdżam w trasę. W ciągu dwóch godzin robimy dokładnie 117 km, w tym jakieś 30% na ekspresówce. Przy 120 km/h w Baleno jest głośno. Mam wrażenie że podczas każdego kolejnego wyjazdu w trasę coraz bardziej głośno.

A wieczorami robię komplet na konkurs.


wtorek, 23 stycznia 2018

Włączanie się do ruchu

Egzamin wewnętrzny nadal trwa. Kursantka po kolei zalicza manewry, aż dochodzi do "hamowania do zatrzymania". Wybieram drogę, na której można zrobić takie zadanie - ma po dwa pasy ruchu. Niestety, to najbardziej ruchliwa ulica w mieście - do tego przelotowa - więc wszyscy wjeżdżający i wyjeżdżający z miasta przez nią przejeżdżają.

Upewniając się, że można bezpiecznie zrobić to zadania wydaję jej polecenie. Ona sprawnie rozpędza pojazd i przechodzi do realizacji zadania. Po zatrzymaniu w odpowiednim miejscu proszę o włączenie się do ruchu i tu zaczynają się problemy. Kursantka próbuje ruszać z czwartego biegu. Oczywiście nie udaje się to i auto gaśnie. A w oddali za nami zbliża się cała fala pędzących pojazdów (teoretycznie nie powinny jechać szybciej niż 60 km/h, teoretycznie...).

Niestety, kursantka wydaje się zaskoczona tym, że auto nie rusza (silnik zgasł) i zanim uruchamia i wrzuca jedynkę mija kilka sekund, tymczasem z tyłu zbliża się niebezpieczeństwo - nadjeżdżają rozpędzone pojazdy, których kierowcy za moment będą bardzo zaskoczeni stojącą eLką na prawym pasie.


Tym bardziej, że kierujący pojazdem nr 2 postanowił wyprzedzić pojazd nr 1 i w tym celu zmienił pas na prawy. Widząc to w lusterku wydałem polecenie natychmiastowego ruszenia. To w połączeniu z intensywnym hamowaniem pojazdów 2 i 3 pozwoliło na uniknięcie kolizji, choć było blisko.

Egzamin oczywiście zakończył się negatywnie.

sobota, 20 stycznia 2018

Podsumowanie tygodnia 15

Poniedziałek

Mróz, śnieg i słońce. Piękny dzień, oby tak jeszcze było przez kilka następnych dni (niestety ocieplenie znów roztopiło śnieg).

Wtorek

Pytam kursanta jakie ma zadania do wykonania na egzaminie (ma już ponad 20 godzin jazd, do tego szkolenie teoretyczne). Jedna z jego odpowiedzi: "parkowanie po łuku", tym razem nie tłumaczę mu zadań, niech sam się nauczy.

Środa

Nowe osoby na kursie, prawie cały dzień od rana do wieczora. Męczące bardziej niż zwykle. Może dlatego, że jutro czwartek?

Czwartek

Apogeum zła.
Komputer w moim aucie zwariował.


Piątek

Pani z wojska przychodzi na doszkolenie. Nie zdała już kilka razy, a kurs robiła w innym ośrodku. W poniedziałek znów podchodzi do praktyki - kto wie, może zda, a może nie...

czwartek, 18 stycznia 2018

Spokój pilnie poszukiwany

Powolne i głębokie oddychanie już nie pomaga, a stan przedzawałowy coraz bliżej. I już nie wystarczy że biegam z językiem na brodzie - najlepiej gdybym przychodził codziennie na długie, długie godziny. Nikt nie docenia, że od ponad dwóch tygodni i tak jestem 30-40 minut wcześniej do dyspozycji, ponieważ "współpracownicy" się nie wyrabiali - ale to wciąż za mało. Po takiej ilości siedzenia kręgosłup już mi tak daje, że nie myślę o niczym innym jak tylko że się położyć.

Dziś po wyjściu prawie wszyscy są oburzeni, że w poniedziałek (kiedy mam tam akurat wolne) nie przyjdę. Bo przecież trzeba! Bo pani, która pracowała przede mną przychodziła - ale nikt nie bierze pod uwagę że była już na emeryturze i po prostu mogła/chciała/lubiła zostawać dłużej (choć jak się dowiaduję czasem też mówiła "nie").

Masakra, dołuje mnie taka atmosfera niesamowicie. Jeszcze ten tydzień i będę miał odrobinę odpoczynku, o ile wytrzymam do końca.

Oczywiście po tej pracy wszystko inne robię w biegu wykonując kilka czynności jednocześnie. Szykuję sobie szybkie kanapki na moich ulubionych bułkach kukurydzianych z dynią (z Biedronki - nie z prawdziwej piekarni) i gotuję jajko na półtwardo, a jednocześnie dzwonię do Krajowej Informacji Podatkowej (mam proste pytanie dotyczące rozliczenia PIT-u).

