sobota, 20 grudnia 2008

Lublin wita ...


Tak przed świętami, to wrzucę tylko zdjęcie - bilbord, jakie można zobaczyć wjeżdżając do Lublina od strony Warszawy. Przyznam, że gdy tylko zobaczyłem, to przykuło moją uwagę (na szczęście nic się nie stało na drodze ;-) )

Zdjęcie z tej strony.

piątek, 12 grudnia 2008

Tankowanie


Szkolenie kandydatów na kierowcę, to nie tylko jazda, parkowania, zawracania i plac manewrowy. Kiedyś, trzeba "napoić" pojazd - czyli po prostu zatankować. Szczęśliwie się składa, że tankujemy (jako firma) w stacji samoobsługowej, więc jak znalazł istnieje możliwość spróbowania dla przyszłego kierowcy ... Zawsze pytam kursanta, czy miałby ochotę zatankować, a szczególnie już kursantkę. I choć z reguły prawie każdy (a raczej każda) trochę się boi, ale przecież kiedyś w przyszłości trzeba będzie zatankować pojazd, prawda ? No, chyba że będzie tak jak z moją mamą, gdy podjeżdża na stację to prosi obsługę o tankowanie ;-)

A wracając do "nauki tankowania" - podjechanie pod dystrybutor także wymaga trochę umiejętności, a w ogóle - co to jest dystrybutor ? Gdy już wytłumaczę, dlaczego lepiej podjechać z prawej strony ów (czy tylko w moim mieście mają takie krótkie węże do tankowania ?), proszę o odblokowanie klapki wlewu paliwa. A tu najczęściej otwierany jest silnik. No cóż - każdy ma prawo nie wiedzieć - w końcu to nauka jazdy i wszystkiego, co wiąże się przy okazji z eksploatacją pojazdu. Następnie ustalamy, co by tu nalać do auta ... Wybór jest naprawdę spory ;-) ON, Pb 95 i 98 ... Zdarzało się już, że paliwo było lane nie do baku, a tryskało sobie po dystrybutorze. Tak "obsikany" fragment stacji paliw wymagał interwencji personelu, a wszystko przez to iż osoba "tankująca" od razu wcisnęła spust ... Trzeba uważać, by przez przypadek nie "pachnieć" etyliną do końca dnia ...

Przy płaceniu trzeba pamiętać, by przypadkiem nie pozostawić kluczyków w aucie. Kierowca czekający w kolejce, może poprosić o "minimalne" odjechanie, by mógł sobie zacząć tankowanie pojazdu. A kursanci chętnie podejmują takie ryzyko, bo przecież nic się nie stanie - to tylko 2-3 metry - ktoś prosi. Chyba dostałbym zawału, gdybym zobaczył taką sytuację przez okno w stacji ... więc od ZAWSZE zabieram kluczyki po opuszczeniu pojazdu. To, plus wyłączenie biegu i zaciągnięcie hamulca awaryjnego instruktorzy traktują jak czynność najbardziej typową, rutynową.

A swoją drogą, ja jak robiłem kurs to nikt mi nie tłumaczył co jest do czego przy tankowaniu, bo i nigdy nie miałem tej przyjemności na kursie. Za to, dość sporo ćwiczyłem czekanie na instruktora ...

środa, 3 grudnia 2008

Statystyki

Wg statystyk z "mojego" WORD-u wynika, że za pierwszym podejściem zdaje od 30 do 35 % kandydatów na kierowców (kategoria "B"). Gdzie się podziewa te 65-70 % ? To zadziwiające, ale 30 % ludzi nie jest w stanie poprawnie wykonać trzech, prostych zadań. Mam na myśli zadania na placu egzaminacyjnym, tj:
1 - przygotowanie do jazdy i sprawdzenie elementów bezpośrednio wpływających na bezpieczeństwo jazdy (np. płyny, światła);
2 - jazda pasem ruchu do przodu i tyłu;
3 - ruszanie do przodu na wzniesieniu

Zadania wg mnie proste i nie wymagające wiele. Sporo osób dziwi się, że trzeba znać światła jakie występują w pojeździe, ale jak ma się z nich poprawnie korzystać nie znając nawet ich nazw o zastosowaniu nie wspominając ? Tego trzeba się nauczyć. Ot co.

Z opowieści egzaminatorów wynika, że część zdających na zadaniu nr 1 chce sprawdzać ciśnienie w ogumieniu ! W toku dalszych pytań okazuje się, że tak zostali nauczeni ... Naprawdę, nie wiem co o tym myśleć ...

Z kolei jazda po "łuku" nie jest trudna, gdyż po ostatnich zmianach sam pas ruchu został poszerzony o całe pół metra, a miejsce zatrzymania nie jest już tak rygorystyczne jak kiedyś. Auto egzaminacyjne ma długość około 3,7 m, a strefa zatrzymania ma 5 m długości - czy to takie trudne ? Podobnie z ruszaniem - na wzniesieniu auto nie może się cofnąć więcej niż 20 cm, a silnik nie może zgasnąć. Myślę, że to potrzebne jest do codziennej jazdy w ruchu drogowym ...

No dobrze - stres i pomyłki się zdarzają, aczkolwiek aż 30 % to stanowczo zbyt dużo. Wynika z tego, że pozostała część nie zdaje na mieście, a przecież jazda miejska jest nieporównywalnie trudniejsza niż te trzy zadania razem wzięte ...

niedziela, 23 listopada 2008

Egzamin z tylnej kanapy

Znów przyszło mi stawić się na egzamin, który zdawała moja kursantka. Oczywiście, kategoria "B".
Po bardzo krótkich oczekiwaniach, podeszliśmy do auta a wraz z nami egzaminator, u którego już kilka razy miałem przyjemność być.

Przy pierwszym zadaniu, kursantka stwierdziła iż w zbiorniku do spryskiwacza szyb, powinno być go (płynu) od minimum do maksimum. Stanąłem jak wryty patrząc na nią, gdyż nigdy jej tak nie uczyłem. Zawsze poprawiam kursantów, gdyż na zbiorniku nie ma wartości minimum-maksimum. Widać stres zrobił swoje. Na szczęście, po dodatkowym pytaniu egzaminatora, ów wybrnęła z gafy którą popełniła. "Łuk", "ruszanie pod górkę" zaliczone, choć wydaje mi się że przeżywałem momentami bardziej niż ona (widząc bliskość kół do linii i pachołków ...)

Miasto. Zakorkowane, pełne nietypowych sytuacji. A to pojazdy, które nie zdążyły zjechać na zielonym blokują drogę, a to budowa przy drodze spowodowała zmianę organizacji ruchu, a to przez parę innych utrudnień egzaminatorzy wymyślają niecodzienne drogi. No, ale ruszamy. Chyba cztery razy sprawdziłem czy mam zapięte pasy i czy kursantka na pewno włączyła światła mijania. Pierwsza prosta, a na liczniku 35 km/h ;( Rany, zaraz egzaminator wysiądzie chyba. Oglądam się, a z tyłu ciągną pojazdy które z powodu niemożliwości wyprzedzenia toczą się za nami. Na szczęście, za chwilę egzaminator wydaje komendę do skrętu.

A tam, zawracanie. Jak zwykle, jedzie pełno aut i jeszcze rowerzystka, choć na zewnątrz wietrznie i zimno. Przy cofaniu, gaśnie jej auto tocząc się do przodu z powodu nierówności jezdni. W tym momencie nasz pojazd omija rowerzystka. Szybkie hamowanie. Tylko kogo, jej czy jego ? Nie zauważyłem, to był ułamek sekundy, ale po chwili jedziemy dalej.

Na jednym z większych (największych w mieście ?) skrzyżowaniu mamy skręcić w lewo. Mnóstwo pojazdów, samo ustawienie przed skrzyżowaniem wymaga dość sporych umiejętności. Udaje się, choć balansujemy przy podwójnej ciągłej przez moment - na szczęście z lewej, więc może egzaminator tego nie widzi ? Dość długo czekamy, bo pojazdy bardzo powoli posuwają się do przodu. Cisza, która panuje w tym momencie jest taka "dusząca" ... Jeszcze w dniu egzaminu ćwiczyłem to miejsce z kursantką i przypominałem: nie wjeżdżaj na skrzyżowanie gdy nie ma miejsca na opuszczenie go. Zapamiętała, a po chwili stajemy jako pierwsi. To dość komfortowa sytuacja, a po kolejnej chwili zjechaliśmy ze skrzyżowania.

Dalej zawracanie na mało uczęszczanym "rondzie" i wjazd na osiedle, celem parkowania. Tu wyszło perfekcyjnie - nawet lepiej niż na jazdach ze mną ;-) No i powrót do WORD-u.

Około 150 m przed WORD-em, pojawia się znów rowerzystka (ale nie ta co poprzednio :P). No i niestety - kursantka wpada na pomysł, bo ją wyprzedzić. Szkoda, że rozpoczyna to na torach kolejowych, a kończy na linii podwójnej ciągłej. Tak. To koniec. Następny egzamin kursantki, za 2 tygodnie. Pewnie znów ze mną ...

czwartek, 6 listopada 2008

Nauka po nowemu.

Tak. Idą nowe czasy. Choć zawsze myślałem (jakże naiwnie ?) że najpierw pojawią się pojazdy nie wymagające kierowcy, to teraz przeczytałem iż instruktora można zastąpić automatyką/robotem. Odpada więc problem zatrudniania instruktora (który stale domaga się podwyżek), zakup samochodu, jego utrzymanie itp itd. Czy już powinienem się zastanawiać nad szukaniem alternatywnego zajęcia ? Na szczęście, nie wydaje się to na razie możliwe do wdrożenia.

Link

Ja np uczyłem się jeździć na takim czymś, co widzimy obok. Auto było dość wysłużone, a gdy przy zapisywaniu instruktor mówił, że czasem trzeba popchnąć to myślałem, że żartuje (jak się później okazało mówił prawdę). "Maluch" (ta nazwa pojawiła się znacznie później niż robiłem kurs) miał fotel, który prawie nie regulował się na odległość, oparcie nie miało opcji regulacji, a zagłówków tam nie było. Dziś, bez wyregulowania tych elementów egzamin może się zakończyć przed ruszeniem jeszcze ...

Pasy bezpieczeństwa, które dyndały sobie w Fiacie 126 były zakładane jedynie po to, by nie uciec z jazdy pudełkiem, które oprócz małych wymiarów przy parkowaniach (których wtedy nie było zresztą) nie miał żadnych zalet. Jazdę było słychać i czuć. Bez spoglądania na prędkościomierz było wiadomo, kiedy auto zbliżało się do granicy 60 km/h. A teraz ? Co chwile ktoś przekracza prędkość.

Fajne były też akcje z ustawianiem lusterek. Aby ustawić lewe zewnętrzne, trzeba było odkręcić szybkę (:P) i ustawić sobie jak należy. Prawe lusterko wymagało tego samego z drugiej strony. Na szczęście, szerokość pojazdu nie była wielka, a przy długich rękach da się to sprawnie zrobić.

Tu (inaczej niż dziś) wszystko wymagało siły. Od zamknięcia drzwi, po użycie hamulca. No i ten kolor - czerwony. Może dlatego mam antypatię do tego koloru ?

niedziela, 26 października 2008

Krótka jazda


Wjeżdżając na parking przy WORD, należy minąć uliczkę wyjazdową z ów obiektu. Jadąc tamtędy kilka dni temu, widzę dojeżdżający egzamin. Zdarza się - ktoś po udanym zaliczeniu placu wyrusza na miasto. I co dalej ? Tuż przed drogą, egzamin w ogóle nie zwalnia, aż do momentu gdy w ostatniej sekundzie gwałtownie hamuje. W lusterku widzę otwierające się drzwi i przesiadkę. Kilka metrów od placu, próba wymuszenia/kolizji z interwencją egzaminatora ... a to oznacza koniec.

No trudno. Wyrzuty ? Zero. Bo i niby z jakiego powodu ?
A na parkingu, Ferrari jak na zdjęciu. Ciekawe, jakie wzbudzałoby zainteresowania z L na dachu ...

niedziela, 19 października 2008

Sygnalizowanie na "rondzie".

Więc jak z tym jest ? Kiedy i jak sygnalizować przejazd przez skrzyżowania o ruchu okrężnym (tzw. rondo) ? W temacie jest sporo niedomówień, błędnych interpretacji przepisów i niezrozumienia. Kiedyś obiecałem lekturę tej problematyki, a ponieważ już od dawna pracuję na komentarzu Zbigniewa Drexlera, przytoczę tu jego objaśnienie problemu.

"[...] Ze względu na bardzo różne formy geometryczne skrzyżowań o ruchu okrężnym sposób sygnalizowania przy przejeżdżaniu przez nie powinien być dostosowany do istniejących warunków. Jeżeli rondo nie ma dużej wyspy centralnej lub wloty na nie mają dwie jezdnie oddzielone szerokim pasem zieleni, co powoduje, że przejazd na wprost odbywa się po stycznej (lub prawie stycznej) do wyspy, to sygnalizuje się tak, jak na zwykłym skrzyżowaniu. Po wjechaniu na takie rondo i skręceniu w lewo pojazd znajduje się już w ciągu drogi poprzecznej i kontynuuje jazdę praktycznie na wprost już bez jakiegokolwiek sygnalizowania.

Przy przejeżdżaniu przez tzw ronda klasyczne o dużych wyspach centralnych, wymagających przy wjeżdżaniu wyraźnego skręcania w prawo, następnie w lewo (zgodnie z przebiegiem jezdni) i ponownie w prawo przed opuszczeniem skrzyżowania sygnalizowanie musi być dostosowane do sposobu jazdy.

