piątek, 30 października 2009

1 x pozytywny

Ale fajnie się złożyło. Akurat jeden dzień po "egzaminie" wewnętrznym, miałem okazję przeprowadzać kolejny  wewnętrzny. Tym razem, kandydat na kierowcę to osiemnastolatek, którego znam z wykładów.

Muszę w tym miejscu przypomnieć pewien fakt. Otóż, kilka tygodni temu wracając z WORD-yu do firmy gdzie miałem prowadzić wykład, zauważyłem że od ponad połowy drogi jechał za mną ktoś na skuterze. Moje zboczenie zawodowe od razu kazało mi obserwować, czy ten ktoś jeździ zgodnie z przepisami, przepuszcza pieszych na przejściach, trzyma się prawej strony itp itd. I byłem pod wrażeniem, gdyż nie znalazłem ani jednego błędu w jego jeździe ! Tym bardziej byłem zdumiony, gdy owy człowiek jechał za mną aż pod samą firmę ... i okazało się że to jeden z kursantów, który obecnie uczęszcza na wykłady na kategorię B. Na wykładzie pochwaliłem  go przy wszystkich, gdyż jazdę wtedy zaprezentował na piątkę ! A dziś się okazało, że to jemu organizuję egzamin wewnętrzny ...

No i zaczęliśmy. Tradycyjnie - plac i sprawdzenie elementów [...] - bezbłędnie. Jazda pasem ruchu - bezbłędnie. Ruszanie na wzniesieniu - bezbłędnie. Pierwsze metry w ruchu drogowym pokazują, że kursant świetnie czuje auto, nie ma żadnych szarpnięć, zero gwałtowności. Jest za to bardzo dobra dynamika jazdy i aksamitna płynność. Naprawdę rzadko się zdarza, by aż tak płynnie prowadził auto kursant.

Przy dojeżdżaniu do przejść dla pieszych, kursant analizował sytuację po obu jego stronach, a także z tyłu pojazdu i naprzeciwka. Także przy zmianach pasa ruchu, reakcje osoby prowadzącej pojazd były jak najbardziej prawidłowe. I tak sobie jeździliśmy - po drogach jednokierunkowych i dwukierunkowych, z ograniczeniami prędkości i nie było gdzie powiedzieć, że coś nie jest prawidłowo wykonane. Aż ... do pewnego miejsca. Otóż, na bardzo łatwym skrzyżowaniu mieliśmy pojechać w lewo. Kursant ładnie zatrzymał auto i przepuszcza pojazdy z przeciwka. Gdy te już przejechały, my dalej stoimy ! A po co ? Bo - nie wiem czemu - on postanowił przepuścić jeszcze tych z prawej strony (którzy wyjeżdżali z ulicy podporządkowanej). Z tyłu kolejka, ale wszyscy cierpliwie czekają - i po chwili ruszamy ... Niestety, pojawił się błąd o czym poinformowałem. Ale po tym "incydencie" znów było  idealnie. Parkowanie, hamowanie zawraca nie i inne wszystkie zadania zaliczone bardzo poprawnie.

Ogólnie, jazda jest bardzo dobra, nie będę wypisywał wszystkich pozytywnych przymiotników, dodam tylko że szczególnie podobała mi się praca sprzęgłem i jego późne  użycie przy hamowaniu silnikiem. Kilka punktów zasad eco-drivingu zostało spełnionych, a na kursie na prawo jazdy niebywale rzadko można o tym choćby wspomnieć.

I wiadomość z dziś - egzamin państwowy owego kursanta zaliczony pozytywnie :) Najpierw zdawał na motocykl (też I podejście) a teraz B i również pełny sukces.
Gratuluję :))

środa, 28 października 2009

16 x negatywny

Czy można nie zdać 16 razy w ciągu 50 minut ? Niestety, można.

Kilka dni temu przeprowadzałem egzamin wewnętrzny, o który to poprosił mnie kolega. Rozpoczęliśmy na placu - jak zwykle.

Profil zdającej:
- kobieta, lat 30
- 30 godzin kursu, kat B
- pierwsze podejście do egzaminu wew.

Kilka minut po 16 i zaczynamy od pierwszego zadania. Jakoś się udało zaliczyć, nie "czepiam" się drobnych literówek, zdająca walczy dalej. Drugie zadanie - jazda po łuku - pierwszy przejazd i najechanie na linię, więc powtórka. Drugi raz - brak płynności w jeździe - wynik - negatywny. Ale zgodnie z przepisami, kontynuujemy jazdę. Następne zadanie więc - ruszenie do przodu na wzniesieniu - porażka i to za pierwszym, drugim i trzecim razem. Ale nie ma się co dziwić - wszak z trójki naprawdę ciężko ruszyć ...

Podpowiadam w końcu i ruszamy. Po chwili skrzyżowanie z sygnalizatorem S-2. Oczywiście kursantka nie zatrzymuje pojazdu przed czerwonym z zieloną strzałką - więc ostre hamowanie. I znów pytanie - Czemu pani nie zatrzymała ? - Już nie rozumiem kiedy stawać a kiedy nie ! - odparła zdegustowana. Stajemy na boku drogi, tłumaczę i wyjaśniam - jak się okazuje, że pani nie wie kiedy się zatrzymać, a kiedy nie ... A myślałem że to elementarna wiedza przyszłego kierowcy :/

Po kilku minutach ruch okrężny. Ruch spory, ale nie aż taki straszny, by nie dało się wyjechać bez wymuszenia (nawet dla kursanta). Niestety, jej się nie udaje i znów moje hamowanie. Jedziemy dalej. Ograniczenie do 30 km/h. Na liczniku 36. Na kolejnej uliczce zawracamy bez użycia kierunkowskazu, do tego nie ustępując pojazdom nadjeżdżającym z tyłu podczas cofania. Efekt - negatywny.

Wracamy tą samą drogą co przed chwilą, na ograniczeniu prędkości tym razem 45km/h. Więc - niestety, ale powtórzenie tego samego błędu powoduje wynik egzaminu negatywny.

Dojeżdżając do skrzyżowania z sygnalizacją, następuje zmiana nadawanego sygnału. Z zielonego przełącza się na żółte. Reakcja kierującej ? Żadna, pomimo tego że bez gwałtownego hamowania moglibyśmy się zatrzymać. Ale ja czekam, może się jeszcze zatrzyma, może zauważy ? Nie, nie zauważyła. I znów ostre hamowanie. Swoją drogą, pomimo zapiętych pasów za każdym razem dość mocno leciała przy hamowaniu na kierownicę - na pewno nie było to miłe, ale może da do myślenia ? (tylko oby nie to, jaki to wredy instruktor - tak ostro hamuje ..)

No i parkowanie - wjazd - moja interwencja z hamulcem. Gdyby nie to, miałbym "nowo wyprofilowany" zderzak. Wyjazd - znów hamowanie, bo: pieszy z tyłu auta, pojazdy z lewej strony i pojazd zaparkowany, a kursantka skręciła maksymalnie ...

