czwartek, 13 września 2007

Stres a egzamin

Jednym z czynników, który niekorzystnie wpływa na zachowanie na egzaminie jest stres.
Niestety, praktycznie większość osób przejawia zachowanie stresowe, a prowadzi to do popełniania różnych błędów. Są sytuacja, przy których osoba zdająca popełnia drobny błąd. Sama jednak sądzi iż skoro to egzamin, (a obok siedzi egzaminator który wszystko obserwuje) to ów drobny błąd nie jest wcale taki drobny, lecz poważny i może zakończyć egzamin. Nic bardziej mylnego. Często właśnie drobne błędy nie decydują o wyniku egzaminu. Ponieważ nie myli się tylko ten, co nic nie robi.

Każdy z nas popełnia jakieś błędy. Niestety na egzaminie, potęgowani drobnymi potknięciami u sporo osób stres się potęguje i pojawiają się błędy poważniejsze - a te jak najbardziej mają wpływ na wynik egzaminu. Np po zdławieniu silnika przy ruszaniu (zgaśnięcie silnika), następuje ponowny taki sam błąd - nieudane ruszenie, lub nieupewnienie o możliwości kontynuowania jazdy. Bowiem sytuacja na drodze jest dynamiczna i uległa zmianie, a osoba zdająca większość uwagi skupiła na poprawnym ruszeniu z miejsca. Powoduje to stres i zdenerwowanie zaistniałą sytuacją (choć nie zawsze). W dodatku w tym momencie wystarczy jakikolwiek nieprzyjemny komentarz egzaminatora i problem gotowy. Nie wiele osób potrafi sobie wtedy poradzić i zachować zimną krew. Bo i nie jest to łatwe. A wystarczyłoby powstrzymać się od komentowania i ocenić podejmowanie decyzji przez osobę zdającą.

W nieco innym kontekście można powiedzieć wtedy, gdy egzaminator specjalnie wprowadza kursanta w niepokój/zdenerwowanie już od samego początku egzaminu. Na przykład zadając nietypowe pytania, popędzając, komentując poczynania. Nie raz spotkałem się z tym, a osoba egzaminowana nie była w stanie skupić się na zrealizowaniu zadania. Egzaminator w duszy się cieszył, a osoba egzaminowana przeżywała wewnętrzny horror. M.in takim wybrykom ma zapobiegać obecność instruktora. Trochę to pomaga, przynajmniej tak twierdzą kursanci.

Na kursie staram się pomóc w opanowaniu stresowych sytuacji. Nie zawsze się to udaje, ale próbować w opanowaniu tego zjawiska zawsze warto walczyć. Do każdego klienta trzeba podejść inaczej. Tak aby zrozumiał że ów drobny błąd nie jest wcale taki straszny - także na egzaminie. Liczy się natomiast, jak zachowa się po błędzie...

sobota, 8 września 2007

Życie w sobotę

Dziś święto, ludzie odpoczywają i świętują, a ja oczywiście do pracy. Jedyne 8 godzin i wekkend.
Ruch w mieście większy, sporo tzw niedzielnych kierowców zwłaszcza w pobliżu kościołów, ale także na głównych arteriach.
Mój dzień wypełniają zdolne lenie - osoby, które technikę jazdy wyniosły z domów, ale w ogóle nie zwracają na znaki i specyfikę ruchu miejskiego - pieszych i zasady dynamiki jazdy. Tyle razy im powtarzam, aby szybciej ruszali ze skrzyżowań, nie ciągnęli się główną ulicą miasta 30 km/h, uważali na pieszych - ale jak grochem o ścianę. O dziwo, sporo kolegów z pracy też dziś jeździło. Było wesoło, bo spory ruch powodował różne ciekawe i niecodzienne sytuacja. Oczywiście, kursanci niejednokrotnie gubili się w tym gąszczu.

Jeden z kursantów, który niedługo ma egzamin, usłyszał ode mnie iż nie ma szans na zdanie tegoż. Sami osądźcie, czy osoba która popełnia takie błędy ma szanse:
  1. lekceważenie znaku STOP (patrz pkt 5),
  2. wybór niewłaściwego pasa ruchu (przed skrzyżowaniami-zwłaszcza na drogach jednokierunkowych),
  3. zachowanie w stosunku do ruchu pieszych (twierdzi że ich nie widzi ...),
  4. czasem brak reakcji na sygnalizację świetlną (!),
  5. kompletny brak obserwacji znaków drogowych (poziomych i pionowych),
Jak dla mnie - kompletna lipa i lenistwo. Zostało mu niecałe 10 godzin. Niebawem będzie miał wymagający egzamin wewnętrzny. Jeśli go nie zda, będzie miał kłopoty. Walczę z jego błędami od samego początku. Prośby, groźby, tłumaczenia ... nic to nie daje. Chyba stać go na kilka egzaminów - może zrozumie swój błąd wtedy ?