Uwzględniając dotychczas omówione przepisy [...]:
- skręcając w prawo w najbliższy wylot ze skrzyżowania - włączyć przed wjazdem na rondo prawy kierunkowskaz i wyłączyć go niezwłocznie po znalezieniu się na tym wyklocie;
- jadąc prosto - nie włączać żadnego kierunkowskazu przy wjeżdżaniu na rondo, natomiast włączyć prawy kierunkowskaz przed skręceniem w prawo w celu opuszczenia skrzyżowania; włączenie to powinno nastąpić w chwili mijania wylotu poprzedzającego ten, w który się skręca;
- skręcając w lewo - włączyć lewy kierunkowskaz przed wjazdem na rondo i przełączyć go na prawy bądź przed zmianąpasa ruchu na jezdni ronda, bądź przed skręceniem w prawo - w sposób anologiczny do wyżej opisanego przy jeździe na wprost.
[...]"

Autorem jest Zbigniew Drexler - Mały kodeks drogowy z objaśnieniami

sobota, 4 października 2008

Konfrontacja

Gdy po wyczerpującym, kolejnym trudnym dniu wracasz do domu pokonując pieszo 5 km, marzysz tylko o gotowej kolacji, ciepłej kąpieli i przede wszystkim - odpoczynku. Po drodze do domu, postanawiasz zrobić komuś niespodziankę kupując butelkę białego wina. Wchodzisz do sklepu, gdzie najwidoczniej nie tylko Ty zamierzasz umilić kolację. Długa kolejka posuwa się bardzo powoli tym bardziej, że obsługuje wyłącznie jeden sprzedawca. Cóż - poczekam i kupię to co chcę - pomyślisz i stoisz dalej.
Nagle, ktoś z tyłu wyrywa się do przodu nie zważając na stojących ! Uciekasz na lewą stronę, co ledwo się udaje (podobnie pozostali) - bo po prawej szklana szafka z drogimi alkoholami, którą można stłuc ! Tymczasem spychacz bez odrobiny kultury, swymi grubymi rękoma dobił się do samej lady jako pierwszy i ... cały tłum kolejowiczów nie tylko słownie wyperswadował mu ten niecny zamiar ominięcia całej kolejki. Uff - myślisz ... co za brak ogłady, co za czasy ...

Po kilku minutach zbliżasz się do przejścia, ale chwilkę trzeba poczekać na zielonego ludzika. Obok zlokalizowano ścieżkę dla rowerzystów - W końcu ! Już dawno powinni byli to zrobić - narzekasz w duchu. W prawej dłoni torebka, w lewej dopiero co zrobione zakupy. Białe, markowe wino nie było tanie, więc i opakowanie nie byle jakie. Pełna uśmiechu i życzliwości dla innych śmiało wchodzisz, gdy pojawia się idący zielony ludzik na sygnalizatorze. Z przeciwka jest coś/ktoś - wtem - PLAAAAAAAASK - twoja lewa dłoń jakby traciła czucie, coś wymyka się pomiędzy palcami, nie czujesz już nic - i spoglądając widzisz, jak piękne opakowanie ląduje na chodzniku tłukąc zawartość. Odwrót głowy - to rowerzysta, któremu nie chciało się jechać swoją drogą lecz wjechał na część przeznaczoną dla pieszych, a teraz już go prawie nie widać.

Chwila ciszy, złość. Guzik z niespodzianki.

Przenosząc takie sytuacje do ruchu samochodowego, ulicznego - widzimy je kilka razy dziennie. Jazda po chodniku, trąbienie na innych zupełnie bez powodu, poganianie, wciskanie się, totalny brak kultury - jest normalny w tym nienormalnych polskich warunkach drogowych. Obawiam się, że gdyby przyszło wprowadzić wizję ZERO dla kierowców popełniających wykroczenia, potrzeba na ulice wyprowadzić całą armię policjantów. No i drukować non stop nowe bloczki ...

poniedziałek, 29 września 2008

Różna jazda. Jedna droga.

Dziś dwa filmy obrazujące różny poziom zaawansowania po 30 godzinach jazdy.



sobota, 20 września 2008

Nauka jazdy - godziny 17-24

Godziny powyżej szesnastej to (jeśli kurs przebiega wg założeń instruktora) głównie podkręcenie obrotów kursanta, zmuszenie go do odpowiedniej reakcji w krótkim czasie, nawarstwienie mu problemów i zadań "na już", a także zwrócenie uwagi na sytuacje które mogą, choć wcale nie muszą się wydarzyć w danej chwili.

Środa, godzina 15.00. Kursant umówiony na dwie godziny, ma już 22 lekcje za sobą. Spod ośrodka wyjeżdżam od razu w lewo. Wyjazd na jedną z najgłówniejszych ulic w mieście jest nie lada wyzwaniem. Komunikacja miasta w ostatnich latach w ogóle nie drgnęła, za to pojazdów przybyło bardzo dużo. Piesi, pojazdy, piesi, pojazdy ... Atmosfera coraz gorętsza pomimo tego, że w aucie nie zdążyło jeszcze zadziałać ogrzewanie. Kursant zerka czasem na mnie licząc, że szybciej, prościej a jakże wygodniej można byłoby dojechać wszędzie skręcając najpierw w prawo, a potem np zawrócić. Ale co to za ułatwienia ? (myślę sobie w duchu). Nie ma tak lekko. W lewo i koniec !

A jak już wyjechaliśmy, wpadliśmy po chwili w potężny korek. Stoimy na prawym pasie, choć ja już dawno wiem że niebawem będziemy skręcać w lewo. Jak on się przedrze na lewy skrajny pas ruchu ? - hmmm - będzie musiał coś wymyślić, ładnie się uśmiechnąć, poprosić. Ale na pewno nie zajechać komuś drogę ! Lewy kierunkowskaz cyka od dłuższego czasu, ale wydaje się że nikt tego nie widzi. Oprócz tych z tyłu, co "lekko" wkurzeni stoją za nami ... W końcu ktoś się lituje i wpuszcza biedną e-L-kę na lewy pas. Jeszcze tylko skręt na ruchliwym skrzyżowaniu i chwila odprężenia.

Ale odprężenia nie może być zbyt wiele. Bo oto wjechaliśmy na uliczkę, gdzie auta zaparkowane są po obu stronach. Jest wąsko. Bardzo. I właśnie wydaje mi się, że to idealne miejsce na zawracanie ! Tak ! Proszę kursanta o wykonanie zawrócenia. Nie chcąc być złośliwym dodaję, że zawrócenie może odbyć się dowolną metodą :) Naturalnie, nie można blokować ruchu przy tej czynności, a tu samo zatrzymanie jest blokowaniem. Niby nie ma dużego ruchu, ale jak to bywa, gdy zaczyna się coś robić od razu nadjeżdża po kilka aut z jednej i drugiej strony ...
Samo omijanie też nie jest łatwe. Z za pojazdu może ktoś wyjść, ktoś może otworzyć drzwi, nieopodal bawią się dzieci - dostosowanie prędkości do warunków na drodze jest nieodzowne. Umiejętność przewidywania także. Wszystko to dzieje się na dość stromej górce. Nieprawidłowo zaparkowane pojazdy powodują utrudnienia, które nie łatwo pokonać. Cóż - takie uroki miasta ...

Po zaliczeniu tych manewrów (i wyjścia z nich cało naturalnie) czas na coś, co kursanci przy tej ilości godzin lubią najbardziej. Czyli ... ? Czyli skręcamy w ... - tak ! W lewo ! :)
Ponieważ wyjeżdżamy z mniej uczęszczanej uliczki, sygnał zielony jest nadawany bardzo krótko. Jeśli ktoś wjedzie za innym pojazdem i nie zdąży z niego zjechać, czeka go rozmowa z instruktorem. No i poprawka za kilka minut na tym samym skrzyżowaniu oczywiście !

I w ten sposób, trochę stojąc, trochę ruszając i trochę jadąc, dotaczamy się do tzw ronda. Po drodze mijamy patrol policji, która obserwuje zza szyby wygodnej, klimatyzowanej limuzyny z mocnym silnikiem jak auto za autem wolniej niż pieszy podąża do przodu. Rondo. Duże, opasłe koło w środku, brak linii poziomych, kumulacje dróg z północy, południa, wschodu i zachodu. Brak też sygnalizacji świetlnej i czegokolwiek, co mogłoby pomóc kierowcy. Ale ten musi być silny i nie poddawać się byle rondom ... Drodzy czytelnicy, teraz zagadka. Co ma zrobić kursant na zapchanym autami "rondzie" ? Zgadnie ten, co powie zawrócić ! I tym razem nie dam sobie zarzucić podłości wobec ucznia, gdyż zawracania (takiego) jeszcze nie było. A że duży ruch ? trudno, to nie moja wina przecież ;>

No dobrze. Przyszedł czas na parkowanie. Ale zanim to kilka następujących po sobie ciasnych skrętów. Skręty swoją drogą, ale ja już żyję parkingiem na który kursant wjedzie za chwilę. A więc, kiedy on męczy się by nie stracić lusterka, najechać na krawężnik i ominąć nietrzeźwego pieszego, ja mówię co będzie robił na ów parkingu. Jeśli znajdzie miejsce naturalnie. A to już zadanie dla niego. Coś trzeba znaleźć, choć parking wygląda na 50 aut, to mam wrażenie że tu wjechało co najmniej dwa razy więcej. Jeden wjazd i jeden wyjazd. Wąska kiszka, a z przeciwka nadjeżdża pojazd, robi się ciekawie (w końcu ;-) ) - I co teraz ? - pyta kursant. Udaję że nie słyszę pozostawiając go samemu sobie. Niech coś zrobi, byle dobrze. Ci z tyłu zaczynają cofać, my także. Po chwili kiszka się udrożnia. Co chwilę gdzieś nieopodal słychać sygnały dźwiękowe. Niektórym puszczają nerwy ...
Parkowanie. Bez korekty się nie obejdzie. W miejscu w którym parkujemy (kursant sam wybrał - żeby nie było znów na mnie !) nawet ja nie zaparkowałbym bez korekty. Dobrze, że Yaris ma niezły skręt, a przód jest króciutki. Udało się, teraz tylko wyjazd, dobrze już znany slalom pomiędzy autami a pijaczkiem i powrót do ośrodka.

Jest kilka minut do 17.00. Czas zleciał bardzo szybko. Szybko, kiedy stale się pracuje i nie ma chwili na głębszy oddech ... Oczywiście, na takie jazdy mogę sobie pozwolić jedynie z osobami które potrafią jeździć już na tym etapie.

Przyznaję - czasem zamiast na jazdy idziemy na pizzę, lody czy po prostu rozmawiamy o wszystkim i niczym. Rozmowy to z głównie z kobietami. I one same zaczynają, a ja wtedy mam problem by coś wtrącić na temat jazdy, bo ciężko zatrzymać potok słów osoby obok ...

wtorek, 16 września 2008

Nauka jazdy - godziny 11-16

Ogólnie rzecz ujmując, po części technicznej przyszedł czas na "zaokrąglenie kantów". Czyli poprawienie szczegółów, które tak naprawdę będą świadczyły o klasie prowadzącego auto. A więc - dynamika ruszania, (m.in przygotowanie się do ruszenia na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną) trudniejsze lewo-skręty (bo nie jeździmy autobusem - drogi Walpie) i zawracanie na bardziej uczęszczanych drogach.

Każdy kierowca wie, jak bardzo istotnym elementem jest obserwacja drogi, otoczenia i innych pojazdów (a także reagowanie na dawane przez nich sygnały). Skoro kursant na tym etapie potrafi już korzystać z lusterek, to czas na dodanie obserwacji sytuacji wokół pojazdu prze boczne szyby w pojeździe. Ponieważ w większości pojazdów występuje tzw martwe pole, nieodzowne staje się zerknięcie przez prawe/lewe - w zależności od wykonywanej zmiany pasa ruchu - ramie i sprawdzenie czy w ów martwym polu nie znajduje się żaden pojazd. Pomimo zastosowania lusterka asferycznego, które miało eliminować niewidzialną przestrzeń, tak naprawdę udaje się to dopiero wtedy gdy zamiast luster mamy szerokokątne kamery.

Jeśli chodzi o parkowanie - to staram się wybierać bardziej ciasne miejsca. Czasem nawet takie, gdzie bez użycia korekty nie da się wykonać. Różne proste kombinacje parkowań (np skośne tyłem, prostopadły tyłem) po to, by pokazać że tak też można. Znajdzie się również czas na omówienie inne go zawracania niż z wykorzystaniem infrastruktury i biegu wstecznego - np na większym placu, stacji paliw, "na trzy" itp. Jako fajny test na zawracanie, stosuję wjazd w drogę bez przejazdu która jest bardzo wąska i mało ruchliwa. Po wjechaniu, proszę o możliwe najszybsze zawrócenie - ale nie kosztem jakości oczywiście. Tu zawraca się na cztery (lub na pięć jeśli ktoś źle zrobi) i sprawdza wyczucie krawężników, pracę rąk, obserwację otoczenia i używania kierunkowskazów.