Wyjeżdżając z parkingu jest znak STOP, ale kto by się nim przejmował ? Znów hamowałem, który to już raz ? Nie wiem, ale po egzaminie się nagadałem (do instruktora także - już raczej nie będę robił mu egzaminów :P) ... I policzyłem, że wynik negatywny byłby w sumie 16 razy w ciągu niecałych 50 minut. Te 50 minut sporo nerwów mnie kosztowały :((

niedziela, 25 października 2009

Pomysły

Pomorski Ośrodek Ruchu Drogowego ma sposób na brawurę świeżo upieczonych kierowców. Przez rok po otrzymaniu prawa jazdy będą mogli prowadzić auto tylko w towarzystwie doświadczonego opiekuna
Taki pomysł forsuje Antoni Szczyt, dyrektor PORD. Koncepcja nie jest nowa - ograniczenia stosowane wobec młodych kierowców to w Europie norma. Czasem mają one postać stałego ograniczenia prędkości (np. w Skandynawii), czasem bezwzględnego karania najmniejszych wykroczeń odebraniem prawa jazdy (w Niemczech, a zgodnie z planami polskiego rządu już niedługo także u nas).

Na czym polega pomysł PORD? Szef Pomorskiego Ośrodka Ruchu Drogowego chce, by osoba towarzysząca świeżo upieczonemu kierowcy musiała posiadać prawo jazdy od co najmniej sześciu lat. Choć pomysł jest z Pomorza, jeśli zostanie zaakceptowany, to będzie obowiązywać w całej Polsce.
Mieczysław Struk, wicemarszałek województwa pomorskiego i jednocześnie zwierzchnik dyrektora PORD nie chce na razie przesądzać, czy propozycja jazdy z opiekunem zostanie przekazana Ministerstwu Infrastruktury. - Mamy kilka pomysłów dotyczących procesu szkolenia. Zależy nam np. na ułatwieniach w tworzeniu ośrodków egzaminacyjnych, taki ośrodek chcemy stworzyć w Chojnicach. Co do jazdy z opiekunem to jestem sceptyczny. Chcę, by tę propozycję przeanalizowała najpierw Pomorska Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego i od tego będą zależały dalsze losy pomysłu PORD-u - mówi Struk.

Pomysł budzi mieszane uczucia także w policji. - Opiekun niczego nie gwarantuje - mówi szef pomorskiej drogówki Janusz Staniszewski. - Ważniejsze jest nadzorowanie młodego kierowcy i surowsze kary dla tych, którzy nie mając odpowiedniego doświadczenia, łamią przepisy.


Podoba się pomysł ? Można poczytać więcej, tu.
No to kolejny:

Radny Dominik Herberholz ma dość "elek". Bo niedoświadczeni kierowcy potęgują i tak ogromne korki w Poznaniu. - Zakażmy im jeździć w godzinach szczytu! - apeluje do prezydenta Ryszarda Grobelnego
Herberholz mieszkał do niedawna na Winogradach, w pobliżu Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. - Co dzień doświadczałem wątpliwej przyjemności kluczenia między dziesiątkami "elek" - mówi radny LiD. - Zdarzało się, że stałem na skrzyżowaniach po 10 minut, czekając, aż kursantowi uda się w końcu ruszyć na zielonym świetle. Dramat!

Według radnego samochodów nauki jazdy krąży po Poznaniu tyle, że paraliżują nie tylko ruch na Winogradach i Piątkowie - gdzie odbywają się egzaminy na prawo jazdy - ale w całym mieście. - Przy tak zakorkowanych ulicach nie możemy pozwolić sobie na to, by w godzinach szczytu ruch był dodatkowo spowalniany przez kierowców, którzy dopiero się uczą - przekonuje Herberholz. Wysłał do prezydenta Ryszarda Grobelnego pismo, w którym proponuje zakazanie ruchu "elek" rano do godz. 11 i w godz. 14 - 18, od poniedziałku do piątku. - A jeżeli nie w całym mieście, to chociaż na Winogradach, gdzie samochody z literką "L" są plagą o każdej porze dnia - dodaje.
Herberholz powołuje się na świeżą opinię prawników z Sejmu. Poseł SLD z Leszna Wiesław Szczepański zapytał ich, czy ograniczenie ruchu "elek" będzie zgodne z prawem. Odpowiedź jest jasna: zarządca drogi, czyli prezydent miasta albo starosta, może takie ograniczenia wprowadzić. - W Lesznie z "elkami" jest chyba jeszcze gorzej niż w Poznaniu. Przyjeżdżają do nas z ośmiu powiatów, do 300 aut dziennie! - mówi Szczepański. - Dzięki opinii prawników mamy jasność: prezydenci miast mogą walczyć z plagami "elek".


I jak wrażenia ? Cały tekst tu.

Czyżby niebawem pojawiły się takie znaki ?

piątek, 23 października 2009

B - epilog

Porażka, dramat. Koniec bez happy end-u. Kilka dni temu, pan B miał kolejną (trzydziesto-którąś) jazdę. Zaczęło się normalnie - jak zwykle próbował uruchomić silnik bez sprzęgła, po czym patrzy na mnie ze zdziwioną miną i pyta: - Czemu nie mogę go zapalić ? Ja naturalnie grzecznie odpowiadam (najpierw sądziłem że się tego nauczy, zapamięta. Później myślałem że nabija się ze mnie ? Następnie obiecał, że już na 100% będzie pamiętał, ale tak po dwudziestej godzinie jazdy moja irytacja zanikła, a pojawiło się zwykłe tłumaczenie ...), bo w końcu na tym polega moja praca :(

Jak już uruchomił silnik, pojechaliśmy na plac, znów mieszał te wszystkie nieliczne pojęcia, plątał się i jąkał. Potem łuk i na miasto i wtedy pan B znów pokazał co potrafi :/

Dojeżdżamy do skrzyżowania z ruchem okrężnym, jeden pas dla każdego kierunku, rondo typowe jakich wiele w małych miasteczkach. Pan B dostaje jakiegoś zaćmienia, nie patrzy ani w lewo ani w prawo, tylko przed siebie. Zamiast pojechać w lewo jedzie na wprost. Akurat nic nie jedzie, więc tak przejeżdżamy bez redukcji biegu, bez kierunkowskazu. BEZ SENSU !

Kilka minut później, po minięciu bardzo łatwych skrzyżowań ze znakami (i ciągłym przypominaniu o redukcji i kierunkowskazach), dojeżdżamy znów do "ronda". Nic nie mówię, czyli mamy jechać na wprost. Co robi B ? Zjeżdża na prawy, dopiero tworzący się pas bez kierunkowskazu, nigdzie nie patrząc próbuje  wymusić pierwszeństwo , gdyż z lewej strony nadjeżdża kilka aut ! Czując co isę będzie święcić, zostawiam hamowanie na nieco późniejszy moment, aż w niemal ostatnim momencie wyhamowuję ostro pojazd tuż przed linią warunkowego zatrzymania. Kursant, jakby się obudził patrzy na mnie i ... chyba nie wie o co chodzi ! Pytam Go, czy nie ustępujemy tym z lewej ? On oczywiście nie odpowiada ... pewnie znów nie zauważył znaków. Zanim zjeżdżamy (oczywiście, mówię mu kiedy i co ma robić) wszyscy z  tyłu omijają nas chodnikiem, lewym pasem i jakkolwiek się tylko da.