Natomiast, jeśli chodzi o M i K - którzy niedawno zaczęli kurs (szczegóły we wcześniejszych postach) - M będzie miał sporą przerwę, ponieważ jest zawalony pracą. Idzie mu coraz lepiej, tyle że się to wszystko wydłuży i najprawdopodobniej K go wyprzedzi w ilości godzin. Jej także wychodzi coraz lepiej. Wczoraj, nieco się zestresowała, gdy miała odwieźć właśnie M. O rany, beznadziejnie wtedy jechała. Mam nadzieję, że zrozumiała że czasem trzeba będzie pojechać w obecności kogoś jeszcze oprócz mnie :)

Dzisiejszy dzień zapisał się pod znakiem używania sygnału dźwiękowego. To był chyba rekord sygnałowego poganiania mnie, a głównie to chyba moich kursantów. Nauczyłem się już w ogóle nie zwracać na to uwagi, ponieważ najczęściej jest to typowy przejaw braku kultury i zrozumienia sytuacji szkolenia z jazdy.

Pod koniec pracy, kolega od którego sporo się nauczyłem, znów poprosił o przeprowadzenie egzaminu wewnętrznego. Dlaczego wybrał akurat takiego gówniarza jak ja ? Robię mu wszystkie egzaminy. Dobrze się z tym czuję i zawsze chętnie służę pomocą. Tylko się zastanawiam, dlaczego wybrał akurat mnie ?Bo on to wieloletni i doświadczony pracownik, który zna wszystkich od początku istnienia firmy. Osoba, którą dał na egzamin oblała - wymusiła pierwszeństwo na przejściu dla pieszych. A przy okazji, miałem przyjemność popracować 40 minut na firmowym pojeździe. Wrażenia, są niezapomniane. Jego stan techniczny był fatalny - aczkolwiek wszystko sprawne, tylko silnik 3-cylindrowy chodził jak kosiarka, fotele wyduszone i zupełnie bez komfortu - do tego niestety, ale auto było brudne :(

8 godzin nawet szybko zleciało. Teraz trochę wolnego, a w poniedziałek znów do pracy :)

piątek, 7 września 2007

Człowiek pracujący

Wstaję może nie wcześnie - bo o 7 rano, łazienka, śniadanie i do pracy. Mam jakieś 30 minut (gdy jadę sam) i jestem pod biurem. Najczęściej o 9 rozpoczynam. Jak zdążę, to biegnę podpisać listę obecności (rzadko kiedy), no i zaczyna się. Kolejne osoby zajmują miejsce za kierownicą i uczą się jeździć.
Przy obecnym systemie szkolenia - tj 30 godzinach jazdy (a dokładniej: co najmniej 30 godzinach jazdy), jest już trochę czasu na naukę jazdy po mieście, ponieważ plac manewrowy uległ znacznemu okrojeniu. Często bywa, że wystarczy poświęcić 2 godziny i plac jest opanowany. Zostaje więc 28 godzin na miasto - w tym zawracanie i parkowanie.
Jeśli chodzi o jazdę, to wygląda to tak, że najpierw tłumaczę (dość ogólnie) jak wygląda egzamin, następnie zajęcie prawidłowej pozycji. Mówię też do czego służą te przyciski/manipulatory i inne guziki. Potem, sporo osób jest w szoku iż na pierwszej godzinie proszę ich o zajęcie miejsca za kierownicą (!). Spore napięcie, stres i nie pewność nie pomagają tym osobom pokonać pierwsze metry. Wyłączam radio, ściszam głos i staram się rozluźniać atmosferę. Oczywiście wszystko na mało uczęszczanej drodze. Sporo trzeba się na tłumaczyć, stąd po kilku pierwszych godzinach jednego dnia jestem wyczerpany.

Przy zawracaniu w sumie wyjaśniam kryteria i dalej to już ćwiczenia. Tak samo przy parkowaniu - tyko tu istnieje pewne niebezpieczeństwo. I nie chodzi mi o możliwość uszkodzenia pojazdu(ów), tylko o reakcję innych kierujących. Nieraz, spotkałem się z agresją ze strony osób których auta były obok nas. Ludzie boją się, że zaczepimy/przerysujemy/uszkodzimy.
Uczciwie dodam, iż ostatnio dwa razy spotkałem się z sytuacją, kiedy ludzie obok podpowiadali jak poprawić parkowanie (mówili to do kursantów) - aż byłem w szoku !
Moja praca polega na stałej koncentracji, obserwacji, przewidywania kolejnych kroków kursanta a także myślenie za kierujących obok nas.

Po tych wszystkich ćwiczeniach, jest już godzina 20 (gdy kończę). Rzadko kiedy uda się skończyć o tej równej 20, więc kilka minut po wracam do domu. 30-40 minut (jest ciemno, stąd wolniej jadę) i jestem w domu. Mimo że zrobiłem w pracy 11 godzin, wracając znów muszę się skoncentrować na drodze. W domu pozostaje sprzątnąć wnętrze auta, papierki, woreczki itp, umyć szyby. Potem czas na mnie. Najpierw prysznic, następnie kolacja (przy komputerze). Jak tylko włączę GG, odczytuję wiadomości z dnia a gdy zmienię status na dostępny/zaraz wracam, od razu są chętni do rozmowy (na liście mam 25 osób). Bardzo mnie to cieszy, tylko mam duże opóźnienia w odpisywaniu :)
Moderowanie forum, zerknięcie na blog i komentarze (to miły moment dnia), sprawdzenie poczty e-mail.