Generalnie, godziny 10-16 to już mniej podpowiadania, zmuszenie kursanta do samodzielnej oceny "mogę - nie mogę", sam też wybiera miejsca do zawracania i zatrzymania pojazdu, danej prędkości. A wszystko to wiąże się z obserwacją znaków drogowych, rejonów przejść dla pieszych i przystanków autobusowych. I powoli kończą się godziny, na których czasem można się poczuć jak prowadzony za rękę ...

czwartek, 11 września 2008

Nauka jazdy - godziny 6-10

Jesteśmy na godzinie szóstej - na której często kursanci zapominają o wyłączaniu hamulca awaryjnego. Jeśli ten nie jest zaciągnięty zbyt mocno, czasem udaje się ruszyć - ale tuż przed kierowcą świeci czerwona kontrolka. Niestety, sporo osób jej nie widzi. Ta godzina to doskonalenie ruszania ze zwiększaniem obrotów silnika i nauka ruszania na wzniesieniu z hamulca awaryjnego. Charakterystyczny "przysiad" tyłu pojazdu połączony ze zwolnieniem sprzęgła i zwiększeniem obrotów silnika to cel na szóstą i kolejne godziny. Skrzyżowania z umiarkowanym ruchem, zwiększenie skrętów w lewo.

Siódma lekcja to wjazd na plac manewrowy i zapoznanie się z zadaniem nr 2 które brzmi: jazda pasem ruchu do przodu i tyłu. Oczywiście najpierw przypomnienie z przygotowania do jazdy, sprawdzenie elementów bezpośrednio wpływających na bezpieczeństwo jazdy, oświetlenie i sygnał dźwiękowy. A więc omówienie kryteriów obowiązujących na placu. Tu najlepiej dać trochę luzu kursantowi niech wypracuje swoją metodę na pokonanie "rękawa". Jeśli nie wychodzi, trzeba spróbować następnym razem, ewentualnie dodając pewne wskazówki. Dla bardzo opornych istnieją oczywiście gotowe schematy, których ja nienawidzę (typu: przy drugiej tyczce skręć 3/4, potem dokręć do pełna ... itd).

Lekcja nr osiem, dziewięć i dziesięć to plac, miasto, zawracanie z wykorzystanie infrastruktury i parkowania: skośne przodem i prostopadłe przodem. Dlaczego akurat te parkowania ? Ponieważ na egzaminie najczęściej wykonuje się jedno z tych dwóch zadań. Parkowanie równoległe tyłem jest najrzadziej wykorzystywane z uwagi na najmniej okazji do takiego parkowania. Oczywiście wszystkie parkowania zgodnie z kryteriami, bez ściągawek podobnych tych z placu (bo istnieją takie oczywiście).

A więc, jeśli kurs przebiega wg tego "programu" plac jest już nieźle przygotowany, kursant nie ma problemów z ruszaniem, na małych wzniesieniach przy niewielkim ruchu radzi sobie, a parkowania nie są większym problemem. Niestety, rzadko kiedy jest tak dobrze ...

sobota, 6 września 2008

Nauka jazdy - godziny 1-5

Każdy kurs na prawo jazdy (tu kat. B) może wyglądać nieco inaczej. Wszystko zależy od wcześniejszych "doświadczeń" kursanta, podejścia do sprawy instruktora i paru innych ;-)

U mnie kurs wygląda tak:

1 godzina jest bardziej związana z formalnościami. Czyli sprawdzenie karty, wymiana telefonów, wypytanie klienta co do prędkości kursu, czy już jeździł. Od razu wtedy widać czy ktoś się boi czy też nie. Często ludzie chcą wsiadać obok kierowcy - czyli na miejscu pasażera. Wyjaśniam, że to jest moje miejsce a kursant powinien usiąść za kierownicą. I to wystarcza.
Na pierwszej godzinie wyjaśniam także za pomocą jakich urządzeń kieruje się pojazdem (np jak działa sprzęgło, biegi, kierunkowskazy itp). Omawiam także zestaw wskaźników (wiele osób dziwi brak licznika - którego nie widać przed włączeniem zapłonu), kontrolek. Jeśli wystarcza czasu (rzadko kiedy) rozpoczynamy od zajęcia właściwej pozycji za kierownicą (fotel, oparcie, zagłówek), wyregulowaniu lusterek i zapięciu pasów bezpieczeństwa. Następnie ruszanie (bez gazu - na samym sprzęgle) i zatrzymywanie pojazdu. To wszystko na drodze o znikomym natężeniu ruchu. Oczywiście ja tam dojeżdżam i wracam, ponieważ ośrodek znajduje się w centrum miasta.

2 godzina, to kontynuacja "usadowienia", ruszania i zatrzymywania. Dołączamy obserwację sytuacji z tyłu przy włączaniu się do ruchu, podstawy omijania i skręcania (głównie w prawo). Technika hamowania przy małych prędkościach, jazda możliwie blisko prawej krawędzi i co chwila ruszanie i zatrzymywanie. Tu czepiam się także położenia lewej nogi gdy nie korzystamy ze sprzęgła (bardzo istotne !), właściwego operowania skrzynią biegów - głównie jedynką.

3 godzina to przejazd na plac manewrowy drogami o bardzo małym natężeniu ruchu. Na placu wykonujemy pierwsze zadanie (sprawdzenie tych urządzeń i mechanizmów mających bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo jazdy, sprawdzenie sygnału dźwiękowego i świateł zewnętrznych). Niektórym osobom sporo to daje, ponieważ dopiero wtedy widzą co świeci gdy włączą kierunkowskaz (np). "Dotknięcie" świateł, wyjaśnienie ich znaczenia i zasad działania to czas właśnie na teraz. Oczywiście dochodzi bieg numer trzy. czasem trochę niezdarnie, ale powoli i do przodu :)

4 i 5 lekcja to doskonalenie techniki ruszania. Ale już dynamiczniejszej, czyli zwiększając obroty silnika. Skoro prędkość się zwiększa, to przechodzimy do hamowania z większych prędkości (czyli 40-50 km/h) - a więc najpierw hamowanie a potem rozłączanie napędu sprzęgłem. Te lekcje to także hamowanie silnikiem, samym hamulcem i w końcu - praca rąk (plac manewrowy i skrzyżowania o małym natężeniu ruchu). Do tej pory ów kręcenie odbywało się różnie - najczęściej tak by w ogóle skręcić. Jak ktoś słyszy o "pracy rąk" bardzo się dziwi. - A to nie jest jakkolwiek ? - padają pytania ... Oczywiście nie jest "jakkolwiek". Właściwa praca rąk jest bardzo ważnym elementem bezpiecznej jazdy. Także dokładniejsze egzekwowanie używania kierunkowskazów, obserwacja znaków i - stopniowo ocena sytuacji przy przejściach dla pieszych.

***

Sporo tego, ale technika jazdy już nieco "opanowana", więc można i trzeba zajmować się kolejnymi sprawami by nie zostać w lesie. Te pierwsze 5 godzin są ważne, ponieważ właściwe ułożenie kursanta na początku daje wymierne efekty w późniejszym szkoleniu. Wychodzę z założenia, że wyjazd poza miasto na pierwszych godzinach to strata czasu. Bardziej interesuje mnie technika jazdy i panowanie nad pojazdem. A w trasę przyjdzie czas, gdy będzie opanowane prowadzenie pojazdu. Pierwsze godziny to także docieranie się ucznia i nauczyciela. Ponieważ, sam jadąc jeszcze przed wejściem do auta znałby swój cel, drogę gdzie ma dojechać, tu wszystkiego dowiaduje się w trakcie. Oczywiście polecenia są wydawane wcześnie, głośno i wyraźnie tak, by nie było nieporozumień. Wiem także, że sporo osób zaleca jazdę po placu manewrowym od samego początku. Ja wybieram bardzo mało uczęszczane drogi - wg mnie daje to lepsze efekty.

Nie z każdym da się osiągnąć taki plan jak powyżej, ale myślę że jest to w miarę dobry rozkład zajęć. Zapraszam niebawem, na kolejne godziny :)

sobota, 30 sierpnia 2008

Intuicyjne (błędne) podejście

Ona. Zestresowana, początek nr PESEL to szóstka z przodu ...

Rozpoczyna od sprawdzenia tych mechanizmów i urządzeń które bezpośrednio wpływają na bezpieczeństwo jazdy. Nawet nieźle idzie. Nie zagłębiając się w szczegóły (myślami i tak jestem jakby nieobecny), szybko przechodzimy do "łuku". Tu też się udało bezproblemowo. Czyli (jednak) miasto ... Hmm - ciekawe jak szybko polegnie - pomyślałem i ruszyliśmy. Tuż po wyjechaniu z placu standardowo na egzaminie wewnętrznym jest ruszanie do przodu na wzniesieniu. Szok ! W takim stresie noga nie zadrżała nawet, a samo ruszanie wzorowo wykonane.
Przynajmniej na wzniesieniach (bo nie sądzę by dotrwała do końca) powinno być ok. O ile będzie używała hamulca awaryjnego.

Dojeżdżając do centrum zastanawiam się nad trasą, parkowaniem i miejscem do zawracania. Ale ale ... po co to wszystko ? Przecież jeszcze chwil kilka i będzie koniec. O - np tu: po prawej stoją pojazdy Taxi, po lewej jadą pojazdy z przeciwka. Droga jest wąska i ruchliwa. Jeśli nie zwolni i to bardzo, nie ma szans na przejechanie zgodnie z zasadami bezpiecznej jazdy. Bo albo będzie za blisko z jednej strony albo z drugiej. Można oblać za nieprawidłowe omijanie i wymijanie - wręcz idealne miejsce na zakończenie egzaminu - ale nie w tym przypadku. Prędkość oscyluje w granicach 10 km/h, odstępy są prawidłowe i w zasadzie wszystko pod kontrolą ...

To może nieprawidłowy wybór pasa ruchu skręcając z jednokierunkowej w lewo ? Nic z tego. Kursantka trzyma się nieźle, a z każdym metrem moje przypuszczenia co do negatywnego wyniku jej egzaminu topnieją (przejazd przez tory, zatrzymanie przed "STOP" itp). Manewr zawracania zgodnie z kryteriami, do tego o nic nie pyta i nie zagląda w kartę gdy odnotowuję to co już zaliczyła. A teraz wzniesienie - największa górka w mieście, beznadziejna widoczność i spore natężenie ruchu - dawno jeździłem w to miejsce, więc czemu nie pojechać właśnie teraz ? Tu do jej dobrej techniki pomogło szczęście - akurat nic nie jechało, a poradziła sobie bardzo płynie. Górka zaliczona. Na koniec nietypowe parkowanie - równoległe przodem po lewej stronie drogi o małym natężeniu ruchu. Co prawda auto jej zgasło, ale nie stanowiło to o zagrożeniu lub utrudnieniu ruchu, więc muszę (i z przyjemnością) zaliczam cały egzamin. Gratulacje !
A sądziłem - ba ! - nawet z góry założyłem iż nie ma szans (tym bardziej w tym wieku - szczegółów nie podam :P). Jak ktoś umie ...

On. Młody i rozluźniony (przynajmniej takie wrażenie sprawiał).

Początek podobny jak wyżej (z tym, że od razu wdał się w dyskusję ...), więc wyjeżdżamy na miasto. Ale zanim to, zdążyłem uprzedzić o niektórych kryteriach oceny egzaminu i rozluźnienie gdzieś sobie poszło (:P). Lubię jasne sytuacje, więc po prostu (nie strasząc nikogo) wyjaśniłem w żołnierskich słowach kiedy wynik egzaminu będzie negatywny (tu już bez dyskusji).

Przejazd przez nietypowe "rondo" bezbłędny (musiał to ćwiczyć wcześniej), skrzyżowanie ze zmienioną organizacją ruchu także. Wjeżdżamy w strefę zamieszkania, a tu na liczniku jak byk 25 km/h ! Ooo - mam na niego haka ... pomyślałem. Pierwsze przekroczenie prędkości odnotowane, więc jeszcze raz i koniec. Ale ten nadszedł szybciej niż się spodziewałem. Zanim zaparkowaliśmy, zawróciliśmy i wiele innych, kursant nie zachował szczególnej ostrożności i nie zauważył pieszej stojącej na przejściu dla pieszych. Piesza stała - ale znajdowała się na przejściu. A ten przejechał bez jakiejkolwiek reakcji. Ewidentnie jej nie widział. Nieprawidłowo zaparkowane pojazdy tuż przy przejściu nie ułatwiają spostrzeżenia, ale czy może go tłumaczyć ? - NIE ! WIęc wynik negatywny oczywiście.

Odwrotnie do założeń ... Jakże bardzo błędnych ...

środa, 20 sierpnia 2008

Nie lubię poniedziałków


Jaki poniedziałek taki cały tydzień ? O rany, mam nadzieję że nie.

A zaczęło się niezbyt ciekawie. Na 7 rano przyszedł kursant w stanie ... po spożyciu alkoholu ... Przyznam, że zostałem uprzedzony o takiej możliwości, więc przeprowadziłem małe śledztwo przed jazdą - tj. kiedy kursant przygotowywał się do jazdy ja pozamykałem drzwi by wyczuć to i owo ... Po kilku chwilach musiałem je otworzyć, bo "zapach" był nie do wytrzymania ! Jak można przyjść w takim stanie na jazdę ? A to wszystko o 7 rano w poniedziałek. Cudownie. Ja nawet ogólnie nie trawię ludzi pijanych, a co dopiero w pracy ...