Kilka chwil później, wjeżdżamy  w dość wąską uliczkę, która w linii na wprost prowadzi na "deptak". Przed nim jest nakaz jazdy w lewo, potem zakaz ruchu w obu kierunkach. Oba znaki, doskonale widoczne. Tymczasem, kursant B przy omijaniu aut włącza światła drogowe (jak zwykle, szarpie dźwignię od kierunkowskazów) i nie zauważył granatowej kontrolki na zestawie wskaźników. - Proszę wyłączyć drogowe - mówię. On - Co ? - Drogowe są włączone, trzeba je wyłączyć - powtarzam. Może trzeba było je samemu wyłączyć ? B zaczął gmerać przy dźwigni, aż się tam nachylił, a tu na przejście wychodzi mężczyzna ! Prędkość nie jest wielka, ale B go kompletnie nie widzi (trudno go widzieć, skoro nie patrzy się na jezdnię) ! Jesteśmy coraz bliżej i bliżej i ... I znów muszę sam hamować ! Znów słychać terkotanie ABS-u, przy czym B wciąż trzyma wciśnięty gaz, więc i wycie auta słychać. Facet staje na środku z przerażenia i mierzy nas złowrogim wyrazem twarzy ... (dobrze że mam zamkniętą szybę, nie słychać co tam "mówi" o nas ...)

Po chwili - z tyłu pusto, z przodu też -  facet już zszedł. B uporał się z drogowymi, może ruszać. Może, ale lepiej byłoby z pierwszego biegu, bo z trzeciego auto mu zgasło. I co robi ? No, jak myślicie, co robi B ? Próbuje uruchomić silnik bez sprzęgła ... Ja w tym czasie uchylam szybę i włączam nadmuch zimnego powietrza wprost na siebie ...

Jedziemy dalej, za kilka metrów "deptak". Czekam na lewy kierunkowskaz (wszak nakaz jazdy tu przed nami), a tu nic. Mijamy znak, my jedziemy dalej na wprost. Po lewej jedyna droga na którą TRZEBA skręcić, B jedzie prosto ! Zakaz ruchu tuż tuż, co on robi ? Jak zwykle - jedzie nie tam gdzie trzeba ! Pełne hamowanie i równo ze znakiem B1 (zakaz ruchu) stajemy. Przed nami ludzie spacerujący z wózkiem dziecięcym, potężny kwietnik i dalej barierki. Może chciał je wypróbować ?

B był jakby zamroczony. Spojrzał na mnie, jakby nie wiedział co robi w pojeździe ! Hamulec awaryjny, "luz" i przesiadka. Do osk wracam sam. Nerwy kłębią mi się w głowie, nie wiem czy zrównać go z ziemią czy on rozumie co robi ? W aucie kompletna cisza. Otwarłem drugie okno i zrobiłem przeciąg zimnego powietrza. Po dojechaniu do osk, kursant mówi: - Przepraszam, ja się chyba nie nadaję - Czyżby zrozumiał jednak ? - Nie umiem jeździć, może kiedyś jeszcze spróbuję, ale na razie rezygnuję ... W końcu coś mądrego usłyszałem z jego ust. Rozstaliśmy się uznając jego - przynajmniej tymczasową - rezygnację z kursu. Bardzo spokojnie to przyjął, podziękował i przeprosił za kłopot, po czym wyszedł z pojazdu.

I tu kończy się historia kursanta B. Na początku był zupełnie inny niż na końcu. Najpierw pewny siebie, nieco buńczuczny charakter, lubił stawiać na swoim. Nie dałem się sprowokować, a on stopniowo stawał się coraz bardziej "ludzki".

Czyżby  dopiero zmądrzał ?

niedziela, 18 października 2009

Turniej na [...]

Miał się tu pojawić wpis na temat poczynań pana B, ale z uwagi na fakt Drzwi Otwartych w jednym z WORD-ów, postanowiłem opisać dziś to, a do pana B jeszcze powrócimy.

Otóż, w sobotę WORD otworzył prawie wszystkie drzwi swej siedziby. Można było wziąć udział w próbnym egzaminie na kategorię B, B+E, C i C+E. Najpierw oficjalnie oddano do użytku nową i piękną poczekalnię, następnie zaczęły się próbne egzaminy, a dla instruktorów zorganizowano Turniej na najlepszego instruktora 2009. Oczywiście, wziąłem w tym udział. Mimo że to tylko zabawa, gdzieś w środku  troszkę stresu się kłębiło ... Na pierwszy ogień poszły testy. 25 pytań, ułożonych przez jednego z wymagających egzaminatorów.

Przyznam, że siedząc w sali (18 osób brało udział) stres był jeszcze większy. Test w formie odpowiedzi udzielanych na karcie (wielokrotnego wyboru), podzielony był na pewne bloki tematyczne. Jak w pierwszej chwili go zobaczyłem, to pomyślałem - "Oho, inne pytania niż się spodziewałem ...:(".

I tak, pierwsze pięć pytań dotyczyły m.in teorii  ruchu pojazdu i elementów wyposażenia pojazdu (oto niektóre pytania):

[usunięto]

Następne pytania dotyczyły zasad pierwszeństwa przejazdu. Egzaminator wybrał trzy skrzyżowania, z pojazdem i tramwajem. Niestety, nie odnajdę w sieci takiego zdjęcia/rysunku któro przedstawiałoby identyczną sytuację jak w teście. Spróbuję opisać:

Przyznam, że musiałem dłużej pomyśleć nad tymi odpowiedziami. Znam zasady, tłumaczę je kursantom na wykładach, więc wystarczyło je odpowiednio zastosować ? raczej tak ... zostawiłem sobie jedny z tych pytań na koniec, gdyż po prostu nie byłem pewny ( i nie chciałem kreślić i poprawiać później odpowiedzi). W każdym razie, później przy omawianiu tych pytań powstała mała dyskusja, gdyż instruktorzy mieli różne koncepcje na pokonanie takich skrzyżowań (jak się później okazało - zakreśliłem poprawne odpowiedzi).

Kolejne pytania, z Rozporządzenia [...]:


[usunieto]


Łatwe ? Pierwsze tak, drugie to przyznaję - liczyłem na palcach, a w trzecim popełniłem błąd. Przyznaję się do błędu.

Kolejne pytania, mi.n. z zasad ruchu drogowego:


[usunięto]

Były też pytania dotyczące zatrzymywania w strefie zamieszkania, zawracania przy sygnalizatorach S2 i różnych wariantach S3, zachowaniu się w stosunku do autobusu który daje znak do włączania się do ruchu itp itd. Pytania były skonstruowane w stylu dla egzaminatorów, lecz oczywiście na niższym poziomie.

Ale - oczywiście test to nie wszystko. Drugie zadanie to losowanie pytania z udzielania pierwszej pomocy. Ja akurat "opowiadałem" w jaki sposób należy wezwać służby ratunkowe w sytuacji wypadku. Jakośsobie poradziłem i czekałem na kolejny etap.

Trzecie zadanie, to jazda pasem ruchu (tzw łukiem) na czas. Jeden z egzaminatorów osiągnął czas 26 sekund. Czas liczył się od momentu, gdy stoję przy aucie a egzaminator daje znak do  rozpoczęcia. Należało zapiąć pas, zwolnić hamulec awaryjny i uruchomić auto, po czym - gaz do końca :) Niestety, mój czas w tej konkurencji nie był zbyt dobry, za mocno pociągnąłem pas przez co uległ zablokowaniu (dwa razy). Ale jak już uruchomiłem auto, to na łuku pojechałem poślizgiem, ledwo zatrzymując rozpędzone auto w polu zatrzymania. Szybki wsteczny (pierwszy raz jechałem Yarisem z 6-cio biegową skrzynią - wsteczny włącza się tam inaczej niż w 5-biegowej skrzyni) i do tyłu - niestety już bez poślizgu, bo ru prędkość nie przekraczała 20 km/h. Na prostej oczywiście gaz do końca (była policja, dobrze że nie sprawdzali prędkości :P) i ostre hamowanie tuż przed polem zatrzymania, następnie błyskawiczne zaciągnięcie hamulca awaryjnego - dopiero teraz czas był zatrzymywany. Niezła jazda ! Tzn - fajne wrażenia, bo mój przejazd nie był idealny.

