środa, 25 czerwca 2008

Egzamin egzaminatora ...

cd. z cyklu Stop wariatom ...

Ostatnio zajmowałem się jedyni błędami kursantów - teraz czas na drugą stronę medalu ...
Po zakończeniu egzaminu (w tym przypadku na mieście) bardzo często - ba prawie zawsze następuje zamiana miejsca w aucie i drogę do ośrodka egzaminowania pokonuje egzaminator za kierownicą. I to mniej istotne, czy kursant stworzył zagrożenie, czy też powtórzył któryś z tzw drobnych błędów. W tym momencie jest już i tak "spalony" - a po co miałby się wysilać i jechać 5-7 czy nawet 10 minut, gdy egzaminator pokona ten sam odcinek kilka razy szybciej ?

I tu zaczynają się główne grzechy ... Po pierwsze - w momencie zamiany miejsca za kierownicą egzamin jest już zakończony. A to oznacza, iż oznakowanie pojazdu tablicą z literą L powinno być zasłonięte lub zdjęte ! Wszak to już nie egzamin, a pojazd nie powinien się wyróżniać spośród innych. Jak jest - wiemy. Ja nigdy jeszcze nie widziałem by którykolwiek z egzaminatorów pofatygował się.

Choć z drugiej strony - może to i lepiej że taki pojazd nadal się wyróżnia z tłumu ? Jeśli weźmiemy pod uwagę prędkość z jaką się porusza, może to być uzasadnione. Ograniczenie prędkości znakiem ? W obszarze 50 km/h ? Wolne żarty ! Takie prędkości to powinien (ba - musi) przestrzegać ktoś kto próbuje zdać egzamin, ale już nie kto inny - a w szczególności zapracowany i zestresowany obowiązkami egzaminator który zawsze się gdzieś spieszy. 70 i więcej na ograniczeniu do 40 to wręcz norma. No dobrze - bądźmy sprawiedliwi. Wolniej się jedzie wtedy, gdy się szybciej nie da bo - np jest zator !

Jakiś czas temu wydarzyła się kolizja, którą miałem przyjemność obserwować i prawie uczestniczyć (byłem na obserwacji egzaminu). W takich przypadkach zawsze wzywana jest policja. Wyobraźmy sobie teraz minę egzaminatora a także osoby zdającej - gdy okazało się że egzaminator zapomniał zabrać ze sobą dokumentów na auto (dowód rejestracyjny, ubezpieczenie) a także m.in swoich uprawnień egzaminacyjnych ! Oczywiście wykonał telefon i dokumenty za kilka minut dowiózł pracownik ośrodka - ale zadajmy sobie pytanie: czy taki przykład powinna dawać osoba która wymaga od innych ?

A więc przekroczenia prędkości, najeżdżanie na powierzchnie wyłączone, linie ciągłe, przejazdy na późnym żółtym (tzw trzecia faza żółtego) - to chleb powszedni. A rozmowa przez telefon komórkowy (bez zestawu naturalnie) ? No oczywiście ! Przecież to na pewno bardzo ważna rozmowa która nie może czekać ... Jazda bez zapiętych pasów bezpieczeństwa ? Również. Może papierosik ? Czemu nie - wszak to już po egzaminie czyli palić wolno !
Ohydne.

A że obok siedzi osoba którą się przed chwilą oblało, że nadal są uruchomione kamery monitorujące tą wyczynową jazdę. Kursant przez najbliższych kilkanaście minut (lub dłużej) będzie przeżywał niepowodzenie, więc hulaj dusza ...
Naturalnie nie każdy tak postępuje, nie każdy notorycznie łamie wszelkie przepisy co do których powinien stać na straży. Bo skoro od innych wymaga, to jaki powinien dawać przykład ? Jaki to autorytet ?

5 komentarzy:

  1. Widać jest różnica między autorytetem a auto-rytetem :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Macie chyba jakichś kiepskich egzaminatorów. Nasi zachowuja się porządnie. :)

    To kolejny argument za tym, żebyś się Pszczółku przeprowadził :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie, Pszczółku. W szkole czytałem Sienkiewicza i teraz wiem, że na wschodnich kresach bezpiecznie nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto przygarnie kropka ... yyy Pszczółka* ?

    ;-)

    OdpowiedzUsuń