To że ktoś przychodzi ******* (tu niecenzuralne słowo) na jazdę, wkurza mnie i to bardzo. Zawsze denerwuję się, bo trzeba mieć nierówno w głowie by nie zdawać sobie sprawy ze swoich czynów i aż tak pchać się w kłopoty. Oczywiście gość zapewniał, że to tylko 2 piwa (później zrobiły się już 4) i nadal chciał jeździć ! Po moim trupie chyba. W dodatku, na 8 rano miał wyznaczony egzamin ! Szok. Zrobiłem mu wykład na temat konsekwencji, ale nie sądzę by się tym przejął. Wysłałem go do domu a nie na egzamin. Oczywiście nie jeździł, a wnętrze wietrzyłem parę godzin :/

W późniejszych godzinach (gdy już ochłonąłem), pracowałem z kursantką która zapomniała odpowiednich butów, a te które miała nie pozwalały na normalną jazdę. Szkoda że nie wpadłem na to by w ogóle je zdjęła. W ciągu 60 minut auto zgasło jej mnóstwo razy. Byłem załamany.

Ogólnie, poniedziałek był niezwykle beznadziejny. A wtorek to kontynuacja poniedziałku. Już bez alkoholu, ale z dużą dawką lekkomyślności, braku myślenia i jakiejkolwiek obserwacji drogi. Naprawdę nie wiem jak można kogoś nauczyć myślenia, przewidywania i konsekwencji z własnego działania. Jeśli podpowiadam, to jakoś tam jedziemy. Ale przecież nie zawsze będzie ktoś obok, kto mówi co trzeba zrobić w danym momencie ? Ktoś, kto popatrzy w lusterko za kierowcę, zahamuje gdy trzeba. A wszystko to przed dwudziestą godziną jazdy ...

Dziś -w środę trend poniedziałkowy został zahamowany. Na szczęście, bo trudno wytrzymać gdy tyle się mówi i tłumaczy a skutek z tego żaden. Dziś wykłady - ciekawe pytania, dyskusje itp. Czas dwóch godzin zlatuje jak mgnienie okiem. Tym bardziej gdy jest ciekawa tematyka (statystyki wypadków, powstawanie i zapobieganie ich), a nie jakieś nudy typu rejestracja pojazdów.

Kończę wpis, mając nadzieję iż każdy kolejny poniedziałek będzie lepszy od tego poprzedniego ...

niedziela, 17 sierpnia 2008

Będzie lepiej ?


Kolejny dłuższy weekend za nami, a co za tym idzie i znów na drogach zginęło kilkanaście osób. Wg Policji od czwartku do soboty 44 ofiary wypadków drogowych. Przyczyny - jak poprzednio - to brawura, prędkość, wymuszenie pierwszeństwa i nieprawidłowe wyprzedzanie. Jak walczy sięw Polsce z takimi przyczynami powstawania wypadków ?

Różnie. Tzn także z różnym skutkiem. Bo oto od prawie 500 dni jeździmy na włączonych światłach całą dobę. Dokładnie od 17 kwietnia 2007 roku. Głównym (i jedynym) powodem wprowadzenia obowiązku jazdy na światłach było zmniejszenie liczby wypadków, kolizji, ofiar śmiertelnych i rannych. Takie były założenia, choć ja nie bardzo rozumiem z czego one miały wynikać ? Niejedne badania dowiodły, że auto jest dobrze widoczne bez świateł z odległości około 3000 metrów. Jeśli bliżej obserwatora będą jechały auta na światłach mijania, to nie zobaczy on już rowerzysty lub pieszego. W dodatku, motocykliści wtapiają się w rząd aut sunących na światłach, a pojazdy uprzywilejowane są mniej rozpoznawalne.
A co mówią statystyki ? Wypadków i ofiar śmiertelnych jest więcej niż przed obowiązkiem jazdy na światłach ! Szczególnie powiększyła się liczba wypadków z motocyklistami. Koncerny paliwowe i producenci żarówek nawoływali swego czasu dość intensywnie, do używania świateł - dlaczego ? Wzrost paliwa z tytułu włączenia świateł mijania to około 1,5-2 %. Niewiele, prawda ? To pomnóżmy to razy 18 mln aut zarejestrowanych w Polsce. O 60 % wzrosła sprzedaż żarówek po 17 kwietnia 2007 ... a do budżetu państwa rocznie wpływa około 600 mln złotych wynikających z konieczności włączania świateł.

Dla równowagi teraz coś pozytywnego. Większość tragicznych wypadków ma miejsce poza obszarami zabudowanymi. Wynika to z prędkości. Jak wiemy, niedostosowanie jej do warunków to jedna z najczęstszych przyczyn powstawania wypadków. Na tym polu samorządy, Policja i Krajowa Rada BRD odniosły sukces. Ustawianie dużej liczby masztów mieszczących fotoradary dało pierwsze efekty. I choć same urządzenia rejestrujące nadmierną prędkość nie są umieszczone wszędzie, to sam fakt iż są/mogą być skutecznie studzi zapędy piratów drogowych. Oczywiście, mógłby ktoś powiedzieć że nadal nie ma dróg, a te które są mają nierówną nawierzchnię, w dodatku fotoradary to urządzenia do zarabiania pieniędzy. Pamiętajmy jednak, że postanowiono o walczeniu z wysoką liczbą wypadków/ofiar, a tu główną przyczyną jest prędkość a nie stan drogi. Z bardzo luźnych szacowań wynika, że w miejscach gdzie ustawiono fotoradary liczba wypadków spadła od 20 do 70 %. Każdy fotoradar jest oznakowany, a w prasie, internecie bez trudu można zobaczyć dokładną mapę fotoradarów. Mimo wszystko - jestem "za".

Innym rodzajem działania który chyba ma samych zwolenników, jest program Drogi zaufania. Pilotażowa droga objęta tym programem to ósemka - od Kudowy Zdroju do Budziska. Około 750 km drogi, na której w 2007 roku:
  1. przeprowadzono kontrolę pod kątem istniejących ograniczeń prędkości (w rezultacie wiele ograniczeń zdjęto),
  2. wydzielono tzw lewoskręty,
  3. zbudowano kładki, oświetlone przejścia dla pieszych, chodniki i drogi dla rowerzystów,
  4. zmodernizowano nawierzchnię,
  5. w wielu miejscach podniesiono dopuszczalne prędkości przy jednoczesnym ustawieniu około 100 fotoradarów,
I co dały te działania ? Na drodze nr 8 liczba wypadków spadła o około 30 % ! A więc da się ? Segregacja ruchu i zdjęcie bezsensownych ograniczeń prędkości (w ogóle zmniejszenie ilości znaków drogowych) pozwoliły na bezpieczniejszy ruch na drodze. W zasadzie żadna to nowość, więc dlaczego dopiero teraz ? Program Drogi zaufania w tym roku jest przeprowadzany na kolejnych trasach. Lepiej późno niż wcale ?

środa, 13 sierpnia 2008

Wredota

Kolega z którym najczęściej przeprowadzamy egzaminy wewnętrzne, poprosił o przysługę i podesłał kursantkę. W zamian oddałem mu mojego kursanta (też na egzamin). Kobieta tak zdenerwowana, że nie wie od czego ma zacząć. W końcu zaczyna i jakoś jej to idzie. "Rękaw" także zaliczyła. Jeszcze test ruszania na wzniesieniu i całe miasto na nią czeka ... Ruszyć się udało, choć widać było że nie jest to jej mocny punkt programu.

Dojeżdżając do centrum, w myślach mam pytanie: dać jej "górkę" czy inaczej wybrać trasę ? Bo oczywiście da się wybrać tak drogę by nie musiała korzystać z kłopotliwego hamulca. Ale to nie może tak być. Wjeżdżamy na uliczkę - jedną z najbardziej ruchliwych, wąskich i z mnóstwem niezdyscyplinowanych pieszych. Tuż obok ulicy mieści się miejski targ. Każdy chodzi jak chce, ciasny parking z którego trzeba wycofać wprost na ulicę. Ciężko się minąć z tymi jadącymi z przeciwka, wciąż ktoś przechodzi przez jezdnię (nie na przejściu naturalnie). Sama jazda po tej drodze nie należy do przyjemności i z pewnością nie jest łatwa. Przy końcu ów drogi jest niewielkie wzniesienie i skrzyżowanie z główną drogą. Zatrzymanie się tam jest prawie konieczne, gdyż inaczej nic nie widać. Dojechaliśmy do końca. I nawet bezpiecznie było.

Stoimy jak trzeba, ponieważ jadą auta główną drogą. Tuż za nami w bliskiej odległości ustawia się Renault Talia. Pech - pomyślałem. Pech zdającej oczywiście. Stojąc nie zaciągnęła hamulca awaryjnego - czyżby to inna próba ruszenia ? To znaczy że jest spora szansa na sprawne ruszenie, bowiem nikt przecież nie każe na mieście używać hamulca pomocniczego. Po chwili główna droga jest wolna i już zaczynamy ruszać, gdy nagle auto gaśnie i stacza się do tyłu ! (kursantka chciała ruszyć bez użycia gazu). To taki moment, gdy kierowca z tyłu widzi że zaczynamy ruszać, sam też rusza i tu nam auto dość gwałtownie gaśnie i stacza się. Mi nie pozostało nic innego jak użyć hamulca ...

I już po egzaminie. Ciekawe, ile osób pomyśli iż ona nie zdała przeze mnie ... Wredny jestem, nie ? To mam już wrodzone :>

Na szczęście to tylko wewnętrzny ...

czwartek, 7 sierpnia 2008

Latająca ... Toyota ...

Wszystko co dobre szybko się kończy. Moje przygody z nowiutką Toyotą prawie dobiegły końca, bo oto nadszedł czas na oddanie jej do pracy. A więc zasiadłem z drugiej strony (na fotelu pasażera) - choć w dokumentach nawet na szkoleniu widnieje iż to ja jestem kierowcą :-))

A więc, po zamontowaniu lusterek zewnętrznych (dodatkowych), które są całkiem spore i przyciemnione, wewnętrznego (ja preferuję takie małe i zmniejszające obraz ale powiększające obszar widzenia) i postawieniu L na dachu, przyszedł czas na pracę. Ciężką pracę.
W stosunku do innych pojazdów, moje spostrzeżenia co do pracy na Yarisie są następujące: przede wszystkim - każdy docenia dobrą widoczność powodowaną wysoką pozycją za kierownicą, dość dużą powierzchnią szyb i ogromnych lusterek. To naprawdę ważne dla osoby uczącej się jeździć zwłaszcza. W dodatku, słupki A (pierwsze od przodu pojazdu przy szybie czołowej) nie przypominają podpór długiego wiaduktu - co coraz częściej się zdarza nawet w małych pojazdach.

Gdy do takiej widoczności dodamy dobry skręt, Yaris okazuje się autem bardzo zwinnym i przyjemnym w prowadzeniu w ciasnych miejscach. Gdy już jesteśmy przy skrętach - trzeba pilnować świateł mijania, ponieważ czasem się zdarza że przy włączaniu kierunkowskazów gałka z "mijania" przechodzi na "pozycyjne" lub też na "drogowe". Drogowe widać natychmiast przez ich kontrolkę, natomiast "pozycyjne" już nie. Sądzę, że to nie jest problem dla innych użytkowników pojazdu, lecz tylko na nauce jazdy. Trudno winić producenta o to, bo jeśli kierunkowskazy włącza się normalnie a nie na siłę, wszystko jest ok ;-)

Centralny zestaw wskaźników nie przeszkadza nikomu, tylko wywołuje ciekawość. Cyfrowy wyświetlacz zmusza do większego pilnowania prędkości niż w "klasycznych" rozwiązaniach innych firm. Na szczęście prędkość widać od strony instruktora. Widać też zegar, który przydaje się przy planowaniu zakończenia jazd z kursantem. Nie widać obrotomierza i wskaźnika ilości paliwa.

Gdy kierowca "zapomni" zapiąć pasów, na zestawie migać będzie odpowiednia kontrolka. Gdybyś ją przeoczył za kilka chwil rozlega się sygnał dźwiękowy. Jeśli nadal ignorujesz nakaz jazdy w pasach, po dłuższej chwili sygnał akustyczny staje się bardzo uciążliwy, a za parę minut pozostaje jedynie kontrolka a sygnał milknie (przetestowałem).

Co do samego silnika - po przejechaniu dodatkowych kilometrów moje odczucia mówią o zwiększeniu dynamiki i elastyczności silnika. To cieszy, ale trzeba uważać gdyż zwłaszcza na pierwszych dwóch biegach auto nieźle wyrywa do przodu. Na nauce jazdy czasem się zdarza że kursant dociśnie do końca gaz np przy skręcie na skrzyżowaniu ... I wtedy przydaje się klimatyzacja która schłodzi temperaturę coraz bardziej siwiejącego instruktora (;p). Generalnie przewietrzanie wnętrza można uznać za bardzo dobre. Uruchomienie klimatyzacji jest słuszne także w czasie opadów deszczu, kiedy mamy do czynienia ze zjawiskiem parowania szyb. Dobra widoczność to podstawa.