I tak doszliśmy do podliczenia punktów, a dodatkowo przy liczeniu brano uwagę zdawalność u poszczególnych instruktorów. I jakie wyniki ? Z testów osiągnąłem najlepsze miejsce. W ogólnej klasyfikacji zająłem trzecie miejsce. Zaważyła szybka jazd po łuku, bo zdawalność wśród trzech najlepszych instruktorów był na bardzo zbliżonym poziomie (około 45 % zdanych za pierwszym podejściem).

Hmmm, może już czas by przygotowywać się do konkursu na następny rok ?

PS. Niestety, egzaminator który układał większą część pytań nie zgodził się na ich upublicznianie, dlatego pytania zostały usunięte. 

środa, 14 października 2009

Fotogaleria

Zaczynając od najstarszych pojazdów, jakimi szkoliłem:


Opel Corsa 2005 - silnik 1.0, 12 V - dychawicznie słaby, dźwięk silnika niczym kosiarka do trawy. Auto bardzo trudno zajeździć. W czasie pracy w osk, wymiana takich elementów jak (m.in - oprócz tych podlegających naturalnemu zużyciu) sprzęgło, przekładnia kierownicza, amortyzatory, dźwignia włączania kierunkowskazów. Ogólnie prawie nigdy pojazd nie zawiódł w czasie pracy. Myślę, że przy lepszej opiece serwisowej byłby jeszcze doskonalszy.
Zalety - służbowa, prawie zawsze chętna do jazdy, bezproblemowa.
Wady - bardzo słaby silnik i ... chyba tyle.




Opel Corsa 2006 - silnik 1.2, 16  V - w porównaniu do poprzedniej Corsy, ta jest jak rakieta. Naprawdę pojazd fajnie się prowadził, choć był trochę miękki na zakrętach. Wygodna pozycja pracy dla instruktora - chyba że ktoś nie lubi sunąć tyłkiem po jezdni :) Akurat ten model bardziej awaryjny - m.in awaria komputera sterującego silnikiem (2 tyg postoju), sprzęgło, układ kierowniczy, elementy skrzyni biegów. Doskonałe zabezpieczenie antykorozyjne (sprawdzone :P). Ten model miał beznadziejnie kiepskie wyposażenie, ale z drugiej strony takie rzeczy jak np 13-calowe felgi obniżają eksploatację.
Zalety - powyżej 4 tys obr/min pokazuje pazur, przy umiejętnym ruszaniu można zostawić sporo aut z tyłu, dobre prowadzenie (oprócz szybkich zakrętów).
Wady - awaryjność, wyposażenie (a raczej jego brak).



Kolejnym autem - na szczęście dość krótko to trwało - był Fiat Punto. Akurat codziennie przez jakieś półtora roku czekało na mnie auto z 2001 roku (silnik 1.2, 12 V). Tu siedziało się tak wysoko, jak na koniu. Pojazd był już używany, więc na nauce jazdy był po prostu "dobijany" ... Psuło się wszystko - wentylator chłodnicy, sprzęgło (mnóstwo razy wymieniane), elektryka, świece, akumulator itp itd ! Co chwila zaświecały się jakieś kontrolki, coś się psuło, czasem samo się naprawiało - generalnie mechanik znał mnie bardzo dobrze ... Sporo czasu poświęciłem na oczekiwanie na naprawiony pojazd ...
Zalety - hmmm ... Brak.
Wady - silnik wolniejszy niż w Corsie 1.0, wysokie spalanie, kiepska pozycja pracy dla instruktora, bardzo wysoka awaryjność.


I teraz niesamowity skok - Toyota Yaris 1.3 - 2008. Nowiutka, pachnąca salonem. Komplet czterech poduszek powietrznych, klimatyzacja, asystent hamowania, ABS, EBD, centralny zamek, czujniki cofania i ... radio bez MP3 ! Trochę dziwny dobór wyposażenia przez Toyotę, ale lepiej to niż nic ! I tak tu jest mnóstwo wyposażenia ! Niestety, wszystko waży i ten silnik jest najzwyczajniej słabym motorkiem. Jak na razie, nic oprócz żarówek nie wymiałem. Auto kolegi ma już ponad 100 000 km przebiegu i jest podobnie. Doskonałe prowadzenie na zakrętach, świetna przyczepność, niesamowicie genialne hamulce i słabe wyciszenie wnętrza. Ponadto ciekawe rozwiązania schowków i ogólnie rozplanowania wnętrza (tym bardziej przy tak małych wymiarach), bardzo zwrotne i mało palące auto ...
Zalety - HAMULCE !!!,  zwrotna, dobrze wyposażona, komfortowa, bezpieczna, ekonomiczna - świetnie przystosowana do nauki jazdy.

Wady - trochę głośna powyżej 100 km/h, gdyby miała jeszcze kilka udogodnień, byłaby idealna.

Po drodze oczywiście miałem okazję pracować - na "chwilkę" - innymi pojazdami, m.in VW Golfem IV, Oplem Vivaro i innymi. Z tych wszystkich pojazdów najfajniej jeździ się na Toyocie. Ma kilka zabezpieczeń, które pozytywnie wpływają na pracę instruktora. Np nie da się uruchomić pojazdu bez wciśniętego sprzęgła, jest zabezpieczenie przed próbą uruchamiania już pracującego silnika, wspomaganie uruchamiania silnika, niezwykle skuteczne hamulce, doskonała przyczepność. Z drugiej strony, zaplecze serwisowe, auto zastępcze i wszystkie ułatwienia przy kontaktach w czasie zakupu i eksploatacji auta z salonem Toyoty, oferuje nową jakość - niespotykaną do tej pory w tym segmencie rynku.


Na koniec jeszcze jedno zdjęcie, które - może i najgorsze - ale jednak się tu pokaże. Tak - ten na motocyklu to ten wredny instruktor ... autor bloga ;-)

Bałwanek wczesno-październikowy ...


Więc jednak - stało się. 14 października opady śniegu sparaliżowały południowo-wschodnią Polskę. Dziś miałem zacząć pracę od 9, ale już po 6 rano zaglądając za okno stwierdziłem, że to będzie chyba niemożliwe. Oczywiście, do dziś miałem jeszcze opony letnie, więc jak tylko znalazłem auto na parkingu i oczyściłem je  z grubej i zamarzniętej warstwy śniegu rozpocząłem próbę wyjechania z miejsca parkingowego, co nie było łatwe :/

Jak się to już udało, to był normalnie szok i zdziwienia (znowu). Auto nie chciało ani ruszyć ani się zatrzymać (jak już ruszyło). Postanowiłem wrzucić zimowe opony które przechowuję w piwnicy i pojechać do stacji serwisu ogumienia. Dystans jaki miałem do pokonania to nie więcej niż 5 km, a jechałem chyba pół godziny !

Oczywiście już na drobnych wzniesieniach auta po prostu stawały. Omijałem je jakimś cudem jadąc - nie, nie jadąc  - tocząc się. Przed jednym ze skrzyżowań miałem na liczniku dokładnie 5 km/h. Ponieważ auto przede mną się zatrzymało, delikatnie wciskam hamulec. I co ? Nic ! Oprócz tego, że  ABS zaczyna terkotać, a ja sunę po śliskim lodzie w ogóle nie zwalniając ! Na szczęście zostawiłem spory zapas przestrzeni i po kilku metrach "walenia" ABS-u auto powoli zwalnia. Powtarzam - na liczniku było 5 km/h.