Po przebrnięciu przez gadającą panią, która co chwilę kazała wybierać jakieś cyferki w końcu trafiam tam gdzie chcę zadać pytanie, i dostaję komunikat: "wszystkie linie są obecnie zajęte" - myślę ok, poczekam chwilę przecież i tak mogę jeść już kanapki, jajko się jeszcze gotuje - więc "luzik". Ale po chwilę słyszę: "jesteś 96 osobą w kolejce". O kur*a!!!  Zamurowało mnie, nie przekląłem ponownie i rozłączyłem się czym prędzej.

wtorek, 16 stycznia 2018

Niedzielny obiad

W pewnym wieku człowiek bardziej stawia na jakość niż na ilość. Dość odgrzewanych kotletów, gotowej garmażerki i kupnych gotowców ze sklepu. Oczywiście pewnie czasem mi się jeszcze zdarzy coś "na szybko", ale w ostatnią niedzielę postanowiłem ugotować prawdziwy obiad (na razie jednodaniowy).

Pieczony filet z kaczki, opiekane ziemniaki, zasmażane buraczki.

Początek, rozgrzewam piekarnik
Już w fazie planowania lekko mnie niepokoił stos różnych czynności które trzeba będzie zrobić. Z chęci zaoszczędzenia sobie czasu i energii na mycie naczyń postanowiłem że wszystko zrobię w piekarniku.

Zacząłem od buraków. Po umyciu i osuszeniu każdy z osobna umieściłem w folii aluminiowej. Na około 180 stopni wrzuciłem do piekarnika. Jednocześnie umieściłem tam kaczkę, która wcześniej była marynowana w pieprzu oraz soku z cytryny. Oczywiście mięso było w woku do pieczenia.

Buraczki są miękkie, pachnące i mega aromatyczne
Po około 20 minutach do piekarnika włożyłem obrane i posolone ziemniaki. Całość piekło się prawie półtorej godziny. Po ostudzeniu buraków trzeba było je obrać i zetrzeć, a następnie usmażyć (masło, sól, pieprz, odrobina cukru i sok z cytryny).

Niestety wybrudziłem całą moją kuchnię podczas tych buraczków. Masakra, chyba był to mój pierwszy i ostatni raz - zbyt dużo się z tym trzeba cackać. Jakość była super, mięso idealnie soczyste i delikatne, ziemniaki miękkie i smaczne, a buraczki pełne aromatu. Ale, jeśli tego jakoś nie usprawnię to raczej już nie wrócę do takiej formy obiadu.

Dzieło skończone, mógłbym czymś zielonym udekorować jeszcze...

sobota, 13 stycznia 2018

Podsumowanie tygodnia 14

Poniedziałek

Pracuję wyjątkowo od 8 rano (zwykle zaczynam od 10 w poniedziałki), ale dzień mija mi szybko i bezboleśnie.


Wtorek

W drugiej pracy stan przedzawałowy. I będzie jeszcze gorzej przez najbliższe dwa tygodnie. Mam ochotę to rzucić.

Środa

Troje moich kursantów zdaje egzamin praktyczny. Częściowo poprawia mi to humor po wczorajszych wydarzeniach w drugiej pracy.

Czwartek

Kolejny pozytywny praktyczny. Teraz to już szczęście dominuje.

Piątek

Okazuje się że jadąc na ekspresówce równe 120 km/h jesteśmy najszybsi. Kursant zadowolony, wyprzedzanie opanował perfekcyjnie.

piątek, 12 stycznia 2018

Rozmowa

Zbliżamy się do skrzyżowania z sygnalizacją świetlną. Nadawany właśnie sygnał czerwony przechodzi kolejno przez żółty oraz zielony. Ruszamy, ale na środku skrzyżowania kursant hamuje i rozpaczliwie rozgląda się na bok (dziwne, do tej pory w ogóle się nie rozglądał). Rozpoczynam więc kolejny na tej jeździe dialog:

- kto miał pierwszeństwo na tym skrzyżowaniu? [pytam bardzo bardzo spokojnie]
- yyyyy ci z prawej?
- [cisza z mojej strony może wyrażać czasem więcej niż mowa...]
- i z lewej, tak z prawej i lewej mieli pierwszeństwo!
- a czy jesteś pewny?
- no
- a jaki był nadawany sygnał gdy wjeżdżaliśmy na skrzyżowanie?
- no zielone!
- a co oznacza sygnał zielony?
- yyyyy że można jechać
- czyli kto miał pierwszeństwo?
- tylko ci z lewej?
- nie
- i z prawej też?
- jeśli Ty miałeś zielone, to oni z prawej i lewej mieli czerwone prawda?
- no!
- czyli kto miał pierwszeństwo na tym skrzyżowaniu?
- z prawej i lewej!

Potem musieliśmy się już zatrzymać na dłużej. Kursant ma już połowę kursu i nadal czyha na moje bytowanie. Jak długo jeszcze?