Właśnie - klimatyzacja - nieoceniona w słoneczne i gorące dni. Ktoś powie, że przecież otwiera się szybę, pęd powietrza ... itp, itd. Ale to wciąż powietrze ogrzane, ze spalinami ! A do tego huk i wiatr który hula po całym aucie. Przy 32 st Celsjusza klimatyzacja działa na najwolniejszych obrotach skutecznie i cicho chłodząc wnętrze pojazdu. Ważne jest, aby nie czynić z auta lodówki i umiejętnie stosować ustawiania temperatury w zależności do sytuacji na zewnątrz, a także by nie ustawiać strumienia chłodnego powietrza bezpośrednio na siebie. Po czterech godzinach pracy przy 32 st na zewnątrz było fantastycznie :-))

I co jeszcze ? To chyba będzie na tyle. Yaris ma służyć przez cztery najbliższe lata. A co potem ? Potem znów coś innego, nowego, lepszego - i znów tańszego oby :))

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Z drugiej strony, cz II

Po zajęciu miejsca za kierownicą, cofam fotel maksymalnie do tyłu. Tak - to optymalna pozycja. W innych pojazdach więcej miejsca dla kierowcy, a mam jakieś 180 cm - więc to nie jest auto dla wielkoludów. Pierwsze zaskoczenie - nie uruchomię auta bez wciśnięcia sprzęgła ... fajne. Po jego włączeniu rozświetla się panel na środku z różnymi wskaźnikami. Siedzi się wyżej niż w innych pojazdach tego segmentu. Wygodne i duże fotele dobrze podpierają. Wszystko działa bardzo lekko: pasy bezpieczeństwa, krótkie sprzęgło, biegi, przełączniki ...

Auto ma 0 km, więc prędkość obrotową silnika ograniczam na razie do 3000 obrotów. Przyspieszenie jest wystarczające i na miasto i na trasę - ale mam nadzieję że silnik się "rozjeździ", gdyż rewelacja to nie jest ...

Mnóstwo schowków sprawia, że po podróży zastanawiam się co gdzie umieściłem ... Cieszy spora ilość pojemników na napoje, w tym również miejsca na ich chłodzenie. Wszystkie przełączniki są (prawie - czyt. dalej) dobrze dostępne, zestaw wskaźników umieszczony na środku nie wymaga przyzwyczajania, a same liczby i dane wyglądają jakby zostały umieszczone bardzo daleko w podszybiu ... ciekawe :)) (na zdjęciu nie widać tego).
Kontrolki nie zapiętych pasów, nie zamkniętych drzwi, sygnalizatory dźwiękowe ... Pierwszym razem można się nieco zgubić przez moment ... Mnie się podoba. Na minus zapiszemy jakość plastików we wnętrzu. Coś za coś - może to nie dziwi w tak małym aucie (w końcu Yaris to prawie najmniejszy pojazd Toyoty), lecz na pewno każdy to zauważy. Sterowanie komputerem pokładowym nie jest rozwiązane idealnie. Ja preferuję przełącznik funkcji w dźwigni wycieraczek, a tu jest przy zestawie wskaźników i wymaga oderwania pleców od fotela, aby zmienić jego wskazania.

Jak na tak małe auto cieszą lampki do czytania z przodu i oświetlenie środka pojazdu. Bardzo duża regulacja zagłówków. Zachwycająco duże lusterka - widać że tu nie chodziło o stylizację (porównajmy lusterka zewnętrzne z Punto II) a o bezpieczeństwo. Brawo ! W tak duże lusterka grzech nie spoglądać. Nie wyobrażam sobie wymuszenia podczas zmiany pasa ruchu. W dodatku lusterka ustawiane są elektrycznie. Koniec z sięganiem do "wąsa" po stronie pasażera.

Fabryczne radio całkiem nieźle gra, pomimo jedynie czterech głośników (w tej wersji wyposażenia jest radioodtwarzacz z CD i 4 głośniki. W innych - droższych wersjach - jest mp3 plus 6 głośników. Moje uszy nie zauważyły jednak różnicy). Mocno wspomagany układ kierowniczy wręcz zachęca do nieprawidłowej pracy rąk na mieście i kręcenia jedną ręką. Jednocześnie wyczucie drogi jest poprawne. Wrażenia bardzo małych oporów toczenia, zamknięte szyby i przyjemny chłód we wnętrzu dzięki skutecznej klimatyzacji uprzyjemnia każdą jazdę, a jej koniec to prośba o więcej i więcej ... Przy prędkościach do 70-80 km/h wnętrze Yaris-a jest doskonale wyciszone. Każde parkowanie tyłem jest realizowane za pomocą czujników parkowania, które zauważą nawet krawężnik ! Fantastyczne (choć wcześniej uważałem to za zbędne w tak małym aucie) i pokochamy parkowanie tyłem ! Pierwsze podjazdy tyłem to mała nieufność, ale po kilku próbach zaczynam śmiało korzystać z tego urządzenia :) Doskonały promień skrętu zachęca do jazdy po wąskich uliczkach, gdzie krótkie nadwozie jedzie jak mu rozkażemy. Niesamowite doznania :))

Poza miastem, przy prędkości 100 km/h wyraźnie słychać pracujący motor. Wydaje się wręcz, iż brakuje tu kolejnego biegu (czyli szóstki). Jazda innym Yarisem pokazuje, że dźwięk ten "ginie" przy wyższych prędkościach, a od około 130 km/h zlewa się z szumem opływającym karoserię. Nie jest wtedy głośniej, a nawet nieco ciszej (moje wrażenia).

Skrzynia biegów działa precyzyjnie. Drogi pomiędzy poszczególnymi przełożeniami są krótkie. Jest też poprawnie zestopniowana. Nie przekraczając 3000 obr/m dochodzimy kolejno do prędkości: 25, 47, 66 km/h na pierwszych trzech biegach. A więc raczej sporo. Co to daje ? Możliwość wysokiego kręcenia silnika. Moc 87 koni jest dostępna dopiero przy 6000 obr/m, a moment obrotowy (121 Nm) przy 4000. Chcąc zatem jeździć dynamicznie należy trzymać obroty od 4000 do 6000. Dużo. Jak zawsze w benzynowych Toyotach ...

Opony o rozmiarze 185/60 R15 niestety podążają za koleinami, gdzie auto nie prowadzi się stabilnie. Należy wzmóc uwagę, a przy przejeżdżaniu z pasa na pas po zkoleinowanej drodze, jazda staje się mało przyjemna. Frezowana nawierzchnia to jeszcze gorsze odczucia, gdyż tu rowki czynią co tylko chcą i przy prędkościach powyżej 100 km/h należy bardzo uważać. Oczywiście da się jechać, ale wyraźnie wyczuwane są myszkowania auta. Na równych nawierzchniach, auto płynie. Zakręty pokonywane nawet z dużymi prędkościami nie powodują przechyłów nadwozia, a każdy kolejny zakręt "bierzemy" z ochotą. Nierówności są cicho i skutecznie tłumione. Yaris po prostu nie lubi frezowanej nawierzchni i kolein. Sądzę, że wiele w tym zasługi szerokich opon. Te jednak bardzo pomagają w zakrętach i przy hamowaniu.

Właśnie - hamowanie. Pomimo iż przejechałem Yaris-em około 500 km już miałem konieczność gwałtownego hamowania. ABS, asystent hamowania i elektroniczny rozdział siły hamownia to systemy mające pomóc wyjść w krytycznej sytuacji. A więc ... abs jest dość późno dostrojony, co mi się bardzo podoba gdyż nie jest nachalny. Mimo mocnego hamowania nie odczułem jego działania, a siła opóźnienia robi wrażenie (czyżby asystent zadziałał ?), gdyż już się obawiałem o mój tył ...

Co dodać ? Pięć gwiazdek w testach zderzeniowych, spalanie na poziomie 5.5-6.0 litrów na 100 km przy włączonej klimatyzacji i do 110 km/h jak na auto z takim przebiegiem to dobry wynik. Minusem jest konieczność stawiania się na przeglądy co 15 ooo km. Konkurencja poszła znacznie do przodu. Gwarancja na 100 000 lub 2 lata, do tego ciekawa opcja: nawet jeśli zabraknie paliwa, w okresie gwarancji wystarczy zadzwonić do Toyoty assistance. Dowiozą paliwo, a płacimy jedynie za jego zakup. Co za czasy. Można nawet nie tankować ...

Podsumowując - Toyota Yaris to bardzo fajne autko do jazdy po mieście. Łatwość prowadzenia, lekkość działania mechanizmów to coś czego nie zaznamy np w Oplu Corsie (mam na myśli wersję z 2005 r np). Jedynie Skoda Fabia może w pewnym stopniu dorównać Toyocie, jednak tam przeszkadzał zbyt duży skok pedału sprzęgła. W Polsce na szczęście tak małe pojazdy (Yaris) nie są już uniwersalnymi, więc w trasę tym się raczej nie wybieramy. I dobrze, choć jeśli zajdzie i taka potrzeba to nie powinno być problemów. Za tą cenę (Toyota Yaris 1.3 Terra Premium - 42 900 pln) dostajemy bezpieczne auto, sporo wyposażenia, niezłą markę i nowoczesne rozwiązania techniczne. Jeśli ktoś chce, może mieć wersję Prestige z otwieraniem pojazdu bez kluczyka, uruchamianiem pojazdu z "guzika", niemal tuzinem airbagów, automatyczną klimatyzacją z filtrem przeciwpyłkowym, systemem kontroli stabilności i zapobiegającym buksowaniu kół przy ruszaniu, sterowaniem radia w kierownicy, wstawkami ze skóry i dwukolorowym wnętrzem a także mnóstwem mniej i bardziej potrzebnych gadżetów.

Ktoś chętny na przejażdżkę ?

niedziela, 3 sierpnia 2008

Z drugiej strony, cz I

Taka sytuacja nie zdarza się często, bo raz na około 3-4 lata. Kupno auta. Z uwagi na wymianę samochodów w WORD-zie i ja byłem zmuszony do tego. A więc ... dziś w I części porównanie kosztów, wyposażenia itp (moje odczucia będę porównywał do tego czym jeżdżę na co dzień: Opel Corsa 1.0, 60 km - 2004, Corsa 1.2, 80 km, Fiat Punto 1.2, 60 km - 2002, Skoda Fabia 1.4 - 2000, Opel Vivaro 1.9 CDTI - 2005 i kilka innych "na moment") a w drugiej wrażenia z pierwszych setek kilometrów. Zapraszam do lektury:
Dokładnie trzy lata temu (2005) kupowałem Opla Corsę. Jego cena wynosiła 41 000 (w zaokrągleniu). Wyposażenie pojazdu to: airbag i wspomaganie kierownicy. Śmieszne, ale prawdziwe. Silnik 80 km i 5 drzwi. Dziś - 2008 i zakup Toyoty Yaris, to cena niecałych 40 000. W wyposażeniu: 4x airbag, wspomaganie kierownicy, ABS, asystent hamowania i elektroniczny rozdział siły hamowania, manualna klimatyzacja, centralny zamek, radioodtwarzacz z CD. Silnik 1.3 o mocy 87 km i również 5 drzwi (ceny po uwzględnieniu zniżek na naukę jazdy).
I jak ? Cena mniejsza, a wyposażenie znacznie większe. Inne różnice to np: koła 13-calowe w Corsie a w Yarisie są 15 (szerokość odpowiednio 155 i 185), długość aut: Corsa niecałe 4 m, Yaris 3,75 m. 25 centymetrów w motoryzacji to jak 1000 km autostrad w Polsce, ale czy widać aż taką różnicę wewnątrz karoserii ? Nie bardzo, ponieważ już pierwszy rzut oka na komorę silnika pokazuje, że "motor" w Oplu miał dla siebie dużo miejsca, a w Yarisie miejsce dla niego jest bardzo ograniczone. Przesuwana tylna kanapa w Toyocie to bardzo dobre rozwiązanie, które docenimy zawsze gdy chcemy mieć więcej miejsca dla pasażerów lub akurat większy bagażnik. Przy maksymalnie odsuniętym fotelu kierowcy do tyłu i tej mniejszej ilości bagażnika, z tyłu spokojnie mieści się dorosła osoba. Oczywiście coś za coś, ponieważ wtedy bagażnik jest raczej niewielki ;) Koło dojazdowe nieco poprawia sytuację, w dodatku w bagażniku są poręczne schowki i np butelki bez problemu przewozimy nie bojąc się "latania" po całym kufrze.

Dość tej technicznej nudy. Pora na wrażenia z jazdy - ale to w następnym wpisie.

czwartek, 31 lipca 2008

Szanse.

Kolejny upalny dzień i mnóstwo godzin pracy. Zbyt dużo jak na jeden dzień.

Czy to, że używam sygnału dźwiękowego oznacza iż puszczają mi nerwy ? Niestety, dwa razy dziś mi się to zdarzyło. Najpierw rowerzysta, który jechał chodnikiem (czyli nieprawidłowo). W miejscu, gdzie było przejście dla pieszych a krawężnik delikatnie opadł na wysokość jezdni ten (rowerzysta) jak gdyby nigdy nic zjechał na drogę nawet się nie oglądając wprost pod moje koła ! Naturalnie, kursantce to nie przeszkadzało i gdybym nie chwycił za kierownicę pewnie wylądowałby u nas na masce. Użyłem sygnału jednocześnie omijając niesfornego cyklistę. Ten był mocno oburzony moim zachowaniem ... A kursantka ? - jedno z kryteriów egzaminacyjnych mówi o sposobie oceny zagrożenia i podejmowania działań w przypadku powstania ów przez osobę zdającą. Test oblany. Szkoda że to nie wirtualny test, ale cóż.

Kilka godzin później, w strefie ograniczonej prędkości jedziemy sobie około 20 km/h. Po lewej stronie z parkingu/chodnika wyjeżdża auto. Z daleka już widzę głowę kierowcy odwróconą w drugą stronę w stosunku do tego gdzie skręca auto (jakie to typowe - na kursie większość ludzi robi tak samo: cofając patrzą do przodu, skręcając w prawo patrzą w lewo, itd). Kiedy jestem już tuż tuż, auto wjeżdża na mój pas ruchu, kursant nie robi nic a odległość się zmniejsza ! I znów używam sygnału i hamuję zatrzymując mniej niż metr przed autem. Głowę odwraca ... kobieta ... Dziwne ? Chyba nie. Pytam kursanta po chwili, czemu nic nie robił, a on: - przecież ja miałem pierwszeństwo !
Ręce mi opadły. Przecież to że ma pierwszeństwo nie oznacza że może jechać mimo wszystko. Tyle się o tym mówi i dalej nic !