Już wiedziałem, że dzisiejsze jazdy ODWOŁUJĘ ! Dotoczyłem się do stacji, stanąłem w kolejce i za godzinę jeździłem już na zimowych oponach. Różnica jest kolosalna, mam nadzieję że wszyscy (nieliczni zresztą) czytelnicy tego bloga rozumieją potrzebę wymiany ogumienia na odpowiednie do warunków atmosferycznych. Chyba nie muszę dodawać, ze wracając z serwisu do domu byłem wszędzie pierwszy ? :P A dzisiaj mam wolny dzień :))

I proszę się nie krzywić ze względu na pogodę - uśmiech od ucha do ucha to podstawa dobrego humoru :))

A na koniec jeszcze jedno. Komunikat ze strony WORD Lublin:
W dniu dzisiejszym  (14.10.2009 r.) egzaminy praktyczne na prawo jazdy wszystkich kategorii zostają odwołane.
Osoby zakwalifikowane na egzamin w dniu dzisiejszym zostają przeniesione na sobotę tj. 17.10.2009r. z zachowaniem tych samych godzin egzaminu.

wtorek, 13 października 2009

Instrukcje "dodatkowe"

Wczoraj zgłosił się do mnie pan B. Poprosił o ustalenie dwóch godzin jazd w jak najwcześniejszym terminie. A że akurat inny kursant odwołał swoją jazdę, dziś miałem okazję "pojeździć" z B ...

Po pierwsze - na dzisiejszą jazdę B przyszedł punktualnie i nie chciał wcześniej zakończyć (pełne zaskoczenie).
Po drugie - od razu spytał, czy mogę mu wszystko powtórzyć, przypominać na bieżąco w czasie jazdy - tzn  co ma robić przed i na skrzyżowaniach itp itd ! Oczywiście - klient - pan, więc zgodziłem się na tą formę jazdy i ... zaczęliśmy (proszę zapiąć pasy !)

I, tak na 31 i 32 jeździe miały miejsce m.in takie dialogi:

[ja] - włącz kierunkowskaz;
[on] - ale który ?
[ja] - no lewy, przecież masz skręcić w lewo !
[on] - no tak ...

*** *** ***

[ja] - widziałeś kobietę na przejściu po lewej stronie ?
[on] - nie ! 
[ja] - a przejście dla pieszych w ogóle widziałeś ?
[on] - ... (cisza)

*** *** ***

[ja] - ile tu można jechać ? (obszar zabudowany)
[on] - yyy, 70
[ja] - (konsternacja - było ograniczenie do 30 km/h)

*** *** ***
Oprócz dialogu, dominującą formą "rozmowy" był monolog. Dla uściślenia: ja mówiłem, on słuchał, czasem nawet wykonywał ;-) A było tak:

1) Zwolnij wcześniej, nie hamuj gwałtownie - spójrz - przed tobą czerwone światło,  więc przyhamuj zawczasu i zatrzymaj auto PRZED sygnalizatorem ... (zahamował później i gwałtownie, przód auta stał za sygnalizacją).

2) Będziesz skręcał w lewo, więc ustaw auto do środka jezdni. Do środka - nie tu ! Tu jest prawa strona ! Podjedź autem do podwójnej linii na środku jezdni ! O, teraz dobrze. Tylko - ej - nie najeżdżaj na nią ok ? Bo nie można tak ...Jak najedziesz na nią, to nie zdasz ...  Jeszcze jakbyś włączył kierunkowskaz ...ALE NIE PRAWY !!!


3) To teraz zaparkujemy. Widzisz czerwone auto po prawej stronie ? Zaparkuj za nim prostopadle, wjazd przodem. Tylko za nim, dobrze ? (tam jest akurat luka na jeden pojazd). Ale ... gdzie ty wjeżdżasz ? Miało być ZA CZERWONYM, a nie przed !

4) Zwolnij, zredukuj bieg do dwójki, włącz kierunkowskaz ... popatrz na przejście na poprzecznej drodze, ale .. uważaj na krawężnik ! ... Popraw kierunkowskaz bo wypadł, no ... uważaj na sprzęgło ! (i silnik zgasł). Uruchom auto - ale tak tego nie zrobisz - wciśnij sprzęgło do końca. Uff ... chyba musimy poćwiczyć ruszanie ...

I tak dalej, i tym podobne. A to całe 120 minut - bo jak mówiłem/pisałem wcześniej - zaczęliśmy punktualnie i skończyliśmy także punktualnie. I co dalej z panem B ? Na razie cisza. Jak sam powiedział - odezwę się. Ok, czyli będę niecierpliwie oczekiwał na kontakt ów kursanta :)Może teraz "trawi" te wszystkie instrukcje w czasie jazdy - zwłaszcza tej ostatniej ? Zobaczymy ...

PS. Fotogaleria pojawi się w innym terminie.

piątek, 9 października 2009

Z ostatniej chwili ...


Zanim ta fotogaleria, to taki mały wycinek z dzisiejszego dnia:

1)
Kolega instruktor na placu manewrowym mówi do kursantki: - Proszę się przygotować do jazdy - Kobieta wsiada do auta, spogląda w lusterko i poprawia fryzurę, po czym mówi - Jestem gotowa !

2)
A teraz w innym temacie. Nie pisałem o tym ostatnio, gdyż jakoś nie było ku temu sprzyjającej okazji. Ale pani A której osiągnięcia ostatnio śledzimy dość intensywnie ostatnio jeździła. Podobnie zresztą jak pan B - z tym, że on kilka godzin odwołał. Wracając do pani A - dość szybko dobiegł jej kurs do końca, a na ostatniej godzinie odbył się egzamin wewnętrzny. A bardzo zdenerwowana, jeździła na Yarisie, ale o rok starszym. Jak się okazało, ten egzemplarz Toyoty jest o wiele bardziej zniszczony i wyeksploatowany niż ten na którym jeździła większość kursu. I przez to, A borykała się z róznymi problemami technicznymi w czasie egzaminu, co było bardzo widać. Ostatecznie, egzamin był zaliczony z kilkoma błędami.