Tak wygląda mój dzień pracy. Wiem, że to sporo a nawet za dużo. Nie zawsze pracuję do 20 (a tylko kiedy muszę-zwykle planuję pracę do godziny 18-19). Mam nadzieję, że nie potrwa to długo, ponieważ czuję się już tym zmęczony (a na pewno także jakość szkolenia na tym cierpi). Na razie musi jednak tak zostać, ponieważ potrzebuję kasy na mieszkanie lub dom. Kiedyś o tym napiszę, ale nie teraz.

Pozdrawiam czytających :)

czwartek, 6 września 2007

Kultura jazdy. Zator drogowy.

Tak jak obiecałem, najpierw o nauce jazdy w korku.
Palpatine w jednym z komentarzy napisał, iż przyszłych kierowców nie uczy się jeździć w korkach (chodzi o zatory drogowe). Myślę, że to nie jest do końca tak, ponieważ chyba nie ma sytuacji, aby podczas całego szkolenia 30-godzinnego nie było okazji do takiej jazdy.
U mnie wygląda to następująco: gdy osoba ma już podstawy za sobą (ruszanie/hamowanie/skręcanie itp), wjeżdżamy powoli do centrum, a tam prawie zawsze są zatory. Nauka w tym momencie polega na uświadomieniu kursantowi tematu zależności względem innych kierujących. Bo za chwilę to on może znaleźć się na podporządkowanej, z której nie da się wyjechać bez uprzejmości innych, to on będzie potrzebował zmienić pas ruchu na zakorkowanej jezdni, wreszcie to on będzie potrzebował włączyć się do ruchu (np. z jakiejś zatoczki). Podobne sytuacje można długo wymieniać. Postawienie się po tej drugiej stronie, łatwiej pozwala na zrozumienie problemu jazdy mądrej i efektywnej podczas zatorów drogowych (choć nie tylko).

Myślenie, koncentracja także są bardzo ważne podczas takich jazd. Do tego dochodzi jeszcze nauka pozytywnych gestów (co niektórzy kursanci uważają za dziwne i nieodpowiednie). Częstym problemem jest brak cierpliwości, a także kultury (mam na myśli swoich uczniów). Ich komentarze niejednokrotnie mnie zaskakują i zmuszają do stłumienia. Ludzie wtedy dziwią się, dlaczego nie pozwalam im komentować i popędzać innych. Swoją drogą - skądś muszą wynosić te negatywne cechy. Najpewniej z najbliższego otoczenia - domu, kolegów itp z którymi mają okazję podróżować. Wyhamowanie tych złośliwych emocji także mieści się wg mnie w pojęciu nauki jazdy.

Tak w wielkim skrócie robię ja. Temat jest bardzo ciekawy i na pewno nie został wyczerpany.

A teraz o egzaminie:
Trafiliśmy do egzaminatora, z którym miałem średnio miłą rozmowę na poprzednim spotkaniu. I tu pełne zaskoczenie - on bardzo miły, niezwykle rozmowny (opowiadał o osach, autach, egzaminach, korkach i wypadkach !) - a wszystko to w 15 minut - kiedy kursantka sprawdzała stan techniczny, a potem (tak jak sądziłem już wcześniej) cofając na łuku nie zmieściła się i był koniec. Ależ mnie zaskoczył - czyli można być miłym i ludzkim ?

A teraz o innych bzdurach:
Wczoraj opuściłem pewne forum, na którym byłem od niedawna i nie zdążyłem się tam zbytnio zadomowić. Sądziłem, że łatwiej będzie należeć do tego grona, z uwagi na pewne podobieństwa. Jednakże troszkę się pomyliłem. Wkurzało mnie to szukanie podtekstów, licytacja głupoty niektórych użytkowników, brak pracy moderatorów i kilka innych spraw, dlatego sobie poszedłem. Dziś czuję się nieco dziwnie. Przeglądałem, co nowego napisali ale jutro już chyba nie będę.
A może to ja jestem zbyt wymagający ? Będąc moderatorem na innym forum, czasem słyszę opinie iż jestem zbyt sztywny w tym co robię. Zasady/regulamin jest jasny. Rozumiem, że ktoś może czegoś nie-doczytać (choć powinien zerknąć do regulaminu), ktoś może się pomylić itp itd. Ale jeśli raz, drugi - zwracam uwagę a to nie pomaga - to sorry, ale ostrzeżenie(a) leci na konto. Jeśli administratorowi to nie pasuje, to niech mnie wywali (:P), choć akurat na moim forum administrator wpada na forum raz na 4 dni. On także mnie wkurza, bo nie dba o to i nie ma go gdy jest potrzebny - ale trudno. Ja robię swoje a za resztę odpowiada administrator.