I jakie są szanse na zdanie egzaminu przy takim podejściu do sprawy ? Poniżej 0 ?

;)

piątek, 25 lipca 2008

Mrugania ciąg dalszy

Było już o kierunkowskazach, to teraz o światłach awaryjnych.
Najpierw o tym, co dzieje się czasem na egzaminach: po sprawdzaniu świateł kierunkowskazów egzaminator czasem mówi tak do osoby zdającej: - A gdyby miała pani włączyć oba kierunkowskazy jednocześnie, to jakby pani to zrobiła ? - rany - co za pytanie !? Kierunkowskazów nie da się włączyć tak by świeciły oba (prawy i lewy) ! To są już światła awaryjne (i o nie chodzi egzaminatorowi w domyśle).

A teraz do rzeczy: światła awaryjne używamy w przypadku kolizji, wypadku, lub postoju pojazdu w miejscu w którym jest to zabronione, lub kiedy nie jest widoczny z dostatecznej odległości. Pamiętajmy jednocześnie, że każde sygnalizowanie to połączenie świateł awaryjnych z trójkątem ostrzegawczym (który jest wyposażeniem obowiązkowym) ! A więc, kiedy widać auto stojące np w obszarze objętym znakiem zakaz zatrzymywania (B-36) z włączonymi światłami awaryjnymi a bez trójkąta ostrzegawczego, to mamy do czynienia z nieprawidłowym sygnalizowaniem.
Bardzo często widać pozostawione pojazdy przy sklepach, kioskach i innych punktach usługowych. Kierujący tymi pojazdami uważają iż pozostawienie auta na "awaryjnych" załatwia sprawę. Nic bardziej błędnego.

Kolejnym absurdem jest włączanie świateł awaryjnych przy holowaniu pojazdów. Wtedy, ten holowany pojazd błyska pomarańczowymi światełkami niczym choinka przed świętami grudniowymi. Dezorientacja innych kierujących jest dość spora, gdyż po pierwsze: auto na awaryjnych kojarzone jest z postojem ów a nie przemieszczaniem się, po drugie: w jaki sposób kierujący "choinką" zamierza zasygnalizować fakt omijania, lub skrętu ? Może wystawi rękę ? Może pomruga oczkiem ?
Jakiś czas temu widziałem pojazd holujący auto Straży Miejskiej. Śmiesznie wyglądał mrugając awaryjnymi ! No cóż - jak widać każdy może się pomylić/zapomnieć ...

Co do innego zastosowania świateł - od pewnego czasu niektórzy producenci pojazdów wyposażają ów w system dodatkowego ostrzegania o nagłym hamowaniu. Tak więc, przy bardzo silnym naciśnięciu hamulca zostają włączone światła awaryjne (obok świateł hamowania naturalnie). Wydaje się jednak, że nie jest to do końca idealne rozwiązanie, gdyż o ile inne rozwiązania masowo spotyka się w pojazdach coraz tańszych, o tyle system dodatkowego sygnalizowania jakoś nie może rozpowszechnić się na dobre.

Tak czy siak, myślę że nawyk używania awaryjnych przy każdym zatrzymaniu na zakazie pozostanie jeszcze na długo w świadomości polskiego kierowcy ...

poniedziałek, 21 lipca 2008

Irrrrrytujące ...

Sobotni poranek był szczególnie słoneczny. Pierwsza myśl - skoro przed siódmą jest tak ciepło, to w południe będzie okropnie. Rzut oka na kalendarz - zapowiada się spokojny dzień. Tylko 8 godzin (zważywszy na "normalny" cykl pracy te 8 h to mało) - powinno zlecieć szybko i przyjemnie. Ale ... nie wiem czemu osoba tuż przed egzaminem akurat tego sobotniego dnia wszystko myliła ! Jednym z bardziej irytujących zachowań był niezatrzymywanie się przed czerwonym sygnałem świetlnym ze strzałką "warunkowa". Ile razy można tłumaczyć iż najpierw trzeba się przed sygnalizatorem zatrzymać ? Ręce mi opadły, bo egzamin za chwilę a tu takie "kiksy' ! Brak kierunkowskazów przy omijaniu to pestka przy tym.

Dwie godziny minęły. Pora na kolejne dwie. Sam obiecałem, że będą to jazdy poza miastem. Ponad 20 godzin za nami, więc jazda poza obszarem nie powinna sprawiać większych trudności. Chwilę po wyjechaniu z miasta mówię: Popatrz - jedziemy 90 km/h i wszyscy jadą równo. Ale jestem naiwny (pomyślałem w duchu). Faktycznie - nie minęło pół minuty i z głośnym jękiem tuż obok auta przemyka cała kawalkada szybkich. I wspaniałych, jak zapewne myślą o sobie ci kierowcy. Kursantka spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, a ja udałem że nie widzę ... A z przodu pokaz jazdy ekstremalnej. Ciągłe linie ? Powierzchnie wyłączone ? Pff ... kto by tam się przejmował takimi szczegółami. Chyba tylko frajerzy i nauka jazdy. Ci "mądrzejsi", "lepsi" (itp) są o kilka kilometrów dalej, szybciej i bliżej. Tylko bliżej czego ? Mijamy drzewo obdrapane z kory. Nieopodal krzyż i kilka zniczy które wciąż płoną. Bliżej do celu podróży czy do jej końca raczej ?
W pewnym momencie pojazd z tyłu rozpoczyna manewr wyprzedzania (nas). Problem w tym, że jest już czwartym pojazdem jeden obok drugiego na drodze o dwóch pasach ruchu ! Łapię szybko za kierownicę i uciekamy na pobocze ! Uff - na szczęście mam nowe opony i jeszcze niezłe zawieszenie które trzyma pojazd na żądanym torze. Po wyprzedzającym nie wiele już widać. Pomknął tak szybko że widać tylko oddalający się punkt. Pozostała złość i parę dziwnych (?) pytań kursantki.
Jazda powrotna to lekcja typu: patrz co robią inni i nie powtarzaj tego.

I znów miasto. Jest sobotni szczyt komunikacyjny, a ja mam za chwilę trzecią godzinę jazdy kursantki która wcześniej jeździła rowerem tylko. W którą stronę pojechać by to wszystko ominąć ? Niestety, ośrodek mieści się w samym centrum i nie jest proste wyjechanie na obrzeża (lub plac) dla osoby która nie panuje nad autem. A przy trzeciej godzinie nie będę przecież sam prowadził auta ! Po znalezieniu stacyjki, moim przypomnieniu o włączeniu świateł wyjeżdżamy z miejsca parkingowego. Oczywiście właśnie wtedy nadjeżdża cały zespół pojazdów z obu stron. Wtedy, gdy stoimy na środku (kursantka zdławiła silnik). Stres rośnie choć na razie nikt nie trąbi. Z moją pomocą udaje się ruszyć, ale prędkość nie przekracza 10 km/h pomimo tego iż mamy prosty odcinek drogi. Zmiana na "dwójkę" to swoisty taniec auta od jednego do drugiego krawężnika. O trójce nie ma mowy. Jakimś cudem dojeżdżamy do osiedlowej i spokojnej dróżki (na szczęście wszyscy ci zirytowani kierowcy, trąbiący i wymachujący na nas - już pojechali sobie), gdzie znów uczę ruszania, kręcenia kierownicą i zatrzymywania. Niby trochę lepiej, a jak tylko oderwę wzrok od przedniej szyby to od razu lądujemy na krawężniku.
Powoli zaczynam powątpiewać w swoje umiejętności nauczania. Mówię i mówię - a to nie dociera.
Moja praca z tą osobą to jeszcze 7 godzin, a później jazda z kim innym. Co jak co - ale takie podstawowe manewry to powinna opanować (czarno to widzę).

Na koniec kursant. Zwykle spokojny i rozważny, dziś nieobliczalny jak dzikie zwierzę. Startuje ze skrzyżowań jak z katapulty (większości otoczenia nawet nie zauważa). Po chwili mówi, że właśnie wrócił z imprezy (!) - oczywiście zapewnia iż bezalkoholowej ... Przespał się 3 godziny i przyszedł na jazdę ! Zamykam szybę i staram się wyczuć woń piwa, lub innego alkoholu. Niczego nie czuję, choć mam już serdecznie dosyć i najlepiej wygoniłbym go z tej lekcji. Ale może faktycznie nie pił ? Są popołudniowe godziny sobotnie, ośrodek (wraz z alkotestem) zamknięty więc nijak nie mogę tego potwierdzić. W drugiej części jazdy skupia się trochę bardziej, ale i tak nie uchronił się od błędów powodujących oblanie egzaminu. Średnio co 10 minut strzela sobie sam gola np nie przepuszczając pieszego, próbą przejazdu na czerwonym, lub po prostu nieprawidłową techniką kierowania (praca rąk na kierownicy, ruszanie autem itp). Głowa mnie boli jak oszalała, na szczęście to już koniec i niedziela - wolna.


Czas teraz znaleźć jakieś odstresowujące zajęcie. Może hodowla rybek ?

sobota, 12 lipca 2008

Niebezpieczeństwo czyha wszędzie ...

Dziś mój wpis będzie krótki. Zachęcam do przeczytania poniższego newsa ze strony Onet.pl:

KLIK

A pomyśleć, że chciałbym zostać egzaminatorem ...

czwartek, 3 lipca 2008

O kierunkowskazach

Niby zasady używania kierunkowskazów nie są trudne, to jednak widząc różne ich używanie przez kierujących należy stwierdzić, że jest z tym sporo problemów.
Przede wszystkim, kierunkowskaz użyjemy w dwóch sytuacjach. Podczas zmiany kierunku jazdy (np skręt na skrzyżowaniu) lub zmiany pasa ruchu. Zmiana kierunku jazdy następuje także podczas jazdy po zakręcie, ale tu nie ma możliwości jazdy w innym kierunku, stąd włączenie kierunkowskazu mija się z celem. Czasem na zakrętach zdarzają się skrzyżowania, a wtedy już od konkretnego układu dróg zależy - czy należy sygnalizować czy też nie.
Często widuję prawy kierunkowskaz przy zatrzymywaniu pojazdu. Po co sygnalizować sam fakt zatrzymywania ? Kierujący z tyłu widzi światła hamowania - i to już wystarcza.
Zmiana pasa ruchu natomiast zwykle nie przysparza problemów. Gorzej, gdy pasy ruchu nie są oznaczone a sama jezdnia jest na tyle szeroka, że występują dwa lub więcej pasów. Każdą zmianę pasa ruchu należy odpowiednio zasygnalizować.

W ruchu drogowym zdarzają się także sytuacje, przy których powinniśmy powstrzymać się od włączenia kierunkowskazu. Np przy omijaniu pojazdów, które zostały (nieprawidłowo) zaparkowane w pobliżu skrzyżowań występujących po prawej stronie jezdni. Otóż, o ile przy rozpoczynaniu manewru omijania następuje zmiana pasa ruchu i należy ją zasygnalizować, to już przy powrocie na prawy pas po zakończeniu omijania należałoby nie włączać kierunkowskazu prawego. Ewentualni kierujący chcący wjechać na naszą jezdnię mogliby zostać wprowadzeni w błąd. Zasada ograniczonego zaufania nie zawsze jest respektowana niestety.

Sam kierunkowskaz należy włączyć zawczasu, wyraźnie sygnalizując chęć zmiany pasa lub kierunku jazdy. Zawczasu czyli kiedy ? Bardzo często kursanci pytają na kursie:
- W jakiej odległości muszę włączyć kierunkowskaz ? (chodzi o metry)
I możemy jedynie przypomnieć, że ma to być sygnalizowanie wyraźne, czytelne i dające jednoznaczny sygnał innym uczestnikom ruchu drogowego.
Jeśli na drodze są gęsto usiane skrzyżowania, sygnalizowanie należy uruchomić przed drogą na którą zamierzamy skręcić. Nie wcześniej, ponieważ będzie to powodowało zagrożenie bezpieczeństwa. Analogicznie musimy dostosować ów fakt do prędkości. Wcześniej włączymy kierunkowskaz przy dużych prędkościach, a później przy wolnej jeździe.

Typowy błąd, to włączenie kierunkowskazu już w momencie wykonywania manewru - np skrętu na skrzyżowaniu. Ma to wtedy znaczenie: uwaga, skręcam ! A powinno mieć: uwaga, będę skręcał ! A to zasadnicza różnica. Informacja to cenny towar. Odpowiednie używanie kierunkowskazów jest jednym z elementów bezpiecznego poruszania się po drodze i szanowania innych użytkowników. Z kolei kursanci uważają, że już samo włączenie wystarcza. Otóż nie ! Włączenie w odpowiednim momencie. To jest nierozłączne i dopiero razem wypełnia założenia wskazane w przepisach kodeksu drogowego. Włączenie w trakcie (lub po !) wykonaniu manewru jest ... zbędnym ruchem palca ...

środa, 25 czerwca 2008

Egzamin egzaminatora ...

cd. z cyklu Stop wariatom ...