A kilka dni później (dokładnie dziś) - odbył się egzamin państwowy, w którym miałem przyjemność uczestniczenia. Równiutko o 8.00 stawiliśmy się do WORD-u, oboje trochę zestresowani, ale pani A była baaaaaaaardzo zdenerwowana. Kiedy koordynator wyczytał jej nazwisko ona powiedziała - Może postójmy tu jeszcze trochę ? - Oczywiście poszliśmy i trafiliśmy do tego samego egzaminatora u którego byłem ostatnio (z innym klientem oczywiście). No i działamy - a dokładniej - pani A :)

Po wykonaniu pierwszego zadania (sprawdzenie poziomu płynu hamulcowego i świateł przeciwmgłowych tylnych) przygotowuje siędo jazdy, potem "łuk", wzniesienie - wszystko wzorowo. Wsiadamy wiec do auta i jedziemy na miasto. Pierwsze metry pokonujemy bardzo powoli, mnie aż z tyłu nosi - czemu jedziemy 30 km/h gdy można maksymalnie 50 ? Równa droga, za nami sznur pojazdów, a tu tak powoli ... W pewnym momencie egzaminator mówi: Proszę dostosować prędkość do warunków ! (dość srogim głosem). A w końcu przyspieszyła ... Uff ... "Rondo", potem zwykłe skrzyżowanie, sygnalizacja świetlna, zawracanie na kolejnym rondzie, wszystko szło płynnie i gładko. Ruch na mieście był niewielki, co sprzyjało zdającej. Gdy ów zaczęła jeszcze używać czwartego biegu, a prędkość oscylowała w granicach 48-50 km/h humor egfzaminatora wyraźnie się poprawił :) (mój także). I tak dojechaliśmy do parkingu, gdzie po prostopadłym przodem wyjechaliśmy. Hamowanie do zatrzymania i zawracanie i ... koniec ! W sumie ponad 40 minut jazdy zakończone wynikiem POZYTYWNYM ! A nie mogła dojść do siebie, a po wyjściu z pojazdu rzuciła mi się na szyję :)

I tak zakończył się ten kurs. W liczbach wygląda to tak;
A - lat 33;
Czas trwania kursu (jazd) - 27 dni;
Liczba wyjeżdżonych godzin - 32;
Egzamin teoretyczny zdany za - I podejściem;
Egzamin praktyczny zdany za - I podejściem;

Natomiast, pan B - nie zdał ostatnio egzaminu wewnętrznego. Na czym ? Na banalnym błędzie -  nie zatrzymał się przed sygnalizatorem S-2. Miał też sporo innych błędów, w chwili obecnej zapisanie kursanta na egzamin państwowy jest zawieszone. Czekamy, aż pozytywnie zaliczy wewnętrzny z jazdy :) Na razie, jest trochę obrażony na mnie, ma zadzwonić w sprawie kolejnych jazd doszkalających i wyznaczeniu drugiego egzaminu wewnętrznego. Pożyjemy - zobaczymy. Jego losy będziemy śledzić do końca :)

czwartek, 8 października 2009

Podsumowanie cz I

Nawet nie wiem kiedy to zleciało, ale właśnie dobiega czas pięciolecia mojej pracy jako instruktora. Tak - wiem, że 5 lat to nie jest wielkie doświadczenie, tym bardziej że nie pracuje tylko jako instruktor (czas dzielę także dla innej pracy), ale zawsze to coś. A pracę tę zawsze staram się traktować poważnie, poszerzać wiedzę i zdobywać kolejne kwalifikacje.

Część pierwsza podsumowania będzie zawierała:
- kwestie ogólne;
- zapamiętane historie;
- czarno-białe zdarzenia;
- zalety i wady pracy instruktora;
- inne;

Część druga będzie zawierała:
- fotogalerię;
- spojrzenie w przyszłość;

Kwestie ogólne.

To, że zostałem instruktorem to czysty przypadek. Po prostu - pracując kiedyś w szkole, postanowiłem zrobić kurs na instruktora. Wybrałem firmę X, poszedłem, zapisałem się - i po pierwszych zajęciach byłem pod mega-wrażeniem ! Bardzo mi się spodobało. Nie opuściłem żadnych zajęć, a najfajniejsze były praktyki. Sporo jeździłem, obserwowałem - to było to ! Egzamin na instruktora zdałem za pierwszym razem, a już następnego dnia byłem z podaniem o pracę - właśnie w firmie X gdzie robiłem kurs. Po około 2 miesiącach rozpocząłem pracę. Nowe obowiązki, nowe doświadczenia, nowi koledzy i ... nowy stres. 

Początki były bardzo trudne. Nie wiedziałem jak i kiedy reagować na poczynania kursanta, nie znałem wymogów egzaminacyjnych - nie było lekko. Mój pierwszy kursant - Michał - jeździł bardzo dobrze, nie musiałem go wiele uczyć. "Egzamin wewnętrzny" (wtedy takich jak dziś nie było) - aby sprawdzić co go nauczyłem przeprowadził szef w mojej obecności. Na koniec powiedział: "Powinien zdać". Dzień później podpisałem stałą umowę :) 

Stopniowo coraz bardziej "przerzucałem" się na naukę jazdy od pracy w szkole. Miła atmosfera (o wiele lepsza niż obecnie), otwartość współpracowników i fajni kursanci sprawili, że coraz bardziej pochłaniała mnie ta "robota" ;-) Na jednym aucie pracowało razem ze mną czterech instruktorów (auto prawie nie stygło), a mi podobało się coraz bardziej. I z każdym dniem było łatwiej. Zacząłem chodzić na egzaminy z kursantami (pierwszym razem chyba bałem się bardziej niż kursant), w firmie odbywały się szkolenia które podniosły moją wiedzę - bo po samym kursie na instruktora człowiek prawie nic nie wie ! Dopiero po jakimś czasie "załapałem" co w tym wszystkim się liczy ...


Dziś patrzę na to zupełnie inaczej niż na początku. Wypracowałem pewien model pracy podczas trzydziestogodzinnych jazd - który oczywiście nie jest stały, lecz dostosowywany do każdej z osób. Staram się do każdego podchodzić indywidualnie, szanować czas i przede wszystkim - przygotować do egzaminu, nauczyć jeździć. Niektórzy uważają, że to dwie odrębne dziedziny, ale ja nie. Sporo "się czepiam", kursanci najczęściej są  zmęczeni po dwóch godzinach jazdy - ale myślę że to wychodzi im na plus. 

Zapamiętane historie.

Co się najbardziej pamięta ? Pierwszego kursanta, którego mijam na ulicach miasta ;) Ciekawe, czy jeździ zgodnie z przepisami czy tak jak większość ? Nie wiem, on chyba mnie już zapomniał ... W każdym razie, obecnie jeździ złotym Matizem :)

Pamiętam dokładnie pierwszą stłuczkę. Facet Polonezem uderzył w bok rocznej Corsy którą jeździłem kiedyś. Tego dnia było tak ślisko, że Policja nie nadążała z "obsługą" zdarzeń drogowych. Bardzo przeżyłem tą kolizję. Kierowca Poloneza skręcając w ulicą z której ja z kursantką chciałem wyjechać, gwałtownie przyhamował, zablokowało mu koła i wbił się w lewe drzwi kierowcy i pasażera. Kursantka w szoku wybiegła na środek jezdni i stanęła jak zamurowana ! Ściągnąłem ją ze środka drogi, zjechaliśmy na bok a ona pyta: - To moja wina ? Kolejne kolizje były już inne - wiedziałem co robić by nie trwało to długo, a potem czekałem tylko na przelewy z firm ubezpieczeniowych. Oczywiście, wszystkie te zdarzenia nie wynikały z winy kursanta, tylko innych kierujących ...

Pamiętam też kurs dwóch koleżanek z pracy. To było dość spore wyzwanie, gdyż co innego gdy się szkoli zupełnie obcą osobę, a co innego gdy jest to ktoś już znany. Poświęciłem temu sporo pracy, np naukę ruszania na wzniesieniu ćwiczyłem z jedną z nich bardzo długo - ale udało się. Dziś obie swobodnie jeżdżą. I po całym kursie i tych wszystkich egzaminach, nadal jesteśmy dobrymi znajomymi :)

I jeszcze jedno - pamiętam pierwszą kursantkę, która świetnie "czuła" auto. Akurat jeździła nowiutką Corsą, która pasowała do niej znakomicie ! Później, w  myślach porównywałem ją do kolejnych kursantów, ale oni w większości jeździli sporo gorzej niż ona. Zdała egzamin przy pierwszym podejściu, a egzaminator bardzo ją chwalił. Dziś jeździ różnymi autami w pracy, także sporo większymi niż Opel Corsa. Z tego co wiem, radzi sobie znakomicie :)

Czarno-białe zdarzenia.