Wieczorem "odpoczywam" pichcąc fasolkę z kabanosami i przecieranymi pomidorami. Zbyt krótko gotowałem groch pomimo pół-dniowego namaczania. No cóż, następnym razem będzie lepiej :) Uwielbiam gotować!

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Butelka

Półprzezroczysta butelka kołysząc się w każdą stronę musiała doprowadzić do jednego. Choć nic tego nie zdradzało, wszystko w niej kipiało wręcz. W ubiegły czwartek eksplodowała tak mocno, że zawartość w ciągu ułamka sekundy znalazła się poza nią. Liczyłem chyba bardziej, że wszystko się uspokoi, ale nie.


Interesujące są dwa fakty. Po pierwsze nie usłyszałem żadnego dźwięku. Ani samego wybuchu, ani pękającego i rozkruszającego się w drobny mak szkła, ani nawet pluskania uwalniającej się zawartości zdarzeń i sprzeczności. To niesamowite, ponieważ całą kakofonię było słychać nawet wtedy, gdy butelka była jeszcze cała i szczelnie zamknięta.

Po drugie, całe to wnętrze - tak nerwowo bulgoczące i powodujące tyle zamieszania - nie dotknęło mnie nawet kropelką swojej zawartości. I to pomimo tego, że byłem obok wybuchu dosłownie o włos! Raczej ciemnoczerwone i lekko kleiste kleksy udały się w każdym kierunku, ale nie tam gdzie byłem ja. Zdumiewające. A może po prostu spłynęły niezauważone? Samej mgły także jakby nieco mniej, ale... za rogiem czai się jeszcze jedna butelka...


sobota, 6 stycznia 2018

Podsumowanie tygodnia 13

Wtorek

Z samego rana szef podstawia mi auto pod dom. Czyściutkie i pachnące wewnątrz - co prawda to nie pierwszy raz, ale jest to dla mnie wciąż nowość... A zdjęcia poniżej pochodzą z wycieczki noworocznej.


Środa

Dzień zaczynam od 7.00 i lepiej bym nie pisał o której kończę. Obserwuję jak niektórzy wyciągają przeciw sobie kolejne ciężkie działa. Z mojego punktu widzenia wygląda to zabawnie. A po jazdach mam jeszcze jedną godzinę innych zajęć, na których udaje mi się nie zasnąć. Ba, nawet wprowadzam nowy temat...


Czwartek

Pobudka przed 6, ponieważ zaczynam od 6.30. W sumie gdy zaczynam jazdę jest ciemno, gdy kończę także. Wieczorem udaje mi się wyskoczyć na basen i pomyśleć nieco o ćwiczeniach na kręgosłup.

Piątek

Z jednym z kursantów wyjeżdżam w trasę. Pomimo tego że ma już około dziesięciu godzin jazd, nadal próbuje unicestwić mnie i samochód. Bronię się jak mogę, ale nie wiem jak długo wytrzymam.

piątek, 5 stycznia 2018

Takie życie

Co ja tu robię o tej porze? Ano znów na jazdę nie przyszedł kursant. To jego trzeci raz, kiedy nie pojawił się na lekcji. Oczywiście dopisujemy mu wszystko to, co miał umówione wcześniej.


Znając jego niechęć do przychodzenia najpierw piszemy SMS z przypomnieniem, ale z jego strony zero odzewu, więc po kilku godzinach dzwonimy. Ten albo nie odbiera, albo ma wyłączony telefon. Naturalnie nie oddzwania, ani nawet nie odpisuje także w późniejszym czasie.

Ale skoro jest już umówiony, to czekam na niego. Gdy nie ma go w ciągu pierwszych pięciu minut, dzwonię do niego osobiście. I wyobraźcie sobie że wtedy już odbiera i grzecznie tłumaczy, że nie przyjdzie na jazdę (dziś np z powodu tego, że właśnie się zbiera na imprezę).

Wobec tego ja mam wolne, ale i zapłacone za czas, w którym on był umówiony. I właśnie kończę smażyć sobie chrupiące i rumiane frytki, słucham Demisa Roussosa :)


poniedziałek, 1 stycznia 2018

Kartki kartki :)

Nowy Rok, czas na zmiany - już dawno powinienem zająć się kartkami - i w końcu udało mi się to zrobić. Tym razem poukładałem je osobowo i ... nadal chętnie przyjmę piękną kartkę. Zatem jeśli ktoś chce mi coś fajnego wysłać, to proszę się nie krępować :) Mogę się odwdzięczyć tym samym.


Wydaje mi się że tych kartek jeszcze nie pokazywałem, ale mogę się mylić wszak moja pamięć jest zawodna. Mocno.



Kartki korkowe, które dostałem od Grażyny trochę boję się przyklejać do ścianki szafki - chyba mogłyby się uszkodzić, a tego bym nie chciał.


Jednocześnie dziękuję wszystkim, którzy już sprawili mi mnóstwo przyjemności posyłając taką niespodziankę :)