Ostatnio zajmowałem się jedyni błędami kursantów - teraz czas na drugą stronę medalu ...
Po zakończeniu egzaminu (w tym przypadku na mieście) bardzo często - ba prawie zawsze następuje zamiana miejsca w aucie i drogę do ośrodka egzaminowania pokonuje egzaminator za kierownicą. I to mniej istotne, czy kursant stworzył zagrożenie, czy też powtórzył któryś z tzw drobnych błędów. W tym momencie jest już i tak "spalony" - a po co miałby się wysilać i jechać 5-7 czy nawet 10 minut, gdy egzaminator pokona ten sam odcinek kilka razy szybciej ?

I tu zaczynają się główne grzechy ... Po pierwsze - w momencie zamiany miejsca za kierownicą egzamin jest już zakończony. A to oznacza, iż oznakowanie pojazdu tablicą z literą L powinno być zasłonięte lub zdjęte ! Wszak to już nie egzamin, a pojazd nie powinien się wyróżniać spośród innych. Jak jest - wiemy. Ja nigdy jeszcze nie widziałem by którykolwiek z egzaminatorów pofatygował się.

Choć z drugiej strony - może to i lepiej że taki pojazd nadal się wyróżnia z tłumu ? Jeśli weźmiemy pod uwagę prędkość z jaką się porusza, może to być uzasadnione. Ograniczenie prędkości znakiem ? W obszarze 50 km/h ? Wolne żarty ! Takie prędkości to powinien (ba - musi) przestrzegać ktoś kto próbuje zdać egzamin, ale już nie kto inny - a w szczególności zapracowany i zestresowany obowiązkami egzaminator który zawsze się gdzieś spieszy. 70 i więcej na ograniczeniu do 40 to wręcz norma. No dobrze - bądźmy sprawiedliwi. Wolniej się jedzie wtedy, gdy się szybciej nie da bo - np jest zator !

Jakiś czas temu wydarzyła się kolizja, którą miałem przyjemność obserwować i prawie uczestniczyć (byłem na obserwacji egzaminu). W takich przypadkach zawsze wzywana jest policja. Wyobraźmy sobie teraz minę egzaminatora a także osoby zdającej - gdy okazało się że egzaminator zapomniał zabrać ze sobą dokumentów na auto (dowód rejestracyjny, ubezpieczenie) a także m.in swoich uprawnień egzaminacyjnych ! Oczywiście wykonał telefon i dokumenty za kilka minut dowiózł pracownik ośrodka - ale zadajmy sobie pytanie: czy taki przykład powinna dawać osoba która wymaga od innych ?

A więc przekroczenia prędkości, najeżdżanie na powierzchnie wyłączone, linie ciągłe, przejazdy na późnym żółtym (tzw trzecia faza żółtego) - to chleb powszedni. A rozmowa przez telefon komórkowy (bez zestawu naturalnie) ? No oczywiście ! Przecież to na pewno bardzo ważna rozmowa która nie może czekać ... Jazda bez zapiętych pasów bezpieczeństwa ? Również. Może papierosik ? Czemu nie - wszak to już po egzaminie czyli palić wolno !
Ohydne.

A że obok siedzi osoba którą się przed chwilą oblało, że nadal są uruchomione kamery monitorujące tą wyczynową jazdę. Kursant przez najbliższych kilkanaście minut (lub dłużej) będzie przeżywał niepowodzenie, więc hulaj dusza ...
Naturalnie nie każdy tak postępuje, nie każdy notorycznie łamie wszelkie przepisy co do których powinien stać na straży. Bo skoro od innych wymaga, to jaki powinien dawać przykład ? Jaki to autorytet ?

sobota, 21 czerwca 2008

Nie zdałe(a)m. Ale to nie moja wina ...


Zbliżając się do skrzyżowania z sygnalizacją świetlną, następuje zmiana sygnału z zielonego na żółty. Faza jest bardzo długa, ale Ty już powoli hamujesz - pojawia się sygnał czerwony gdy dojeżdżasz do linii warunkowego zatrzymania i stoisz. Tymczasem (spoglądając w lusterko) na sąsiednim pasie auto mknie dalej, jakby kierowca nie zwracał uwagi na czerwone ! Wszyscy na innych pasach stoją - a ten jeden przejeżdża ... Pojazdy z drogi poprzecznej zaczynają już ruszać i ... uff ... Udało mu się. Nie doszło do żadnego zderzenia. Zdążył przejechać.

Ciasny parking, a Ty szukasz akurat miejsca. O - jest wolne - więc włączasz kierunkowskaz i z uśmiechem na twarzy przepuszczasz pojazdy jadące z przeciwka (z pierwszeństwem). Nagle jeden z nich nonszalancko, niczego nie sygnalizując wjeżdża z impetem w Twoje upatrzone wcześniej miejsce ... Myślisz ale !@#$%^&* ...

Na drodze z kilkoma pasami ruchu co chwilę widzisz kogoś z tyłu, kto regularnie zmienia pasy ruchu. To jedno i to samo auto, którego kierowca w gęstym ruchu lawiruje pomiędzy wszystkimi innymi. Kiedy Cię dogania okazuje się, ze nie tylko robi to bardzo niebezpiecznie blisko, ale także nie używa kierunkowskazów. Bo i niby po co ?

Oceniając te i wiele innych napotkanych sytuacji zastanawiamy się: kto dał mu (kierowcy) prawo jazdy ? A przy okazji także: gdzie jest policja ? (oczywiście ich nigdy nie ma gdy są potrzebni ...) Tacy "kierowcy" są zagrożeniem dla całego otoczenia, ludzi zupełnie postronnych, którzy przypadkowo znaleźli się tuż obok. Najczęściej przy kontroli drogowej tłumaczenia takich "kierowców" są żenujące. Podobnie było kilka lat (niekiedy miesięcy/tygodni) temu, gdy zdawali egzamin na prawo jazdy. Tłumaczenia typu zdążyłbym, zmieściłbym się, nic się nie stało - przecież nie potrąciłem tego pieszego na przejściu - mówią same za siebie.

Coraz częściej po egzaminie z wynikiem negatywnym kursanci przychodzą do ośrodka z prośbą o pomoc, gdyż ich zdaniem zostali oblani niesłusznie. Kiedy wypytujemy dokładnie o przebieg egzaminu okazuje się, że egzaminator miał rację nie dopuszczając do wydania prawa jazdy osobie, która chciała przejechać na czerwonym ! Wg osoby egzaminowanej przejazd na czerwonym świetle nie jest czymś wyjątkowym, a przerwanie egzaminu to tylko złośliwość egzaminatora. Niejednokrotnie oglądałem zapis wideo z przebiegu egzaminów które zakończyły się wynikiem negatywnym. Jeśli połączymy to ze skargą napisaną przez osobę zdającą, wychodzi z tego super humor ... Niestety, to rzeczywistość. Ale skargi są nie tylko na egzaminatorów, ale także na instruktorów. Oto niektóre z tych które miałem okazję słyszeć/widzieć:

Nie zdałam, bo auto egzaminacyjne to była Corsa. A ja jeździłam Puntem ! To że nie zdałam to wina mojego instruktora.
(Od kilku lat nie ma w ośrodku egzaminowania aut innych niż Fiat Punto, więc to twierdzenie jest co najmniej niewłaściwe.)

Oblał mnie, bo ktoś przed nami zahamował ! Padał deszcz, nic nie widziałam, nagle jakieś pojazdy zaczęły hamować a po chwili egzaminator wdusił hamulec :(
(Gdyby tego nie zrobił doszłoby do kolizji.)

Wszedł mi pieszy na przejście. Myślałem że zdążę, ale egzaminator zahamował. Przez pieszego nie zdałem ...
(Z materiału wideo wynikało, że pieszy był już na trzecim pasie na przejściu w momencie wjazdu auta.)

Nagle na moim pasie pojawił się pachołek !
(To na placu manewrowym. Chyba lepiej że tam się wszystko zakończyło ...)

czwartek, 19 czerwca 2008

Wielki Brat ...

Zajeżdżasz drogę ? Wyprzedzasz na przejściu dla pieszych ? Zdarzyło Ci się wymusić pierwszeństwo na "zbyt wolnej" nauce jazdy ? No to uważaj ...

Zewsząd dochodzą takie i podobne informacje, o nowych sposobach na karanie piratów, przestępców i innych "wariatów" drogowych. Ostatnim hitem, są nagrania z pojazdów do przeprowadzania egzaminów państwowych na prawo jazdy. Obok nieoznakowanych radiowozów rejestrujących wykroczenia innych, pojazdy egzaminacyjne to kolejna "broń" wytoczona w celu poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego. Kto by przypuszczał, że kamery nie będą służyły jedynie na pilnowaniu procesu egzaminacyjnego, ale także innych kierujących/uczestników ruchu drogowego ?

Ostatnio usłyszałem (z racji pogody miałem opuszczoną szybę) taką oto rozmowę dwóch taksówkarzy (gdy jeden z nich wyjeżdżał z zatoki): - Jedź ! Czemu stoisz ? To tylko nauka jazdy !
Na szczęście (dla tego wyjeżdżającego) poczekał, bo inaczej mogłoby dojść do kolizji za którą musiałby zapłacić. Ten skromny urywek pokazuje stosunek innych kierujących do pojazdów z L na dachu, ale ... ale auta egzaminacyjne są wyposażone w kamerę, która rejestruje fragment drogi przed pojazdem i m.in takie zajeżdżanie drogi to powód do ukarania łamiących przepisy. Innym przykładem dość często spotykanym, jest omijanie pojazdu który zatrzymał się przed przejściem dla pieszych w celu ich przepuszczenia (zwłaszcza na wielopasowej drodze). Materiały takie dostarczane są do policji, która bez najmniejszego trudu dociera do sprawcy. A potem tylko wymierzenie kary. I gotowe :)

Można przypuszczać, iż takie osoby ogarnia spora dawka zaskoczenia. Tylko czy potem przyjdą jakieś wnioski ? Czy za jakiś czas usłyszę: - Nie wyjeżdżaj - to nauka jazdy przecież ! - ? Czas pokaże, tymczasem miasta zatrudniają coraz więcej osób do obserwacji kamer z monitoringu. I tak, w moim mieście na większości dróg wylotowych z miasta są umieszczone kamery. Jeśli dojdzie do wdrożenia systemu rozpoznającego numery rejestracyjne (co się już planuje), nasze życie znów stanie się mniej prywatne. Ale bardziej bezpieczne ? Jeśli popełniający wykroczenia zaczną mieć świadomość iż nawet eL-ka może nagrać ich wykroczenia, powinno to przynieść wiele korzyści.

piątek, 13 czerwca 2008

Celujemy w ograniczenia

Im więcej tym lepiej ? Nie zawsze. Kolejne znaki ograniczające prędkość są kompletnie ignorowane. Dlaczego ? Może z powodu ich ilości ? A te ustawiane z kilku (niezwykle ważnych) powodów, np: kilka dni przed planowanym remontem/modernizacją odcinka drogi. Po prawej, po lewej (nie zawsze ograniczające prędkość do jednakowej prędkości) stoją sobie i ograniczają prędkość, są dodatkowym miejscem postoju policjantów z ruchu drogowego. A że także pozostaną na jakiś czas po pracach remontowych - kto by się tym przejmował ? Stoi znak, więc przestrzegać trzeba i basta.

Znaki takie ustawiane są także w miejscach, gdzie jest duże natężenie kolizji/wypadków. Każdy (urzędnik) wie, że postawienie ograniczenia prędkości zapewni spokojny sen w przyszłości, gdyż każde nowe zdarzenie będzie spowodowane przekroczeniem prędkości/niedostosowaniem jej do panujących warunków. A nie na przykład starta szorstka warstwa nawierzchni, po której została błyszcząca jak lód i śliska droga, zakręt wyprofilowany tak, że trudno na nim się utrzymać, lub koleiny kilkucentymetrowe - które nokautują wszystkie systemy stabilizujące tor pojazdu ...

Im więcej znaków, tym mniejszy szacunek dla nich. Odnoszę wrażenie, że polskiego kierowcę stara się prowadzić jak najwolniej, zakładając iż dojdzie do najgorszego. Dlatego stawia się ograniczenia, a potem stara się je egzekwować. Znam prosty odcinek drogi, na którym nie ma nic co mogłoby wywoływać większy niż gdzie indziej współczynnik wypadkowości. I co ? Ograniczenie prędkości do 50 km/h. Ba, na drodze planuje się ustawienie fotoradaru, a już teraz odcinek ten jest pod specjalnym nadzorem policji.

Szkoda, że w wielu przypadkach nie zdecydowano się na podwyższenia prędkości. Coraz więcej dróg dla rowerów, barierek rozdzielających jezdnie, a wciąż ograniczenia jak stały tak stoją nadal. Jeśli to obszar zabudowany, podwyższenie prędkości uzyskamy przez znak B-33 - "ograniczenie prędkości" ! Tak - znak ten pozwala na podwyższenie prędkości (ale tylko na obszarze zabudowanym - poza nim nie ma możliwości podniesienia ów).

środa, 4 czerwca 2008

Idą (?) zmiany ...

Od kilku ostatnich dni, prasa/media prześcigają się w informowaniu o nowościach, które mogą zostać wprowadzone w szkoleniu i egzaminowaniu kandydatów na kierowców.