Tu niestety w pamięci zapisał się kursant, który przyszedł pijany na jazdę. Umówiłem się z nim na niedzielę - zwykle tego nie robię, bo ile można pracować ? - ale w poniedziałek kursant miał mieć egzamin - więc się zgodziłem. Podjeżdżam w umówione miejsce -  a tu zamiast faceta jego strzępy, "zapach" wczorajszego alkoholu i chwiejący krok w stronę pojazdu. Wkurzyłem się maksymalnie ! Oczywiście, jazda się nie odbyła, a kolejne godziny które miał ze mną przepracować ów kursant wyjeździł z kimś innym - z ostrzeżeniem o jego wyczynach oczywiście. Mam nadzieję, że zawstydziłem go tym co ode mnie usłyszał i że jakoś wpłynęło to na jego zachowanie w przyszłości ... Ten kursant to jeden z dwóch, którzy w takim stanie przyszli na jazdę.

Innym średnio miłym zdarzeniem była awaria pojazdu którym pracowałem. A że nieszczęście chodzą parami, to do uszkodzonego sprzęgła dołączył komputer sterujący pracą silnika. Na jedną z potrzebnych części trzeba było czekać kilka dni, a auta zastępczego dla nauki jazdy nie było (nie to co teraz :P). Miałem wtedy przymusowy urlop, który trwał prawie tydzień. Szkoda że było to w zimie, gdyż po dwóch takich przymusowych dniach odpoczynku nosiło mnie i nie mogłem znaleźć swego miejsca ... Ale później do pracy wróciłem z jeszcze większą ochotą i werwą :)

Zalety i wady pracy.

Zalety.
Przede wszystkim - robię to co lubię ! Mam stały kontakt z przepisami ruchu drogowego, zajmuję się problematyką współczesnej motoryzacji, prowadzę wykłady na kursie prawa jazdy i staram się przekazać wszystko co niezbędne przyszłym kierowcom. To bardzo interesujące ! Mam kontakt z bardzo wieloma ludźmi, sporo z nimi rozmawiam. Inaczej pracuje się z osiemnastolatkiem z liceum, a inaczej z trzydziestoparoletnią nauczycielką. Każdy ma inne problemy i jeden cel - uzyskać prawo jazdy. Indywidualne podejście bardzo wskazane. Czasem trzeba kursanta nauczyć jeździć od samych podstaw, czasem od razu jesteśmy na wyższym poziomie, a innym razem po prostu trzeba kogoś uspokoić (przeprowadzić przez trudniejsze skrzyżowanie) i pomóc opanować nerwy i stres.Lubię takie wyzwania !

Zaletą jest też nienormowany czas pracy. Czasem jeżdżę 4 godziny, a czasem 8 plus wykład. Różnie - sam ustalam sobie grafik pracy :) No i miło jest patrzeć, jak kursanci zdają egzaminy - teoretyczny i praktyczny. Te ich sukcesy są bardzo budujące i zachęcają do jeszcze większego wysiłku :)

Wady.
To bardzo stresująca praca. Nigdy się nie wie, co się wydarzy i czy wrócę po pracy całym autem czy nie. W dodatku, nie zawsze wiem z kim będę pracował. Osoby które są spoza ośrodka, nie są nam znane i nie wiadomo czego trzeba się po nich spodziewać. W zasadzie - nawet kursantowi którego znam nie ufam w 100 % - w przeważającej większości to ja odpowiadam za to co robi kursant, więc i prawie cała odpowiedzialność spoczywa na mnie. Stresujące i bardzo wymagające są pierwsze godziny kursanta, no i egzaminy wewnętrzne - które wymagają od instruktora procedur jak na egzaminie państwowym nie dając jednocześnie takich samych uprawnień. Np - na egzaminie państwowym nieprawidłowy wybór pasa ruchu jest oznajmiany osobie zdającej jako błąd. Na wewnętrznym również - ale Policja już może mieć do tego zastrzeżenia, przechodnie komentują - jak on uczy ? To tylko jeden z wielu przykładów ...

No i ludzie, którzy poruszają się po drogach. Ciągle mają jakieś zastrzeżenia, pretensje że w ogóle istnieje coś takiego jak nauka jazdy ! Dość często nie są mili (by nie powiedzieć inaczej), nie lubią gdy się obok nich parkuje, nie zachowują szczególnej ostrożności wobec przyszłych kierowców, nie są wyrozumiali - tak jakby nigdy się sami nie uczyli jeździć ! Tak, jakby nigdy nie popełniali błędów ... Oczywiście, spotykam także wyrozumiałych kierowców, ale  to wciąż rzadkość.

Inne.

Czasem zdarzają się zabawne sytuacje, np gdy kursanci w stresie używają dość dziwnych określeń. I tak na miernik do sprawdzania oleju padły już takie określenia jak:
- dzyndzelek;
- pręcik;
- miernik drucikowy ;


Widziałem, jak starsza pani szarpała się z pokrywą bagażnika przez 5 minut - a próbowała podnieść pokrywę silnika. Odblokowała ów od wewnątrz, po czym pomaszerowała na tył auta i się męczyła aż czas jej się skończył. Oczywiście wynik egzaminu negatywny. Myślę, że to ze stresu - bo cokolwiek sądząc o konkurencji, to chyba nikt jej tak nie uczył ...

Czasem kursanci pytają egzaminatorów:
- czy mogę się już rozebrać ? lub:
- zajdzie pan ?  - gdy potrzebują pomocy przy sprawdzaniu świateł hamowania ...

A jak kursanci tłumaczą swoje niepowodzenia ? Jest wiele sposobów, oto kilka z nich:
- oblał mnie ten p*** egzaminator. A co zrobiłeś - pytam - wjechałem na czerwonym ...
- cofam sobie po łuku - a tu mi pachołek wyskakuje na środek !
- nie zdałam, bo auto egzaminacyjne było szare, a ja jeździłam na czerwonym !
- egzaminator wywiózł mnie tam, gdzie jeszcze nie byłem. To wina instruktora !
- nie zdałam, bo wjechałam na pachołek - ale na kursie takiego nie było !

Ogromna większość niepowodzeń jest spychana na instruktora, cały ośrodek szkolenia lub na egzaminatora. Bo ktoś się uwziął, oblał mnie celowo i wiele innych "uzasadnień" krąży wśród zdających egzamin. A przyznać się do błędu potrafi niewielu ...

poniedziałek, 5 października 2009

Sekundy ...

Ale napięty dzień. Wcześnie się zaczął a tak późno skończył ... Jeszcze nie skończyłem jazdy, a już powinienem być na wykładach (prowadziłem wykład ze zmiany pasa ruchu i kierunku jazdy), tuż po wykładzie tylko zdążyłem złożyć laptopa a już powinienem być w innym  miejscu i pracować z klientem ...

Oprócz tego tempa, dodatkowe "atrakcje" zapewniły dwie średnio miłe sytuacje. Zacznijmy od tego, że znów pochwalę hamulce w Yarisie ! Jaki jest ten samochód, to jest. Ma swoje wady, ma zalety. Ale jak mocno nacisnę na hamulec to pojazd zachowuje się, jakby wbił kotwicę w asfalt i za wszelką cenę chciał natychmiast się zatrzymać. Hamulce są rewelacyjne !