I tak, funkcjonariusze Policji (wydział Ruchu Drogowego) z jednego z miast Polski zaproponowali, by o prawo jazdy mógł się ubiegać dopiero 21-latek. Podają, iż podniesienie wieku znacząco poprawi bezpieczeństwo a tym samym zmniejszy ilość wypadków i kolizji drogowych. Ciekawe, czym kierowali się ów policjanci, gdyż np ze strony Komendy Głównej wynika, że młodzi kierowcy nie powodują największej ilości wypadków. Wydaje się jednak, że pomysł ten nie ma szans na wejście w życie, choć - nie stawiajmy jeszcze kropki gdyż wszystko może się zdarzyć.

Z kolei w Ministerstwie Infrastruktury trwają prace nad nowelizacją, która będzie zakładała możliwość kierowania pojazdem od 16 roku życia pod nadzorem dorosłej osoby. Oczywiście, będzie trzeba spełnić szereg dodatkowych wymogów - wspominano o oznakowaniu auta, pokrewieństwach osoby nadzorującej i kierującego, dodatkowych egzaminach i kilka innych - i właśnie spełnienie tych warunków może być nie do przeskoczenia dla przyszłego kierowcy.

Innym "newsem", jest propozycja opłacania egzaminów przez ośrodki szkolenia. Gdyby osoba podchodząca do egzaminu na prawo jazdy go nie zdała, to kolejne "próby" miałby być opłacane prze ośrodek szkolący tą osobę. Świetne ? A egzaminatorzy chcą skrócić egzamin w ruchu drogowym do 30 minut, ponieważ nie wyrabiają się z ilością "klientów".

Nowości u nas dostatek, nie zawsze są to trafione pomysły, nie zawsze będą prowadził to poprawy sytuacji - ae przynajmniej nikt nie zarzuci że się nic nie robi ...

A dziś na pięć egzaminów wewnętrznych zdała jedna osoba. Faktycznie chłopak potrafi jeździć autem. Zaliczył parkowanie równoległe w dość ciasnym miejscu, zawrócił poprawnie i wytrzymał 40 minut jazdy po mieście w szczycie komunikacyjnym. Innym się nie udało. Jedna osoba nie potrafiła wskazać elementów w komorze silnikowej (a więc nawet nie ruszyła autem), drugi kursant oblał na pierwszym skrzyżowaniu (wymuszenie pierwszeństwa), a trzecia kursantka zapomniała iż auto którym jechała ma manualną skrzynię biegów i że to ona powinna zadbać o właściwe przełożenie. Nie pozostaje nic innego jak ćwiczyć nadal, bo o egzaminie mogą zapomnieć w tej chwili.

sobota, 31 maja 2008

Fabryka kierowców ?

W ostatnich czasach - być może z powodu ilości kandydatów - coraz częściej mam do czynienia z osobami nienadającymi się na kierowców. oprócz wymaganego wieku, orzeczenia lekarza o braku przeciwwskazań, chęci - i coraz bardziej rozepchanego portfela - potrzeba dość dużej wiedzy teoretycznej, którą należy zastosować na zajęciach praktycznych, umiejętności koncentracji, zdolności przewidywania i wiele wiele innych.
Człowiek + samochód może dać wybuchową mieszankę i to nie tylko z powodu braku umiejętności jego prowadzenia, znajomości przepisów - ale także braku wyobraźni, nieprawidłowych ocen sytuacji drogowych. Oczywiście istnieje nadal problem alkoholu i podobnie działających środków, lecz nie o tym dzisiejszy wpis.

Charakterystyka absolwenta kursu na kategorię B prawa jazdy przewiduje m.in realizację takich tematów jak:

- zasady zachowania bezpiecznych odległości pomiędzy pojazdami - tymczasem kursant na 18 godzinie (po wielu uwagach na ten temat) omija stojące auta dosłownie na milimetry ! A rowerzysta to już zupełnie ignorowany uczestnik ruchu. Po co się nim przejmować ? Jest taki "mały" ! Niech sam dba o siebie !
- zasad ruchu drogowego, w szczególności odnoszących się do ograniczeń prędkości, pierwszeństwa przejazdu, znaków i sygnałów oraz dokumentów uprawniających do kierowania i używania pojazdu - kursantka (21 godzina jazdy) - wydaje się nie zauważać sygnalizacji świetlnej. Ona jedzie non stop, a przed czerwonym hamuje instruktor. Gdy pytam o to, czy sygnalizacja jest widoczna, najczęściej pada odpowiedź "zagapiłam się". Kursant (25 godzina jazdy) - nie widziałeś czerwonego sygnału ? - pytam - patrzyłem na przechodzących pieszych. Nie mogę patrzeć wszędzie przecież - odparł ...
A ile razy słyszę, że przepisy są po to aby je łamać ...
- posługiwania się urządzeniami sterowania pojazdem podczas jazdy i parkowania - kursant (23 godzina jazdy - po 4 latach przerwie) nie może odnaleźć stacyjki w pojeździe. Nie wie co to "hamulec awaryjny". Ta sytuacja chyba na zawsze pozostanie w pamięci ...
- obserwowania drogi i przewidywania rzeczywistych lub potencjalnych zagrożeń - obserwowania drogi ? Ewentualnie czy nie idzie w pobliżu jakiś znajomy, któremu można pomachać. Kursantka (14 godzina jazdy) pozdrawiając pieszych próbuje wymusić pierwszeństwo skręcając w lewo - bo - któż przejmowałby się nadjeżdżającym autem z przeciwka ?
- respektowania praw innych uczestników ruchu oraz porozumiewania się z nimi przy użyciu dopuszczalnych środków - ooo, a tutaj to tłumię wulgaryzmy, chęć używania sygnału dźwiękowego zupełnie mijającego się z jego przeznaczeniem, a czasem także zwracam uwagę na niekulturalne gesty przyszłych kierowców. Skoro już na tym etapie ich zachowanie jest tak dalece niezgodne z kulturą jazdy, boję się myśleć kiedy będą mieli 3 miesiące "prawko" ...

Zmierzam do tego, że nie wszyscy mają predyspozycje do kierowania pojazdami. Ośrodki szkolenia mając kontakt z kandydatami powinny skutecznie wyłapywać i nie dopuszczać do egzaminów tych, którzy się nie nadają ! Ale to wbrew interesom - gdyż kto powie kursantowi aby zrezygnował z kursu ? To oznacza wycofanie przynajmniej części opłaty za kurs a i do ośrodków egzaminacyjnych wpadłoby mniej pieniędzy ! Przy okazji istnieje możliwość naciągnięcia kursanta na godziny dodatkowe. Same zyski ? Dla ośrodków tak, ale dla społeczeństwa nie bardzo. Skutki możemy obserwować po ilości kolizji, wypadków, poziomie kultury jazdy ...

piątek, 23 maja 2008

Skuteczne hamowanie.

Hamowanie, to proces polegający na zatrzymaniu pojazdu, lub zmniejszenia prędkości (zrealizowane przez układ hamulcowy lub silnik). Niby proste, a stwarza wiele problemów.
Podczas szkolenia osób ubiegających się o dokument prawa jazdy, często można spotkać nieprawidłowe hamowanie kursanta - pomimo wielokrotnego omawiania tego zadania wcześniej. Instynktowne (?) wciskanie sprzęgła przy każdym hamowaniu jest błędem. Każdorazowe odłączanie napędu, jest nie tylko zbędnym zabiegiem - ale także zmniejsza stabilność pojazdu. W dodatku, w razie konieczności zmniejszenia prędkości jako pierwsze wciskane jest sprzęgło, a to powoduje dodatkowy wzrost czasu reakcji. Przyjmuje się, że średni czas reakcji kierowcy od momentu zauważenia przeszkody do naciśnięcia hamulca wynosi 1 sekundę, co przy 100km/h daje około 26 metrów przejechanych bez zmniejszania prędkości. Jeśli doliczyć czas na "sprzęgło a potem hamulec", wychodzi sporo metrów bez wyhamowywania pojazdu.
Na pytania w jakim celu jest to sprzęgło, odpowiedź najczęściej jest taka: - Aby nie zgasł silnik.
Przy małych prędkościach zgadza się, ale nie powyżej 30-40 km/h.

Innym błędem, który można zaobserwować jest rozłożenie siły hamowania. Przykładowo: dojeżdżając do skrzyżowania ze znakiem STOP, kursanci na samym początku hamowania bardzo powoli zmniejszają prędkość, a im bliżej linii zatrzymania tym nacisk na pedał hamowania jest silniejszy. Komfort jazdy bardzo się obniża wówczas, a sam kierujący nie zostawia sobie szansy na wypadek jakiejś śliskości jezdni występującej w obrębach skrzyżowań.
Hamując w ten sposób narażamy się także na najechania na tył, ponieważ często jadący z tyłu nie spodziewa się aż takiego wzrostu siły hamowania.

Kodeks drogowy dokładnie mówi tak: kierujący pojazdem jest obowiązany hamować w sposób niepowodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia. Oczywiście, występują różne sytuacja drogowe i kierowca często jest zaskoczony np pojawieniem się przeszkody - wtedy hamowanie występuje jako czynność nagła, wymuszona. Jednocześnie: kierujący pojazdem jest obowiązanyt utrzymywać odstęp niezbędny wo uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu. Wynika z tego, że prawie zawsze winą za zderzenie (najechanie na tył) będzie obarczony kierujący jadący z tyłu. Prawie, ponieważ może dojść także do zajechania drogi - lub gdy pojazd poprzedzający hamował gwałtownie pomimo braku uzasadnionej przyczyny.

Trzecim zagadnieniem, na który kursanci nie zwracają uwagi, jest śliskość nawierzchni spowodowana opadami atmosferycznymi. Tam, gdzie jezdnia aż się błyszczy przy opadach deszczu, jest bardzo ślisko a koła pojazdu mają ograniczoną przyczepność. W dodatku, najbardziej niebezpieczna jest jazda, kiedy to zalegający kurz i mnóstwo innych nieczystości miesza się z pierwszymi kroplami deszczu. Tworzy się wtedy niewidoczna warstwa, przy której o poślizg bardzo łatwo. Po kilku minutach jest już nieco lepiej, tylko czy o jeździe w koleinach wypełnionych wodą możemy mówić jako o tej "lepszej" ?

A na koniec jeszcze o drodze hamowania, podawanych przy okazji różnorakich testów.
Otóż wynika z nich, iż nowoczesne pojazdy mają coraz krótsze drogi hamowania (mieszczące się poniżej 40 m z prędkości 100 km/h). Zwróćmy jednak uwagę na fakt, iż to nieco inna sytuacja którą mamy na drodze. Pomiary testowe dokonują kierowcy, którzy umiejętność hamowania opanowali do perfekcji, poruszają się po nawierzchni szorstkiej, równej - i wreszcie - samo rozpoczęcie hamowania następuje w odpowiednim momencie. W realnym przypadku drogowym, kiedy to potrzebujemy maksymalnie szybko wyhamować rozpędzony pojazd dojdzie do tego kilka elementów: choćby czas reakcji, stan nawierzchni, technika hamowania, stan psycho-fizyczny kierującego i kilka innych. I może się okazać, że z obiecanych przez producenta najnowszego modelu auta 38 m (ze 100 km/h) wyjdzie nam trochę ponad 50 ...

środa, 14 maja 2008

Nagie ulice

Czy to możliwe ? - Tak. Skrzyżowania pozbawione znaków i sygnalizacji. Nagie, bezbronne i ... bezpieczne !

Na pomysł ogołocenia skrzyżowań ze znaków poziomych, pionowych, sygnalizacji świetlnej już kilka lat temu wpadli inżynierowie ruchu drogowego z Wielkiej Brytanii. Doszli do wniosku, że zdejmując wszystkie "pomagacze" kierowcy zaczęli naprawdę uważać. Dojeżdżając do przecięcia się dróg, nie mogli już być pewni bezpiecznego przejazdu - a to było (jest) bardzo złudne założenie. Zwiększenie uwagi i doprowadzenie do stanu, kiedy kierowcy faktycznie uważają na skrzyżowaniach przyniosło spadek liczby kolizji i wypadków w miejscach bez oznakowania !

W Polsce także pojawiły się takie pomysły - m.in w Toruniu, Nowej Soli (nie w całych miastach naturalnie). Wnioski ? Podobne jak w krajach zachodniej Europy. Szkoda tylko, że idzie to z takim oporem - także samych kierujących, którzy boją się nagich skrzyżowań. Np w mieście na którego ulicach pracuję buduje się kolejne sygnalizacje świetlne. Jeśli tak dalej będzie, za kilka lat co 500 metrów będzie sygnalizacja. Czy to jest dobre rozwiązanie bezpieczeństwa, płynności, przepustowości i zgodne z zasadami ekologii ? Już dziś wysepki, linie, "bezkolizyjne" skrzyżowania, wyjazdy, mnóstwo znaków drogowych mają ułatwić jazdę i "prowadzić" kierowcę jak za rękę tak - by nie doszło do wypadku/kolizji. W dalszym ciągu Polska bije rekordy w ilości znaków drogowych. Coraz częściej zdarzają się sytuacje, że kierujący nie są w stanie ogarnąć wszystkich (z powodu ilości). Bezsens. Klasycznym przykładem jest ustawianie znaku zakazu: B-20 (STOP). Wg szczegółowych wytycznych wyraźnie sugeruje się iż powinien on być ustawiany w miejscach, w których widoczność na skrzyżowaniach jest znacznie utrudniona. Tyle teoria - a praktyka ? Stawia się go na skrzyżowaniach z dużą ilością zdarzeń drogowych, jakby to było rozwiązanie problemu ! Tu statystyki wypadków mówią same za siebie.

Nie tędy droga ...


Białystok - ul. Piękna
Zdjęcie: Gazeta.pl