 1)
Otóż, przy prędkości około 30-40 km/h, kilka metrów za przejściem dla pieszych na jezdnię wbiegło dziecko - tuż przed nasz pojazd oczywiście. Kursant (pan B) nawet próbował hamować ! Oczywiście, wykorzystał jakieś 30 % skuteczności, bo widząc sytuację docisnąłem hamulec do końca (sporo poleciał w dół). Uaktywnienie ABS-u (cichutkie "terkotanie"), i asystenta hamowania - wszyscy lecimy do przodu (ja oczywiście bez pasów) ... w ciągu ułamka sekundy prośba o natychmiastowe zatrzymanie ! Ale już ! Teraz !!!

I stoimy. Nagła cisza. Mała dziewczyna przebiegła na drugą stronę ulicy kilka centymetrów od auta, a ja odruchowo patrzę w lusterko - na szczęście nie było nikogo tuż za nami.

Auto oczywiście zgasło, kursant w szoku. Serce wali mi tak, że chyba je słychać w pojeździe. Ale już po wszystkim - trzeba ruszać i jechać dalej ... Za mniej więcej 20 minut i tak o tym zapomnę ...

2)
Pod koniec jazdy pana B mamy zaparkować. Po lewej stronie jest wolne miejsce (rzadkość o tej godzinie) - ale przed miejscem parkingowym jest dość spore wgłębienie w jezdni (takie tuż przy krawędzi, przy czym am parking jest nieco wyżej). Dużo razy już widziałem, jak auta tam parkujące uderzały przodem - zderzakiem. I właśnie - nie wiem czemu - my zrobiliśmy to samo. Doskonale znam to miejsce, nie wiem na co liczyłem ? Na pewno jadąc wolniej dałoby się tego uniknąć. Nie pomyślałem, przyznaję - na szczęście "szurnięcie" dołem zderzaka o asfalt nie spowodowało większych szkód.


A tak w ogóle - uświadomiłem pana B iż 30 godzin to zbyt mało. Nie skomentował tego, może zrobi to następnym razem ? :P I w zasadzie, to tyle. Na koniec zostawiłem coś jeszcze jednak. Powyższe zdjęcie to prezentuje :) Odebrałem prawo jazdy z nowymi uprawnieniami - tym razem z kategorią A :)

A na koniec jeszcze dwie wiadomości:

1)
Dziś rano w Elblągu doszło do niecodziennego wypadku. Kursantka zdająca egzamin na prawo jazdy potrąciła dziecko na przejściu dla pieszych

2)
Szykuje się rewolucja w egzaminach na prawo jazdy. 

Można poczytać jak ktoś chce, ale proszę się nie sugerować tytułem ...

sobota, 3 października 2009

Nie-lustrzane odbicie [3]

Tak się złożyło ostatnio, że z panią A i panem B jeżdżę prawie codziennie. Ba, jeżdżą po sobie :)

Najpierw pani A - gdybym miał opisać jej jazdę w jednym zdaniu to wyglądałoby ono tak: Spokojnie, uważnie, dokładnie i zawsze do przodu !  Naprawdę - zupełnie inaczej się pracuje, jak ktoś słucha co się do niego mówi. Pani A słucha. Bardzo ! Jej nie trzeba powtarzać dwa razy. Czasami zapominam o tym i tłumaczę coś po raz drugi ... ale ... to już było ! Ona to już wie ! I na takich jazdach (a ma już ponad 10 godzin wyjeżdżonych) mówię o wiele mniej niż z pozostałymi kursantami. I przyznaję, że można skupić się na dojrzalszych sprawach, a nie tylko "jak jest STOP to trzeba się zatrzymać". Może to Wam się wydaje dziwne, ale ludzie po wykładach nie zawsze się zatrzymują przed takim znakiem.

Spokój podczas jazdy A nie można mylić z mizerną dynamiką, bo ona nie jeździ powoli. Dynamika jazdy jest zrobiona tak mniej więcej na 70-80 % potrzeb, ale jest jeszcze trochę czasu i później się tym zajmę.

Obecnie intensywnie ćwiczymy wszystkie rodzaje parkowań, wjeżdżamy na prawie każdy parking i ćwiczymy, ćwiczymy ! No właśnie - trochę więcej mogłaby się rozglądać przy wyjeżdżaniu z miejsca parkingowego. Wystarczy że gdzieś powoli zbliża się pieszy, a my cofając musimy mu ustąpić. Przy słabym rozglądaniu się może być kłopot (delikatnie mówiąc), ale na ostatnich zajęciach już zapowiedziałem, że to jest NA JUŻ do poprawy. Znając po tych kilku godzinach panią A, weźmie i to sobie do serca i na poniedziałkowych jazdach będzie lepiej w tym względzie. Zobaczymy :)

A co po za tym ? Plac manewrowy jest prawie "zrobiony", ze sprawdzeniem podstawowych elementów odpowiadających za bezpieczeństwo jazdy nie ma problemu, więc tak naprawdę skupimy się na jeździe po mieście, a niebawem przejażdżka poza miasto i większe prędkości.

Tymczasem, po pani A jeździ pan B. W jednym zdaniu: Nerwowa szarpanina okraszona przekleństwami. Namęczyłem się, by jakoś kursant przyzwyczaił się do działania sprzęgła, ale chyba jeszcze bardziej się natrudziłem by zmusić go do nie komentowania  poczynań innych ! Ciekawe, jak szybko potrafi wyłapać błędy innych nie widząc swoich ! Jasne, ludzie różnie jeżdżą, widać co chwilę jakieś "cuda" w wykonaniu innych kierujących, ale czy nie lepiej skupić się na sobie ? Tym bardziej, że tu naprawdę duuuuuuuuuuuużo jest do zrobienia.

I tak - po ponad dziesięciu godzin, auto szarpie przy ruszaniu (na szczęście już nie gaśnie). Łuk na placu manewrowym raz się uda, dwa razy się nie uda. Przy sprawdzaniu elementów [...] padają takie określenia jak: światła długie (poprawnie powinno być: drogowe), kierunki (kierunkowskazy), światła stop (hamowania-stop). Niby to szczegóły - ale to przecież one tworzą pełen obraz osoby zdającej, kandydata na kierowcę ! Irytuje mnie to, że tak ciężko zapamiętać coś, co tłumaczyłem mu wiele razy. Oczywiście, nie będę robił z tego problemu, ale już wiem że nawet na egzaminie wewnętrznym kolega będzie miał zastrzeżenia ... Ale, to już nie mój problem. Inny problem pana B to fakt, że spóźnia się na jazdy i zawsze chce kończyć wcześniej. Pretekst to autobus. Tzn jego wcześniejszy odjazd, a B nie chce się spóźnić. Klient pan, więc nie robię problemu, poza tym - to jego pieniądze.

Na kolejnych jazdach będę przypominał o konieczności włączania kierunkowskazów przy parkowaniu i zawracaniu (mniej więcej 6 na 10 razy, pan B nie włącza kierunkowskazów), czasem jeszcze chwyta kierownicę od wewnętrznej jej strony, pewnie będziemy też doskonalić jazdę po łuku i ruszanie na wzniesieniu. Najprawdopodobniej, te trzydzieści godzin które są minimalną ilością nie wystarczą do opanowania programu do egzaminu państwowego, ale zobaczymy. Może się zdarzy ... cud ...